Stoch x Wellinger x Eisenbichler (?)
He thinks that faith might be dead
Nothing kills a man faster than his own head
He used to see dreams at night
But now he's just watching the backs of his eyes
Po wyjściu Wellingera, dwójka mężczyzn spojrzała na siebie wzrokiem pełnym żalu i niedowierzenia.
- Wypuść go - nakazał Stoch. Porywacz uśmiechnął się kpiąco.
- Nie, za bardzo mi się podoba - odparł z chytrym uśmiechem.
- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi, Stephanie - powiedział z naciskiem na jego imię. Z twarzy porywacza zszedł uśmiech.
- Jak mnie nazwałeś? - spytał rozjuszony podchodząc do Kamila.
- Stephan, tak masz naprawdę na imię - Polak wzruszył ramionami. - Myślałeś, że się nie dowiem? Mam kontakty wszędzie, a używanie imienia i nazwiska z nagrobka znajdującego się nieopodal mojego domu, nie było genialnym pomysłem. Myślałem, że stać cię na więcej słonko, Markus Eisenbichler..... Ty go załatwiłeś?
- Nie twój interes. W takim razie, skoro wiesz to wszystko, dlaczego tu przyszedłeś? - spytał zdziwiony, łudząc się, że Kamil da mu to, czego tak bardzo pragnął.
- Dla Andreasa, pewnie biedny się tutaj nudzi - odparł wymijająco Polak.
- Uwierz, znalazłem mu odpowiednie i zajmujące zajęcie - odrzekł z iście szatańskim uśmiechem.
- Co mu zrobiłeś? - spytał rozwścieczony Stoch, w głębi serca miał uczucia, które były skierowane do Andreasa.
- Ależ nic - odparł z miną niewiniątka Stephan. Polak zlustrował go wzrokiem wiedział, że Niemiec kłamie, bał się o swojego blondyna.
- A teraz powiedz mi, masz to o co cię prosiłem?
- Bez tego nie przekroczyłbym drzwi tego burdelu - wysyczał Stoch.
- Ej uważaj, bo jak na razie za główną atrakcję tego domu robi twój chłoptaś, więc na twoim miejscu ważyłbym słowa.
- Dotknąłeś go? - spytał wściekły Polak.
-Kamil, a żeby to raz - odparł patrząc na niego z tryumfem. Wyraźnie widział w jego oczach odrazę, pomieszaną z niedowierzeniem i smutkiem.
- A teraz daj mi to, ta sprawa nigdy nie może wyjść na jaw - odrzekł Stephan.
- Nie zamierzam, złamałeś naszą umowę. Nie miałeś prawa dotknąć tego, co moje! - krzyknął.
- Ahh, tak - Stephan zaśmiał się kpiąco - Założymy się, że dasz mi to, za niecałe pół godziny? - spytał, bawiąc się swoimi palcami.
- W twoich snach - splunął, patrząc na niego z pogardą. Nie było w nim krzty szacunku jeśli chodziło o tego człowieka.
- No dobrze, w takim razie, poczekaj tutaj, w sumie nic innego nie możesz uczynić. - Zaśmiał się. - A ja przyprowadzę twojego kochasia, zobaczymy, co wówczas zrobisz - odparł i otworzył drzwi, już po chwilii pojawił się z przerażonym Wellingerem, który drżał ze strachu, nie tyle, co o swoje życie, a o los swojego polskiego kochanka.
Drzwi zostały zamknięte. Porywacz zbliżył się do Wellingera i położył rękę na jego biodro, młodszy spojrzał na niego ze strachem. Stephan włożył dłonie pod jego koszulkę i zerknął na Stocha, był wyraźnie niezadowolony, zacisnął usta w wąską linię, starając się rozerwać sznur, którym został spętany.
- Nawet nie próbuj - ostrzegł go Stephan, wyciągając zza swoich pleców pistolet, który przyłożył do skroni Andreasa.
- Dobrze, już dobrze - odburknął Polak, starając się zachować pokerową twarz, w rzeczywistości wewnątrz gotował się ze złości. Stephan uśmiechnął się na jego potulność i kontynuował wędrówkę swoich rąk po ciele blondyna.
- Ściągnij spodnie - odrzekł swoim chłodnym głosem. Młodszy spojrzał z błaganiem na swego kochanka, ten nawet nie drgnął.
- Mam to jeszcze raz powtórzyć, żebyś zrozumiał?! - Stephan był wściekły, nieposłuszeństwo tego chłopaka było dla niego czymś trudnym do zrozumienia.
Andreas drżącymi dłońmi rozpiął guzik swoich spodni, w jego błękitnych oczach błysnęły łzy.
- Dam ci to, co miałem ci dać - odparł Polak, patrząc uważnie na swojego kochanka, który niczym nie zawinił w tej sprawie, a został tak mocno skrzywdzony.
- I to ja rozumiem - powiedział z uśmiechem. Nareszcie jakaś dobra wiadomość, udało mu się złamać człowieka, który dla niego nie miał uczuć, osobę, w której zakochany był nieprzerwanie od 10 lat. Niewiele brakowało im, by być razem, gdyby nie Wellinger wszystko byłoby prostsze.
- Gdzie to jest? - spytał radośnie.
- W kieszeni mojej kurtki - odparł, wskazując głową na zapięty element znajdujący się na jego piersi.
Stephan w pośpiechu wyciągnął stamtąd kartę, to właśnie ten mały kawałek plastiku zawierał informację, które mogłyby pogrążyć go na wieki, nie mógł do tego dopuścić. Rzucił ów element na podłogę i zniszczył go butem.
- Mam nadzieję, że nie ma żadnej kopii tego? - spytał, chwytając w swoje dłonie twarz Kamila.
- Oczywiście, że nie - odrzekł - A teraz gdy już dostałeś, to czego tak bardzo chciałeś, wypuść nas - rozkazał. Stephan pokręcił głową. Niestety, ale w jego mniemaniu, ta historia miała mieć zupełnie inne zakończenie.
Swoją broń wycelował wprost w Wellingera, nacisnął na spust. Blondyn upadł niczym nic nie warta laleczka, która była chwilową zabawką, odstawioną w kąt. Kamil sapnął zaskoczony, po jego policzkach spłynęły łzy.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dałem ci wszystko! - krzyczał, patrząc jak miłość jego życia zwija się w spazmach bólu.
- Tak czy owak musiał zginąć. Nie był do życia. Wierzył w kryształowe pojęcia, a nie glinę ludzką. Żył ciągłymi skurczami, jak we śnie łowił chimery, łapczywie gryzł powietrze i natychmiast wymiotował.
Nie potrafił żadnej ludzkiej rzeczy, nawet oddychać nie umiał, teraz ma spokój, zrobił co do niego należało, reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie. Wybrał część łatwiejszą, efektowny sztych.*
- Co nie oznacza, że miałeś prawo go zabijać! W końcu kochałem go - odparł z furią, pomieszaną z pretensjami.
- Kochałeś go? - wyjąkał Stephan.
- A jak myślisz? Przyszedłem tutaj dla ciebie? To jego miałem ochronić!
- Nie, ja nie wierzę - szeptał, jak obłąkany.
- Trudno jest ci zrozumieć, że ludzie mają uczucia? - zakpił, pociągając nosem, czuł ogromną dziurę w swoim sercu.
- Kurwa, jak ty nic nie rozumiesz. Kocham cię, od zawsze, wtedy gdy jeszcze byliśmy razem....
- Pieprzyłem cię kilka razy, w żaden sposób nie nazwałbym tego związkiem - przerwał mu.
- Ah, tak? Z nim robiłeś zupełnie to samo, ale jego potrafiłeś pokochać - odrzekł z dosadnym żalem.
- Był wyjątkowy. Dławił się powietrzem na swój uroczy sposób, potrzebował tego - powiedział z wyraźnym smutkiem. Stephan w jego głosie wyczuł miłość, którą tak bardzo pragnął od niego otrzymać.
- Czyli ty naprawdę go kochałeś - odparł z niedowierzeniem. Myśli w jego głowie krążyły w zawrotnym tempie, nagle zrozumiał, że Polak nigdy nie będzie jego.
- Co to zmienia? Zabiłeś mój sens istnienia, w tym wypadku ze mną możesz zrobić to samo - odparł wzruszając ramionami. Stephan przyłożył zimną lufę na swoją skroń i spojrzał na Kamila, którego oczy wyrażały czystą rozpacz, zdecydował. Oddał dwa strzały, które pozbawiły istnienia dwa ciała, dwie dusze zostały uwolnione, jednak nie było im dane pozostać ze sobą na wieki. Jedna z nich połączyła się na zawsze ze swoim ukochanym, natomiast druga z nich została skazana na wieczne męki i katusze.
*Przekształcony " Tren Fortynbrasa" Herberta
~ onlyhuman181
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro