Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życiowe rozterki aspołecznego Hale'a/ Derek Hale/Theo Raeken

Co trzeba wiedzieć:

AU. Brak wilkołaków i innych nadnaturalnych stworów.

To AU więc charaktery postaci i wydarzenia, które miały miejsce w serialu niekoniecznie wydarzyły się w tej rzeczywistości. I tak Kate nigdy nie podłożyła ognia pod dom Hale'ów. Derek z nią był jako nastolatek, ale rozstali się i nikt nie zginął. Jennifer jest przyjaciółką Dereka i nie ma morderczych zapędów. Rodzice i rodzeństwo Dereka żyje. Peter też gdzieś kręci się po okolicy. :D

Tak samo nasz drugi główny bohater: Theo. Nie zamordował własnej siostry. Tara faktycznie miała wypadek, ale okoliczności był nieco inne. Raeken kumpluje się ze Scottem, ale bliżej jest ze Stilesem.


Mini story będzie mieć 5 części

Błędy niesprawdzone

***


***

Powrót do rodzinnego miasta nie był właściwie jego decyzją. Zmusiła go do tego jego przyjaciółka, a zarazem agentka Jennifer. Od dobrych pięciu miesięcy nie napisał nic poza listą zakupów. Pomysłów miał całkiem sporo, ale jak siadał do laptopa, to nie umiał ich rozwinąć w nic ciekawego. Mógłby co najwyżej pisać króciutkie, odcinkowe nowelki drukowane jako dodatek do niektórych miejscowych tygodników. A to byłoby jak cofnięcie się w rozwoju do samiutkiego początku. Takie opowiastki z lekkim dreszczykiem pisał pod koniec liceum i wysyłał (oczywiście pod pseudonimem) do redakcji w Sacramento. Wydrukowali trzy jego opowiadania, zanim zainteresowało się nim średniej wielkości wydawnictwo. Od tamtej pory piął się systematycznie w górę, aż w końcu wydał serię kryminałów o szeryfie z małego miasta, który od lat szukał porwanego syna. Może nigdy nie dotarł na sam szczyt listy najczęściej wybieranych autorów, ale od trzech lat utrzymywał się na dwunastym miejscu w Stanach i na dwudziestym piątym na świecie. Nie najgorzej jego skromnym zdaniem.

Niestety wyglądało na to, że skończyła się jego dobra passa. Wena wyjechała na wakacje i najwyraźniej nie zamierzała wrócić. Derek musiał znaleźć coś, co da mu siłę napędową do dalszego tworzenia. Jen, nie bez przyczyny sądziła, że jego kłopoty zaczęły się wraz z odwołanym ślubem z Braeden. Inwestował w ten związek mnóstwo czasu i energii, ale niestety był tak zaganiany, że jakoś przeoczył moment, w którym oboje z Braeden przestali się cieszyć ze wspólnie spędzanego czasu. I kiedy dotarło do nich, że tak miałaby wyglądać ich przyszłość, to zgodnie stwierdzili, że chcą czegoś lepszego od życia. Rozeszli się bez awantur i wrzasków, ale za to z gorzkim poczuciem porażki.

Pomimo mieszkania na obrzeżach Los Angeles, Derek nie nawiązywał łatwo nowych znajomości. Od lat miał tych samych przyjaciół i znajomych. Przeważnie chodził do sprawdzonych restauracji i barów, kluby omijając szerokim łukiem. Może nie wyglądał, ale zazwyczaj wolał spędzić wieczór w domu, oglądając kolejny film akcji, czytając tony książek i bawiąc się z Białym - psem, który go adoptował, bo to on wybrał Hale'a, a nie na odwrót. Po prostu któregoś dnia zaczął pojawiać się na jego wycieraczce i żebrać o jedzenie.

Derek początkowo niechętnie pozwalał na to, aby szczeniak chował się w jego ogródku przed innymi psami i pędzącymi samochodami. Nigdy jednak nie zdobył się na to, żeby załatać dziurę w ogrodzeniu, którą kundel wczołgiwał się na jego teren. Zanim się zorientował, pies miał już swoją miskę, legowisko w salonie i całą masę zabawek. Przez kilka pierwszych tygodni byli wobec siebie wrogo nastawieni, bo Derek głośno i bez oporów mówił, że zawsze wolał koty, a pies w ramach zemsty przeżuwał jego rzeczy. Raz podgryzał mu wszystkie rzepy od kurtki deszczowej, a potem zawlekł ją do legowiska. W końcu Derek poddał się i zaakceptował fakt, że najwyraźniej pies z nim zostanie i należałoby nadać mu jakieś imię. Niestety szczeniak tak bardzo przywykł do nazywania go "białym" że nie chciał reagować na nic innego.

Hale równie łatwo, jak ten szczeniak przyzwyczajał się do pewnych schematów i nawyków. Po wyprowadzce Braeden nie mógł znaleźć sobie miejsca. Nie żałował rozstania, a jednak czuł się dziwnie nieswojo, przebywając w domu ze świadomością, że powinien przygotowywać tylko jedną kawę. W nocy, gdy kładł się do łóżka, zaskakiwał go fakt, że lampka po jej stronie była zgaszona.

***

Jennifer straciła do niego cierpliwość po trzech miesiącach, ale dała mu jeszcze dwa dodatkowe na zebranie się w sobie, zanim podejmie ekstremalne kroki. Jak można się łatwo domyślić, ten dodatkowy czas Derek również zmarnował na... sam właściwie nie wiedział na co.

— Nie chcę wracać do domu — powiedział niczym naburmuszony nastolatek — Moi rodzice uznają to za jakąś depresję po związkową.

— A czy ja ci każę?

— Tak!

— Mówię tylko, że powinieneś zmienić otoczenie, bo obecne najwyraźniej ci nie służy — powiedziała Jennifer uprzejmym, ale nieco zniecierpliwionym tonem — A Beacon Hills, to twoja pierwsza i najważniejsza jak dotąd inspiracja.

— Stilinski nadal nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego, że postać szeryfa Conrada była nim inspirowana, a tym bardziej że wmieszałem w to jeszcze jego syna...

— Przecież nigdzie nie podałeś żadnych nazwisk, ani nic z tych rzeczy. Poza tym wzorowałeś się jedynie na ich charakterach, tak? Młody Stilinski nie został porwany przez kartel narkotykowy, a jego matka nie była siostrzenicą gubernatora?

— Nie, to tylko mój wymysł. Stilinski jednak nie lubił mnie od czasu, gdy z Kate uciekliśmy z radiowozu po tym jak przyłapał nas na... uhm.

— Derek, kochanie rozmawialiśmy już o tym: od niemal dziewięciu lat jesteś pełnoletni i wypadałoby, żebyś potrafił nazywać pewne rzeczy po imieniu. — kpiła z niego w najlepsze.

Tak właśnie wyglądało jego życie, odkąd zaprzyjaźnił się z dziewczyną, która miała być jedynie jedno nocną przygodą. Jen była jego przeciwieństwem: bezpośrednia, towarzyska i potrafiąca rozpychać się łokciami. Zginąłby marnie bez niej już dawno, a na pewno nie miałby takich dochodów ze sprzedaży, bo kompletnie nie znał się na promowaniu swoich książek.

— Tak, jasne — mruknął tylko — Beacon Hills to raj dla mojej zaginionej weny — prychnął — Szeryf przy każdej okazji lubi wspominać, jakim draniem byłem jako nastolatek, a rodzice będą próbować mnie analizować. — zaczął wymieniać wszystkie powody przeciw wyjazdowi z LA — Pojęcia nie masz, jak to jest mieć za ojca szkolnego pedagoga, a jakby tego było mało, to moja matka jest dyrektorem szpitala psychiatrycznego. Laura poszła w ich ślady i teraz ma prywatny gabinet w Sacramento, a Cora z kolei woli zaglądać ludziom do głowy w nieco bardziej dosłowny sposób i za dwa lata skończy specjalizacje z neurochirurgii...

— I tylko ty biedna, aspołeczna czarna owieczko, wolisz siedzieć z nosem w książkach i stukać w klawiaturę laptopa, zamiast zajmować się problemami ludzi dookoła?

— Jakbyś zgadła.

— Peter ma domek w środku lasu.

— Niby od kiedy mój lubiący drogi alkohol, samochody i młodszych kochanków wujek, ma dom na odludziu?

— Od prawie dwóch lat — odpowiedziała ze zdziwieniem — Nie mówił ci?

— Rozmawiam z Peterem średnio dwa razy w miesiącu i przez większość czasu namawia mnie na napisanie książki, której główny bohater byłby wzorowany na nim. — przyznał — Oraz to trochę niepokojące, że ty wiesz — dodał, przyglądając się Jennifer podejrzliwie.

— To byłaby fascynująca książka — prychnęła Jen — Nawet lubię tego starego drania, ale jego życie osobiste nadaje się bardziej na komediodramat, a nie kryminał.

— To samo mu powiedziałem, jak ostatnio dzwonił! — zawołał ze śmiechem

— I?

— Obraził się — powiedział, ale bez żalu w głosie. Znał Petera na tyle, aby wiedzieć, że będzie się gniewał, dopóki Derek nie podrzuci mu jakiejś fajnej butelki do barku. A miał tego w domu sporo, bo większość jego znajomych kupiła mu alkohol na dwudzieste siódme urodziny i nie zdążył wypić nawet jednej trzeciej.

— To będziesz miał okazję go przeprosić — zawyrokowała — A jeśli ma cię to przekonać, to dodam, że Peter mieszka na co dzień w lofcie w Sacramento, a do swojego domku w lesie wraca średnio raz na dwa tygodnie. — kontynuowała, nie pozwalając mu na wtrącenie słowa — Istnieje szansa, że się nie zagryziecie przez te kilka wspólnie spędzonych dni w miesiącu...

— Dobra, ale jak skończę z siwymi włosami i uzależniony od leków na depresję, to będę winił ciebie — westchnął, kapitulując.

Wyglądało na to, że naprawdę wracał do Beacon Hills. Hurrra!

— Theo i co ja mam z tobą zrobić? — zapytała dyrektorka Martin — Dlaczego wysmarowałeś samochód pana Harrisa pastą do zębów?

— Wysmarował?! — wrzasnął nauczyciel — Czy pani chociaż widziała, co on tan nawypisywał?!

— Przykro mi, ale tak szybko kazał to pan zmyć panu Stilinskiemu, którego przedwcześnie i bez dowodów pan wskazał jako winnego, że niestety nie miałam okazji — powiedziała, choć zarówno ona, szkolny psycholog jak i sam Raeken wiedzieli, że to wierutne kłamstwo — Prawdopodobnie nie ma pan żadnej fotografii jako dowodu? — dopytała z żalem i gdyby Theo nie znał dobrze jej córki, to może nawet by uwierzył w jego szczerość.

— Nie powinienem potrzebować, żadnego chrzanionego dowodu!

— A jednak, dopóki ja tu jestem dyrektorką, potrzebuje pan — odpowiedziała chłodno — Theo przyznał, że pomalował pana samochód, w ramach zemsty za niesprawiedliwą ocenę końcową. — kontynuowała — I poprosiłam znajomego z Dewonford, żeby przyjrzał się ocenom Theo Raekena i rzeczywiście znalazł kilka nieścisłości... a jeszcze więcej w testach Stilinskiego.

— Nie miała pani prawa...!

— Owszem miałam — oznajmiła Martin — Moje stanowisko daje mi możliwość swobodnego kontrolowania pracy nauczycieli i ingerowania w ich metody, kiedy są one niezgodne ze statutem szkoły.

— Ja... ja

— Pan, panie Harris uda się na kurs odświeżający wiedzę z zakresu pedagogiki, a być może utrzyma się pan na stanowisku. Ponadto wystawi pan wszystkim uczniom takie oceny, na jakie naprawdę zapracowali. Pańskie sympatie i antypatie mnie nie obchodzą. I ostrzegam, że przyjrzę się każdej ocenie bardzo wnikliwie.

— W porządku — warknął Harris, wpatrując się w Theo morderczym wzrokiem — A ten...?!

— Theo, malowanie po czyjejś własności jest wykroczeniem i poinformowałam o nim szeryfa Stilinskiego, który uznał, że nie będzie tracił czasu na takie... błahostki. Co innego, gdybyś chociaż porysował lakier, albo wybił szybę... A tak uznał to za wewnętrzne sprawy szkoły, a co za tym idzie, decyzja co do przydzielenia ci kary pozostaje w moich rękach.

— I co pani wymyśliła? — zapytał zmęczonym głosem.

— Kilka klas będzie odmalowywanych w te wakacje, więc przez ostatni tydzień szkoły pomożesz woźnemu wynieść z nich ławki, krzesła i ogólnie wszystko, co da się ruszyć z miejsca.

— Okay — mruknął, mogło być gorzej

— Wiem też, że nie złożyłeś podania na żadną uczelnię, a z twoimi ocenami nie miałbyś problemu, aby dostać, choć częściowe stypendium...

— Nie mogę wyjechać z Beacon Hills — powiedział zirytowanym tonem, bo kto jak kto, ale ona na pewno wiedziała wszystko o jego życiu rodzinnym.

— Zdaję sobie sprawę, że twoja sytuacja jest nieco... trudniejsza — eufemizm roku — Jednak chciałabym, żebyś przejrzał te broszury — podsunęła mu pod nos pliki kartek z ofertami najbliższych uczelni. — Wybrał trzy interesujące cię kierunki, mogą być na tej samej uczelni albo na różnych. To nieistotne. Potem omówisz je z panem Hale'm. — tutaj skinęła głową w stronę pedagoga


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro