Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Me ~ Lellinger

- Ała Stephan, to boli! - krzyknął Andreas, na twarzy którego malowało się czyste cierpienie.

- Już od 10 minut ci mówię, że jak przestaniesz się tak wierzgać to ból będzie mniejszy - odparł spokojnie, tak jak mówi się do małego dziecka. Czasem miał wrażenie, że jego ukochany nadal nim jest.

- Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to trudne. Każdy twój ruch jest coraz gorszy - westchnął, a po jego policzkach spłynęły łzy. Stephan poczuł ucisk w sercu.

- Kochanie, to już nie potrwa długo. Później będziesz odczuwać jedynie przyjemność - zapewnił go i starł łzy z jego policzków.

- Przestań kłamać! 10 minut temu mówiłeś to samo! Jesteś sadystą - powiedział rozeźlony. Stephan już nie czuł współczucia, na tamtą chwilę rosła w nim jedynie irrytacja.

- Nie rozumiem cię. Na początku mówisz, żebym to zrobił, a jak przyjdzie, co do czego to narzekasz jak kobieta w ciąży - westchnął. Andreas zgromił go wzrokiem.

- Zapamiętam to sobie! Następnym razem, jak będę w potrzebie to pójdę do kogoś innego - zagroził i odwrócił głowę w drugą stronę. Stephan zachłysnął się własną śliną.

- Nie będziesz szedł do nikogo innego. Tylko ja mogę cię tak oglądać i tylko ja mogę doprowadzić cię do takiego stanu - odparł nader poważnie. Andreas nadął policzki.

- Dobra, rób to i miejmy to już z głowy. Umówiłem się na 15 z Richardem.

Stephan zmierzył go spojrzeniem i wyciągnął zza siebie dziwny przedmiot, który Andreasowi przypominał narzędzie tortur.

- Jesteśmy pewny, że to się tu zmieści? - spytał przerażony.

- Jestem pewien. Każdemu się mieści, a tobie miałoby nie? Skarbie więcej wiary - powiedział z otuchą. Andreas wzruszył ramionami i ze strachem czekał na jego ruch, który o dziwo był niezwykle delikatny. W końcu co się dziwić, Stephan miał w tym wprawę.
Wellinger już chciał coś powiedzieć, ale Leyhe spojrzał na niego karcąco.

- Zero słów - zastrzegł - to ułatwi nam zadanie. Po wszystkim będziesz mógł trajkotać ile wlezie - powiedział i czule na niego spojrzał. Nawet w tej sytuacji Andreas podobał mu się do granic możliwości. Wyglądał cholernie uroczo i nawet ta strużka śliny, która wypłynęła z jego malinowych ust, nie była dla Stephana czymś odrażającym. W końcu to był Andi, jego słoneczko. Chłopak, który dla niego przezwyciężył swój największy strach.
- Jeszcze kilka pociągnięć ręką i skończymy - zapewnił brunet. Andreas spojrzał na niego z ulgą w oczach.

- Jesteś dzielny - mówił Stephan, który właśnie wykonywał najbardziej brutalne ruchy - Ja zawsze bałem się ciemności, ale dzięki tobie ją przezwyciężyłem, mam nadzieję, że ja też tobie pomogłem.

Andreas pokiwał nieznacznie głową.

- To już koniec? - spytał zziajany, ocierając przy tym krople potu, które pojawiły się na jego czole.

- Tak skarbie, a teraz chodź tutaj - odparł i rozłożył dla niego ramiona. Andreas bez zastanowienia wtulił się w jego umięśniony tors.

- Dziękuję ci, a teraz puść mnie, biedny Richard pewnie już czeka pod drzwiami - powiedział i nie mylił się. Zniecierpliwiony Freitag stukał stopą o podłogę.

- Chcesz iść z nami? - zaoferował jego ukochany.

- Niestety nie mogę. Mam jeszcze kilka pacjentów, ale bawcie się dobrze! - powiedział do odchodzących mężczyzn.

- Dzięki, ty też czy coś - burknął Freitag, który popchął Wellingera do przodu.

- A skarbie. Pamiętaj! Przez następne pół godziny masz nic nie pić, więc nawet nie myśl o kieliszku wódki, a ty Richard masz go przypilnować - zastrzegł i pomachał im na pożegnanie.

Andreas westchnął. Życie z dentystą było cholernie trudne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro