Kocham cię
Killua nie mógł uwierzyć w to, że dał się namówić na zrobienie tego zlecenia. Biscuit była bardzo przekonującą babcią. Jeszcze bardziej przekonującą osobą jest jednak Gon. Kiedy starą wiedźmę by zwyzywał, Gonowi ciężko odmówić. Przez to, że nie umiał tego zrobić, siedzi w tym wszystkim. Niby ważne, że wykonali misję i zdobyli klejnot, jednak nie do końca wracali cali i zdrowi. Od kiedy jakiś dziwny łowca ich zaatakował, zielonowłosy zaczął dziwnie się zachowywać. Z każdym krokiem przybliżał się do niego coraz bliżej, pragnąc jego bliskości. Łapiąc go za rękę i w miejsca, w które nie powinien, co dezorientowało białowłosego.
Teraz siedzieli razem w sterowcu. Młody zabójca, wgapiony w okno, starał się ignorować to, że jego przyjaciel tulił się do niego, a do ucha szeptał mu różne zalotne słowa. Gdy w odbiciu szyby zobaczył, że się rumieni, skarcił się w duchu.
" Co ty robisz, Killua?! Przecież to nie są jego prawdziwe uczucia! On jest pod wpływem nenu!" - Przekonywał sam siebie. Nie chciał dopuścić się do myśli, że któreś ze słów Gona jest tym, co naprawdę o nim myśli.
Gdy poczuł ból, przeszywający jego ucho, odruchowo wstał. Dobra, tego było za dużo. Jego gejowski tyłek wytrzymał trzymanie się za ręce, tulenie i flirty, ale gdy Freecss ugryzł go, nie wytrzymał.
- Słuchaj, Gon - zaczął oschło - wszystko cacy, ale posuwasz się za daleko!
Chłopak w odpowiedzi spojrzał na niego niezrozumiale. Wtedy Killua zdał sobie sprawę, że mówienie do niego jest praktycznie jak mówienie do ściany. Nie poddawał się jednak i kontynuował.
- Jeśli się to powtórzy to Cię znienawidzę! - Zareagował. Na jego twarz dostał się smutek, a głowę spuścił. Łowca domyślił się, że to znaczy, iż zrozumiał przekaz.
Dalsza podróż minęła w ciszy. Było cicho. Zbyt cicho... Killua powoli zaczynał żałować, że Gon uciszył się. Kiedy brązowooki mu szeptał, miał czym zająć umysł. Teraz jeszcze bardziej się nudził. Gdy już miał na powrót usiąść obok przyjaciela, sterowiec szykował się już do lądowania. Zaczekał więc w spokoju, mimo że ciężko mu było jednak usiedzieć w jednym miejscu. Chciał wreszcie wyjść. Rozprostować nogi. Chciał, by to się już skończyło
***
Idąc alejami, Gon, mimo iż wtulony w ramie białowłosego, nie pisnął słowem. Killue zaczynało to już irytować. Atmosfera zdawała się mu być napięta, a miejsce spotkania z Bisky było dosyć daleko.
- Gon...- starał się, aby jego głos brzmiał jak najłagodniej - Przepraszam za to, co mówiłem. Zawsze będziesz moim przyjacielem.
Jego twarz rozpogodziła się. Wtulił się mocniej w białowłosego.
Każdy krok było coraz trudniej stawiać. Killua był rad, gdy zobaczył blondynkę, stojącą pod jedną z latarni.
- Długo wam się zeszło...- zauważyła. Można by było powiedzieć, że wręcz się poskarżyła - Zdążyło się ściemnić.....- wskazała na Gona - A jemu co?
zabójca miał nadzieję wymknąć się od odpowiedzi. Biscuit nie wyglądała jednak, jakby miała na to pozwolić. Wzdychając usiadł na pobliską ławkę i opowiedział jej o szczegółach wyprawy. Według jej diagnozy, jutro wszystko powinno być w porządku. Killua był szczęśliwy, jednak z jakiegoś powodu jednocześnie smutny. Chciał odrzucić od siebie tą myśl, ale nie potrafił. Nie ważne, co sobie myślał, pragnął bliskości przyjaciela. Dałby wszystko, tylko aby Gon szczerze odwzajemniał jego uczucia.
***
Pomimo tego, że Killua potrafił wytrzymać trzy dni pod rząd bez snu, padał z nóg. Po wynajęciu noclegu, chciał położyć się do łóżka i zasnąć. Zacząć nowy dzień. By wszystko wróciło do normalności. Bał jednak zostawiać się na łaskę zaczarowanego Gona. Usiadł tylko na kanapie. Wzdychając, odchylił głowę. Zielonowłosy zdawał się być równie padnięnty, co on. Przysiadł obok niego, opierając jego głowę o swoją. Przymknął oczy, starając się zasnąć. Killua wsłuchiwał się w jego spokojny oddech, który był na przemian z jego. Nie wiedział ile czasu minęło. Parę minut? Godzin? Szczerze go to nie obchodziło. Powieki zaczęły mu ciążyć, a spokojna atmosfera nie pomagała. Białowłosy poczuł ruch. Gon obudził się. Nie wstał. Wtulił się bardziej.
-Killua...- Jego głos sprawiał wrażenie głębokiego. Kiedy w sterowcu odbijał się echem, teraz brzmiał ciepło i pewnie. Chłopak z powrotem przymknął oczy - Kocham Cię....
Gdyby łowca nie był pół przytomny, zdziwiłby się, uniósł, spalił ze wstydu. Czuł jednak, jakby słowa same wypływały z jego ust.
- Czemu to mówisz? - Odpowiedział, praktycznie przysypiając.
- Nie wiem... Poczułem potrzebę, by ci to powiedzieć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwszy one shot.
Wiem, nie jest jakoś szczególnie wspaniały, ale czuje się spełniona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro