100. You and me got a whole lot of history ~ Team Germany
Wszystko ma swój początek i koniec, taka jest kolej życia. Dla niektórych koniec pewnego etapu nie jest czymś strasznym, to po prostu początek nowej przygody. Natomiast niektórzy nie potrafią pogodzić się z wielkimi zmianami, ich to przerasta.
Sportowcy nie są wyjątkiem. Koniec kariery dla każdego z nich oznacza coś innego, jedni cieszą się wolnością i swobodą, a drudzy załamani starają się odnaleźć w tym ogromnym świecie.
Jeśli chodzi o drużynę niemiecką, oni naprawdę pogubili się w tym wszystkim, ten koniec ich przerósł. To na pewno nie miało tak wyglądać. Za dużo błędów, obaw i strachu. Czy tragiczne wydarzenie pozwoli im zobaczyć co takiego zrobili? Czy ten mur się skruszy? Poznajmy historię powolnego upadku.
******
Rok 2018
Tworzyli szczęśliwą drużynę, byli dla siebie jak rodzina. 5 braci, którzy tak bardzo się kochali, jednak to nie był przykład tej rodzinnej miłości. Stephan od wielu lat podkochiwał się w Wellingerze, a Markus w Richardzie, niestety za bardzo bali się wyznać swoje uczucia. Był jeszcze Karl, jedyny który kochał ich jak brat. Mimo tego sekretu, w ich drużynie panował spokój i harmionia. Odnosili zwycięstwa, cieszyli się ze wspólnych sukcesów. To wszystko było jak bajka, która bardzo powoli chyliła się ku złemu zakończeniu. Zaczęło się niewinnie, pięć lat później.
Rok 2023
Markus zrozumiał, że to już nie ma sensu. Jego skoki były słabe, a on sam nie potrafił odnaleźć w tym tego czegoś, co było wcześniej, a mianowicie pasji i zaangażowania.
Z bólem serca zdecydował. Postanowił zakończyć swoją karierę. Nie obyło się bez potoku łez, wspomnień i miłych słów. Obiecał im, że mimo wszystko będzie przy nich.
Na początku faktycznie tak było. Wyjeżdzał z nimi do różnych krai, na wiele wspaniałych wycieczek, robił to głównie dla Richarda, który topił jego serce.
Niestety już po kilku miesiącach zauważył, że im przeszkadza. Postanowił odsunąć się w cień. W ten sposób odszedł jeden z pięciu, niepokonana drużyna zaczęła się kruszyć. Załamany Freitag wszystko robił osowiale i z przymusu. Tęsknił za Markusem, który rozświetlał jego szare dni, Markusem którego kochał tak mocno, że czasem aż bolało. Żałował jedynie, że nigdy mu o tym nie powiedział.
Przyjaciele z drużyny widzieli zły stan Richarda. Najbardziej z tego powodu cierpiał Andreas, który nienawidził gdy jego przyjaciołom działa się krzywda, a on nie potrafił nic z tym zrobić. Z powodu Wellingera cierpiał Stephan, który nie mógł patrzeć na krzywdę swojego słoneczka. Karl przyglądał się temu wszystkiemu ze smutkiem. To błędne koło nigdy nie powinno mieć miejsca, dlaczego pozwolili na coś takiego?
Rok 2025
Minęły dwa lata podczas których z Richarda została wyssana cała energia. Skoki przestały sprawiać mu radość. Postanowił odejść. Tak było najlepiej.
Najgorzej przyjął to Andi. Blondyn nie potrafił pogodzić się ze stratą kolejnego przyjaciela. Po hucznym pożegnaniu, Richard obiecał że będzie się z nimi kontaktował. Początkowo faktycznie tak było, niestety potem ich kontakt się urwał. Drugi z pięciu przyjaciół zniknął.
Rok 2026
To już nie była ta sama drużyna, co przed ośmioma laty. Ta drużyna była rozbita i smutna, zniknęło z niej całe szczęście. Z ich rodziny został tylko Karl, Andi i Stephan, który kurczowo starał się trzymać Andreasa. Wiedzieli, że ich kariery mają się ku końcowi, jednak starali się to odwlekać.
Karl i Stephan po wielu miesiącach bezsensownej walki poddali się. Ze łzami w oczach zostawili na pastwę losu Wellingera, który znowu przypominał tego bezbronnego chłopca, jakim był kilkanaście lat temu. Andreas naprawdę się starał. Nie chciał odchodzić, za bardzo to kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez skoków, jednak gdyby ktoś powiedział mu te kilkanaście lat temu, że tak bardzo go to zrani, nie wszedłby w to.
Rok 2030
Bez nich to przestało mieć sens. Starał się nawiązać kontakt z nowymi kolegami z drużyny, jednak to już nie było to samo. Właśnie w tym roku jeden z najlepszych skoczków niemieckich zakończył swoją karierę.
Andreas czuł pustkę i obojętność. Nie był już tym samym człowiekiem. Skoki dały mu tak wiele szczęścia, które potem zostało tak brutalnie odebrane. Czy tak wygląda pasja? Chyba nie. Najbardziej bolała go utrata przyjaciół, którzy przez te 2 lata odzywali się do niego naprawdę sporadycznie. To nigdy nie miało tak wyglądać. Nie tak to planował, miał być szczęśliwy ze Stephanem, którego kochał od zawsze. Dlaczego los musiał być dla niego tak okrutny?
Pogrążył się w różnych zajęciach starając się zapomnieć o przeszłości, która tak często powracała. Wewnątrz czuł, że powoli traci swoją tożsamość. Czuł się samotnie. Wiele razy myślał nad tym co takiego teraz robią? Czy myślą o nim? Pewnie nie. Gdyby im na nim zależało skontaktowali by się z nimi.
W pewien piątkowy wieczór zadzwonił do niego telefon. Dzwonił Karl. To co Andi usłyszał zatrzęsło jego ledwie poukładanym światem. Werner Schuster, jego ukochany trener zmarł. To był cios.
Pogrzeb. Okropna uroczystość. Poszedł na nią, bo wiedział że tak wypada, jednak w głębi duszy nie chciał tego robić. Nie chciał żegnać osoby, która pokazału mu tak dużo, osoby która była dla niego jak ojciec, osoba która wspierała go w każdej decyzji, osoba która była dla niego tak bardzo ciepła i opiekuńcza. Idąc na cmentarz płakał. Nie potrafił powstrzymać łez. Już nigdy nie zobaczy tego pobłażliwego uśmiechu, nie spojrzy w te oczy przepełnione blaskiem, nie usłyszy żadnej z jego cudownych rad. To dopiero zaczęło boleć, ta rana została otwarta, a proces gojenia się potrwa naprawdę długo i nigdy nie będzie idealny, na pewno pozostanie blizna, która nigdy nie zniknie.
Zauważył ich. Stali obok siebie. Nie rozmawiali. Nie wiedzieli nawet jak poruszyć jakikolwiek temat, tak bardzo się od siebie oddalili, zrobili to na własne życzenie. Zauważyli go. Załamanego mężczyzne, który nie potrafił powstrzymać łez. Niegdyś ich słoneczko, osoba tak bardzo zakręcona, teraz osoba złamana przez życie, wykończona wszystkim. To chyba zabolało ich najbardziej. Jego widok. Najbardziej cierpiał Stephan. Podszedł do nich i omiótł spojrzeniem całą czwórkę, po chwili pokręcił głową.
-Nie, nie wierzę - szeptał jak mantrę.
Spojrzeli na niego z troską.
-Andi co się dzieje? - spytał zmartwiony Eisenbichler.
Stan Wellingera był naprawdę zły i oni doskonale o tym wiedzieli.
-Co się dzieje?! - spytał Andi podniesionym głosem - Ty masz czelność pytać się co się dzieje?! Nie odzywałeś się przez kilka lat, a teraz cię to interesuje? - krzyczał wściekły Wellinger.
-Andi...- powiedział Richard kładać dłoń na jego plecy. Wellinger natychmiast ją strzepał.
-Nie jesteś lepszy Freitag. Obiecałeś. Mówiłeś, że będziesz dzwonić, pisać. Dlaczego kłamałeś? Myślisz, że łatwo było mi pozwolić ci odejść? - zaczął łkać jeszcze bardziej.
Po policzkach Richarda również zaczęły skapywać słone zły. Nie wiedział, że tak bardzo go zranił.
Stephan spojrzał na niego ze smutkiem. Ten mężczyzna, który przed nim stał, nie wyglądał jak ten chłopak, którego poznał te 15 lat temu. To nie ten sam chłopak, który biegał z nim po śniegu, chłopak który kochał słońce, śpiewanie i fotografie. Chłopak, którego obiecał chronić. Chłopak, którego sam zranił.
-Andi trzeba już iść - powiedział niezwykle łagodnie. Miał nadzieję że młodszy jakoś się uspokoi w końcu kiedyś ten ton głosu działał na niego uspokajająco, ale teraz to nie ta sama osoba. Jakie było zdziwienie Stephana, kiedy Wellinger posłusznie wykonał jego prośbę.
Uroczystość była piękna i jednocześnie smutna, wszyscy wylali wiele łez. Po wszystkim, razem obok siebie staneli nad jego grobem.
-On by tego nie chciał - powiedział cicho Karl.
-Czego? - spytał jeszcze ciszej Andi.
-Tego co się między nami stało. Doskonale wiesz Andi o czym mówię. Byliśmy jak rodzina, a teraz? Teraz jesteśmy sobie obcy, ledwo się znamy. Nie tego chcieliśmy te kilkanaście lat temu, kiedy byliśmy szczęśliwi, to szczęście miało trwać, dlaczego wszystko popsuliśmy? Myślicie, że nigdy nie widziałem jak na siebie patrzycie? Dlaczego nie pozwoliliście rozwinąć się tej miłości? Dlaczego? Nawet nie wiecie jak bardzo za wami tęskniłem, ile o was myślałem. To tak cholernie bolało i nadal boli - powiedział płaczliwie Geiger.
Między nimi zapanowała cisza przerywana przez ciche pociąganie nosa.
Nagle Markus rzucił się na Richarda i wpił się w jego usta. Karl, Andi i Stephan popatrzyli na siebie ze zrozumieniem. Nareszcie uświadomili sobie swoje uczucia.
Wellinger i Leyhe popatrzyli na siebie. Starszy nie wiedział, czy ma zrobić tak samo jak Markus, czy nie będzie zbyt nachalny. Postanowił, jednak zaryzykować. Podszedł do niego i delikatnie złożył na jego ustach pocałunek.
Andi spojrzał na niego ze łzami.
-Kocham cię -powiedział smutno.
Serce Stephana zabiło mocniej, jednak nigdy nie wyobrażał sobie że to będzie tak wyglądać, nie w tym nastroju, nie w tym miejscu.
-Ja ciebie też, ja ciebie też.
Stworzyli historię. Byli najlepszą drużyną, jaką świat widział.
Markus i Richard odnaleźli siebie, po długim czasie wrócili dawni oni. Karl znalazł żonę, został ojcem, zmienił się. Inaczej sytuacja przedstawiała się między Andim i Stephanem.
Wellinger nie był już tą samą osobą. Leyhe musiał poskładać go kawałek po kawałku. Nie do końca mu to wyszło. Czasami bywało lepiej czasem gorzej. Starali się zostawić przeszłość, jednak ona czasem tak bardzo mocno wracała. Mieli być silni, jednak nie wyszło. Tego nie uczą w szkole, jego serce było złamane, a Stephan nie potrafił go poskładać. Trwali, egzystowali czasem lepiej czasem gorzej. Tworzyli parę, której nikt jeszcze nie widział, a ich historia trwała i trwała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro