You got something I need cz.3 ~ Lellinger
kilamiangel dziękuję za pomysł. Jesteś kochana 💕
Cztery miesiące przed ślubem:
Kolejny trening, seria ćwiczeń, pot i zmęczenie. Codzienność.
Każdego dnia musiałem na niego patrzeć. Każdego dnia nie był mój. Cierpiałem. To bolało, cholernie mocno.
Często pozwalał widywać mi się z Katherine, jednak nigdy nie byliśmy sami, zawsze był z nami ten Matt. Mężczyzna, który najchętniej wyrzuciłby mnie za drzwi przy pierwszym spotkaniu.
Nie lubiłem go. Był arogancki, chamski i traktował Andiego jak rzecz, już na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że Wellinger bał się go i robił wszystko, co ten mu kazał. To było okropne.
Wielokrotnie starałem się przemówić mu do rozumu, ale za każdym razem zbywał mnie słowami:
-Przestań Stephi.
I tak ciągle. To błędne koło trwało już od dwóch miesięcy.
Oczywiście, że starałem się do niego zbliżyć, pokazać co może mieć, ale on chyba tego nie dostrzegał.
Ćwiczenia w parach, idealna okazja do tego by go dotknąć.
Andreas starał się trzymać mnie na dystans, ale nie było to możliwe, nie przy tych zadaniach.
Moje dłonie delikatnie i niby przypadkowo błądziły po jego ciele.
Na jego twarzy malowały się tak sprzeczne emocje. Nie potrafiłem zrozumieć, co czuje.
Koniec treningu, samotność.
Pewnego dnia, Schuster zatrzymał mnie na rozmowie:
-Stephan czy to prawda? - spytał surowo.
Nie wiedziałem o co mu chodzi. Musiałem chyba zrobić jakąś głupią minę, bo zaśmiał się pod nosem.
-Trenerze, ja nic nie zrobiłem, jeśli chodzi o te narty to wina Richarda...- zacząłem się tłumaczyć, miałem dosyć tego, że Freitag ciągle zwalał na mnie winę.
-Czekaj Leyhe o czym ty mówisz? Jakie narty? - spytał zdezorientowany Schuster.
W myślach przeklnąłem swoją głupotę.
-To o czym trener chciał porozmawiać? - spytałem uśmiechając się szeroko, starając się zatuszować poprzednią gafę.
-No cóż chciałem z tobą porozmawiać o Wellingerze, ale chyba pierwsze musimy pogadać o tym co takiego zrobił Freitag z nartami.
Wiedziałem, że muszę jakoś z tego wybrnąć.
Chwyciłem się za głowę i zacząłem jęczeć:
-Ała, ała moje serce.
Schuster popatrzył na mnie jak na idiotę, byłem na przegranej pozycji.
-Leyhe nie wydurniaj się. Gdybyś przynajmniej wiedział, gdzie masz serce może by ci się to udało. A teraz mów!
Nie chciałem wkopać Richarda. Wiedziałem, że jeśli dowie się, że go wkopałem to porządnie się zemści, a tego nie chciałem. Postanowiłem milczeć.
Trwaliśmy w ciszy przez jakieś 10 minut, Werner rzucał mi zirytowane spojrzenie.
-Dobra Leyhe i tak się potem dowiem, Freitag i tak mi nie ucieknie. A teraz przejdźmy do sedna sprawy - powiedział zaciekawiony .
Patrzyłem na niego, nic nie rozumiejąc.
-Powiedz mi czy ten uroczy dzieciaczek o imieniu Katherina jest twoim dzieckiem?
Popatrzyłem na niego zdziwiony. Skąd on to wiedział?
-Tttak - wyjąkałem.
Bałem się, że Werner rzuci się na mnie.
-To cudownie! - powiedział i klasnął w dłonie.
Byłem coraz bardziej zdezorientowany. O co tu chodziło?
-Mój drogi Stephanie jak dobrze zauważyłeś nasz mały Andi szykuje się do ślubu z mężczyzną, który w żaden sposób nie zasługuje na niego.
Pokiwałem twierdząco głową.
Wszystko zaczęło się robić jeszcze bardziej dziwne.
-Dlaczego nie jesteście razem?
To pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Co takiego Schuster chciał osiągnąć?
-Ja nie wiem, on uciekł, potem wrócił...- mieszałem się w tym co mówię.
-Dobrze, już dobrze, uspokój się - powiedział Schuster i położył mi dłoń na ramieniu.
-Stephan chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli go kochasz, to walcz! Ty będziesz dla niego idealny, a przynajmniej lepszy niż ten cały Matt - powiedział z westchnieniem Schuster.
Jego słowa dały mi wiele do myślenia. Od tamtego momentu zacząłem starać się o Wellingera jeszcze bardziej.
Drobne prezenty, stałe komplementy, przypadkowe zetknięcia, wspólne spacery z Katherine. To miał być mój sposób. Wiedziałem, że zaczął się przełamywać, czasem sam z własnej chęci ubiegał się o mój dotyk i atencję.
Myślałem, że mi się udało. Niestety. To Matthew miał na niego większy wpływ.
Cztery dni przed ślubem
Byłem załamany. Przegrałem. To koniec. Za cztery dni, 96 godzin, miłość mojego życia stanie na ślubnym kobiercu, a ja będe mógł jedynie przyglądać się temu ze smutkiem i nostalgią.
Ostatnia szansa. Ma jedyna nadzieja. Zadzwoniłem do niego prosząc o spotkanie, niechętnie się zgodził.
Wszedł do mojego domu, jak zwykle dostojnie i z gracją. Pieprzony, chodzący ideał. Dlaczego moje serce należało do niego? Chciałem skończyć tą zabawę w kotka i myszkę raz na zawsze, to nie miało sensu.
Podszedłem do niego. W chwili gdy mnie zauważył posłał mi jeden z tych pięknych uśmiechów od którego miękły mi kolana.
-No Stephi o czym chciałeś porozmawiać? - spytał zniecierpliwiony.
Na pierwszy rzut oka widziałem, że przerwałem mu w czymś ważnym.
-Powiedz mi dlaczego to robisz? Dlaczego bierzesz ten cholerny ślub? - spytałem z goryczą w głosie.
Spojrzał na mnie ze znudzeniem.
-Ile razy mam z tobą o tym rozmawiać?! Myślałem, że wytłumaczyłem ci ostatnio wszystko.
-Wiesz ja nadal tego nie rozumiem. Nie kochasz go, więc dlaczego to robisz?
Patrzył na mnie ze złością.
-Sam nie wiem, może dlatego że czuję wobec niego wdzięczność. To on opiekował się mną, gdy nie miałem nikogo.
-Wdzięczność? A co z miłością? Przecież każdy na nią zasługuję. Tym ślubem zranisz siebie, mnie i jego. Nie uważasz, że to za dużo ofiar tej chorej sytuacji?
Był zły. Nie. On był wściekły.
-Przestań! Nawet nie wiesz jak mieszasz i ranisz! - krzyczał.
Chciał wyjść, kierował się do wyjścia, jednak nie pozwoliłem mu przekroczyć drzwi.
-Błagam cię Stephan przestań. Znajdź sobie kogoś z kim będziesz mógł być szczęśliwy, a mnie po prostu zostaw. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich - mówił załamanym głosem, a po jego policzkach spływały duże łzy.
-Powiedz mi, że go kochasz , a przestanę.
-Przestań, błagam. Nie wiem co czuję, do jasnej cholery! To nigdy nie miało tak wyglądać.
-Pozwól, że ci pomogę. Czy wstrzymujesz oddech za każdym razem, gdy on wchodzi do pokoju? Czy twoje serce bije szybciej pod wpływem jego widoku? - spytałem i położyłem dłoń na jego klatce piersiowej, czułem jego szybkie bicie serca - Czy drżysz w chwili, gdy znajduję się blisko ciebie? - spytałem i stanąłem za nim, chuchając w jego kark. Mogłem zobaczyć gęsią skórkę, która natychmiast pojawiła się w tym miejscu.
-Wiem, że czujesz, to co ja.
-Przestań! I tak nic nie osiągniesz, ten ślub odbędzie, czy tego chcesz czy nie! - powiedział i wybiegł z mojego mieszkania.
Dzień ślubu
Nie mogłem zasnąć. To dzisiaj miałem stracić miłość mojego życia. Czułem się okropnie. Najchcętniej położyłbym się i nigdy nie wstawał.
Z moich oczu spływały słone łzy.
Nagle wpadłem na genialny pomysł.
Postanowiłem, że pójdę na ten cholerny ślub. I zrobię to, co powinienem zrobić już dawno.
Smutny i jednocześnie napełniony nadzieją, ubrałem się w mój najlepszy garnitur i udałem do kościoła, gdzie miała być zwieńczona ta katastrofa.
Otworzyłem powoli drzwi do świątyni. Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Usłyszałem głos małej wołający: - Tatuś
Po chwili Katherine podbiegła do mnie na tych swoich pulchnych nożkach. Szybko podniosłem ją i przytuliłem do siebie, mała wtuliła swoją twarzyczkę w moją szyję, a ja wpartywałem się w Andiego stojącego naprzeciw mnie.
Widziałem to niepewne spojrzenie. Wahał się. To do niego teraz należał wybór. Ja albo Matt, który zabijał mnie wzrokiem. Nagle zrobił pierwszy krok. Poczułem radość, wiedziałem że jestem na wygranej pozycji. Andi zaczął bardzo powoli się do mnie zbliżać.
Po chwili stanął bardzo blisko mnie, chwycił za garnitur i wpił w moje usta, jedną ręką przyciągnąłem go bliżej, a drugą trzymałem Katherine, która biła nam brawo swoimi malutkimi rączkami.
Nagle usłyszałem aplauz dochodzący z ostatnich ławek kościoła, obróciłem się do tyłu i zauważyłem, że to nasi koledzy po fachu, ubrani w koszulki z napisem: Lellinger is real bitch!
Ze śmiechem pokręciłem głową. Czułem tak ogromną radość.
Spojrzałem w jego oczy, w których widziałem jedynie miłość i zrozumiałem, że on jest tym na wieki.
Nagle usłyszałem jego cichutki szept:
-Dziękuję ci za wszystko.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Dziękuję ci za to, że się nie poddałeś, że czekałeś i walczyłeś, gdyby nie ty zapewne popełniłbym najgorszą decyzję w moim życiu.
-Oh skarbie nie masz za co dziękować, dla ciebie zrobiłbym wszystko - powiedziałem i ponownie tego dnia wpiłem się w te słodkie usteczka.
10 lat później
-Skarbie wstawaj, zrobiłem ci śniadanie - usłyszałem szept przy uchu.
Powoli otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to twarz mojego ukochanego. Wyglądał pięknie.
-Stephi wszystkiego najlepszego z okazji 35 urodzin - powiedział i pocałował mnie czule w usta.
-Bleeee - usłyszałem głos obok.
To moja Katherine, moja już nie taka mała dziewczynka.
-Słońce mogłabyś przestać? - spytał retorycznie Andi.
Dziewczynka udawała, że się zastanawia.
-No dobrze, ale tylko dlatego, że tata Stephi ma dzisiaj urodziny, no i jest idealna pora na odpakowywanie prezentów - powiedziała i szybko przyniosła mi różnorakie paczki.
Wszystkie prezenty były naprawdę piękne i cieszyłem się z nich niezmiernie, jednak największą niespodziankę dostałem na samym końcu.
- A tutaj masz jeszcze coś ode mnie - powiedział Andi i wręczył do moich rąk kopertę.
Powoli otworzyłem ją. To co zobaczyłem sprawiło, że poczułem ogromną radość i euforię.
-Andi czy ty...? - spytałem szczęśliwy.
Andi ze łzami w oczach pokiwał głową.
- Tak Stephi, zostaniesz po raz drugi ojcem - powiedział spoglądając to na mnie to na Katherine.
Mała patrzyła na niego w szoku, po chwili otrząsnęła się i zaczęła gładzić go po brzuchu. A ja? Nadal nie mogłem wyjść z zachwytu. Moje życie stało się cudowne.
Teraz tylko muszę dbać o Andiego, aby mu włos z głowy nie spadł, a nasze życie będzie niekończącą się bajką.
NAWIĄZANIE do historii Maleca. Kocham ten filmik u góry.
Coż dziękuję wam bardzo 💞💓💕
Jest to dla mnie ogromne osiągnięcie i mimo wszystko przynajmniej w małym stopniu jest mi z tego powodu miło. Jeszcze raz dziękuję, jesteście kochani 💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro