Schuld und Sühne ~ Freisenbichler; Stollinger
" Jeżeli to jest kara, ja od tamtej pory próbuję
ją wypełnić, małą pustą bańkę (...)
Jeżeli jest to darem, ja chciałbym go zwrócić.
Wypluć już tę pastylkę, w której mieszka nicość" Tomasz Różycki
Zawsze wydawał się dosyć tajemniczy, wyraźnie odstawał od moich kadrowych kolegów. Praktycznie nic o nim nie wiedziałem, do czasu. Później pojawiłem się w nieodpowiednim momencie, a sam Markus Eisenbichler przestał być dla mnie ciekawą personą. Wszystko zaczęło się początkiem sezonu, wydawał się być tak bardzo przygaszony, za cel postawiłem sobie pocieszenie go, w końcu mieliśmy razem pokój.
- Może chcesz czekolady? - spytałem, ukazując przy tym moje dołeczki w policzkach, nigdy ich nie lubiłem.
- Jak ten stary dziad, Schuster, się dowie, to mnie chyba zabije, więc podziękuję - odparł uważnie lustrując mężczyznę stojącego naprzeciwko ulicy. Typ wydawał się mocno podejrzany. Byłem zdziwiony, gdy Markus niechętnie podszedł do niego i jak wnioskuję, rozpoczął dosyć nieprzyjemną rozmowę.
Ta dwójka wyraźnie nie pałała do siebie sympatią, akurat to mogłem zauważyć na pierwszy rzut oka, zaczęli się szamotać, musiałem interweniować. Stanąłem między nimi i zacząłem odpychać ich od siebie na bezpieczną odległość. Nie byłem silny, ale udało mi się.
Nieznany mi facet spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem, poczułem
dreszcze przechodzące po całym moim ciele. To był taki typ człowieka, przed którym na pewno uciekałbym w ciemnej uliczce.
- Co Markus, twój kolega wie o wszystkim? - zakpił nieznany mi człowiek.
- Zamknij się Josh, już ci coś o tym mówiłem - wysyczał przez zęby.
- Ahh, tak? Drogi Markusie zwlekasz z zapłatą - zerknął na zegarek - O jakieś dwa tygodnie - niemal krzyknął.
Czułem się tak bardzo zdezorientowany.
- Eisie, o co tu chodzi? - uważnie lustrowałem go wzrokiem. Widziałem panikę w jego oczach.
- No Eisie, powiedz koledze co zrobiłeś - podpuszczał go niejaki Josh.
- Daj spokój - odparł drżącym głosem, nie wiem do kogo skierował te słowa, do mnie, czy do tajemniczego faceta.
- Jesteś Richard, tak? - spytał Josh, a ja niechętnie pokiwałem głową.
- Ulalala Markus niezła sztuka - odparł i zlustrował mnie wzrokiem, spłonąłem rumieńcem.
- Zostaw go w spokoju - powiedział Markus i zacisnął dłonie w pięści.
- Nie uważasz, że potrzebuję jakiegoś zabepieczenia? W razie wypadku - położył dłoń na moim policzku, przymknąłem oczy. Nie chciałem patrzeć w jego, czarne jak noc, tęczówki. Eisenbichler odepchnął go ode mnie.
- Zostaw go - odparł dosyć spokojnie.
- To mi zapłać - powiedział zdenerwowany Josh.
- Mówię ci, że nie mam tyle - odrzekł niemalże załamany.
- Czyli chcesz, żeby wszystko wyszło na jaw? Tak to mam rozumieć? - spytał złośliwie facet.
- Wszystko, czyli co? - spytałem wtrącając się do tej, dziwnej konwersacji.
- Oj Richi wiesz, niektórzy mają bardzo barwną przeszłość, o której tak trudno zapomnieć - odparł Josh złośliwie - jedni kradną, drudzy gwałcą, a trzeci zabijają - rzekł i wymownie spojrzał na Markusa. Spojrzałem na niego przerażony.
- A teraz żegnaj Eisie i pamiętaj, nigdy nie wiesz, co cię uderzy - powiedział i odszedł. Spojrzałem na Markusa, nagle chciałem od niego uciec, nadzwyczajniej w świecie bałem się go.
- Ej, Richi wiesz, że nic ci nie zrobię? - spytał i chwycił za mój nadgarstek, starałem się wyszarpać z jego mocnego uścisku, ale był za silny. Poddałem się i wpatrywałem w oczy szaleńcy, którym teraz w moim mniemaniu się stał.
- Już nie jestem taki interesujący? - zakpił i uśmiechnął się smutno. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Myślisz, że nie słyszałem tych wszystkich ploteczek z Wellingerem?
Spłonąłem rumieńcem, nie miał o tym wiedzieć. Przy Andim często mówiłem za dużo, ale to jego wina, cały czas ciągnął mnie za język.
- Nie zmieniaj tematu - szepnąłem, mój głos drżał.
- Nawet go nie zacząłeś - sarknął - No pytaj, wiem co chcesz usłyszeć.
- O co chodziło Joshowi? Zabiłeś kogoś?
Byłem taki słaby.
- Mam wrażenie, że to nie jest rozmowa na teraz. - Wskazał głową na przechodzącego obok Wernera.
- A co wy tak tutaj plotkujecie? - spytał uśmiechnięty, humor mu sprzyjał.
- A.... - Chciałem coś powiedzieć, ale Eisenbichler mi na to nie pozwolił.
- To nie pana sprawa - odparł chłodno Markus. Zawsze dziwiła mnie jego relacja z trenerem i to na ile sobie pozwalał. Schuster pokręcił głową.
Pewnie cieszył się, że to jego ostatni rok, jako trener tej kadry.
- Chodźmy do hotelu, tam mi wszystko wytłumaczysz - pociągnąłem go za ramię, nagle obawa zastąpiła ciekawość.
****
- To jaka jest twoja historia?
- Nie wiem, czy chcesz to usłyszeć - odparł krzywiąc się przy tym charakterystycznie.
- Chcę, a jak nie - zamyśliłem się - jak nie, to pójdę na policję - odparłem. Jego oczy zaszły dziwną mgłą, mocno chwycił mnie za nadgarstki.
- Nawet nie próbuj, inaczej nie dożyjesz jutra - odparł całkowicie poważnie. Przełknąłem ciężko ślinę, moje serce zabiło mocniej.
- Przepraszam - odparł po chwili i puścił mnie, odsunąłem się od niego.
- Mów - powiedziałem.
- Wiesz jaki jestem - odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
Pokręciłem głową. Tak bardzo go nie znałem.
- Byłem młody, narwany, poszedłem do klubu, upiłem się, a później - położył dłonie na głowie - Wydarzyły się same złe rzeczy, a Josh to wszystko wiedział i teraz mnie szantażuje - odparł i wzruszył ramionami. Nagle wizja posiadania z nim pokoju wydała się absurdalna.
- Nic nie powiesz? Nie będziesz krzyczeć? Płakać? Cokolwiek? - był zdziwiony.
- Daj mi to wszystko przemyśleć - odparłem i nacisnąłem na klamkę, chciałem się przejść, ale on mi na to nie pozwolił.
- Tylko nie mów nic Wellingerowi, dobrze? - uważnie lustrował mnie wzrokiem.
- Dobrze - westchnąłem.
****
Siedziałem na ławce przed hotelem. Musiałem to sobie wszystko uporządkować, moje uczucia względem Markusa były bardzo mieszane. Nawet nie zauważyłem, jak obok mnie usiadł Wellinger, moje słoneczko. Położył głowę na moim ramieniu.
- Miłość jest słodkim cierpieniem - westchnął.
- Doskonale cię rozumiem - odparłem. Miałem świadomość, że znowu pokłócił się z Kamilem.
- Jak tam twoje wzdychanie do Markusa? - spytał szturchając mnie barkiem. Na myśl o Eisenbichlerze zadrżałem.
- Wszystko w porządku? - spytał Welli.
- Tak, tak. Nijak, chyba nigdy mu o tym nie powiem, może nie warto - odrzekłem smutno.
- Nie warto? Tak długo wpajałeś mi, bym porozmawiał z Kamilem i zrobiłem to.
- A teraz płaczesz i jesteś smutny, o to w tym chodzi?
- Miłość to słodkie cierpienie. Czasem jest źle, ale każdy uśmiech Kamila rekompensuje mi wszystkie złe chwilę. Porozmawiaj z nim, może coś z tego będzie - uśmiechnął się uroczo Andi.
- Dzięki młody - odrzekłem i zostawiłem go na tej ławce. Wiedziałem, że zaraz na niej pojawi się Kamil i zacznie z nim rozmawiać, pogodzą się, a później znowu pokłócą. Ten sam schemat, za każdym razem.
Dla mnie byłoby to męczące, ale nie dla nich, mimo wszystko kochali się.
Do pokoju wróciłem wolnym tempem, musiałem to wszystko przemyśleć.
- I co? Jak tam twoja pogawędka z Andreasem? - spytał Markus i założył dłonie na piersi.
- Świetnie, uwielbiam tego chłopaka - uśmiechnąłem się. Wellinger był moim słoneczkiem, które nigdy nie miało zgasnąć.
- Nie uważasz, że jesteś z nim za blisko?
Markus zrobił dwa kroki w moją stronę.
- To mój przyjaciel, braciszek - odparłem z czułością.
- A ja? Kim dla ciebie jestem? - spytał, nawet nie zarejestrowałem momentu, gdy jego dłoń zetknęła się z moją piersią.
- Nie wiem, to wszystko zależy od ciebie - wyjąkałem zawstydzony.
- Cóż, czyli mogę cię pocałować i nie uciekniesz? - spytał błądząc wzrokiem po mojej twarzy.
- Chyba nie - odparłem i zbliżyłem się do niego, a nasze usta zetknęły się ze sobą. Miłe uczucie, jednak dziwne myśli nadal krążyły w mojej głowie. Nie znałem go, podobała mi się jego wersja, którą sobie wyimaginowałem.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytałem starając się zachować spokój.
- Nie wiem, mam różne plany - uśmiechnął się tajemniczo. Ciekawe, czy swojej ofierze też tak mówił? Nie chciałem tak o tym myśleć, ale nie pozostawił mi wyboru. Mogłem tylko zastanawiać się, co takiego zrobił, jednak wiedziałem, że nic mi nie powie.
- Hallo Richard - pomachał mi przed oczami.
- Tak?
- Mówię do ciebie - warknął Eisenbichler, przestraszyłem się go.
- Przepraszam - odparłem ze skruchą.
- Nie Richi, to ja przepraszam. Widzę, że się mnie boisz. Wiedziałem, że tak będzie - pokręcił głową.
Poczułem skruchę.
- Nie, Markus. Ja przepraszam, nie chciałem - odrzekłem i przytuliłem się do niego. Jego dłonie spoczęły na moich plecach.
- Spójrz - wyszeptał do mojego ucha i wskazał na widok za oknem. Andreas siedział na ławce, na kolanach Kamila. Wyglądali uroczo.
- Myślisz, że kiedyś między nami też tak będzie? - spytał Markus.
- Nie zapędzaj się - zaśmiałem się - Oni są ze sobą już 5 lat, nawet nie wiesz, jakie to trudne.
- Ale chyba możemy spróbować, co nie? - spytał z nadzieją.
- Oczywiście - odparłem i musnąłem delikatnie jego usta.
****
Markus poszedł do klubu, ja byłem chory i zostałem sam. Miałem cichą nadzieję, że on pozostanie wraz ze mną, ale myliłem się. Bałem się o niego, alkohol nie był jego przyjacielem, a raczej wrogiem. Do pokoju wtoczył się o drugiej nad ranem.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? - spytałem oskarżycielsko.
- Nie chcę dzwonić do ciebie w nocną porę* - odrzekł filozoficznie.
Spojrzałem na niego, ostatnio odsunęliśmy się od siebie. To było bolesne.
- Daj, pomogę ci - podszedłem do niego, widząc jak nieusilnie stara się siłować z zamkiem w spodniach.
- Nie oddam ci moich kawałków* - wybełkotał. Coraz mniej z tego rozumiałem. Nie lubiłem jego pijanej wersji.
- Spotkałem Josha - powiedział przerywając niezręczną ciszę.
- Nie chcę dzielić się z tobą moimi problemami* - odrzekł. Jego słowa raniły, coraz bardziej - nie pokażę ci moich demonów*.
Włożyłem dłonie w jego włosy.
- Wychodzę - odrzekłem.
- Proszę nie dzisiaj, zostań - mówił błagalnie. Nie potrafiłem mu odmówić.
- Dobrze Eisie, dzisiaj zostanę - zawiesiłem się na jego szyi, zachwiał się tak, że obaj spadliśmy na łóżko, gdzie usiadłem na niego okrakiem.
- Wiesz, że będziesz musiał oglądać moją walkę? - spytał i czule pocałował mnie w czoło.
- Wiem, ale kocham cię. Poradzimy sobie ze wszystkim, rozumiesz kochanie? - odrzekłem i wpiłem się w jego usta.
- Jesteś cudowny - odparł z czułością i przygwoździł mnie do materaca.
Kochałem go w takiej wersji. Kochałem go w każdej postaci. Zapomniałem o jego przeszłości, wyparłem fakty, które były tak bardzo istotne.
***
W nocy usłyszałem czyjeś krzyki, chciałem obudzić Markusa, ale jego nie było.
- Nie wejdziesz tutaj! - krzyczał znany mi głos, Eisenbichler.
- Dlaczego? Daj mi też się zabawić - odrzekł Josh.
- Nawet nie próbuj! - krzyknął Markus. Usłyszałem jakąś szamotaninę ciał, a później huk. Zdenerwowany wybiegłem na korytarz, gdzie zobaczyłem Markusa, leżał w kałuży krwi, jego oczy były półprzymknięte. Podbiegłem do niego. Patrzył na mnie zamglonym wzokiem.
- Kocham cię Richi - odparł, chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodziła mu w tym krew, która wypłynęła z jego ust.
- Pobiegnę po pomoc, dobrze kochanie? - spytałem.
- Nie, zostań ze mną, czuję, że to koniec - odparł i chwycił moją dłoń, patrzyłem na to, jak odchodzi. Bolało, cholernie bolało. Widziałem jego pogrzeb, to jak go pochowali, raniło.
Jeżeli miłość jest zbrodnią, to nas właśnie za nią spotkała kara.
*Don't wanna call you in the nighttime
Don't wanna give you all my pieces
Don't wanna hand you all my trouble
Don't wanna give you all my demons
You'll have to watch me struggle
*****
Wraz z Karoliną pragniemy podziękować Wam za każdą gwiazdkę, wyświetlenie oraz komentarz. To wiele dla nas znaczy ❤😍❤
Do następnego ~ onlyhuman181
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro