Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Super psycho love ~ Eisenbichler x Wellinger x Leyhe

Pull me off to darkened corners
Where all other eyes avoid us
Tell me how I mesmerize you
I love you and despise you

- Chodź do mnie - słyszysz jego głos, który przepełniony jest złością i jadem. Starasz, jak najbardziej schować się w szczelinie między łóżkiem, a drzwiami, tak by nie zauważył on twojej sylwetki. Masz wrażenie, że jego kroki stają się coraz głośniejsze, a on sam jest bliżej, niż ci się wydawało.

- Wyłaź stamtąd - warczy, a ty już wiesz, że spotka cię kara. Nienawidzi, gdy go drażnisz, a to właśnie tego dnia uczyniłeś. Przebywałeś ze mną, przytulałeś mnie, dla niego to było za wiele.

- Pozwól mi to wytłumaczyć - błagasz, patrząc na niego swoimi wielkimi oczami, które ja, w porównaniu do niego, kocham z całego serca.

- Tu nie ma, co tłumaczyć - rzuca, a po chwili jego dłoń ląduje na twoim policzku. Spuszczasz głowę, uważając, że na to zasłużyłeś. On czerpie satysfakcję z twojego bólu, uległości i strachu. Zastanawia mnie, dlaczego pozwalasz mu się tak traktować? Czy już przez całe życie będziesz jego workiem treningowym? Jeśli tak, to obawiam się, że za kilka miesięcy dowiem się, że zakatował cię na śmierć, a uwierz mi, tego mu nie podaruje.

- Klękaj - instruuje cię, zaciskając dłonie na twoich ramionach. Na pewno będziesz mieć tam siniaki. Ty słuchasz jego poleceń z niezaprzeczalną uwagą. Robisz to, by nie rozłościć go jeszcze bardziej, ale tak naprawdę, jaki to ma sens Andreasie?

- Ssij - mówi i wkłada ci do ust swojego penisa, którym dławisz się niemal natychmiast, ale jemu to nie przeszkadza. Liczy się tylko on i jego przyjemność. Twoje potrzeby w tym związku nie mają znaczenia i ty o tym wiesz, ale w głębi duszy liczysz na to, że on się zmieni. Gdy dochodzi, bardzo szybko podnosi cię z ziemi, jak taką zabaweczkę. Powiedz mi tylko, dlaczego nie może się tobą znudzić? Dlaczego nie odda cię komuś innemu? Ja zaopiekowałbym się tobą  w wzorowy sposób.

- Odwróć się - warczy, doskonale wiedząc jak tego nie lubisz. Podczas zbliżeń wolisz patrzeć na twarz partnera, ale jego to nie obchodzi. Jest gwałtowny i brutalny,  nie robi tego z miłości. To raczej insynkt zwierzęcy - zaspokajanie swoich potrzeb. Ale powiedz mi co z tobą? Twoje ciało pokryte jest w siniakach, twoja psychika jest, jak szkło. Ty pękasz, przeciekasz mi przez palce, niczym piasek, a ja nie potrafię cię ratować.

- Byłeś cudowny - klepie cię w policzek i rzuca na ziemię, gdzie wymierza ci dwa kopniaki, w ramach nagrody, a ty żałośnie przyjmujesz wszystko od niego, uważając, że tylko na to zasłużyłeś, ale mylisz się. Ja, Kamil, Robert my wszyscy cię kochamy, każdy z nas na inny sposób, ale żaden z nas nie skrzywdziłby ciebie. Nie tak.

- Jestem zmęczony. Przynieś mi piwo - oznajmia, a ty mimo całego bólu, krwi, płynącej z nosa, niczym piesek lecisz do lodówki, tylko po to, by on miał dobrze.

- Jesteś cudowny - cmoka i rzuca się na wasze wspólne łóżko, z którym nie masz dobrych wspomnień.

- Chodź tu - klepie miejsce obok siebie, a ty posłusznie go słuchasz. Wiesz, że za niedługo uwolnisz się od tego koszmaru. W końcu on wyjedzie na zgrupowanie. Ty zostaniesz.

- Wiesz dlaczego to, wszystko się dzisiaj wydarzyło? - pyta, przytulając cię do swojej spoconej piersi. Kiwasz głową, jednak tak naprawdę nie masz pojęcia, dlaczego to robi. Ten człowiek, już nigdy nie będzie definicją miłości.

- Śpij - rozkazuje ci, a ty posłusznie zamykasz oczy, starając się zasnąć, ale nie możesz. Ja też tego nie robię. Martwię się o ciebie, chcę wiedzieć, czy jest z tobą wszystko w porządku, ale oczywiście nie mogę się z tobą skontaktować. Ten chuj zabrał twój telefon. Rano go nie ma. Wiesz o tym. W końcu nigdy nie żegna cię za pomocą gestów, do tego wykorzystuje tylko słowa. On jeszcze nie wie, że na zgrupowaniu mnie nie będzie. Nie wie, że jadę do ciebie. Pukam do twoich drzwi, otwierasz mi zdenerwowany, myśląc, że to on wrócił, ale gdy widzisz mnie natychmiast się uspokajasz.

- Andreas - mówię i delikatnie gładzę twój policzek. Staram się to robić bardzo delikatnie, ale ty i tak się krzywisz. Ile siniaków zrobił ci w tym tygodniu?

- Co ty tutaj robisz? - pytasz spanikowany, mając nadzieję, że on nie pojawi się w domu, kiedy ja w nim będę.

- Przyjechałem cię odwiedzić, sprawdzić, czy żyjesz - mówię ostro, za ostro. Nie powinniem się na tobie wyżywać.

- Przepraszam - szepczę skruszony, przytulając cię do siebie, a ty w końcu zrzucasz maskę. Płaczesz, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz cię uderzył. Ale wtedy wierzyłeś w jego zmianę, a teraz wiesz, że nie masz już szans.

- Zostaw go. Ucieknij. Ja będę cię chronił przed nim - oferuję, a ty się wahasz. Wiesz, że taka opcja byłaby najlepsza, pozbyłbyś się bólu i strachu, który tkwi w tobie.

- Nie mogę - stwierdzasz, a ja zaciskam dłonie w pięści.

- Ah tak. W takim razie odejdę. Raz na zawsze. Nie mogę patrzeć, jak on cię katuje - kręcę głową, a ty spoglądasz na mnie przerażony.

- Zostań Stephi - kwilisz żałośnie, a ja jedyne, co mogę zrobić, to posłać w twoim kierunku uśmiech. Czyli, jednak zależy ci na mnie.

- Zostanę, jeśli ty, zostawisz go. Wchodzisz w to? - pytam, a ty chcesz coś powiedzieć, ale wszystko przerywa nam jego głos.

- Nawet nie próbuj, inaczej pożałujesz tego - ostrzega cię i chce stanąć blisko ciebie, ale ja mu na to nie pozwalam. Zagradzam drogę do ciebie swoim własnym ciałem. On nie ma skrupułów, uderza gdzie popadnie, ale ja nie jestem bierny.
Nagle on spada na podłogę, jego głowa uderza w szklany stolik. Pomieszczenie jest pełne odłamków szkła i krwi. Przykładasz dłoń do ust i szepczesz bezgłośne:

- Chodźmy stąd.

Szybko przybiegamy do mojego domu, będąc świadomym tego, co się stało. On najprawdopodobniej nie żyje. Jak się z tym czujesz? Wydaje mi się, że dobrze. Na twojej twarzy gości błogi uśmiech, ciało wydaje się rozluźnione. Odżyłeś.

- Uratowałeś mnie Stephi, dziękuję - w przypływie euforii całujesz mnie, ale ja tego nie oddaje. Jestem przerażony, patrzę na swoje ręcę, które umazane są krwią. Co ja zrobiłem?

- Co się dzieje? - pytasz zdziwiony, ale ja jedynie kręcę głową. Staram się nacieszyć tobą, jak najdłużej wiedząc, że za niedługo nasz wspólny czas się  skończy i nie mylę się. Już pod wieczór w moim domu pojawiają się policjanci. Zostaję skazany, zostawiam cię samego. To nie trwa długo, już po miesiącu dowiaduję się, że nie żyjesz. To koniec, ty zostawiasz mnie, ale to ja w końcowym rozrachunku opuszczam wszystko.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro