Socjopata i jego zagubione skarby ~Proch
Powiązanie z shotem Socjopata, a może i nie, który był wieki temu!
Występuje MPREG!
-Jak to ich nie ma? Greg do jasnej cholery miałeś ich pilnować! - mówię jednocześnie wściekły i przerażony. Nie mogę uwierzyć, jak do tego doszło. Moje dwa, a w sumie trzy skarby zniknęły bez śladu, zostały porwane.
Nikt nie wie gdzie są i kto to zrobił, ja sam nie mam pojęcia kto mógł uczynić mi coś strasznego.
Próbuję znaleźć coś w moim pałacu pamięci, jednak nie potrafię na nic trafić, wszystkie moje myśli krzyczą: KAMIL!
Cały mój świat wiruję, a ja sam nie potrafię znaleźć żadnego punktu zaczepienia, jestem rozpaczony. Moje skarby, Kamil, Alexander i nasza nienarodzona kruszynka, są z dala ode mnie, to okropne.
Chwytam się za głowę, wiem że to moja wina, mogłem nie wyjeżdżać z Londynu, ale ta sprawa była taka ważna, nie mogłem jej zlekceważyć.
-Kamil znajdziemy ich - mówi Greg, kładąc rękę na moje ramię, natychmiastowo ją strzepuję.
To również jego wina, to on i Cene obiecali mi, że będą ich pilnować, jestem na nich wściekły.
Szybko wyganiam wszystkich z mojego domu i pogrążam się w czeluściach pałacu pamięci, szukając jakiś wskazówek i poszlak.
PERSPEKTYWA KAMILA
Budzę się w ciemnym, nieznanym mi pomieszczeniu, moja dłoń natychmiastowo wędruje na mój zaokrąglony brzuch, czuję ruchy mojej kruszynki, obok mnie leży przerażony Alex, oddycham z ulgą, tyle dobrze.
Biorę małego na ręce i delikatnie przytulam go do siebie, starając pocieszyć, chociaż sam jestem przerażony tą sytuacją, nic z tego nie rozumiem. Co ja tu robię? Kto to zrobił? Po co?
Nagle słyszę zbliżające się kroki i przytłumione głosy, po chwili do pomieszczenia wchodzą dwaj nieznani mi mężczyźni. Automatycznie jedną ręką chowam za siebie Alexa, a drugą chwytam się za brzuch. Jestem cholernie przerażony.
-No, no, no nareszcie mi się udało. Kamil Prevc i jego pociechy, wszystkie skarby Petera, porwane przeze mnie.
Mówi z kpiną czarnowłosy mężczyzna, nie za bardzo rozumiem jego słowa.
-Czego od nas chcesz? - pytam cicho, patrząc w jego niemal czarne oczy.
Mężczyzna patrzy na mnie z kpiącym uśmieszkiem, po chwili jego dłoń wędruje na mój policzek, przymykam oczy, oczekując na uderzenie, jednak nic takiego się nie dzieje, nieznajomy zaczyna gładzić mój policzek.
Przełykam nerwowo ślinę i próbuje jeszcze bardziej ukryć za sobą Alexa.
-Oj Kamil, Kamil tutaj nie chodzi o ciebie, ani nawet o twoje dzieci. Mi chodzi o Petera, to on mi jest potrzebny - spoglądam na niego zdezorientowany.
-Więc po co, my jesteśmy tobie potrzebni? - pytam bardzo cichutko.
-Kamilu, kto jest największą słabością Petera, dla kogo Peter zrobiłby wszystko? To oczywiste, że przyjdzie tutaj, aby was znaleźć i uratować, a wtedy ja już się z nim rozprawię - mówi mężczyzna śmiejąc się szaleńczo.
Jestem przerażony, boję się, że ten wariat zrobi coś mi, Peterowi lub co gorsza naszym dzieciom.
Zamykam oczy, mając nadzieję że mężczyzna szybko odejdzie, niestety nic takiego się nie dzieję.
Czuję jego ręce pod moją koszulką, próbuję się odsunąć, jednak przeszkadza mi w tym mój malutki synek i ściana znajdująca się za moimi plecami.
-No, no, no szczęściarz z tego Petera, posiadanie takiego gorącego męża to sama przyjemność - mówi mężczyzna i robi coś czego nigdy bym się nie spodziewał, a mianowicie łączy nasze usta w pocałunku, próbuje się wyrwać, jednak on jest silniejszy, poddaje się.
Po chwili nieznajomy odrywa się od moich ust i kieruje do wyjścia, na mojej twarzy maluje się ulga, czarnowłosy zauważa moją reakcję i mówi słowa, które napawają mnie przerażeniem.
-Kochanie, Jim zawsze zostaje to czego pragnie, nie ciesz się tak szybko, za niedługo przyjdę i wtedy bardziej się pobawimy, a teraz przygotuj się skarbie.
Niejaki Jim wychodzi, a ja zastygam z przerażenia. Co on chcę zrobić?
Z moich oczu wypływają łzy, czuję się taki bezsilny, tak bardzo chcę znaleźć się w silnych ramionach Petera, boję się, boję się o mnie, o niego, o nasze małe kruszynki. Mam nadzieję, że mój kochany mąż odnajdzie nas i nadal będziemy wieść szczęśliwe życie.
PERSPEKTYWA PETERA
Poszukiwanie poszlak w moim pałacu pamięci, niestety nie przyniosło pożądanych przeze mnie rezultatów, a jedynie sprawiło, że popadłem w melancholię.
Przez moją głowę przelatywała masa wspomnień.
Nasz pierwszy pocałunek, pierwsza randka, moje oświadczyny, nasz ślub, ciąża, pojawienie się Alexa, informaja o pojawieniu się kolejnej, malutkiej istotki.
Wszystkie te chwile, były takie dobre i takie szczęśliwe, a teraz go nie ma, czuje się taki pusty, bezbronny i samotny, to on nadaje mojemu światu kolory.
Z tej bezsilności zaczynam cicho szlochać, tak wiem co inny sobie pewnie myślą: Socjopata i płacz? Niemożliwe.
Ale to dzięki niemu przestałem nim być, odblokował coś we mnie, wraz z jego pojawieniem w moim życiu zagościły uczucia.
A teraz jego nie ma, jest w nieznanym mi miejscu, a ja jestem przerażony.
Zamykam oczy i ponownie zaczynam przeglądać ten pieprzony pałac pamięci. Tam musi coś być! Do jasnej cholery! Przecież rozwiązuje tak trudne sprawy, dlaczego nie mogę poradzić sobie akurat z tą? Przecież to takie ważne!
PERSPEKTYWA KAMILA
Po kilku długich godzinach uspokajania mojego maluszka, Alex nareszcie usypia. Wygląda na wykończonego, jest głodny, brudny i wyczerpany, wiem że muszę poprosić tą szuję Jima o prowiant dla niego, ponieważ mój mały za niedługo umrze z wycieńczenia, a na to nie mogę pozwolić, sam również muszę coś zjeść, kruszynka musi być silna by to przetrzymać.
W pewnym momencie do pomieszczenia wchodzi Jim, wygląda na zadowolonego.
Zbliża się do mnie, podchodzi blisko, zdecydowanie za blisko.
-I co skarbie jesteś już gotowy? - pyta z triumfalnym uśmiechem.
Przełykam ciężko ślinę. Wiem, że zaraz nastąpi najgorsze.
-Jim ja zrobię wszystko...- mówię cicho i nie pewnie, te słowa ledwo opuszczają moje gardło.
-Proszę cię tylko o jedzenie dla Alexa, no i dla mojej kruszynki.
Mówię i kładę rękę na mój wystający brzuch.
Jim przybiera uśmiech szaleńca.
-Nie jesteś wymagający - mówi szyderczo i zbliża się do drzwi.
Wychyla się zza nich i woła donośnym głosem:
-Sebastian!
Po chwili w pomieszczeniu zjawia się wysoki, muskularny facet, pewnie wojskowy, najprawdopodobniej Afganistan, wewnątrz śmieję się z siebie, te wszystkie moje dedukcje są winą mojego męża!
-Sebastian zajmij się małym, umyj go nakarm, uśpij i przygotuj dla naszego gościa godny posiłek - mówi Jim do żołnierza.
-Tak jest szefie! - rzecze Sebastian i zabiera ze sobą Alexa.
Próbuje protestować, jednak przerywają mi to usta Jima.
-Mój drogi ja spełnie twoją prośbę, ale nie tak łatwo, ty również musisz mnie jakoś przekonać. - Wkłada rękę pod moją koszulkę, już wiem co muszę zrobić.
Po tym wszystkim czuję się taki brudny, mam wrażenie jakbym zdradził Petera, mimo że to wszystko co robiłem było robione z przymusu i obawy.
Jim zadowolony wychodzi z pomieszczenia, a ja obolały kładę się na podłodzę, po moich policzkach spływają słone łzy.
Po chwili w pokoju pojawia się czysty, najedzony Alex, a za nim idzie Sebastian z posiłkiem, wmuszam w siebie swój obiad i próbuje zasnąć.
PERSPEKTYWA Petera
Nie ma go już trzy dni, 72 godziny, podczas których umieram.
Myślałem, że ten dzień będzie taki jak poprzednie, pełen strachu, niepewności i braku jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Jednak jedna wiadomość zmienia wszystko.
Peterze mam coś, co teoretycznie należy do Ciebie, jeśli chcesz to odzyskać, przyjedź do opuszczonego szpitala, na Flower street.
Już nie mogę się doczekać, ponownego spotkania z Tobą.
Twój Jim
Cholera! Czemu ja jestem taki głupi?!
Mogłem od razu się domyślić, że to wszystko jest sprawką mojego, największego wroga Moriartego.
Wiem, że jego celem jest powolne zniszczenie mnie, jestem cholernie przerażony tym co mogło się dziać z moimi skarbami.
Szybko udaję się na wyznaczone miejsce, moje serce zaczyna bić mocniej, a dłonie drżą. Co się ze mną dzieje? Dlaczego strach zaczyna brać nademną górę?
Wchodzę bardzo niepewnie do wyznaczonego przez Jima budynku, wraz z przekroczeniem przeze mnie progu pokoju, zostają włączone reflektory, które skierowane są na jakiś przedmiot, który przypomina klatkę, wewnątrz niej znajdują się moje skarby. Swoje spojrzenie przerzucam pomiędzy Kamilem, a Alexem, z ulgą zauważam że nasz synek jest w dobrym stanie, co innego mój mąż, który wygląda jak siedem nieszczęść. Podarte ubrania, zabrudzona twarz i to autentycznie przerażone spojrzenie rzucone w moją stronę, moje serce kraja się na jego widok.
Nagle słyszę za sobą ciche kroki, odwracam się i spoglądam na Moriartego.
Wygląda na zadowolonego z siebie, pewnie cieszy go mój strach i niepewność.
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiewa jego szaleńczy śmiech.
-Peter, Peter, Peter powiedz mi, co ta miłość z tobą robi? Jakim cudem z tak wielkiego socjopaty stałeś się tak słabym człowieczkiem?
Nie wiem, co mam mu powiedzieć i co zrobić, więc wpatruje się w niego przenikliwie, starając się na swoją twarz przybrać jak najchłodniejszą maskę.
-Wypuść ich - mówiępowoli, cedząc każde słowo.
Jim patrzy na mnie tym szaleńczym spojrzeniem.
-Co ja z tego będę miał? Musisz dużo zaoferować, bo twój mąż jest niemal nie do przebicia, mą taką delikatną skórę, tak dobrze całuje, jest taki kruchy, po prostu świetny do p... - nie dokańcza, ponieważ przerywa mu to krzyk Kamila.
-Przestań, przestań! Peter ja nie chciałem, on mnie zmusił, kazał mi to robić za jedzenie - mówi Kamil i zaczyna dusić się łzami.
Staram się do niego podejść, jednak przerywa mi to pojawiający się Sebastian, który toruje mi drogę do mojego ukochanego.
- Kochanie uspokój się, wierzę ci - mówię delikatnie do mojego największego skarba.
Jim na moje słowa zaczyna się śmiać.
-Oj, jak słodko, a teraz koniec tych amorów, Peterze powiedz mi co możesz mi zaoferować za tych tutaj Kamila, Alexa i twoje jeszcze nienarodzone dziecko?
-Siebie - mówię pewnie i spoglądam w jego oczy. Wygląda jakby się nad czymś zastanawiał.
-Zgadzam się.
Jego słowa szybko zostają zgłoszone przez krzyki.
-Peter nie rób tego! On chce cię zabić! - krzyczy Stoch, jednak zostaje mu to przerwane przez rękę Sebastiana starającą się zatkać mu usta.
Po chwili klatka otwiera się i wychodzą z niej moje skarby.
Wtem Jim wyciąga pistolet, nakierowuje lufę na Kamila i wtedy wszystko zaczyna się rozwijać się bardzo szybko.
Przesuwam Kamila, strzał, pojawienie się Scotland Yardu, ból, utrata przytomności.
Budzę się w szpitalu, czyjaś dłoń głaszczę mnie po policzku, z ledwością otwieram oczy, czuję się taki słaby i otępiały.
Spoglądam na Kamila, wydaje się taki kruchy.
-Kochanie - mówię z trudem.
-Ciii..Nic nie mów - mówi i kładzie palec na moje usta.
Spoglądam na niego i kładę dłoń na jego brzuchu, czuję ruchy naszej kruszynki, uśmiecham się, tyle dobrze, że jej się nic nie stało.
Przerzucam spojrzenie na twarz Kamila, na której maluje się smutek, strach i poczucie winy.
Wiem, że teraz nie jest to odpowiedni moment, by poruszyć ten temat na wszystko przyjdzie czas.
*****
Od tych przerażających wydarzeń mija kilka lat, a my staramy się o tym zapomnieć, przy trójce dzieci nie jest to jakieś trudne, to one zajmują cały nasz czas.
Spoglądam na swoją rodzinę i cieszę się, że los na mojej drodze postawił tak cudowną osobę jaką jest Kamil, który sprawił że moje życie nabrało barw, uczynił mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, to on pokazał światu, że socjopata ma jednak uczucia.
Dla OnTheWayToDreams 💕💝😏
Oczywiste jest to, że jest to powiązane z Sherlockiem 😍😍😍
Następny będzie Stollinger 😏😇😁
ZA PIĘĆ DNI LGP! ( lgp za jakieś 5, ale miesięcy)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro