Życiowe rozterki aspołecznego Hale'a - D.H/T.R cz.2
Część 2
Błędy odrobinę poprawione, niektóre powtórzenia też zniknęły.Przy okazji dopisałam kilka zdań.
Bardzo ładnie proszę o dokarmienie mojej weny ;)
***
Wyszedł z gabinetu dyrektorki tylko po to, aby niemal potknąć się o podsłuchującego za drzwiami Stilesa. Posiadanie kumpla, który większość szkolnych przepisów uważał jedynie za sugestię, mogło się wydawać fajną sprawą. I może faktycznie, na początku to było ekscytujące: włażenie tam, gdzie ci nie wolno i udawanie głupiego, gdy cię na tym złapali. Z czasem jednak kłopoty, w które się przez to pakowali, zajmowały zdecydowanie zbyt dużo czasu i energii. Stilinski ze swoim ADHD i milionami pomysłów na minutę nie odczuwał zmęczenia jak normalny człowiek, szczegół, że Raeken miał coraz więcej wątpliwości do zdrowia psychicznego tego palanta...
— Popieprzyło cię do reszty — szepnął, kiedy klapnął na jedno z niewygodnych krzesełek stojących pod gabinetem. Theo uważał, że Martin specjalnie wymieniła je na te plastikowe koszmary dla kręgosłupa, żeby ludzie nie zawracali jej głowy pierdołami. — Może trzeba było zgłosić się, jak Hale chciał wzywać mojego opiekuna, to nie musiałbyś podsłuchiwać. — zironizował
— Ow, nie pomyślałem o tym! Myślisz, że M by się zgodziła?
— Natalie Martin to nie szefowa brytyjskiego wywiadu — syknął zirytowany, chociaż normalnie takie uwagi kumpla raczej go bawiły, niż złościły — A my nie gramy w Bondzie, Stilinski.
— A szkoda — prychnął Stiles — Byłbyś bardzo ładną drugoplanową postacią...
— Czy ty właśnie sugerujesz, że nadawałbym się tylko na laskę Bonda? Może jeszcze taką, którą trzeba zawsze ratować?
— Nope — zaśmiał się Stilinski — Chodziło mi raczej o to, że byłbyś świetnym złoczyńcą... No ale skoro sam siebie widzisz raczej gdzie indziej... — urwał sugestywnie
— Z nas dwóch to prędzej ciebie można by posądzać o molestowanie agenta 007 — Stilinski powinien dobrze wiedzieć, co miał na myśli. — Taki Craig jest w sumie podobny do...
— Cicho — warknął Stilinski, nerwowo popatrując na drzwi — Nikomu nie mówiłem poza tobą, pamiętasz?
— Tak — westchnął — McCall, urwie mi jaja za to, że mu nie powiedziałem albo, że sam cię nie powstrzymałem...
— Ty rozumiesz, że...
— Tak naprawdę, to nie rozumiem Stiles — wtrącił — Tylko że znam cię i wiem, jak skończyłby się próby wybicia ci tego pomysłu ze łba.
— Aha — Stiles jakby przygasł
— Słuchaj — szturchnął go z łokcia, wcale nie delikatnie sądząc po przekleństwie, które wymsknęło się Stilinskiemu — Ode mnie nie usłyszysz, że to złe czy... głupie. Nie wiem, co myśleć. Trochę się o ciebie martwię i nienawidzę tego, że zmuszasz mnie do tego, żebym mówił o tym na głos, jak jakaś nadopiekuńcza mamuśka. — czuł się jednocześnie zażenowany tym, co mówił i dumny, bo w ogóle to z siebie wyrzucił, a zbierał się z tym od miesiąca.
— Dzięki — odpowiedział Stiles pogodnie — Mówię ci o wszystkim na bieżąco... więc wiesz, że póki co nic wielkiego się nie dzieje. — przyznał i Theo miał nadzieję, że przyjaciel go nie okłamuje — To... trochę ulga myśleć w końcu o kimś innym niż Lydia — dodał, krzywiąc się nieznacznie. Pewnie na wspomnienie licznych upokorzeń związanych z zauroczeniem znajomą z paczki. — A tak swoją drogą, to na co my czekamy?
— Na Hale'a. Ma mi powiedzieć, kiedy powinienem się do niego zgłosić.
— Uh, nic nie mam do faceta, ale... mój ojciec niezbyt entuzjastycznie reaguje na nazwisko Hale.
— Dalej mu nie przeszło? Przecież to już cztery lata...
— Wiem i mnie naprawdę bawi i trochę podbudowuje ego to, że D.H Wolf wzorował charakter swojej postaci na mnie, ale mój staruszek widzi to inaczej.
— To nie będę wspominał o tym wieczorem. — zaproponował — A tak swoją drogą, to muszę podziękować szeryfowi za brak chęci do interwencji dzisiaj.
— Dobrze, że zdążyłem to zmyć — odparł Stiles, patrząc na niego ze złością — Gdyby Martin zobaczyła te wszystkie kurwy, jakie tam nawypisywałeś, to z pewnością nie skończyłoby się, jak się skończyło...
— Widziała.
— Żartujesz?!
— Nie... ale Harris nie miał dowodów, bo ty to starłeś, a on nie zrobił żadnych zdjęć, więc...
— Masz szczęście, że dyrektorka cię lubi.
— To nie to. — prychnął pod nosem — Wiesz, że Natalie Martin miała romans z moim ojcem tuż przed śmiercią Tary i teraz zżerają ją wyrzuty sumienia — mruknął wprost do ucha Stilinskiego. Przecież ten i tak o tym wiedział. Większość mieszkańców Beacon Hills znała te plotki, ale nikt nie mówił już o tym głośno.
***
Derek wytrzymał dokładnie trzy dni, zanim zaczął przemeblowywać salon Petera. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wuj nie widział w tym nic złego.
— Nie zbliżaj się jedynie do mojej sypialni i prywatnej łazienki z tymi zapędami domorosłego dekoratora wnętrz — zaznaczył
— Nie zamierzam — zapewnił — A teraz powiedz mi wprost, co obiecała ci Jen, że tak chętnie przygarnąłeś mnie pod swój dach?
— Nic — prychnął starszy, mieszając coś zawzięcie na patelni — Mam swój klub, bar i budę z fast foodem na szlaku turystycznym. Uwierz, że na brak kasy ani tym bardziej zajęć nie narzekam.
— I pomimo tego, że nie masz w tym żadnych korzyści, zgodziłeś się, żebym tu mieszkał nie wiadomo jak długo? — coś mu tu śmierdziało i to bardzo — Jesteś na coś chory? — wypalił jak zawsze z piekielnie dużą ilością taktu.
— Nie, Derek. Jeszcze nie umieram — odparł głosem aż ociekającym sarkazmem — Niestety młodszy też się nie robię — dodał — Powiedzmy, że rozumiem twoją sytuację. Rozstałeś się z Braeden i utknąłeś w takim martwym punkcie.
— Całkiem pasuje — prychnął, mając na myśli określenie użyte przez wuja — Nie mogę nic napisać ostatnio — pożalił się, kradnąc kawałek surowego kurczaka i rzucając go Białemu.
— Zostaw, bo braknie — warknął starszy. Derek popatrzył najpierw na warzywną zawartość patelni, potem na wielkość nabitego na ruszt kuraka, a następnie spojrzał z niedowierzaniem na Petera — Poza tym będzie brzydko wyglądał, taki poszarpany. Jeszcze ktoś pomyśli, że walczyliśmy o jedzenie z tą twoją białą bestią...
Tutaj koła zębate w głowie Dereka zaczęły się obracać coraz szybciej.
Proszę, błagam, proszę jakakolwiek dobra siło istniejąca we wszechświecie, nie pozwól Peterowi znowu ustawić mnie na randkę w ciemno. Drugi raz tego nie przeżyję...
— Kto miałby pomyśleć...? — zapytał, bojąc się odpowiedzi
— Tak jakby się z kimś spotykam... — odparł Peter, starannie omijając go wzrokiem — Nikt nie wie i nikt nie może się dowiedzieć, Derek. — dodał poważnym tonem — A na pewno nie Quinn i twoja matka...
— Ja im nie powiem — obiecał, bo Peter może i bywał irytującym, natrętnym dużym dzieckiem, ale i tak miał jego lojalność. Przynajmniej nie oceniał życia Dereka z milczącą dezaprobatą, jaką zazwyczaj widywał na twarzach reszty rodziny — Wiesz, że w Beacon Hills trudno utrzymać tajemnice?
— Jeszcze tylko kilka tygodni — mruknął starszy — I Derek?
— Hmm?
— Dzięki
— To ja jestem tutaj gościem, Peter — odparł — Jesteś u siebie i możesz robić, co chcesz. Mam tylko nadzieję, że nie pakujesz się w jakieś ogromne kłopoty.
— Kiedy to wyjdzie, to z pewnością mi się oberwie — powiedział ostrożnie wuj
***
— Wiesz, że Derek Hale przyjechał na jakiś czas do miasta? — zapytał szeryf niby neutralnym tonem
— Teraz już tak — odparł Stiles ze śmiechem — Daj mu spokój, tato — poprosił — Wiesz, że nie miał na myśli nic złego, pisząc tę serię kryminałów? Ktoś mógłby uznać, to za schlebiające, że aż tak zapadłeś mu w pamięci, że nadał twoje cechy, jednej ze swoich postaci...
— Bardziej przeszkadza mi to, że dzieciak tego Conrada jest kropka w kropkę jak ty — mruknął John, zgarniając z talerza resztę spaghetti, przez co siłą rzeczy zamilkł na minutę i Stiles miał szansę na wtrącenie swojego zdania.
— A mi się to podoba.
— Co w tym takiego dobrego? — chciał wiedzieć starszy Stilinski
— Chociażby to, że aby tak dokładnie odwzorować moją paplaninę musiał jej naprawdę uważnie słuchać — wyznał Stiles, parząc gdzieś obok swojego ojca. Theo wiedział, że to jeden z tych momentów, w których jego kumpel przywołał w pamięci kilku z tych kretynów, którzy nie potrafiąc za nim nadążyć, dokuczali mu z powodu ADHD — Zresztą to ty wmanewrowałeś go podstępem w bycie moją niańką i korepetytorem.
— I do dzisiaj tego żałuję — powiedział szeryf, ale takim tonem, że ciężko było uwierzyć w to, że mówił poważnie — Sądziłem, że za jego małomównością kryje się zastraszenie faktem, że sam szeryf przyłapał go ze spodniami w kostkach i starszą o pięć lat kobietą w podobnym stopniu negliżu...
— Był przerażony, że zaprowadzisz go za ucho prosto do jego matki, a ona zakazała mu się spotykać z tą: "wariatką od Argentów"
— A ty skąd wiesz? — wtrącił Raeken z zaciekawieniem — Przecież ci się nie zwierzał. Jest starszy od nas, o ile? Dziesięć lat?
— Tylko osiem — odparł Stiles — I nie zwierzał mi się wtedy, ale nadal czasami wymieniamy wiadomości, a od wielkiego święta nawet rozmawiamy.
— A on wie, że...
— Cii — syknął Stilinski, kopiąc go w kostkę — Nie wie. Mówiłem ci przecież, że nawet McCallowi nie powiedziałem — szepnął, patrząc cały czas na szeryfa, chcąc się najwyraźniej upewnić, że ten nie usłyszał zbyt wiele.
— Czuję się taki wyjątkowy — zakpił Theo
— Nie udawaj, lubisz tak samo słuchać, jak ja mówić — Stiles zdecydowanie znał go zbyt dobrze.
***
— Masz pojęcie, jak bardzo nie chcę tam iść? — zapytał Derek po raz trzydziesty — Wolałbym robić za piąte koło u wozu na twojej (nie)randce z kolesiem, którego nawet zgodziłeś się mi przedstawić, a potem spać w słuchawkach, niż iść na rodzinną kolację — marudził, przygładzając swoje włosy. Ubrał się w dopasowane czarne jeansy i niebieską koszulę. Nic zbytnio eleganckiego, ale też nie całkiem na luzie. — Pojęcia nie mam, jak tobie udało się wykpić.
— Skłamałem, że dostałem cynk o kontroli moich finansów i muszę posprawdzać czy wszystko mi się zgadza w papierach — powiedział z lekkim wzruszeniem ramion — Nie wiem, czy Talia mi uwierzyła, ale nie nalegała na moją obecność. Wiesz, że zaprasza mnie z czystej kurtuazji...
— W LA miałem spokój z tymi zlotami.
— Za to ja byłem w międzyczasie na kilku — przyznał Peter z lekkim grymasem — Nic, bez czego nie mógłbym się obejść, ale Cora nalegała, więc...
— Młoda owinęła sobie ciebie wokół małego paluszka — zakpił — To nie byłoby takie najgorsze, gdyby te moje porażki aż tak nie rzucały się w oczy. Wiesz: odwołany ślub, brak nowej książki, czy chociażby szkicu obiecującej fabuły.
— Nowa dziewczyna też prawdopodobnie odwróciłaby nieco uwagi od twojego niedostosowania społecznego.
— Hej! — oburzył się — Nie jestem niedostosowany, na co dzień mieszkam w dużym mieście, a tam bez przerwy mam wokół siebie innych ludzi.
— Chyba że wykpisz się przypływem weny i całe dnie spędzasz zamknięty w domu.
— Raz na jakiś czas i tobie nie zaszkodziłoby trochę czasu z dala od chaosu, jaki zazwyczaj generują te twoje lokale — odbił, bo w zasadzie Peter trafił celnie z tym swoim argumentem.
— Stąd pomysł na dom w takim miejscu — przyznał starszy Hale. — Nie zamierzam na stałe wracać do Beacon Hills, bo to zdecydowanie zbyt dużo tutaj naszej kochanej rodziny, ale od czasu do czasu weekend... czemu nie?
— I dlatego, że twój... jak właściwie go nazywasz?
— Nie jestem dobry w tego typu rzeczach... — przyznał Peter z lekkim zagubieniem na twarzy — Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz naprawdę próbowałem z kimś być.
— Co? — zdziwił się Derek — Przecież ty zawsze kogoś poznajesz i...
— I od dłuższego czasu umawiałem się z ludźmi podobnymi do mnie — wzruszył ramionami, jakby sam nie wiedział, dlaczego tak robił — Oni niezbyt interesowali się moim życiem, a ja miałem gdzieś ich problemy.
— Aha, a teraz...?
— Teraz widuję się z kimś, kogo po trzech miesiącach spotkań w najdziwniejszych miejscach i o szalonych godzinach wreszcie udało mi się zaprosić do siebie... i mam dziwne przeczucie, że to nadal nie jest ta noc, w którą dotrzemy do łóżka.
— W sensie mebla, czy...
— Derek. Wiesz, że w twoim wieku wypadałoby mówić o seksie wprost?
— Ty i Jen, zdecydowanie zbyt dużo rozmawiacie — warknął — Poza tym wiem kiedy próbujesz uniknąć odpowiedzi.
— Nie widziałem go nawet całkiem nagiego — pożalił się starszy Hale — Nie wiem, czy to kwestia tego, że czuje się przy mnie niepewnie, czy chodzi o coś innego.
— Chyba pierwszy raz widzę cię w taki stanie — przyznał Derek ostrożnie — I kimkolwiek jest facet, który dał radę wytrzymać trzy miesiące z twoimi nienormowanymi godzinami pracy, zamiłowaniem do gromadzenia różnych niepotrzebnych pierdół, nałogowym flirtowaniem ze wszystkimi dookoła i niewybrednymi komentarzami, zdecydowanie ma co do ciebie plany Peter. W innym wypadku dawno zerwałby wszelkie kontakty.
— Wcale nie flirtuje z każdym!
— Zastępca szeryfa i ten tekst o spodniach od munduru?
— No, ale Parrish rozumie, że to żarty.
— Przyjaciel mamy ze studiów, którego niemal przyprawiłeś o zawał na jakimś grilu?
— Byłem pewien, że Deucalion nie jest żonaty!
— Mój znajomy z LA?
— Cody... — mruknął Peter, uśmiechając się drapieżnie
— No właśnie. — prychnął Derek — Ten twój... jakiegokolwiek określenia używasz, musi cię świetne znać, inaczej...
— Inaczej mógłby pomyśleć, że nie traktuję tego poważnie, skoro cały czas flirtuje też z innymi — dopowiedział sobie Peter — Jestem idiotą — zawyrokował
— Naprawdę nie mnie oceniać — westchnął, zerkając ostatni raz na zegarek — Muszę iść, niestety. Pogadaj z nim — poradził
— Jak nie będziesz dawał rady pod ostrzałem pytań, to wyślij pustą wiadomość, a jakoś cię uratuję — obiecał starszy Hale, praktycznie wypychając go za drzwi — A teraz sio!
***
Kolacja okazała się o wiele mniej stresująca niż się tego spodziewał. Głownie dlatego, że Laura z mężem i trzymiesięcznym dzieckiem znajdowała się w centrum zainteresowania. Dzięki czemu Derek mógł prawie cały czas obserwować innych, samemu pozostając niezauważonym.
— Moim zdaniem dyrektorka nie powinna aż tak pobłażać temu chłopakowi — mruknął Quinn — Takie rzeczy lubią eskalować
— Czy ty siebie słyszysz? — prychnęła Cora, odrywając na chwilę wzrok od trzymanego na kolanach smartphona — Harris to... złośliwy, upierdliwy dupek o wielkich niespełnionych ambicjach. Cokolwiek Theo mu namalował na masce, to zapewniam, że sobie na to solennie zasłużył.
— Od kiedy jesteś z Raekenem po imieniu? — zapytał ojciec — Nie jest za młody jak na twojego kolegę?
— Jestem od niego starsza o dwa lata, tato — przypomniała — Byłam w ostatniej klasie, jak on zaczynał. Lubię dzieciaka, bo daje sobie radę, a naprawdę ma w cholerę problemów.
— Zdaję sobię sprawę, że jego siostra zginęła, a matka jest w Marynarce i praktycznie nie ma jej w domu, ale...
— Och, to wiesz naprawdę sporo — zakpiła
— Czy choć raz możemy się nie kłócić o problemy wszystkich dookoła? — zapytał Roy, mąż Laury i nagle to on znalazł się pod ostrzałem spojrzeń
— Roy ma rację, jedzenie nam stygnie — poparła go Laura
— Cora też — rzucił Derek — Hariss na pewno sobie zasłużył — powiedział niby żartem, ale naprawdę miał to na myśli. Stiles opowiadał mu o kilku naprawdę paskudnych zagrywkach ze strony nauczyciela chemii. Jak pytanie z rozszerzonego materiału zaraz po tym jak Stilinski wrócił do szkoły po dwutygodniowej nieobecności. Zagubione kartkówki, z których zawsze wystawiał Stilesowi kiepskie oceny, chociaż ten naprawdę radził sobie dobrze z zadaniami. Uwagi o kompletne pierdoły, jak upuszczenie długopisu, czy oddanie sprawdzianu kilka sekund po czasie.
Opowiadał też czasem o kumplu, który miał na imię Theo. Ciekawe czy Cora mówiła o tym samym nastolatku. Jeśli chłopak miał masę kłopotów, a nauczyciel mu ich tylko dokładał, to nic dziwnego, że Raeken w końcu pękł i zrobił co zrobił. Derek z pewnością nie ograniczyłby się do pasty na karoserii...
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro