Rozbitkowie ~ Tanfang
Dla user73912422 ❤❤❤
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, dlaczego tak naprawdę nienawidzimy innych?
Co takiego zrobiła nam druga osoba, że nie potrafimy spojrzeć jej w twarz?
Skąd się biorą w nas wszystkie negatywne uczucia względem innych?
Pewnie nad tym nie myśleliście, tak jak nasz główny bohater Daniel, który przez kilka lat z niewiadomych przyczyn nie cierpiał swojego kolegi z drużyny Johanna.
Była między nimi jakaś dziwna bariera, której nie potrafili przeskoczyć, jednak los postanowił im pomóc.
Przez 35 dni mogli się przekonać jacy są naprawdę i jak wiele ich łączy.
Poznajmy historię upadku i wzlotu.
******
Od samego początku Daniel nie potrafił się z nim dogadać, odstawał od reszty drużyny, w żaden sposób nie chciał się podporządkować.
W chwili gdy Tande zrozumiał, że Johann w żaden sposób mu nie ulegnie, odpuścił.
Odizolował się od niego, starając nie mieć z nim żadnej większej styczności, jednak los postanowił inaczej.
Wszystko zaczęło się 15 maja, to wtedy Daniel miał wybrać się na swoje upragnione wakacje, ta podróż miała być inna od reszty, to miał być rejs do Ameryki, tak bardzo cieszył się, że nareszcie odpocznie od wszystkiego. Był w wyśmienitym humorze, który zmienił się zaraz po tym, gdy na statku zobaczył Johanna.
Był zły i najchętniej zrezygnowałby z wycieczki, ale za bardzo na nią czekał, by tak po prostu odpuścić.
Cały rejs starał się ignorować bruneta, co w sumie nie było trudne, gdyż na morzu panował sztorm, a on prawie cały czas przesiedział w kajucie.
W ostatni dzień podróży, pogoda była nieznośna, statkiem targrało na wszystkie strony i tyle Daniel zapamiętał.
****
Obudził się na czymś mokrym i miękkim, czymś co w żaden sposób nie przypominało łóżka.
Zdziwiony otworzył oczy i zauważył, że znajduje się na piasku, który otaczał nieznany mu teren.
Przestraszony wstał i zaczął się rozglądać.
Nie pamiętał nic z tego co się wydarzyło, jedyne co pozostało mu w głowie to ogromny sztorm, uderzenie i ciemność.
Wiedział co to oznacza.
Został rozbitkiem na wyspie, tylko pytanie zachodzi czy tylko on przeżył? Czy tylko on wylądował właśnie tutaj?
W celu rozwiania wszystkich swoich wątpliwości, poszedł pospacerować wzdłuż jej brzegu.
Przechodząc wokół niej, czuł smutek i żal, który już po chwili przemienił się w przerażenie i rozżalenie.
Daniel z przykrością zauważył, że jakieś 5 metrów od niego, leży niejaki Johann Andre Forfang, jego wróg numer jeden.
Młodszy leżał na piasku i w żaden sposób nie dawał oznak życia. Tande powinnien cieszyć się z tego powodu, w końcu to jego nieprzyjaciel, jednak nie potrafił, w końcu Johann był również człowiekiem, istotą ludzką, która zasługiwała na ratunek.
Szybko, bez sprawdzania żadnych oznak życiowych postanowił, że przeprowadzi na Johannie resuscytację.
W tym celu ściągnął koszulkę Forganga i rozpoczął masaż serca, po 30 uciskach, pochylił się nad brunetem w celu zrobienia sztucznego oddychania, niewiele brakowało, by ich usta się złączyły, naprawdę było blisko, jednak w chwili gdy Daniel chciał zrobić pierwszy wdech, zaskoczony Johann otworzył oczy.
Gdy zobaczył przed sobą Daniela, czuł przerażenie. Co takiego chciał zrobić Tande?
Szybko odsunął się od niego na tyle ile pozwalały mu dłonie Daniela nadal znajdujące się na jego klatce piersiowej, Johann z przerażeniem stwierdził, że Tande pozbawił go koszulki.
Dodał dwa do dwóch i wniosek nasunął mu się sam.
-Ty dupku! Chciałeś mnie wykorzystać? Jesteś idiotą, pacanem, debilem... - krzyczał Johann na cały głos.
Daniel czuł wściekłość. Nie mógł słuchać tego, co mówi do niego ten bałwan.
Podszedł do Forfanga i ruchem ręki starał się go w jakiś sposób uciszyć.
-Chciałem cię uratować ty kretynie! Nie widzisz gdzie jesteśmy?! Wiesz teraz żałuję, że mi się ciebie żal zrobiło, mogłem cię zostawić na tej plaży, może by cię coś tam zeżarło!-krzyknął rozwścieczony Daniel, kierując się w głąb wyspy.
Do Johanna wszystkie słowa docierały bardzo powoli, był tak zły na blondyna, że nawet nie zauważył tego, że obecnie znajdował się na wyspie.
Czuł przerażenie, nie pamiętał, jak się tam dostał.
Jedyne co wiedział to, to, że musi trzymać się Daniela, który zniknął z pola jego widzenia.
Przestraszony Johann udał się w tym samym kierunku, co ten pajac.
Wiedział, że jeśli to faktycznie bezludna wyspa, to koniec.
On i Daniel prędzej się pozabijają, niż dojdą do porozumienia.
Szedł za Tande, który wściekle rzucał wszystkim co stało mu na przeszkodzie. Patykiem, kokosem, a nawet żółwiem.
Johann wolał się do niego nie zbliżać, bo może i Daniel nim postanowi rzucić.
Zamyślony szedł w bezpiecznej odległości za blondynem i nawet nie zauważył, że w pewnym momencie Tande się zatrzymał, w wyniku tego wpadł na jego plecy.
Roztrzęsiony Johann bardzo szybko odsunął się od tego furiata, bojąc się kolejnego wybuchu.
Tande miał już dosyć tego wszystkiego. Wiedział, że musi się na kimś wyżyć i niestety, ale wybór padł na biednego Johanna.
-Do jasnej cholery Forfang! Zostaw mnie w spokoju! Mam cię kompletnie dosyć! Dlaczego za mną łazisz? Jeszcze przed chwilą uważałeś, że chciałem się do ciebie dobrać, a teraz co? Boisz się? Jesteś żałosny! Tak bardzo żałuję, że rozbiłem się tutaj akurat z tobą. Dlaczego ja w ogóle chciałem cię uratować? Mogłem cię tam zostawić, najlepiej odejdź i strać mi się z oczu!-krzyczał zdenerwowany Daniel.
Johann przyglądał mu się w osłupieniu. Skąd w nim tyle nienawiści?
Słowa Daniela zraniły go, zabolały do tego stopnia, że z jego oczu zaczęły spływać słone łzy, które starał się za wszelką cenę ukryć przed tym dupkiem.
Jednak przed Danielem Andre Tande nic się nie ukryje, natychmiast zauważył słone krople na policzkach swego wroga.
Poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia, w końcu nie chciał być powodem płaczu u Johanna.
Chciał coś powiedzieć, jednak uniemożliwił mu to Johann, który zniknął mu z pola widzenia.
Daniel powinien być szczęśliwy, że w końcu pozbył się tego denerwującego i natrętnego człowieka, ale on nie odczuwał niczego takiego.
Poczuł coś bardzo dziwnego, strach pomieszany z obawą, że młodszemu może się coś stać.
Tymczasem wściekły Johann przemierzał wyspę w poszukiwaniu jedzenia. Czuł smutek i złość, słowa starszego naprawdę go zraniły, to bolało.
Szedł patrząc się na drzewa, nie zważając na nic innego i nagle poczuł na swoim ramieniu coś bardzo dziwnego.
Obkręcił głowę w bok i zauważył, że na jego ramieniu znajduję się malutka małpka, początkowo chciał ją ściągnąć, ponieważ bał się, że może mu coś zrobić, jednak gdy zauważył, że zwierzątko ufnie się w niego wtulało postanowił ją tak zostawić.
Małpka nie próżnowała i już po chwili wtuliła się w zagłębienie na szyi Johanna.
Brunet poczuł coś na kształt miłości i troski do tego małego, niewinnego stworzonka.
Postanowił, że teraz małpka stanie się jego towarzyszem niedoli.
Szybko nadał jej wspaniałe imię.
-Malutka wiem jak cię nazwę! Będziesz Danielek, tak bardzo w pewien sposób go przypominasz, chociaż jesteś od niego bardziej urocza i kochana - mówił Johann słodkim głosem, gładząc małpkę po pyszczku.
Wiedział, że musi rozpalić ognisko, to była podstawa, na całe szczęście gdy był mały rodzice zapisali go do drużyny harcerskiej, więc nie miał z tym wielkiego problemu.
Miał świadomość, że musi zrobić jeszcze wiele rzeczy, jednak nie czuł się dzisiaj na siłach, chciał odpocząć.
Z przymkniętymi oczami, siedząc przy ognisku i gładząc Daniela po pyszczku zasnął i właśnie w takiej pozycji znalazł go Tande.
Na początku chciał ponownie nakrzyczeć na bruneta i jego nieodpowiedzialność, jednak gdy przypomniały mu się wcześniejsze łzy, pohamował się.
Z przerażeniem stwierdził, że śpiący Johann, to uroczy Johann.
Poczuł coś dziwnego, gdy spojrzał na niego, wyglądającego tak niewinnie i uroczo.
W tamtej chwili chciał go chronić przed całym światem, niestety w tej sytuacji było to niemożliwe.
Jedynie przed czym mógł go ochronić to dzikimi zwierzętami i częściowo przed zimnem, gdyż z liści palmy zrobił coś na kształt koca.
Położył go na Johannie i przyglądał się jego twarzy, która w świetle ognia wydawała mu się taka krucha i niewinna.
Rano pierwszy obudził się Forfang, który z radością odkrył, że przez całą noc nie zmarzł ani trochę, jednak okazało się że to nie dzięki jego ubraniom, a "kocu" który ktoś położył na nim jak spał.
Zdezorientowany powoli zaczął się rozglądać i z satysfakcją zauważył, że po jego lewej stronie, w bezpieczniej odległości śpi Daniel Tande, który pogrążony we śnie wygląda bardzo przystojnie i łagodnie.
Johann wiedział, że to nie czas, by podziwiać urodę blondyna.
Wraz ze swoim małym kompanem Danielkiem poszedł na poszukiwania pożywienia.
Już po kilku minutach udało im się znaleźć banany i kokosy, co było ich wybawieniem.
Forfang zabrał kilka z nich i zaniósł do miejsca, gdzie tliło się ognisko.
Wiedział, że musi obudzić Daniela, przed nimi długi dzień, muszą zrobić tak wiele rzeczy, nie było czasu na spanie.
Podszedł do niego i zaczął go delikatnie szturchać i potrząsać, jednak nie przynosiło to zamierzonego efektu, położył dłonie na jego klatce piersiowej i z przerażeniem zauważył, że Daniel chwycił go za nagdarstki i nie chciał puścić.
Johann starał się z nim siłować, jednak nie udało mu się tego zrobić i przez Daniela doszło do tego, że wylądował na nim całym swoim ciałem.
Miał świadomość, że jak Tande się obudzi to go zabiję, dlatego szybko starał się wyswobodzić z jego silnego uścisku.
Niestety, ale jego próby nie były zbyt skuteczne, nagle usłyszał szept przy uchu.
-Dokąd ci się tak spieszy kochanie? -spytał rozbawiony Daniel.
Johann spojrzał na niego z mieszaniną strachu i niepewności.
Ich twarze były tak blisko siebie, ich ciała stykały się ze sobą, dłonie Daniela mocno oplatały wąską talię Johanna, blondyn tak bardzo chciał go pocałować, jednak ponownie zostało mu to przerwane.
Tym razem było to spowodowane przez jakieś malutkie zwierzątko, gryzące Daniela w nos, Tande starał się delikatnie odczepić zwierzaczka, ale jakoś słabo mu to szło.
Na ratunek przyszedł mu Johann, który bardzo delikatnie ściągnął z jego nosa to malutkie stworzonko, zaskoczony Daniel zauważył, że była to małpka, która już po chwili wtuliła się w szyję Forfanga, któremu w żaden sposób to nie przeszkadzało.
Młodszy zaczął głaskać ją po pyszczku i mówić do niej.
-Danielek nie możesz gryźć ludzi, nawet gdy są tak wredni jak Daniel Andre Tande nie wolno ci - rzekł Johann takim głosem jakim mówi się do dziecka.
Wyglądał tak uroczo, Tande coraz bardziej chciał go pocałować.
Niestety, ale Johann szybko odsunął się od niego.
Oboje wstali i po wcześniejszym uzgodnieniu planu, w którym o dziwo byli zgodni udali się na poszukiwanie słodkiej wody.
Po wielu trudnych godzinach wędrówki udało im się odnaleźć ogromny strumień z wodospadem, za którym znajdowała się opustoszała jaskinia.
Ich szczęście było nie do opisania.
Szybko pozbyli się wszystkich ubrań i wskoczyli do lodowatej wody, która szybko ochłodziła ich ciała.
Wiedzieli, że muszą wyprać swoje ubrania, co oznaczało że przez kilka godzin muszą chodzić nadzy.
Danielowi jakoś to nie przeszkadzało, miał świadomość, że jeśli pozostaną tu dłużej to i tak w pewnym momencie ich ubrania staną się do wyrzucenia, a oni będę zmuszeni chodzić nago.
Natomiast Johannowi nie podobał się ten pomysł, nie chciał w ten sposób paradować przed Danielem, ale niestety wiedział że jest to konieczne.
Wyszedł z wody i natychmiast poczuł na sobie uważne spojrzenie starszego, który skanował go wzrokiem.
Johann szybko pobiegł do jaskini i zakrył się prowizorycznym kocem, tylko po to by Daniel nie widział jego ciała, które w porównaniu do tego blondyna, było według bruneta po prostu brzydkie.
Tande jeszcze przez chwilę nie mógł wyjść z podziwu, ciało Johanna było takie piękne. Szczupłe, jednak nie za chude, zaokrąglone w odpowiednich miejscach, po prostu idealne.
Szybko udał się do jaskini mając nadzieję, że może uda mu się jeszcze zobaczyć co nieco, niestety ale Johann ukrył się w samym kącie, przykrywając liśćmi palmy, Daniel był nie pocieszony.
*****
Dni mijały im powoli, starali się jak najbardziej ze sobą dogadywać, co czasami niestety zawodziło.
Czasy ubrań już przeminęły, teraz chodzili obwiązani w jakiś dziwaczny sposób liścmi palmy.
Daniel czuł się źle, cały zarośnięty, odcięty od cywilizacji.
Johann czuł się dosyć średnio, miał już dosyć. Nie miał przy sobie choćby kamery, która była jego pasją, cieszył się jedynie z jednej rzeczy, a mianowicie, że nie zarósł tak jak blondyn, mimo upływu 30 dni on nadal był gładki.
Między nimi doszło do kilku, kilkunastu bądź kilkuset pocałunków no i może mnóstwo razy do czegoś więcej, wszystko to było zainicjowane przez Daniela, który nie mógł się powstrzymać.
35 dzień na wyspie, oni powoli zaczęli tracić nadzieję na odnalezienie.
Leżeli na plaży. Johann wtulony w tors Daniela, Tande obejmujący ramieniem młodszego.
Johann położył dłonie na torsie Daniela i złożył na jego ustach czuły pocałunek, to był pierwszy pocałunek zainicjowany przez młodszego, co starszemu bardzo się spodobało.
Daniel zaczął żarliwie go całować, schodząc pocałunkami na szyję, nagle usłyszał ciszy niepewny głos Johanna.
-Daniel?
-Tak skarbie? - spytał blondyn i odsunął się od niego, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Bo, bo mi się wydaję, że... - zaczął jąkający się Forfang.
Daniel spojrzał na niego zmartwiony, Johann cały drżał, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
Tande zaczął gładzić go po plecach dodając mu otuchy.
-Kotku nie bój się - powiedział łagodnie Daniel.
-Bo wydaje mi się, że cię kocham -szepnął Johann.
Po ciele Daniela rozlało się przyjemne ciepło, chciał coś powiedzieć, jednak zostało mu to przerwane przez warkot silnika helikoptera krążącego nad wyspą.
Szybko zaczęli wymachiwać rękoma i udało im się!
Po długiej akcji zostali wciągnięci na pokład maszyny, gdzie dano im ubrania.
Po przebraniu się, Daniel chciał porozmawiać z Johannem, jednak Forfang skutecznie unikał go, poprzez chowanie się za ratownikiem.
Daniel wiedział, że nie może odpuścić tej rozmowy, dlatego postanowił poczekać.
Do Norwegii przybyli stosunkowo szybko, gdzie na lostnisku zostali przywitani przez tłumy ludzi, którzy dowiedzieli się o ich odnalezieniu.
Byli tam wszyscy, ich rodziny, przyjaciele, a nawet skoczkowie, wszyscy witali ich z entuzjazmem i radością.
To oni do ostatniej chwili wierzyli, że udało im się przeżyć, zwłaszcza taki jeden Niemiec o imieniu Andreas, który jak zwykle nie tracił nadziei. To on zabronił zakończenia akcji ratunkowej, za co Tande był mu ogromnie wdzięczny.
Po przywitaniu się, gdzie nie obyło się bez łez i wybuchów radości, on i Johann rozeszli się w swoje strony, Tande nie udało się porozmawiać z brunetem.
W domu czuł się dobrze, ale czegoś mu brakowało, czuł wewnętrzną pustkę, której nie potrafił zapełnić.
Wiedział, że do szczęścia najbardziej potrzebny jest mu Johann, dlatego po tym, jak wszyscy goście od niego wyszli, udał się do mieszkania młodszego.
Zdenerwowany zapukał do drzwi, otworzył mu zapłakany Johann, Daniel był zmartwiony jego stanem.
-Kotku co się dzieje? - spytał blondyn i chciał podejść do Johanna, który z każdym jego krokiem w przód cofał się.
-Nie mów tak do mnie! Jesteśmy w Norwegii idź sobie do tej Anji i ją bajeruj, a mi daj święty spokój!-krzyczał przez łzy Johann.
Daniel wpatrywał się w niego, nie wiedząc co powiedzieć, dlatego postanowił że gestem pokaże co czuje do tej uroczej istotki.
Podszedł do niego i delikatnie złożył pocałunek na tych miękkich ustach.
Po chwili oderwał się od niego i szepnął czułym głosem.
-Kocham tylko ciebie mój głuptasku.
W ten oto sposób nienawiść przerodziła się w miłość, a oni żyli długo i szczęśliwie.
2448 słów 😱😱😱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro