Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Walentynki to ciężki dzień...

 Killua z rodziną nigdy nie bawił się w walentynki. Nie miał na ten temat zielonego pojęcia. Przez to też miał urwanie głowy. Co sprezentować w ten dzień swojemu chłopakowi? Przecież jeszcze rok temu traktował ten dzień jak każdy inny.

" Kwiaty? Czekolada? Zabrać go na żarcie? Cholera! Nie wiem, co mogłoby go naprawdę, mega ucieszyć..." – Dzień ten sprawiał łowcy urwanie głowy. Zoldyck przechodził między wystawami sklepowymi. Każda z nich wiedziała, co mógłby chcieć dostać Gon. Szkoda, że Killua nie wiedział. W pewnym momencie coś przykuło jego uwagę. Coś idealnego – "To to!"

Męska(Bo przecież nie damska) bransoleta przystrajała okno jubilera. Nie chciał już dłużej na ten temat rozmyślać. To nie było jedyne, co musi zrobić. Jeszcze musi go wręczyć, a pada już na pierwszym kroku, czyli wyborze.

Wszedł do sklepu wreszcie zdecydowany. To musiała być ta z wystawy, nie ma innej opcji. Zabolał go przy tym portfel, ale dla Freecssa wszystko.

Przed witryną stał już z elegancko opakowanym pudełkiem, a w środku oczywiście zawartością. 

– Teraz tylko się spotkać... – Westchnął i wyjął telefon. Już na starcie wiedział, że to może być trudne, kiedy to on zrobi krok. W głębi duszy błagał, by to Gon jako pierwszy wykonał ruch. Na jego nieszczęście nie stało się to. Wybił numer i wsłuchiwał się w równomiernie pojawiający się sygnał. Gdy usłyszał głos Gona od razu przeszedł do sedna. Chciał się jak najszybciej rozłączyć –  Gon, spotkajmy za chwilę się w parku, przy budynku stowarzyszenia łowców. Tam gdzie zawsze.

Nie dając chłopakowi nawet dojść do słowa rozłączył się. Było mu w sumie głupio, że są razem od jakiegoś czasu, a on nadal się zawstydza takimi rzeczami. Nie chcąc nad tym myśleć, udał się na miejsce spotkania. Stanął w umówionym miejscu i czekał... Czekał... I czekał... Zaczynało się ściemniać, a po Gonie ani widu, ani słychu. Telefonu też nie odbierał, a zegar pokazywał już na 6. Słońce zachodziło, a oświetlenie zmieniały się powoli na latarnie. Czas mijał nieubłaganie, a nadal nie było widać tej zielonej czupryny.

Wstał, westchnął głośno wkurzony i zaczął robić powolne kroki przed siebie. Nie spodziewał się, że Gon wystawi go akurat w walentynki. Pierwszy raz, gdy będzie obchodził to święto z kimś, kogo kocha. Prawdopodobnie ogólnie pierwszy raz. Złością starał się zdusić jednak smutek. 

Miał już zbliżać się ku wyjściu z parku, gdy dostał czymś niewielkim w głowę i kark. Dostał... Czekoladkami?

– KILLUA! – Wrzasnął zielonowłosy tak, że go pewnie cały park słyszał. Zoldyck odwrócił się i ze łzami szczęścia w oczach biegiem rzucił się na chłopaka. Wtulił się w niego najmocniej, jak potrafił – Killua, łam... Łamiesz mi kości...

Słysząc to natychmiastowo go puścił, jak poparzony.

– Przepraszam...

– Ja cię przepraszam, że przyszedłem tak późno...

Killua ponownie poczuł łzy w kącikach oczu. Przytulił się ponownie do chłopaka.

– Kocham cię, idioto...

******************

Wesołych walentynek po walentynakach czy dnia singa... Ważne, że zdążyłam! Czas publikacji to 23:59, czyli moja ulubiona godzina publikacji.

                                                                                                     ~Aki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro