Muszę powiedzieć!
Gon czuł się jak w niebie. W końcu był z nim Killua. Po tak długiej rozłące, ponownie mogą razem spędzić czas. Mogą razem się bawić. Tak jak kiedyś.
Opuścili statek w wyśmienitych humorach. W porcie, powitało ich prawie całe miasto. Wszystkim zdawało się udzielać jego zadowolenie. Ten dzień zapowiadał się tak dobrze. Trochę zbyt dobrze. Freecss nie zwracał na to szczególnej uwagi. Płonął wręcz swoim postanowieniem, nie myśląc o niczym innym.
Obiecał sobie, że to właśnie tego dnia to zrobi. Złożył sobie przysięgę, że dziś, na Wielorybiej Wyspie powie Killui, co do niego czuje. Że to coś więcej, niż przyjaźń. Nie spodziewał się jednak, że będzie to tak trudne.
Przechadzali się po mieście. Każda chwila była by tą dobrą. Nie potrafił tego zrobić. Bał się. Bał się tego, że Killua mógłby go odrzucić. Co gorsza znienawidzić. Obrzydzić się nim. W końcu obaj byli facetami.
Zrezygnowany sytuacją, rzucił pomysł, by wrócili do jego domu. W końcu obiecał cioci, że jak wróci na wyspę, od razu przyjdzie i się z nią zobaczy. Trochę nie dotrzymał tego przymierza, ale kobieta nie musi się o tym dowiedzieć.
Kiedy tylko Zoldyck stwierdził, że nie miał nic przeciwko, poszli tam. Droga nie była długa, ale każda sekunda wprawiała Gona w szczęście i jednocześnie pogrążała go w jego własnej niedoli.
Na miejscu, Mito widząc ich, prawie nie posiadała się ze szczęścia. Przytulając swojego bratanka, prawie zmiażdżyła mu żebra, ale to tylko szczegół. W wejściu, zapach roznoszący się po wszystkich pomieszczeniach, poinformował ich o obiedzie. Gon mimo wszystko dobrze zrobił, pisząc list do kobiety, by ta mogła się jakkolwiek przygotować na ich odwiedziny.
Zjedli wszystko z prędkością światła. Mimo wszystko pyszności łatwo wchodzą. Tak szybko, jak oczyścili swoje talerze, tak szybko też wyszli. Byli w razem nie wiadomo na jak długo. Musieli nacieszyć się sobą nawzajem.
Przechodząc się po obrzeżach wyspy, poniosło ich na urwisko. To samo, na którym spędzili noc podczas ostatniej wizyty. Fale uderzały o podnóże, a dźwięk głucho odbijał się w ich uszach. Ponownie rozpalili ognisko i położyli się niedaleko krawędzi.
Gon czuł, że ta sytuacja jest idealna. Zachodzące już słońce, wiatr targał ich włosy, a szum oceanu był odprężający. Lepszej atmosfery Gon nie mógł sobie wymarzyć. Wszystko więc było perfekcyjne. Prawie. Nie ważne jak próbował naprowadzić rozmowę, na odpowiednie tory, tego tematu unikał jak ognia.
Ściemniało się coraz bardziej, a ich zaczynał nużyć sen.
"To ostatnia okazja!" - pomyślał.
– Killua... Ja ko... – głos stanął mu w gardle. Kluczowy moment, a on nie potrafi tego powiedzieć – Ko... Kocham to miejsce! Jest takie odprężające....
Chciał w tej chwili strzelić sobie porządnie w łeb. Białowłosy nic nie mówiąc, przytaknął.
Po dłuższym wpatrywaniu się w gwiazdy, odeszli w objęcia Morfeusza.
***
Gdy Gon ponownie otworzył oczy, był w porcie na Wielorybiej Wyspie. Wszyscy ponownie ich witali. Znowu przechodzili się po mieście. Kolejny raz byli w domu. Jedli to samo. Wszystko było identyczne jak poprzedniego dnia.
"Czy to wszystko było snem?" – pomyślał – "Nie, był zbyt realistyczny."
Cała ta dziwna sprawa mąciła mu w głowie. Nie mógł się na niczym skupić.
– Gon, wszystko w porządku? – Killua spojrzał na niego z lekkim zmartwieniem w oczach – Wydajesz się być jakiś dziwny...
Chłopak patrzył na niego przez chwilę, nie rozumiejąc, o co chodzi. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że rozmawiają.
– Nie... Wszystko w porządku!
" Muszę wziąć się w garść!" – pomyślał – " Nie jestem pewien, o co w tym chodzi, ale to moja szansa!"
Przechadzając się w różnych miejscach, nogi kolejny raz doprowadziły ich do urwiska. Wszystko było identyczne jak ostatnio. Znów to rześkie powietrze. Dźwięk fal uderzających o kamienie. Gon, sam na sam z Killuą.
Freecss nie miał zamiaru powtórzyć wpadki ze swojego,,snu". Musi zebrać się w sobie i to powiedzieć.
Atmosfera była wręcz idealna. Wieczorne niebo. Rozpalone ognisko. Co mogło by pójść nie tak?
– Killua... - zaczął - Słuchaj... Bo ja... Ten, no.... Wiesz... Nie no, nie wiesz. Skąd miałbyś....
Wiele rzeczy. Wiele rzeczy może pójść nie tak. Mimo wszystko Zoldyck wysłuchiwał cierpliwie z starannością.
– Ja.... Kocham Cie... Cielęcinę! Tak! Naprawdę kocham cielęcinę. Uwielbiam! – Zaśmiał się nerwowo. Najgorszy scenariusz. Przez chwile zaczął się zastanawiać, czy to w ten sposób ludzie popadają w depresję.
– Więc tylko o to ci chodziło? – Westchnął z ulgą – Już myślałem że to coś ważnego.
" bardzo ważnego" – pomyślał Gon.
Nastała cisza, przez którą po pewnym czasie znużył ich sen.
***
Gon był w dobrze znanej dla siebie sytuacji po obudzeniu się. Po raz kolejny był w porcie. Ludzie witali się z nim. Killua stał obok niego. Kolejny raz. Był zdezorientowany. Nie wiedział kompletnie, co się dzieje.
W pewnym czasie, podczas ich spaceru, Gon zaczął się zastanawiać.
– Killua... Myślisz, że podróż w czasie byłaby możliwa?
– Sądzę, że tak – Gon spojrzał na niego ze zdziwieniem. Czyżby to miał być jego problem? – Jednak byłaby nieosiągalna.
– W jakim sensie?
– To, że istnieją łowcy już sprawia, że jest to możliwe. Jednak raczej nigdy oni tego nie osiągną za pomocą nenu. Nawet jakby tak było, musieliby się nieźle nagimnastykować, by przenieść się choćby o minutę – Killua widząc reakcję Gona, przestał być pewnym swoich słów. To, z jaką starannością on nad tym myślał, zdziwiła go – Jednak to tylko moje osobiste zdanie.
– Mhhm. Rozumiem.... Chyba.
"Czyli nie powinien to być żaden łowca."
Chodząc po mieście odwiedzili te same miejsca, co ostatnim razem. W domu Gona też było to samo do jedzenia. Punkt kulminacyjny też był ten sam. Urwisko.
Tak samo jak cel. Powiedzieć mu, co czuje.
– Killua... Bo ja kocham się w to... Topoli, która niedaleko tu rośnie! Jest piękna.
Gon nie wiedział czemu nie potrafi mu tego powiedzieć, ale nienawidził tego w sobie. Przecież zawsze otwarcie mówił mu o swoich uczuciach. Serio jest aż taka różnica między ,, Jesteś moim przyjacielem'', a ,,Kocham cię"?
" Spora" – pomyślał – " Naprawdę spora"
Nie chcąc o tym myśleć, zamknął oczy.
***
To nie był drugi raz. Nawet jedenasty. Już po raz dwudziesty powtarza ten dzień.
Nie był on jednak taki identyczny. Zaobserwował pewne zmiany.
Pierwsza z nich jest tak, że Killua widząc Gona nie w sosie, zaproponował, że odpuszczą sobie zwiedzanie i od razu pójdą do jego domu.
Druga jest taka, że gdy przyszli, jedzenie było jeszcze nie gotowe, a ciocia Mito mając dużo na głowie wygoniła z domu, by nie plątali jej się pod nogami.
– Twoja ciocia nieźle się wkurzyła – skomentował Killua.
– Zdarza się...
Spacerując w lesie, trafili tam.
Dla Killui to miejsce wyglądało normalnie, jednak Gon wiedział, jakie ono skrywa sekret. Punkt kulminacyjny. Tam gdzie wszystko się kończy i zaczyna od początku.
Takie przyspieszenie zdarzeń zdezorientowało i zdziwiło Gona. Nie spodziewał się tego tak szybko. Nie był gotowy. Nie wiedział, co się stanie, jak nawali po raz kolejny. Zacznie od nowa? Dostał tego dnia dwie szanse? A może kończy mu się czas? Ale co się wtedy stanie?
Nie był już niczego pewny. Za dużo rzeczy napływało mu do głowy. Pytania bez odpowiedzi. Teorie, które mimo wszystko w jego oczach po chwili tracą sens. To wszystko go męczyło. To ponad jego siły. Za dużo.
– Gon... Wszystko z tobą w porządku?
Freecss zmierzył go spojrzeniem swoich zmęczonych oczu. Wyglądał, jakby mógł się nawet popłakać.
Bez zastanowienia rzucił się w objęcia nieświadomego niczego Killui.
– Nic nie jest w porządku! To dla mnie za dużo! Nie dam rady! Potrzebuję odpoczynku!
– Ale co się stało? Może będę w stanie ci pomóc...
– Nie będziesz! Nazajutrz nic nie będziesz już pamiętał. Ja tak! Wszystko zacznie się od nowa! Jestem już zmęczony! Tyle razy już to przechodziłem, że całą rutynę tega dnia znam na pamięć! Każdy najmniejszy szczegół! – Killua był całkowicie zdezorientowany. Nie miał pojęcia, o czym mówi jego przyjaciel. Chciał go jednak jakoś wesprzeć. Gon złapał powietrza, gdy Zoldyck odwzajemnił jego uścisk. Gon poczuł, jak po jego policzku spływa łza – A to wszystko dlatego, że cię kocham! Kocham cię, Killua!
Zajęło mu chwilę czasu, by wszystko do niego dotarło. Powiedział to! Udało się! Gon poczuł, że jego jutro nareszcie nadejdzie.
******
Ludy, szczęśliwego nowego roku itd.
Nie jestem mocna w składaniu życzeń, ale się staram.
Oto mój projekt nad którym tyle pracowałam i jest na Nowy rok.Pokładam nadzieję, że tekstu aż tak nie zwaliłam, bo samym pomysłem byłam bardzo podjarana.
~Aki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro