3. All of the stars~ Tanfang
It' s just another night and I' m starring at the moon. I saw a shooting star and though you.
Johann znowu leżał na trawie i wpatrywał się w gwiazdy, robił to codziennie, kiedyś z nim, a teraz sam.
Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś się spotkają? Czy będą razem szczęśliwi, a los ich nie rozdzieli?
Możliwe, ale teraz nie ma na to szans. Nie w tej chwili, nie w tym życiu.
Do Johanna dopiero teraz zaczął docierać sens tej sytuacji. Wcześniej był w zbyt dużym szoku. On odszedł, zostawił go.
Oboje wiedzieli, że to tylko kwestia czasu, jak jeden z nich opuści drugiego, jednak nie spodziewali się, że to nastąpi tak szybko.
W jego głowie widniał jego obraz, w dniu w którym się poznali.
Było to tak niedawno. Johann naprawdę nie chciał na tą terapię, jednak mama zmusiła go do tego, nie miał nic do gadania. Wtedy, gdy się pojawił, coś w nim drgnęło, był inny od wszystkich.
Taki miły, pomocny, a przede wszystkim zdrowy. Tym różnił się od reszty.
Johann nie mógł znieść tego jak wpatruje się w niego z tym swoim głupim uśmieszkiem.
On nie widział w tym nic wesołego, jak można mieć raka i cieszyć się chwilą? Dla niego było to niemożliwe.
Jego podejście go zadziwiało, nie miał nogi, jednak nie pokazywał po sobie, że mu to przeszkadza. Przynajmniej tak wydawało się na pierwszy rzut oka, w rzeczywistości było inaczej, brak nogi był dla niego wielkim problemem, zwłaszcza, że wcześniej był skoczkiem.
Poznawali się, w ich przypadku nastąpiło to szybko, zwłaszcza, że oboje borykali się ze zdrowiem i to nie były błahe rzeczy ich życie było zagrożone na każdym kroku.
On pozwolił mu spełnić marzenia, pokazał, że mimo wszystko można cieszyć się życiem.
Ich miłość była niepowtarzalna, jedyna i dla nich mogło to trwać wiecznie, jednak los miał dla nich inne plany...
Daniel miał nawrót choroby, myślał, że oboje dadzą sobie rady, jednak przeliczyli się, to było za bardzo rozwinięte stadium.
Nie pozostało im nic innego, jak czekać na ukojenie, którym była śmierć. Wtedy gdy poprosił go, aby zrobić mu przedwczesny pogrzeb, nie wytrzymał, dopiero wtedy zdał sobie sprawę z powagi całej sytuacji.
Kilka dni później dowiedział się o tym, że nie żyje, że opuścił to miejsce. Początkowo Johann nie mógł się otrząsnąć, płakał, nie jadł, nie spał. Skoro już tak nie wiele czasu mu zostało, dlaczego nie może zrobić tego teraz?
Niestety nie udało mu się, jego matka zaczęła go pilnować, nie rozumiał jej dlaczego tylko przedłużała jego cierpienie i egzystencję na tym marnym świecie.
Dnia jego pogrzebu, nie potrafił wymazać sobie z pamięci, chwila gdy zobaczył go w tym oszklonym pudełku była zbyt bolesna, wtedy dopiero zaczynało do niego docierać, że to koniec, że już nigdy nie pocałuje tych słodkich ust, nigdy go nie przytuli, nigdy nie powie zwykłego kocham cię.
Teraz, gdy leży na tej trawie, przypomina sobie ten dzień, kiedy robili to razem, przytuleni do siebie, spoglądali na gwiazdy migoczące na norweskim niebie.
-Widzisz ją, tą najjaśniejszą?
-Tą obok,tej najmniej świecącej?
-Tak. Wyobraź sobie, że to my. Ty jesteś tą jasną, oświetlasz mnie, sprawiasz, że wszystko wydaję się lepsze, ja jestem tą ciemną, nieodkrytą. Osobno jesteśmy zwyczajni, ale razem stanowimy coś niezwykłego, potężnego.
Teraz gdy Johann wypatruje się w niebo szuka jego, swojej gwiazdy. Ma nadzieję, że nie długo się spotkają, bo jest mu coraz trudniej tu wytrzymać.
Może tym razem będą mieli szanse być szczęśliwi i nic ich nie rodzieli. Oni tutaj nie zawinili, to nie ich, lecz gwiazd ich wina.
Dla Victoria_Wellinger
Na podstawie książki Johna Greena pt:"Gwiazd naszych wina."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro