3 «Stare Czasy»
Z dedykacją dla Kapitan_Hydra
Wiatr mknął pomiędzy monstrualnymi budynkami miasta, odgradzającymi nocne spowite martwą ciszą ulice. Niemcy siedział w swoim biurze. Jak zwykle, kiedy nie wiedział co robić. Zerknął na czarny zegar, wiszący na jasno-szarej ścianie. Za dwadzieścia minut, będzie pierwsza w nocy, powinien już dawno być w domu, aczkolwiek uznał, że nie będzie w stanie wysiedzieć bezczynnie w czterech ścianach.
Ciepłe światło z zawieszonej nisko, podłużnej lampy, rozlewało się po czarnej, niewielkiej klawiaturze, której klawisze wydawały jedyny dźwięk roznoszący się po pokoju.
Germanin złapał się za nasadę nosa i odchylił do tyłu na krześle. Był zmęczony i miał nieuzupełnione dokumenty, ale nie to go martwiło. Tak naprawdę tylko jedyna rzecz, nie pozwalała mu odejść od biurka. Niewielki, szary pistolet, którego Niemcy używał jako przycisku do papieru - zawsze zmuszał go do refleksji.
To był jedyny przedmiot, pozostały po jego ojcu, dostał go na swoje czternaste urodziny. Jego starszy brat dostał taki sam i zabrał go ze sobą do grobu... Zmarł bardzo młodo, nie tylko i wyłącznie, ale głównie przez złe warunki życia - Komunista nie dbał o NRD, jednak ten krótko przed śmiercią jego brat był bardzo szczęśliwy, że udało im się zjednoczyć. Właśnie. Kiedyś też byli zjednoczeni i to NRD miał przejąć władzę nad przyszłym państwem.
Rzesza mówił, że tak będzie dobrze, że będzie wspaniale jeśli będą się wspierać. Zawsze, gdy to mówił czochrał obu po włosach i przytulał. Mężczyzna zaśmiał się gorzko na to wspomnienie.
Tak naprawdę Rzesza nie był zepsuty na wskroś, gdzieś w środku tkwił jeszcze ten płomyk człowieczeństwa, który kazał mu dbać o synów i kochać ich.
Był dobrym ojcem, przynajmniej do momentu, kiedy wojenna paranoja nie zaczęła go zżerać od środka. Wojna i przygotowania do niej wyciągnęły z niego wszystko co ludzkie, wszystko co etyczne, wszystko co sprawiało, że był dobrym rodzicem.
Przed wojną ojciec jeździł z nimi nad jezioro, każdej zimy...
- Vati! Vati szybciej! - zaśmiał się NRD, który biegł w stronę biało-przezroczystej, zamarzniętej tafli wody, kurczowo trzymając na głowie grubą, wełnianą czapkę, żeby nie spadła.
Rzesza przyspieszył kroku idąc z małym RFN za rękę i na prawym ramieniu dzierżąc trzy pary łyżew. Starszy syn mężczyzny, dobiegł oczywiście jako pierwszy i zanim wszedł na lód patrzył z niesamowitym entuzjazmem na niewielką warstwę śniegu, którą wiatr przesuwał po zmarzniętych drzewach nad jeziorem. Ojciec z młodszym synem doszli do starszego, który nie czekając na przyzwolenie, od razu chwycił się za podeszwy z ostrzami, nakładając je na stopy. Zakręcił dwie pary drutów na butach
poprawiając rękawiczki oraz swoją skórzaną kurtkę.
- Poczekaj - zaśmiał się Rzesza. Wyjął z czarnej torby, którą niósł na ramieniu dość długi, gwintowany pręt i odszedłszy kilka metrów od brzegu, zaczął nawiercać lód - Trzeba sprawdzić jak głęboko zamarzła woda - wyjął pręt z lodu i popatrzył chwilę w przedziurawioną taflę. - Można wchodzić - uśmiechnął się do synów i wrócił na brzeg, żeby założyć sobie oraz młodszemu nowiutkie łyżwy.
Nim wszyscy się obejrzeli, NRD już śmigał na lodzie rozpędzając się, skacząc do góry i kręcąc piruety. Odkąd pamiętał, uwielbiał jeździć na łyżwach i próbować nowych sztuczek, których uczył go Austria - jedyny prawdziwi i zarazem ulubiony wujek chłopców (przyjaciele ojca nie cieszyli się wielka sympatią chłopców).
Ojciec dwójki wziął małego RFN na ręce i uśmiechnął się radośnie na widok starszej latorośli kręcącej ósemki prawie na środku tafli. Po chwili patrzenia wszedł na lód i ostrożnie postawił RFN na tafli, trzymając jego drobne rączki w rękawiczkach. Mały kraj prawie się nie ruszał i nie próbował nawet jechać do przodu - okropnie bał się wywrócić, co Rzesza od razu zauważył i bez naciskania na młodego kucnął przed nim.
- Hej. Spójrz, to proste. Eins und zwei - mówiąc to, Rzesza z ciepłym uśmiechem podniósł się i zaczął powoli, ostrożnie jechać do tyłu. Mocno trzymał chłopca za obie ręce i pokazywał mu, jak ma poruszać łyżwami - Sehr gut! (Bardzo dobrze!) Tak trzymaj, enis, zwei, eins und zwei.
W między czasie NRD zdążył się kilka razy wywrócić i rozpędzając się po raz kolejny, gwałtownie się zatrzymał, o mało nie lądując kolejny raz brzuchem na twardej powierzchni. Lewa łyżwa wbiła się w lód, który zaczął pękać, a chłopak zaalarmowany dźwiękiem zatrzymał się w bezruchu.
- Vater! Vater hilfe! (Tato, pomocy!) - NRD zaczął krzyczeć rozglądając się panicznie na około, szukając ojca wzrokiem. Ten był pośród drzew przy brzegu, a starszy syn Germanina stał na samym środku jeziora. - VATER! - krzyknął jeszcze raz przez łzy.
Rzesza gwałtownie odwrócił się w jego stronę. Jego źrenice zwęziły się w szoku, a wzrok w jednej chwili stał się zimny i przerażony. Mężczyzna szybko chwycił młodszego syna wynosząc go na brzeg i mówiąc mu, żeby pod żadnym pozorem nie wchodził na lód, po czym prędko chwycił leżący obok i wcześniej już użyty pręt. Położył się na tafli i zaczął czołgać w stronę przerażonego NRD, który stał nieruchomo zawieszając wzrok na zmierzającym w jego kierunku ojcu.
- Ruhig, ruhig. Schau mich an. (Spokojnie, spokojnie. Spójrz na mnie.) - wzrok Rzeszy był bardzo ciepły i opiekuńczy, nie ukazywał w nim paniki i przerażenia, które gotowały się wewnątrz mężczyzny. - Wyjmij nogę z buta i zdejmij rękawiczki, żebyś mógł się lepiej trzymać.
NRD posłusznie zdjął lewą łyżwę oraz swoje ulubione rękawiczki i odłożył je na poprzecinany pęknięciami lód.
- Gut. Teraz mocno chwyć się pręta i spróbuj się położyć - powoli przysunął kawałek metalu w stronę chłopaka, który bezzwłocznie go chwycił i zaczął kłaść się na taflę, której lód zaczął powoli pękać, przez co NRD zaczął szybciej oddychać i zatrzymał się w pół kroku ze łzami w oczach - Ruhig, połóż się powoli.
Chłopak, pomimo dalej pękającego lodu i rosnącego z nim przerażenia, posłusznie położył się na brzuchu, wciąż trzymając zaciśniete mocno ręce na kawałku żelastwa.
- Gut, gut - Rzesza uśmiechnął się do syna - Teraz przesunę cię bliżej brzegu, a ty zaczniesz się czołgać do brata, rozumiesz? Nie patrzysz do tyłu, tylko czołgasz się do braciszka.
NRD kiwnął głową. Rzesza zaparł się i bardzo silnym ruchem, wyrzucił syna bliżej pokrytej śniegiem trawy. Lód zaczął pękać jeszcze gęściej, na co mężczyzna widząc, jak rysy niebezpiecznie się do niego zbliżają, również zaczął się czołgać do brzegu, ale o wiele wolniej i ostrożniej. Powoli sunął do brzegu, a pęknięcia na tafli, goniły go jak piorun. Udało mu się jednak jakimś cudem, doczołgać do potomków bez szwanku, jedynie z przemoczonymi spodniami - nogi zsunęły mu się kilka razy do wody. Kiedy był już na brzegu, padł na kolana i przytulił synów bardzo mocno do swej piersi. Wszyscy trzej byli przerażeni, ale już spokojniejsi. RFN mocno wtulił się w brata, który trząsł się prawie płacząc. Rzesza spojrzał na obu, po czym stwierdził, że czas wracać do domu i zebrawszy wszystko co im zostało, chwycił synów za ręce i trzymając ich blisko siebie, ruszył w kierunku domu.
Niemcy uśmiechnął się na to wspomnienie i przetarł mokre od łez oczy. Lubił je pomimo tego, że zawsze go przerażało. Pamiętał, że po tej sytuacji dalej wyciągali ojca na łyżwy, ale o wiele rzadziej. Za bardzo się o nich martwił, nie chciał ryzykować kolejnego takiego zdarzenia szczególnie, że niewiele brakowało, aby nie daj Boże nabawili się zapalenia płuc, a skończyło się tylko na dłuższym przeziębieniu.
Mężczyzna odsunął się powoli od biurka i wstał kierując się w stronę okna, za którym wiatr rozganiał leniwie smog. Przez myśl przeleciało mu, że ojciec nie byłby zadowolony z tego widoku, ale mowa tu o ojcu, nie Rzeszy.
Dla Niemczech były to dwie odrębne osoby, dwa różniące się diametralnie, niczym słońce i księżyc byty, a raczej osoba i byt.
Po zmarszczonych brwiach spłynęła kropelka potu. Tak dawno nie odwiedzał już grobu ojca... w gruncie rzeczy, nie był to nawet grób. Jedynie kawał marmuru, coś na wzór pomnika, za którym rosły krzaki karmazynowych róż.
Ponoć matce zawsze dawał podobne. Kim była? Skąd się wzięła w ich życiu? Nie wiadomo, lecz zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
Nigdy jej nie znali i nigdy chyba zbytnio nie tęsknili, nie było za czym. Może czasem NRD napomknął coś o niej wtulając się w ojca, ale zdarzało się to sporadycznie. Nie lubił o niej opowiadać.
Republika oparła się czołem o okno. Zbyt wiele myśli, jak na jeden dzień, zbyt wiele wspomnień i emocji, dla kogoś kto wystrzega się ich jak ognia. Mężczyzna rozpiął mankiety koszuli i zerkając na odbicie gabinetu w szybie, odnalazł szybko płaszcz. Musiał się od tego uwolnić.
Zgarnął odzienie wierzchnie i zatrzaskując drzwi wyszedł szybkim krokiem z gabinetu.
Nie pożegnał się z żadną z osób, które mijał. Brnął prosto ku wyjściu zaciskając palce na portfelu, który trzymał w lewej kieszeni.
Sunął palcami po każdej wypukłości tłoczenia skóry i wpatrując się w chodnik przed sobą zmierzał w jednym kierunku, do którego drogę wyuczoną miał już na pamięć, trafiłby i w środku nocy, jednak nie było to istotne. Istotny był fakt załzawionych ślepii, które z coraz większym trudem unikały uwalniania łez.
Przechodząc przez stalowy most wiszący nad jeziorem połączonym z niewielką rzeką, której imienia nie znał, zatrzymał się i oparł o barierki pokryte szarą emalią.
Ojciec kochał wodę. Zdawało się, jakby był stworzony aby mieszkać blisko niej. Zawsze gdy robiło się ciepło zabierał ich nad Bałtyk, znaczy Ostsee. Uwielbiał tam przesiadywać całymi dniami i patrzeć, jak fale zamkniętego morza przynosiły i zabierały splątane myśli.
NRD spał spokojnie na piasku obok ojca wpatrujacego się w nieskonczone rzędy turkusowych fal delikatnie głaszczących brzegi plaży. Mały RFN bawił się niedaleko mokrym piaskiem i widząc, jak tato uśmiecha się w jego stronę, podbiegł i przytulił się do niego mimo umorusanych od piachu rączek.
- Vati, vati! Opowiedz coś! - wykrzyknął uradowany chłopiec. - Etwas über das Meer (Coś o morzu)! Dlaczego tak się w nie wpatrujesz? Nic nie robisz tylko patrzysz! Jak.. jak sroka w gnat! - zaśmiał się chłopiec.
Ojciec uśmiechnął się do niego i posadził go na swoich kolanach przytulając go, lekko odchylając się do tyłu, aby przestraszyć dziecko.
- Och, ty szarańczo! Sprich nicht so mit deinem Vater! (Nie mów w ten sposób do ojca!) - zaśmiał się i poczochrał jego wilgotne włosy. - O czym chciałbyś usłyszeć? O czymś prawdziwym? - zerknął ma synka, który kiwnął jedynie głową.
Posadził go obok siebie na rozgrzanym piasku i podparł brodę dłonią.
- Gut, gut... Niech pomyślę... - mężczyzna przymknął oczy i siedział tak kilka minut, dopóki zniecierpliwiony chłopczyk nie szturchnął go palcem. Ten otworzył jedynie jedno oko i leniwie je zamykając, zaczął opowiadać.
- Był kiedyś młody, bardzo dziwny człowiek, który stronił od ludzi i zgiełku. Nie interesował go postęp techniczny, polityka, ani muzyka. Zajmował się jedynie poezją i wpatrywaniem się w naturę - Rzesza znów uchylił powiekę, aby zobaczyć jak mały RFN patrzył na ojca zakłopotany z uwagą słuchając jego słów.
- Nie był on jednak głupi, an beztroski. Codzień przychodził do drzew lub wody, aby znaleźć w nich spokój lub wskazówkę dalszych działań. Szczególnie upodobał sobie rozmowy z Ostsee (Bałtykiem). Uważał, iż żyje on, nie jako woda, a osoba. Przychodził na brzeg morza tak często, jak potrafił i mocząc stopy w chłodnej wodzie wpatrywał się w toń. Mówił jej o swoich kłopotach, często również wyznając wodzie jej piękno, czystość i szlachetność.
W końcu, gdy był w stanie przybywać co rano nad brzeg morza, postanowił się z nim ożenić - RFN roześmiał się, na co Rzesza również, się uśmiechnął.
- To jeszcze nie koniec historii - rzekł po chwili i kontynuował. - Gdy przyszedł w pamiętny dzień zaślubin nad wodę, wszedł w toń po kolana, klęknął, wyznał jej swe uczucie i prosząc Boga o błogosławieństwo rzucił piękny, złoty pierścień i wianek z polnych kwiatów wprost do wody.
Stał tam kilka chwil i wyszedł na brzeg, siadając zrezygnowaby na suchej skałce. "To tylko symbol" powtarzał sobie, "tylko symbol, że nie będę sam", był bowiem bardzo nieszczęśliwy i to dlatego spędzał czas samotnie, jednak kilka chwil po tym, gdy uniósł głowę, ujrzał piękna półprzeźroczystą panią o bursztynowych oczach, w długiej sukni i z maleńkimi, lśniacymi niczym srebro rybkami wplecionymi w przezroczyste włosy. "Jeszcze nikt nigdy, nie podarował mi czegoś tak pięknego." Powiedziała i usiadła na piasku obok niego. Mężczyzna patrzył na nią z niedowierzaniem i wziął delikatnie jej wodna rękę, na której widniał pierścień w swoją dłoń. Ucałował ją delikatnie i spojrzał w jej oczy, które błyszczały się ze szczęścia. "Dziękuję Ci, mężu mój." Kobieta powoli wstała i odwróciła się z powrotem w stronę otwartego morza. Wyciągnęła rękę w stronę młodzieńca i powiedziała "Chodź ze mną, zamieszkasz w mym domu pośród zieleni morskiej, blasku bursztynu i błysku ryb, które jeść będziesz ze smakiem".
- I co? Zgodził się tato? Zamieszkał z wodną panią? - spytał zaaferowany opowieścią RFN. Rzesza spoglądał na niego z uśmiechem, jednak posmutniał nieznacznie.
- Niestety nie. Jego miejsce było na lądzie, a jej w toni morskiej. Gdy chwycił jej rękę ruszyli w stronę morza, jednak gdy tylko zanurzył głowę po wodę, zaczął się topić i odrzucił od siebie kobietę, wychodząc na brzeg. Od tamtej pory, już nigdy jej nie ujrzał.
Pozostał jednak jej wierny i nie ożenił się po raz kolejny, a w każdy rok, w dzień zaślubin przychodził do niej z wieńcem polnych kwiatów i rzucał go dla niej na wodę - Rzesza oparł się łokciami o piasek za nim i wciąż wpatrywał się w morskie fale.
Młodszy syn patrzył to na niego, to na morze z delikatnie uchylonymi usteczkami.
- I to się wydarzyło naprawdę, ojcze? - spytał zdumiony.
- Ja. (Tak.) Naprawdę, ale byłem wtedy jeszcze małym chłopcem - uśmiechnął się delikatnie w stronę dziecka i poczochrał je znów po włosach.
Po policzkach Niemca spłynęło kilka łez. Uwielbiał tę opowieść od momentu, w którym ją usłyszał, zawsze prosił o jej opowiadanie. Za każdym razem brzmiała ciut inaczej i za każdym razem, była równie piękna.
Spuścił przygnębiony wzrok na swoje odbicie w tafli wody. Ojciec byłby załamany, gdyby dowiedział się, jakie ilości środków chemicznych zatruwają teraz jego ukochane morze. Jak on sam je zatruł... w końcu to głównie jego broń chemiczna.
Mężczyzna otarł łzy i odpychając się po barierki, ruszył w ulicą w kierunku często odwiedzanego przez niego, ciemnego baru, który był już za rogiem. Musiał się napić. Wypić za zdrowie swoje, ojca i brata. Za ich spokoje życie po śmierci. Za ich wspólne wspomnienia..
==================
Kochani, przepraszam za tak długą przerwę i wątpliwą jakość opowiadania.
Ostatnio duża ilość pracy mnie mocno przycisnęła i nie miałam czasu zając się opowiadaniami. Mimo wszystko mam nadzieję, że spodoba wam się, i że mnie nie zjecie.
Miłego dnia grzybki♡ Ciao
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro