Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

You got something I need cz.2 (Lellinger)

He says: Ooh, baby boy, you know we're gonna be legends.

Byłem wykończony. Dzisiejszy trening był bardzo męczący, jedyne czego pragnąłem to położyć się do łóżka i zasnąć. Niestety nie było mi to dane. Schuster chciał się z nami spotkać. Był jakoś dziwnie wesoły, pewnie znalazł nowego sponsora.

Ostatnimi czasy nasza kadra przechodziła ogromny kryzys i znalezienia jakiegokolwiek sponsora graniczyło z cudem, może nareszcie mu się to się to udało, przynajmniej miałem taką nadzieję. Nie mogłem już znieść tego zrezygnowanego, smutnego spojrzenia.

Cała ekipa, czyli: Ja, Markus i Richi, powłóczając nogami weszliśmy do jego gabinetu. Miejsca, które od trzech lat nie kojarzyło mi się z niczym dobrym.

To co tam zobaczyłem, wprawiło mnie w ogormne osłupienie.

Przy biurku jak zwykle uśmiechnięty, stał mój anioł, moja nieskończona miłość, mój Andi, obok niego Schuster trzymał w ramionach malutką istotkę, która delikatnie tarmosiła go za nos.

Nie mogłem w to uwierzyć. Całe zmęczenie wyparowało ze mnie momentalnie.

Co ja mu miałem powiedzieć? Co on tu robił? Gdzie był przez te trzy lata? Dlaczego odszedł? I kim była ta malutka istotka, która tak bardzo mi kogoś przypominała?

Tak wiele pytań kłębiło się w mojej głowie.

Nie wiedziałem, jak mam się wobec niego zachować.

Uradowany Richard od razu rzucił się na niego i zaczął uściskać, obojętny Markus po chwili namysłu szybko i zdecydownie przytulił się do Wellingera, no i pozostałem ja. Stałem jak słup soli.

Andi wpatrywał się we mnie nie wykonując żadnego ruchu, między nami panowało jakieś dziwne napięcie. Wpatrywałem się w jego piękne tęczówki, które przez te trzy lata w żaden sposób się nie zmieniły.

On również nie potrafił oderwać ode mnie wzroku.

Nasza ciekawa wymiana, została przerwana przez Schustera, który podał Andiemu na ręce malutką istotkę. Dziewczynka natychmiast uspokoiła się w jego ramionach. To wszystko zaczęło się robić dziwne.
W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Werner.

-Więc moi drodzy, jak pewnie zauważyliście nie zebrałem was tutaj bez powodu- powiedział zadowolony Schuster.

Pokiwaliśmy głowami, jednak u każdego z nas ten gest wyglądał zupełnie inaczej. Richard był przeszczęśliwy i niemal cały czas ściskał Andreasa bądź bawił się z małą dziewczynką znajdującą się w jego ramionach. Markus stał gdzieś obok z obojętnym wyrazem twarzy, jednak zauważyłem na jego ustach cień uśmiechu, może tego nie okazywał, ale wewnętrznie cieszył się z powrotu Welliego, no i byłem jeszcze ja. Przerażony do granic możliwości.

-Więc moi drodzy Andi po długiej przerwie postanowił wrócić- powiedział uradowany Werner.

Miałem świadomość, że wraz z powrotem Wellingera, powróciły do niego wszystkie nadzieję. Odżył.

Na jego słowa, Freitag ponownie rzucił się na biednego blondyna, który uśmiechał się do niego promiennie, po chwili Markus przybił mu piątkę. Wszyscy czekali na mój ruch.

Niepewnym krokiem, podszedłem do niego i szepnąłem mu do ucha:

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wróciłeś.

Szybko się od niego odsunąłem i zauważyłem, że jego oczy zaczęły dziwnie błyszczeć, a na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Czy to faktycznie, ja tak na niego działałem?
Nie wiem.

Nagle do Schustera zadzwonił telefon, trener wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nas samych.

Richard jako ten najbardziej ciekawy i rozgadany, wziął Andreasa w obroty wypytując go o wszystko.

-No Welli teraz nam ładnie powiedz, jak na spowiedzi. Gdzieś ty tyle był?-spytał zdenerwowany Freitag.

Zniknięcie Wellingera, było dla niego równie mocnym ciosem, co dla mnie. Długo nie mógł się po tym pozbierać.

Andreas popatrzył na niego ze skruchą i zarumienionymi policzkami, wiedziałem że coś jest na rzeczy.

-Wiesz byłem... tu i tam...
Wiedziałem, że coś przed nami ukrywa.

Richard popatrzył na niego tym swoim spojrzeniem, które nie zwiastowało nic dobrego.

-Do jasnej chol...- nie dokończył, gdyż spojrzał na małą dziewczynkę, która z uwagą przysłuchiwała się jego słowom - do jasniej anielki Andreas, nie było cię przez trzy lata, zniknąłeś bez słowa i teraz nie chcesz nam nawet powiedzieć dlaczego? Wiesz jak nas zraniłeś swoim odejściem? Nie było dnia bym nie myślał o tobie, to co zrobiłeś było niesprawiedliwe, skazałeś mnie na katuszę, moje serce krwawiło....- mówił Richard udając przejęcie. Wiedziałem, że chcę go wziąć na litość, ta sztuczka zawsze działała.

-No dobrze, już dobrze, powiem wam. Tylko już tak nie koloryzuj królowo dramatu - westchnął ciężko.

-Widzicie tą małą istotkę? - spytał i wskazał dłonią na nosidełko, w którym spała malutka dziewczynka.
Pokiwaliśmy twierdząco głowami.

-Więc to moja córka. Odszedłem, bo byłem w ciąży - powiedział cichutko.

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Richard i Markus przerzucali spojrzenie między mną, a Wellim. Doskonale wiedziałem o co im chodzi. Poczułem zimny pot na swoich plecach. Czy to jest moja córka? To pytanie ciągle obijało się w moich myślach.

Wiedziałem, że najlepiej będzie, jeśli spytam o to prosto z mostu.

-Andreas czy to moje dziecko? - spytałem i uważnie spoglądałem w jego oczy.

-Tttak - wyjąkał cichutko.

Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. On mnie okłamał, zabrał możliwość patrzenia jak nasze dziecko dorasta. Byłem zły. Nawet nie zauważyłem, że Richi i Markus wyszli z pomieszczenia.

-Dlaczego to zrobiłeś? - spytałem załamany, chowając twarz w dłoniach.

-Jak ty to sobie wyobrażałeś? Że dwójka przyjaciół będzie wychowywać wspólnie dziecko? Nie chciałem litości. Dla mnie tamta noc znaczyła wiele, poczułem wtedy miłość, jednak wiedziałem że nie odwzajemniasz mojego uczucia, dlatego w chwili, gdy dowiedziałem się, że spodziewam się naszego dziecka, postanowiłem odejść. To było najlepsze rozwiązanie, nie chciałem niczyjej łaski...- mówił szybko, tracąc się w swoich słowach.

Postanowiłem, że przerwę mu ten bezsensowny monolog.

-Ale ja cię kochałem, nadal kocham - rzekłem nader smutno.

Andi popatrzył na mnie w szoku, chyba te słowa nie do końca do niego docierały.

-Ty mnie co? - spytał blady Wellinger.

-Kocham cię - powiedziałem i zacząłem się zbliżać do niego.

Z każdym moim krokiem w przód, Andi cofał się w tył.

-Nie, nie, nie to nie może być prawda, nie teraz. Proszę cię powiedz, że kłamiesz - rzekł płaczliwym głosem.

Wpatrywałem się w niego nic nie rozumiejąc.

-Andreas do jasnej cholery o co tu chodzi? - spytałem zirytowany.

-Stephan... To nie jest tak proste jak myślisz. My już nigdy nie będziemy razem - powiedział, a jego słowa wbiły sztylet prosto w moje serce. To tak bardzo zabolało.

-Ale jak to? Dlaczego? Nie kochasz mnie już? Spójrz mi w oczy i powiedz mi, że mnie nie kochasz! - krzyczałem, przez co obudziłem małą.

Młodszy wziął ją na ręce i zaczął uspokająć.

-Ciii Katherine, maluszku. Stephan nie chciał cię obudzić. Aaaa kotki dwa, szare bure obydwa (...) - zaczął śpiewać.
Wyglądał przy tym tak uroczo. Mała już po chwili zasnęła.

Popatrzyłem na niego ze zirytowaniem.

-No to wytłumaczysz mi to wszystko?

-Więc Stephan, gdybyś wtedy te trzy lata temu przyszedł do mnie i powiedział o swoich uczuciach zepewne teraz bylibyśmy razem, ale nie zrobiłeś tego, a moja obecna sytuacja kompletnie nie pozwala mi na jakiekolwiek kontakty z tobą - rzekł Wellinger ze spuszczoną głową.

Po tym, co powiedział, rozumiałem z tego, co raz mniej.

-Wellinger do jasnej cholery o czym ty mówisz? Kochasz mnie czy nie?! - niemal krzyknąłem.

-To nie ma znaczenia. Stephan, ja jestem zaręczony za pół roku biorę ślub - powiedział, a między nami zapanowała cisza, przerywana moim łkaniem.
To nie  mogła być prawda. Czyżbym stracił go bez powrotnie? Czy to całe czekanie było zupełnie na marne?

-Kim on jest? - wydukałem z siebie.

-To piłkarz, nie znasz go. Ma na imię Matt (jaka kolwiek zbieżność imion przypadkowa, ta postać jest wymyślona przeze mnie) i jest nowy w klubie. Poznałem go, gdy byłem w ciąży, to on się mną zaopiekował, a potem jakoś tak wyszło, że się mi oświadczył, no i on traktuję małą jak swoją córkę i....

-Zamknij się! Proszę przestań - mówiłem przez łzy.

-To moja córka, nasza córka. Dlaczego obcy mężczyzna ma ją wychowywać?

-On nie jest obcy - powiedział chłodno Wellinger - mała traktuję go jak ojca.

Nie mogłem słuchać jego bredni, dlatego postanowiłem go uciszyć, przez jeden z najlepiej znanych mi sposobów, zamknąłem jego usta w czułym pocałunku. O dziwo Wellinger w żaden sposób się nie wyrywał, a nawet odwzajemnił pocałunek.

Po kilku sekundach, a może minutach oderwaliśmy się  od siebie.

Andi spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Dlaczego to zrobiłeś? - spytał.

-Dlaczego to odwzajemniłeś?

-Nie odpowiada się pytaniem na pytaniem - powiedział i wystawił mi język.
Zachowywał się tak dziecinnie, miałem wrażenie, że rozmawiałem z tym 17- latkiem. Osobą, która dla mnie znaczyła tak wiele. Niestety te beztroskie czasy minęły bezpowrotnie.

-Ale powiedz mi złotko podobało ci się? Czy całuję lepiej niż ten cały Matt? - spytałem i zbliżyłem się do niego, tak że nasze nosy się stykały.

Na twarzy Andiego pojawiły się ogromne rumieńce, które starał się w jakiś sposób zamaskować, ale jakoś słabo mu to wychodziło.

-Przestań Stephan. Nie możesz tak - powiedział i wziął do ręki małą Katherine, która spała w najlepsze.

-Powiedz mi Andi. Jesteś z nim szczęśliwy? Czy nie lepiej byłoby, gdybyś z nim zerwał? Ze mną tworzysz legendę. Ja jestem królem, a ty królową, razem stąpamy po niebie*. Czy on również może ci coś takiego zaoferować?

Widziałem zwątpienie w jego oczach. Miałem świadomość, że się łamie, że jeszcze chwila i będzie mój.

-Stephan nie mąć mi w głowie - powiedział i skierował się do wyjścia.

Nie mogłem pozwolić mu wyjść bez słowa, szybko chwyciłem go za nadgarstek i sprawnym ruchem ręki obróciłem w swoją stronę. Spojrzał na mnie zdezorientowany.

-Co się stało?

- Chyba mogę mieć jakiś kontakt z córką? I musimy jeszcze pozałatwiać sprawy w urzędzie, chcę żeby mała Katherine miała moje nazwisko - powiedziałem - tak jak za niedługo jej drugi tatuś - szepnąłem cicho, tak że Wellinger nie usłyszał tego, co mówię.

-Leyhe chyba śnisz. Mała nie będzie miała twojego nazwiska, ewentualnie mogę cię oficjalnie uznać za jej ojca. I co ty tam mruczysz pod nosem?

-Nic, nic. A w jaki sposób mam się z tobą skontaktować?

Zrezygnowany Andi podał mi swój numer telefonu.

Pożegnałem się z nim i z moją malutką córeczką. Na odchodne niby przypadkiem musnąłem jego dłoń. Widziałem jego reakcję. Te ciarki i świecące oczy były zauważalne z daleka. Wiedziałem, że jestem na wygranej pozycji. Jeszcze trochę czasu, a: Ja, Andi i Katherine będziemy tworzyć jedną, spójną rodzinę.

Wystarczy tylko poczekać, Welli na pewno zmięknie!

*Fragment piosenki:

He says, "Ooh, baby girl, you know we're gonna be legends
I'm a king and you're a queen and we will stumble through heaven.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro