Wish you pain ~ Lellinger
"I hope your fear is thick like poison
It gets into your blood
I hope you push until you cannot breathe
And it's still not enough"
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - krzyczałem na mojego ojca, który z powodu ogarniającego go poczucia winy, nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
- Przepraszam Stephan, to była chwila uniesienia, nic więcej - tłumaczył, a ja coraz mocniej zaciskałem dłoń na nożu.
- Ty żartujesz, tak?! Nie wiedziałem, że można być tak wyrachowanym! Przecież doskonale wiedziałeś o... - zawahałem się, nie chciałem o tym mówić, nie w jego obecności.
- Stephan - wtrącił się do rozmowy Andreas.
- Zamknij się, ty mała dziwko - warknąłem, spoglądając na jego twarz, która wyrażała czystą skruchą.
- Stephan! - krzyknął mój ojciec. Spojrzałem na niego wzburzony.
- No co? Jeszcze kilka minut temu pieprzyliście się w naszym salonie. Dlaczego teraz nie mam prawa go tak nazywać? - założyłem ręcę na piersi i uważnie skanowałem jego twarz.
- Znacie się od tylu lat - zaczął mój ojciec - nie możesz tak tego zaprzestać.
- Ah, tak? Co ty nie powiesz? Ale muszę cię wyprowadzić z błędu! Nie chcę mieć już nic wspólnego z tym czymś - gestykulowałem dłońmi, wskazując palcem na Andreasa, który wyglądał jakby już był bliski płaczu.
- Nie możesz mu odpuścić? Przecież to tylko jeden raz - stwierdził mój ojciec, a ja czułem, że się gotuję. Dlaczego mi to zrobił? Przecież wiedział, że Wellinger podoba mi się niemalże od samego początku.
- Matka nie żyje od dwóch miesięcy, a ty już posuwasz mojego przyjaciela! Może mi zaraz powiesz, że weźmiecie ślub! Jak ja się będę do niego wtedy zwracać? Tato?! Przecież to jeszcze gówniarz! Coś ty mu naobiecywał?! - krzyczałem na mojego ojca, czując, że paruje ze mnie cała złość.
- Ja... chyba lepiej, jak już pójdę i nigdy nie wrócę - stwierdził Andreas, który rozkleił się na dobre. Od zawsze nienawidził krzyku, był na niego wrażliwy, dlatego nawet nie dziwiłem się tym łzom, ale wcześniej nigdy nie podniosłem na niego głosu.
- Andi, jest ciemno, zostań - powiedziałem łagodnie, nawet nie wiem, czemu to zaproponowałem. Może było mi go po prostu szkoda? W końcu to jeszcze dzieciak, nie chciałem, by zamarzł na jednej ławce w parku.
- Nie Stephan, nie mogę. Ja przepraszam, nie chciałem. Gdy tu przyszedłem pragnąłem z tobą porozmawiać, ale twój ojciec powiedział mi, że cię nie ma. Chciałem pójść do domu i wrócić później, ale on - wskazał palcem na mojego rodziciela - stwierdził, że lepiej będzie, jak poczekam. Po chwili dał mi kieliszek wina, później następny. Wiesz, że mam słabą głowę, dopiero twoje krzyki wybudziły mnie z letargu. Zdaję sobie sprawę, że to moja wina, dlatego też mogę ci już teraz obiecać, że zniknę z twojego życia raz na zawsze - jąkał się Wellinger, a ja nie potrafiłem powiedzieć ani słowa. Byłem na niego wkurzony do granic możliwości, ale mimo to nie wyobrażałem sobie życia bez niego.
- Czekaj, ile ty tego wina wypiłeś? - zapytałem łącząc powoli wszystkie fakty.
- Nie wiem, dwa kieliszki, może trochę więcej - wzruszył ramionami, starając się znaleźć odpowiednią odpowiedź.
- Nie uważasz, że to dziwne? - bardziej stwierdziłem, aniżeli zapytałem.
- Ale co?
- No upicie się dwoma kieliszkami, chyba, że.... - wszystko zaczęło docierać do mnie we zwolnionym tempie. Nie mogłem uwierzyć, że mój ojciec potrafił posunąć się do czegoś takiego.
- Jak mogłeś?! - podbiegłem do niego i chwyciłem za skrawek koszuli, on spoglądał na mnie z wyższością.
- No co? Od zawsze mi się podobał, trzeba było tylko odpowiednio wykorzystać okazję - stwierdził, a ja nie mogłem tego dłużej słuchać, jednym ruchem złamałem mu nos, chciałem nawet wyprowadzić kolejny cios, ale zatrzymał mnie Andreas.
- Możesz mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? - zapytał zdziwiony, jak widać tabletki nadal na niego działały. Był wyraźnie otumaniony.
- On ten.... -trudno było mi nazwać go "ojcem" - podał ci pewną tabletkę - powiedziałem i spojrzałem na jego twarz. Był wściekły, smutny, zrozpaczony, składał się z tak wielu emocji. Po raz pierwszy tego dnia, miałem ochotę go przytulić.
- Ja... przepraszam Stephan, ale chyba chcę zadzwonić na policję - powiedział skruszony.
- Nie przepraszaj! Dzwoń - przekonałem go.
- Ej, ej. Ja tu jestem - powiedział mój ojciec, w ten denerwujący sposób.
- Nie interesuję mnie to i może zabrzmi to dziwnie, ale życzę ci bólu i cierpienia - oznajmiłem - Nawet nie mogę uwierzyć, jak bardzo zimnym trzeba być, by zrobić coś takiego swojemu synowi! Doskonale wiedziałeś, że go kocham - palnąłem nie myśląc o tym, co mówię. Andreas spojrzał na mnie w szoku.
- Kochasz mnie?
- O tym porazmawiamy później - westchnąłem - ale ty - wskazałem na mojego ojca - lepiej mi powiedz, który rodzic robi swojemu dziecko coś takiego - warknąłem.
Ojciec chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, ponieważ w drzwiach pojawili się policjanci wezwani przez Andreasa. Aresztowali go. Od tego czasu już nigdy go nie zobaczyłem, nie żałowałem. W końcu mam teraz Andreasa i naszego synka, nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro