Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Der Schmetterlingseffekt ~ Eisellinger

"Powiedziano, że coś tak małego jak trzepotanie skrzydel motyla może spowodować tajfun na drugiej stronie globu"

-  Jesteś uroczy - westchnął.

- A ty niebezpieczny - odparł rozbawiony.

- Przecież wiedziałeś na, co się piszesz - warknął.

- No nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - zaśmiał się perliście, odchylając głowę do tyłu. Starszy mężczyzna patrzył na niego urzeczony. Andreas widząc jego wzrok westchnął cicho.

- Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że się we mnie zakochałeś - wymamrotał, ale gdy zobaczył rozgniewaną minę Eisenbichlera, szybko dodał - ale ty się nie zakochujesz - powiedział cicho.

- Tak, masz rację Andreasie. Nie zakochuję się. To tylko układ, ja daję ci narkotyki, ty dajesz mi swoje ciało. Zwyczajne korzyści, nic więcej - wzruszył ramionami. Andreas starał się przybrać odpowiednią maskę, wygiąć usta w szerokim uśmiechu, sprawić, by w jego oku pojawił się ten nieznany błysk, ale nie potrafił. Przy Markusie nie zakładał masek, nie odgrywał tego jakże perfidnego przedstawienia. Po prostu był sobą.
Starszy widząc jego stan, to jak bardzo był przygaszony, chciał go pocałować, sprawić, by czuł się w porządku, ale po prostu był zmęczony. Zostawił go tak, a nie powinienen.

Andreas wrócił do swojego mieszkania pod wieczór, jak zwykle był jednym, wielkim bałaganem. Jego współlokator patrząc na jego stan, czuł smutek. Nie rozumiał dlaczego Andreas to robi. Mógł mieć wszystko, a wolał się stoczyć.

- Andreas - szturchnął go - Andi, co się dzieje? - spytał, patrząc na Wellingera, który rozkojarzonym wzrokiem błądził po całym pomieszczeniu. Dopiero głos Stephana wybudził go z tego dziwnego transu.

- Nie uważasz, że to, co nas otacza nie ma większego sensu? Świat był, jest i będzie fałszywy, obłudny. To tylko nic niewarta gra pozorów, dla której poświęcamy się ponad wszystko. Powiedz mi Steph, dlaczego wierzymy w tak cholernie kruche pojęcia? Dlaczego lgniemy do miłości? - spytał rozpaczliwie. Stephan westchnął, wiedział, że Andi coś brał, normalnie nie zachowywał się w ten sposób. Chciał na niego nakrzyczeć, ale w tamtej chwili wydawał się cholernie bezbronny. Leyhe nie miał w sobie tyle silnej woli i surowości, dlatego też ze smutkiem, postanowił odpowiedzieć blondynowi na jego pytanie.

- Boimy się samotności. Nikt nie chcę zostać sam, pragniemy atencji, kogoś kto zabierze nasze myśli, ból, grzechy. Chcemy kochać i chcemy być kochani, to naturalna reakcja - tłumaczył mu, mocno trzymając go w swoich ramionach. Andreas przetwarzał wszystkie informacje i kiwał głową.

- A ty Stephan? Ty też chcesz być kochany? A może już kogoś kochasz? - zapytał głosem nie zdradzającym żadnych emocji. Stephan słysząc jego pytanie zachłysnął się powietrzem, a w jego oczach pojawił się ten znany młodszemu błysk przerażenia.

- Wiesz, co nic nie mów. Dawno domyśliłem się prawdy i nadal nie potrafię cię zrozumieć. Dlaczego mnie kochasz Stephanie? - spytał i przybrał, jak najbardziej wyzywającą pozycję.
Andreas nie oczekiwał odpowiedzi, wiedział, jaka jest natura Stephana, dlatego też zdziwiły go jego słowa.

- Bo jesteś inny. Zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nie pasujesz do otaczającego nas świata. Jesteś wrażliwy, cholernie emocjonalny, nie posiadasz jakiegokolwiek zmysłu praktycznego. Robisz wszystko na przekór. Tracisz wszystko, wydawało, by się, że już utonąłeś, ale ostatkiem sił wypływasz na powierzchnię. Masz coś czego mi brakuje - wyszeptał zawstydzony i spojrzał w ziemię.

- Nawet nie wiesz, o czym mówisz. Nie znasz mnie. Jestem zwykłym nastolatkiem, który stał się dziwką dla kilku gram amfy. Krok dzieli mnie od śmierci, ale jestem tchórzem, nie potrafię spaść, ba! Ja nie chcę spadać. Pragnę się wznieść, niczym feniks, ale nie umiem, nie umiem - odparł i wybiegł z mieszkania, a Stephan? Chciał za nim pobiec, ale nie miał w sobie tyle siły.

Markusa obudził dźwięk dzwonka. Zdenerwowany, przeklinając cały świat, poszedł otworzyć drzwi osobie, która wyrwała go z błogiego stanu snu. Widząc przed sobą Andreasa westchnął ciężko i wpuścił go do swojego mieszkania.

- Coś się stało? - spytał, uważnie mu się przyglądając, ale Andreas nic nie powiedział. Jedynie wtulił się w niego mocno i nie chciał puścić. Niestety, Markus z bólem serca, musiał odsunąć go od siebie. Nie mógł złamać pierwszej zasady, nie chciał się zakochać, mimo, że Andreas na pewno był tego wart.

- Dragi się skończyły, czy co? - warknął, a Wellinger mimowolnie skulił się w sobie. Nie lubił, gdy starszy traktował go, jak nic niewarty towar, którym można się cały czas bawić.

- Tak - powiedział i podszedł do niego blisko. Chciał go poczuć, ten ostatni raz. Mocno i intensywnie.

- Dobrze, w takim razie chodź - odrzekł i pociągnął go w stronę sypialni. Andreas czuł podekscytowanie i smutek.

Tą noc, trudno nazwać piękną. Była ona raczej pełna błędów i żalu. Ranek przyszedł szybciej, niż tego chcieli. Andreas chciał go pocałować, zrobić cokolwiek, ale wiedział, że nie może. Żegnali się jedynie za pomocą słów, a Wellinger umierał już tysięczny raz. To był ich koniec. Markus nie miał czasu, by żałować.

Już nigdy nie doszli do porozumienia. Andreas, był zbyt dumny z tymi śladami zaschniętych łez na policzkach, Markus zbyt wyniosły. To nie miało prawa bytu. Widział to każdy, nawet oni.

Stephana nawet nie zdziwił fakt, że kilka dni później znalazł w ich wannie jego martwe ciało i gdyby mógł, naprawdę, by coś zrobił. Wróciłby do momentu, kiedy to wszystko zaczęło się pieprzyć. Załatwił, by jeden problem, ale nie mógł. Żył wyłącznie z wyrzutami sumienia i zranionym sercem, które już nigdy nie kochało tak mocno, a Markus? On starał się na wszelki sposób przywrócić go do życia, ale nie potrafił wskrzesić martwego ciała.

Pozostało mu jedynie osadzenie się w innej rzeczywistości. Takiej, gdzie byli szczęśliwi. Wrócił do czerni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro