Przepraszam
Killua zdążył wydeptać ścieżkę wokół dywanu, a Gona nadal nie było. Jego zmartwienie sięgało zenitu. Za oknem była ulewa, a jego chłopak nadal nie pojawiał się w progu drzwi. Nie ważne ile razy dzwonił, za każdy razem włączała się poczta głosowa. Podczas jego kolejnej próby, okazało się, że zapełnił mu już całą skrzynkę.
"Gon, jak tylko wrócisz... Wiedz, że cię zastrzelę!" – pomyślał. Łapiąc się za głowę, usiadł na pobliskim fotelu. Parę chwil później usłyszał skrzypnięcie otwierających się drzwi. Zielonowłosy był przemoczony do suchej nitki.
– Już jestem! – po niedługim czasie luźnym krokiem wszedł do pokoju, w którym przebywał Killua. Mina jego nie była pogodna, co go zdziwiło.
– Czemu tak długo? – Wymamrotał, co zdezorientowało Freecssa. Nie sądził, że atmosfera wokół nich, kiedykolwiek mogłaby być aż tak napięta.
– Mógłbyś powtórzyć? Nie dosłyszałem cię....
– Czemu tak długo?! Ja już parę godzin temu skończyłem!
– Miałem mały pro-
– Na całe godziny?! – Gon wbił wzrok w podłogę. – Wiesz ile razy próbowałem się do ciebie dodzwonić?! Sprawdź se w telefonie, bo po dwudziestym razie przestałem liczyć!
– Dzwoniłeś?
– Tak, dzwoniłem! Wiele razy! Dlaczego ja umiałem sobie tak szybko poradzić ze swoim zadaniem, a ty nie?!
– Mówię przecież, że miałem problem! – Krzyknął.
– Co mnie obchodzą problemy! Jak to możliwe, że tak długo ci to zajmowało?! Ja poradziłbym sobie z tym w chwilę!
– No wybacz, że nie jestem tobą!
– Czy trzeba być mną by rozwiązać problem?! Po prostu jesteś idiotą!
Gon nie odpowiedział na to. Dużo słów kłębiło mu się w myślach. Zdołał się jednak powstrzymać od dalszej kłótni. Zdenerwowany wyszedł do innego pokoju, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Usiadł na łóżku sypialni, mamrocząc pod nosem. Był zły na Killue. Nie lubił sytuacji, gdzie mówił, że on byłby w stanie zrobić coś, czego on nie dał rady. Nienawidził, porównywania go do niego Przecież nie jest nim. Jest sobą!
"No ale w tej sytuacji, to raczej moja wina...." – pomyślał.
W pewnym momencie przyszła mu do głowy myśl. Włączył telefon. Gdy tylko spojrzał w powiadomienia, ujrzał 98 nie odebranych połączeń. Wszystkie były od Killui.
Odsłuchiwał po kolei wiadomości głosowych, które zostawił mu w skrzynce.
~ Gon, skończyłeś? Już jestem w zajeździe~
~ Gon, gdzie jesteś? Wszystko w porządku?~
~ Gon, proszę, spójrz na telefon. Proszę, oddzwoń~
~ Nic ci nie jest, prawda? Zaraz wrócisz?~
~ Proszę, bądź bezpieczny~
~ Zaczęło padać...Wracaj jak najszybciej~
~ Ty żyjesz, prawda? Proszę cię, oddzwoń...~
Odsłuchiwał je wszystkie. Z każdą kolejną, głos Killui był coraz bardziej zmartwiony i zaczynał się łamać. Gon zaczął żałować. Żałował tego, że podniósł głos na swojego chłopaka. Że go po prostu nie przeprosił. Nie przyznał mu racji. Nie wytłumaczył. Nie zrobił czegokolwiek, by go uspokoić. Przecież on tylko się o niego martwił.
Tyle słów miał teraz w głowie, którymi mógłby go prosić o wybaczenie. Jedno było pewne. Chciał go przeprosić. Miał już wyjść z pokoju, gdy pojawił się problem. Co jeśli Killua był zły? Nie chciał go widzieć? Znowu zaczęliby się kłócić. Albo co gorsza, nie chciałby z nim rozmawiać.
Nie wiedział co robić, ale znał kogoś, kto wiedział. Leorio rozwiązał wiele swoich konfliktów z Kuarpiką. Jak ktoś ma mu pomóc, to tylko on. Włączył ponownie telefon i wybrał numer przyjaciela. Gdy usłyszał typowe ,,Halo?" przeszedł do rzeczy i opowiedział całą sytuację.
~ Rozumiem twój problem....Musisz zrobić krok. Jeśli tego nie zrobisz, sprawa będzie stała w miejscu. Może się nawet pogorszyć. Co? Zaraz będę. Muszę kończyć Gon. Powodzenia~
Rozłączył się. Łowca westchnął.
"Dzięki za pomoc, Leorio. Tyle to ja wiem..." – Pomyślał.
Jego mózg pękał. Nie wiedział jak podejść do Killui. Jak stworzyć odpowiednią atmosferę. Czy będzie miał w ogóle szanse? Ku jego zdziwieniu, właśnie ona przyszła do niego. Drzwi otworzyły się, a stał w nich Killua.
– Gon... Ty...Ja... Przepraszam, przesadziłem... – Freecss był bardzo zdziwiony. Nie sądził, że to Killua zrobi krok. – Przemyślałem wszystko i to była moja wina...
– Wcale nie! To moja wina. Przepraszam. Miałeś rację. Jestem idiotą...
– Co? Nie! Nie jesteś idiotą... Nie uważam tak... Żałuje tego, co ci powiedziałem... – Spojrzał w ścianę, ale po niedługim czasie jego wzrok na powrót był skierowany w zielonowłosego – Kocham cię Gon. Martwiłem się. Bardzo.... Bałem się jak nigdy. Że coś ci się stało. Że nie wrócisz... Prawie na zawał zszedłem.
– Przepraszam Killua... – Z jego oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy – Przepraszam, że jestem taki głupi...
– Oboje jesteśmy głupi – Po policzkach Killui spływały krople gorzkich łez. Podszedł bliżej i przytulił chłopaka – Żaden z nas nie miał racji.
Jest i bardzo (nie) świąteczny shocik. Miał być inny, ale go nie skończę tak szybko. Będzie na nowy rok. Mam nadzieję, że wyszedł nawet przyzwoicie. Tak więc smacznego jajka i wgl.
~Aki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro