Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życiowe rozterki aspołecznego Hale'a - D.H/T.R cz.2

Część 2

Błędy odrobinę poprawione, niektóre powtórzenia też zniknęły.Przy okazji dopisałam kilka zdań.

Bardzo ładnie proszę o dokarmienie mojej weny ;)

***


Wyszedł z gabinetu dyrektorki tylko po to, aby niemal potknąć się o podsłuchującego za drzwiami Stilesa. Posiadanie kumpla, który większość szkolnych przepisów uważał jedynie za sugestię, mogło się wydawać fajną sprawą. I może faktycznie, na początku to było ekscytujące: włażenie tam, gdzie ci nie wolno i udawanie głupiego, gdy cię na tym złapali. Z czasem jednak kłopoty, w które się przez to pakowali, zajmowały zdecydowanie zbyt dużo czasu i energii. Stilinski ze swoim ADHD i milionami pomysłów na minutę nie odczuwał zmęczenia jak normalny człowiek, szczegół, że Raeken miał coraz więcej wątpliwości do zdrowia psychicznego tego palanta...

— Popieprzyło cię do reszty — szepnął, kiedy klapnął na jedno z niewygodnych krzesełek stojących pod gabinetem. Theo uważał, że Martin specjalnie wymieniła je na te plastikowe koszmary dla kręgosłupa, żeby ludzie nie zawracali jej głowy pierdołami. — Może trzeba było zgłosić się, jak Hale chciał wzywać mojego opiekuna, to nie musiałbyś podsłuchiwać. — zironizował

— Ow, nie pomyślałem o tym! Myślisz, że M by się zgodziła?

— Natalie Martin to nie szefowa brytyjskiego wywiadu — syknął zirytowany, chociaż normalnie takie uwagi kumpla raczej go bawiły, niż złościły — A my nie gramy w Bondzie, Stilinski.

— A szkoda — prychnął Stiles — Byłbyś bardzo ładną drugoplanową postacią...

— Czy ty właśnie sugerujesz, że nadawałbym się tylko na laskę Bonda? Może jeszcze taką, którą trzeba zawsze ratować?

— Nope — zaśmiał się Stilinski — Chodziło mi raczej o to, że byłbyś świetnym złoczyńcą... No ale skoro sam siebie widzisz raczej gdzie indziej... — urwał sugestywnie

— Z nas dwóch to prędzej ciebie można by posądzać o molestowanie agenta 007 — Stilinski powinien dobrze wiedzieć, co miał na myśli. — Taki Craig jest w sumie podobny do...

— Cicho — warknął Stilinski, nerwowo popatrując na drzwi — Nikomu nie mówiłem poza tobą, pamiętasz?

— Tak — westchnął — McCall, urwie mi jaja za to, że mu nie powiedziałem albo, że sam cię nie powstrzymałem...

— Ty rozumiesz, że...

— Tak naprawdę, to nie rozumiem Stiles — wtrącił — Tylko że znam cię i wiem, jak skończyłby się próby wybicia ci tego pomysłu ze łba.

— Aha — Stiles jakby przygasł

— Słuchaj — szturchnął go z łokcia, wcale nie delikatnie sądząc po przekleństwie, które wymsknęło się Stilinskiemu — Ode mnie nie usłyszysz, że to złe czy... głupie. Nie wiem, co myśleć. Trochę się o ciebie martwię i nienawidzę tego, że zmuszasz mnie do tego, żebym mówił o tym na głos, jak jakaś nadopiekuńcza mamuśka. — czuł się jednocześnie zażenowany tym, co mówił i dumny, bo w ogóle to z siebie wyrzucił, a zbierał się z tym od miesiąca.

— Dzięki — odpowiedział Stiles pogodnie — Mówię ci o wszystkim na bieżąco... więc wiesz, że póki co nic wielkiego się nie dzieje. — przyznał i Theo miał nadzieję, że przyjaciel go nie okłamuje — To... trochę ulga myśleć w końcu o kimś innym niż Lydia — dodał, krzywiąc się nieznacznie. Pewnie na wspomnienie licznych upokorzeń związanych z zauroczeniem znajomą z paczki. — A tak swoją drogą, to na co my czekamy?

— Na Hale'a. Ma mi powiedzieć, kiedy powinienem się do niego zgłosić.

— Uh, nic nie mam do faceta, ale... mój ojciec niezbyt entuzjastycznie reaguje na nazwisko Hale.

— Dalej mu nie przeszło? Przecież to już cztery lata...

— Wiem i mnie naprawdę bawi i trochę podbudowuje ego to, że D.H Wolf wzorował charakter swojej postaci na mnie, ale mój staruszek widzi to inaczej.

— To nie będę wspominał o tym wieczorem. — zaproponował — A tak swoją drogą, to muszę podziękować szeryfowi za brak chęci do interwencji dzisiaj.

— Dobrze, że zdążyłem to zmyć — odparł Stiles, patrząc na niego ze złością — Gdyby Martin zobaczyła te wszystkie kurwy, jakie tam nawypisywałeś, to z pewnością nie skończyłoby się, jak się skończyło...

— Widziała.

— Żartujesz?!

— Nie... ale Harris nie miał dowodów, bo ty to starłeś, a on nie zrobił żadnych zdjęć, więc...

— Masz szczęście, że dyrektorka cię lubi.

— To nie to. — prychnął pod nosem — Wiesz, że Natalie Martin miała romans z moim ojcem tuż przed śmiercią Tary i teraz zżerają ją wyrzuty sumienia — mruknął wprost do ucha Stilinskiego. Przecież ten i tak o tym wiedział. Większość mieszkańców Beacon Hills znała te plotki, ale nikt nie mówił już o tym głośno.

***

Derek wytrzymał dokładnie trzy dni, zanim zaczął przemeblowywać salon Petera. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wuj nie widział w tym nic złego.

— Nie zbliżaj się jedynie do mojej sypialni i prywatnej łazienki z tymi zapędami domorosłego dekoratora wnętrz — zaznaczył

— Nie zamierzam — zapewnił — A teraz powiedz mi wprost, co obiecała ci Jen, że tak chętnie przygarnąłeś mnie pod swój dach?

— Nic — prychnął starszy, mieszając coś zawzięcie na patelni — Mam swój klub, bar i budę z fast foodem na szlaku turystycznym. Uwierz, że na brak kasy ani tym bardziej zajęć nie narzekam.

— I pomimo tego, że nie masz w tym żadnych korzyści, zgodziłeś się, żebym tu mieszkał nie wiadomo jak długo? — coś mu tu śmierdziało i to bardzo — Jesteś na coś chory? — wypalił jak zawsze z piekielnie dużą ilością taktu.

— Nie, Derek. Jeszcze nie umieram — odparł głosem aż ociekającym sarkazmem — Niestety młodszy też się nie robię — dodał — Powiedzmy, że rozumiem twoją sytuację. Rozstałeś się z Braeden i utknąłeś w takim martwym punkcie.

— Całkiem pasuje — prychnął, mając na myśli określenie użyte przez wuja — Nie mogę nic napisać ostatnio — pożalił się, kradnąc kawałek surowego kurczaka i rzucając go Białemu.

— Zostaw, bo braknie — warknął starszy. Derek popatrzył najpierw na warzywną zawartość patelni, potem na wielkość nabitego na ruszt kuraka, a następnie spojrzał z niedowierzaniem na Petera — Poza tym będzie brzydko wyglądał, taki poszarpany. Jeszcze ktoś pomyśli, że walczyliśmy o jedzenie z tą twoją białą bestią...

Tutaj koła zębate w głowie Dereka zaczęły się obracać coraz szybciej.

Proszę, błagam, proszę jakakolwiek dobra siło istniejąca we wszechświecie, nie pozwól Peterowi znowu ustawić mnie na randkę w ciemno. Drugi raz tego nie przeżyję...

— Kto miałby pomyśleć...? — zapytał, bojąc się odpowiedzi

— Tak jakby się z kimś spotykam... — odparł Peter, starannie omijając go wzrokiem — Nikt nie wie i nikt nie może się dowiedzieć, Derek. — dodał poważnym tonem — A na pewno nie Quinn i twoja matka...

— Ja im nie powiem — obiecał, bo Peter może i bywał irytującym, natrętnym dużym dzieckiem, ale i tak miał jego lojalność. Przynajmniej nie oceniał życia Dereka z milczącą dezaprobatą, jaką zazwyczaj widywał na twarzach reszty rodziny — Wiesz, że w Beacon Hills trudno utrzymać tajemnice?

— Jeszcze tylko kilka tygodni — mruknął starszy — I Derek?

— Hmm?

— Dzięki

— To ja jestem tutaj gościem, Peter — odparł — Jesteś u siebie i możesz robić, co chcesz. Mam tylko nadzieję, że nie pakujesz się w jakieś ogromne kłopoty.

— Kiedy to wyjdzie, to z pewnością mi się oberwie — powiedział ostrożnie wuj

***

— Wiesz, że Derek Hale przyjechał na jakiś czas do miasta? — zapytał szeryf niby neutralnym tonem

— Teraz już tak — odparł Stiles ze śmiechem — Daj mu spokój, tato — poprosił — Wiesz, że nie miał na myśli nic złego, pisząc tę serię kryminałów? Ktoś mógłby uznać, to za schlebiające, że aż tak zapadłeś mu w pamięci, że nadał twoje cechy, jednej ze swoich postaci...

— Bardziej przeszkadza mi to, że dzieciak tego Conrada jest kropka w kropkę jak ty — mruknął John, zgarniając z talerza resztę spaghetti, przez co siłą rzeczy zamilkł na minutę i Stiles miał szansę na wtrącenie swojego zdania.

— A mi się to podoba.

— Co w tym takiego dobrego? — chciał wiedzieć starszy Stilinski

— Chociażby to, że aby tak dokładnie odwzorować moją paplaninę musiał jej naprawdę uważnie słuchać — wyznał Stiles, parząc gdzieś obok swojego ojca. Theo wiedział, że to jeden z tych momentów, w których jego kumpel przywołał w pamięci kilku z tych kretynów, którzy nie potrafiąc za nim nadążyć, dokuczali mu z powodu ADHD — Zresztą to ty wmanewrowałeś go podstępem w bycie moją niańką i korepetytorem.

— I do dzisiaj tego żałuję — powiedział szeryf, ale takim tonem, że ciężko było uwierzyć w to, że mówił poważnie — Sądziłem, że za jego małomównością kryje się zastraszenie faktem, że sam szeryf przyłapał go ze spodniami w kostkach i starszą o pięć lat kobietą w podobnym stopniu negliżu...

— Był przerażony, że zaprowadzisz go za ucho prosto do jego matki, a ona zakazała mu się spotykać z tą: "wariatką od Argentów"

— A ty skąd wiesz? — wtrącił Raeken z zaciekawieniem — Przecież ci się nie zwierzał. Jest starszy od nas, o ile? Dziesięć lat?

— Tylko osiem — odparł Stiles — I nie zwierzał mi się wtedy, ale nadal czasami wymieniamy wiadomości, a od wielkiego święta nawet rozmawiamy.

— A on wie, że...

— Cii — syknął Stilinski, kopiąc go w kostkę — Nie wie. Mówiłem ci przecież, że nawet McCallowi nie powiedziałem — szepnął, patrząc cały czas na szeryfa, chcąc się najwyraźniej upewnić, że ten nie usłyszał zbyt wiele.

— Czuję się taki wyjątkowy — zakpił Theo

— Nie udawaj, lubisz tak samo słuchać, jak ja mówić — Stiles zdecydowanie znał go zbyt dobrze.

***

— Masz pojęcie, jak bardzo nie chcę tam iść? — zapytał Derek po raz trzydziesty — Wolałbym robić za piąte koło u wozu na twojej (nie)randce z kolesiem, którego nawet zgodziłeś się mi przedstawić, a potem spać w słuchawkach, niż iść na rodzinną kolację — marudził, przygładzając swoje włosy. Ubrał się w dopasowane czarne jeansy i niebieską koszulę. Nic zbytnio eleganckiego, ale też nie całkiem na luzie. — Pojęcia nie mam, jak tobie udało się wykpić.

— Skłamałem, że dostałem cynk o kontroli moich finansów i muszę posprawdzać czy wszystko mi się zgadza w papierach — powiedział z lekkim wzruszeniem ramion — Nie wiem, czy Talia mi uwierzyła, ale nie nalegała na moją obecność. Wiesz, że zaprasza mnie z czystej kurtuazji...

— W LA miałem spokój z tymi zlotami.

— Za to ja byłem w międzyczasie na kilku — przyznał Peter z lekkim grymasem — Nic, bez czego nie mógłbym się obejść, ale Cora nalegała, więc...

— Młoda owinęła sobie ciebie wokół małego paluszka — zakpił — To nie byłoby takie najgorsze, gdyby te moje porażki aż tak nie rzucały się w oczy. Wiesz: odwołany ślub, brak nowej książki, czy chociażby szkicu obiecującej fabuły.

— Nowa dziewczyna też prawdopodobnie odwróciłaby nieco uwagi od twojego niedostosowania społecznego.

— Hej! — oburzył się — Nie jestem niedostosowany, na co dzień mieszkam w dużym mieście, a tam bez przerwy mam wokół siebie innych ludzi.

— Chyba że wykpisz się przypływem weny i całe dnie spędzasz zamknięty w domu.

— Raz na jakiś czas i tobie nie zaszkodziłoby trochę czasu z dala od chaosu, jaki zazwyczaj generują te twoje lokale — odbił, bo w zasadzie Peter trafił celnie z tym swoim argumentem.

— Stąd pomysł na dom w takim miejscu — przyznał starszy Hale. — Nie zamierzam na stałe wracać do Beacon Hills, bo to zdecydowanie zbyt dużo tutaj naszej kochanej rodziny, ale od czasu do czasu weekend... czemu nie?

— I dlatego, że twój... jak właściwie go nazywasz?

— Nie jestem dobry w tego typu rzeczach... — przyznał Peter z lekkim zagubieniem na twarzy — Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz naprawdę próbowałem z kimś być.

— Co? — zdziwił się Derek — Przecież ty zawsze kogoś poznajesz i...

— I od dłuższego czasu umawiałem się z ludźmi podobnymi do mnie — wzruszył ramionami, jakby sam nie wiedział, dlaczego tak robił — Oni niezbyt interesowali się moim życiem, a ja miałem gdzieś ich problemy.

— Aha, a teraz...?

— Teraz widuję się z kimś, kogo po trzech miesiącach spotkań w najdziwniejszych miejscach i o szalonych godzinach wreszcie udało mi się zaprosić do siebie... i mam dziwne przeczucie, że to nadal nie jest ta noc, w którą dotrzemy do łóżka.

— W sensie mebla, czy...

— Derek. Wiesz, że w twoim wieku wypadałoby mówić o seksie wprost?

— Ty i Jen, zdecydowanie zbyt dużo rozmawiacie — warknął — Poza tym wiem kiedy próbujesz uniknąć odpowiedzi.

— Nie widziałem go nawet całkiem nagiego — pożalił się starszy Hale — Nie wiem, czy to kwestia tego, że czuje się przy mnie niepewnie, czy chodzi o coś innego.

— Chyba pierwszy raz widzę cię w taki stanie — przyznał Derek ostrożnie — I kimkolwiek jest facet, który dał radę wytrzymać trzy miesiące z twoimi nienormowanymi godzinami pracy, zamiłowaniem do gromadzenia różnych niepotrzebnych pierdół, nałogowym flirtowaniem ze wszystkimi dookoła i niewybrednymi komentarzami, zdecydowanie ma co do ciebie plany Peter. W innym wypadku dawno zerwałby wszelkie kontakty.

— Wcale nie flirtuje z każdym!

— Zastępca szeryfa i ten tekst o spodniach od munduru?

— No, ale Parrish rozumie, że to żarty.

— Przyjaciel mamy ze studiów, którego niemal przyprawiłeś o zawał na jakimś grilu?

— Byłem pewien, że Deucalion nie jest żonaty!

— Mój znajomy z LA?

— Cody... — mruknął Peter, uśmiechając się drapieżnie

— No właśnie. — prychnął Derek — Ten twój... jakiegokolwiek określenia używasz, musi cię świetne znać, inaczej...

— Inaczej mógłby pomyśleć, że nie traktuję tego poważnie, skoro cały czas flirtuje też z innymi — dopowiedział sobie Peter — Jestem idiotą — zawyrokował

— Naprawdę nie mnie oceniać — westchnął, zerkając ostatni raz na zegarek — Muszę iść, niestety. Pogadaj z nim — poradził

— Jak nie będziesz dawał rady pod ostrzałem pytań, to wyślij pustą wiadomość, a jakoś cię uratuję — obiecał starszy Hale, praktycznie wypychając go za drzwi — A teraz sio!

***

Kolacja okazała się o wiele mniej stresująca niż się tego spodziewał. Głownie dlatego, że Laura z mężem i trzymiesięcznym dzieckiem znajdowała się w centrum zainteresowania. Dzięki czemu Derek mógł prawie cały czas obserwować innych, samemu pozostając niezauważonym.

— Moim zdaniem dyrektorka nie powinna aż tak pobłażać temu chłopakowi — mruknął Quinn — Takie rzeczy lubią eskalować

— Czy ty siebie słyszysz? — prychnęła Cora, odrywając na chwilę wzrok od trzymanego na kolanach smartphona — Harris to... złośliwy, upierdliwy dupek o wielkich niespełnionych ambicjach. Cokolwiek Theo mu namalował na masce, to zapewniam, że sobie na to solennie zasłużył.

— Od kiedy jesteś z Raekenem po imieniu? — zapytał ojciec — Nie jest za młody jak na twojego kolegę?

— Jestem od niego starsza o dwa lata, tato — przypomniała — Byłam w ostatniej klasie, jak on zaczynał. Lubię dzieciaka, bo daje sobie radę, a naprawdę ma w cholerę problemów.

— Zdaję sobię sprawę, że jego siostra zginęła, a matka jest w Marynarce i praktycznie nie ma jej w domu, ale...

— Och, to wiesz naprawdę sporo — zakpiła

— Czy choć raz możemy się nie kłócić o problemy wszystkich dookoła? — zapytał Roy, mąż Laury i nagle to on znalazł się pod ostrzałem spojrzeń

— Roy ma rację, jedzenie nam stygnie — poparła go Laura

— Cora też — rzucił Derek — Hariss na pewno sobie zasłużył — powiedział niby żartem, ale naprawdę miał to na myśli. Stiles opowiadał mu o kilku naprawdę paskudnych zagrywkach ze strony nauczyciela chemii. Jak pytanie z rozszerzonego materiału zaraz po tym jak Stilinski wrócił do szkoły po dwutygodniowej nieobecności. Zagubione kartkówki, z których zawsze wystawiał Stilesowi kiepskie oceny, chociaż ten naprawdę radził sobie dobrze z zadaniami. Uwagi o kompletne pierdoły, jak upuszczenie długopisu, czy oddanie sprawdzianu kilka sekund po czasie.

Opowiadał też czasem o kumplu, który miał na imię Theo. Ciekawe czy Cora mówiła o tym samym nastolatku. Jeśli chłopak miał masę kłopotów, a nauczyciel mu ich tylko dokładał, to nic dziwnego, że Raeken w końcu pękł i zrobił co zrobił. Derek z pewnością nie ograniczyłby się do pasty na karoserii...


***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro