Zamknij się i śpij dalej!
Stiles Stylinski/ Danny Mahealani (Stanny)
Rozdział sprawdzony przez: fine-by-me
Poszukiwania Nemetonu to nie dziecinna zabawa i wszyscy wiedzieli, że trzeba zrobić wszystko, by jakimś cudem znaleźć to miejsce. Danny jest inteligentny i interesuje się liniami mocy przepływającymi pod Beacon Hills, dlatego Stiles zastanawia się, jak jednocześnie wyciągnąć od chłopaka potrzebne mu informację i nie wciągnąć go w cały ten świat pełen nadnaturalnych stworzeń. Nie chce robić tego chłopakowi, bo wiedział, czym to się kończy. Póki co brunet żył sobie spokojnie, balując i upijając się, co jakiś czas lądując w łóżku z przypadkowymi kolesiami. Rzadziej odkąd na horyzoncie pojawili się upiorni bliźniacy alfa, a jeden z nich ugania się za Mahealanim. Stiles nie do końca jest zadowolony z tego faktu, a świadomość tego doprowadziła go do zgubnych w skutkach wniosków. Powinien być zazdrosny o Lydię, w której był zakochany odkąd tylko pamięta, a nie o przystojnego Hawajczyka z przyjaznym uśmiechem i nieco sarkastycznym usposobieniem.
Wie, że musi jakimś cudem zdobyć te mapy Danny'ego, problem w tym, że chłopak ma je w swoim plecaku, który jest razem z nim w szpitalu. Niby mulat jest półprzytomny po zabiegu, jednak Stiles i tak ma wątpliwości, czy zdoła jakoś zwędzić to, co trzeba bez kompletnego komplikowania życia tego przystojniaka o dosyć ciekawskiej naturze. Raczej wątpi, żeby brunet był gotowy na całe to nadnaturalne gówno z wilkołakami, wielkimi jaszczurkami i psychicznymi nauczycielkami, które tak naprawdę są mroczną wersją druida. Taa, to nie brzmi zbyt optymistycznie, nawet dla samego Stilinskiego, a on miał całkiem sporo czasu na oswojenie się z tym wszystkim.
Po cichu wkrada się do sali i wszystko idzie gładko do czasu, aż podłoga nie skrzypi okropnie, wywołując nieprzyjemne ciarki na całym ciele szatyna. Przystaje na chwilę i przysłuchuje się oddechowi znajomego, ale nic nie wskazuje na to, że się obudził, dlatego ostrożnie sięga do plecaka, już prawie jego zwinne, długie palce są na zamku błyskawicznym, kiedy słyszy:
– Co ty robisz? – głos Danny'ego jest cichy i bardzo zmęczony i Stiles ma ochotę zostawić w cholerę wszystko i po prostu usiąść przy łóżku i paplać o czymś bezsensownm, byleby odrobinę polepszyć jego samopoczucie. Jednak nie może, bo za dużo od niego zależy. Wataha potrzebuje tych planów do znalezienia świętego miejsca druidów. Dodatkowo mają przeczucie, że Jennifer właśnie tam przetrzymuje swoje następne ofiary.
– Ja? Ja nic nie robię.... To tylko sen. Tak, śnisz – wyrzuca z siebie pierwsze, co przyszło mu do głowy. Czeka chwilę, ale brunet najwyraźniej znowu odleciał do krainy szczęśliwości, więc Stilinski wraca do swojej przerwanej pracy. Grzebanie w cudzych rzeczach to dla niego chleb powszedni i nikogo nie powinno to dziwić, bo jest wścibski, ciekawski i kiepsko u niego z instynktem samozachowawczym. Przebywanie wśród samych istot nadprzyrodzonych odrobinę spacza mu psychikę i postrzeganie ogólnie postrzeganej moralności. Zamek ustępuje bez problemu i Stiles z zapałem maniaka szpera wśród notatek Hawajczyka, szukając czegoś pomocnego.
– Dlaczego grzebiesz w moich rzeczach? – Tym razem szatyn wręcz podskakuje na niespodziewany głos. Zerka nerwowo na Mahealani'ego, ale jego oczy nadal są zamknięte i oddycha z ulgą.
– Prawda, ale to tylko sen. Śnisz – głos Stilinskiego jest tak spokojny i monotonny, jak tylko się da w takiej sytuacji. Tym razem bez zawahania sięga po interesujące go materiały, a resztę ładnie pakuje z powrotem do środka i zasuwa zamek.
– Dlaczego śnie o tobie przeszukującym moje rzeczy?! – Danny zdaniem Stilinskiego przykłada niezdrową ciekawość co do szczegółów i logiczności swoich marzeń sennych, a przecież każdy wie, że tej części umysłu nie da się kontrolować i nie na wszystko jest racjonalne wytłumaczenie. Pewnej dziewczynie na przykład kilkanaście razy śniło się, że jest w ciąży, ale to wcale nie znaczyło nic w prawdziwym życiu, skoro nadal była dziewicą, no chyba że w grę wchodziłoby niepokalane poczęcie...
– Nie wiem, Danny, ale to twój sen. Zamknij się i śpij dalej! – Syn szeryfa odrobinę się niecierpliwi, bo znalazł już to, czego szukał i teraz czeka na dogodny moment, by wymknąć się niepostrzeżenie, a ten idiota nie chce wrócić do spania.
– Wiesz co, Stilinski... Mnie nie tak łatwo nabrać. – Oczy Hawajczyka otwierają się nieznacznie i patrzą na gościa z rozbawianiem. – Mógłbym ewentualnie pożyczyć ci moje notatki o liniach mocy przepływających pod Beacon Hills.
– Skąd wiesz?! Znaczy się, o co ci chodzi? – poprawia się szybko Stiles, nerwowo zerkając w kierunku drzwi.
– Nie jestem idiotą, potrafię dodać dwa do dwóch i ty doskonale o tym wiesz. Twój kuzyn Miguel to naprawdę Derek Hale. Pamiętaj, że umiem dostać się do każdego komputera w tym mieście. Włamałem się do sieci domowej Argentów.
– Kurwa, Danny, nie masz pojęcia, coś ty narobił. Allison jest okay, Chris może też, ale reszta to czubki i sadyści. Miałem tę przyjemność poznać dziadka i jak na swój wiek ma mocny prawy sierpowy. – Stilinski podchodzi z powrotem do łóżka... kumpla? Znajomego? Nie ma pojęcia, jak określić tego bezczelnie uśmiechającego się gościa.
– Jestem ostrożny i nie zostawiam śladów, ale dzięki za troskę. Rozumiem, że to dlatego kradniesz moje notatki, zamiast normalnie zapytać, skąd takie zainteresowanie u mnie tym tematem?
– Sorki, ja po prostu jestem jedynym człowiekiem w tym i to nie jest nic fajnego. Dlaczego, kurwa, nie dałeś się nabrać, że to sen? Byłoby o wiele prościej i bezpieczniej, chłopie.
– Może dlatego, że kiedy mi się śnisz, nie próbujesz zabrać mi zeszytu tylko zedrzeć spodnie? – Uśmiech Danny'ego jest dosyć wymowny.
– Co? – Stiles gapi się na bruneta z szokiem i dezorientacją wypisanymi na twarzy.
– No, ale to raczej nieistotne, kiedy Derek Hale nocuje w twojej sypialni...
– Myślisz, że ja i Hale?! – Stiles zgina się w pół i śmieje tak głośno, że prawdopodobnie słychać go w sąsiednich salach. – On nie ma tak dobrego gustu, a ja nie lubię być maltretowany, dziękuję bardzo.
– Czyli nie? – Coś jak nadzieja tańczy w oczach Hawajczyka i Stiles uśmiecha się na to.
– Zdecydowanie nie. – Szybko kalkuluje wszystkie za i przeciw, zanim nie pochyla się nad brunetem i daje mu szybkiego buziaka prosto w usta. Muśnięcie, ale niepozostawiające złudzeń czy niedomówień.
– Myślisz, że jak już będę w stanie stabilnie stać na własnych nogach, to moglibyśmy spróbować wyjść gdzieś?
– Masz na myśli jak na randkę? – upewnia się szatyn.
– Tak...
– Jasne, ale najpierw spław tego psychopatycznego wilkołaka...
– CO? – Chłopak wygląda na autentycznie przerażonego.
– A mówiłeś, że jesteś taki domyślny. – Kręci głową z dezaprobatą. – Twój kochaś to alfa z wrogiego stada, Danny.
– Ja pierdole. – Chłopak wyraźnie blednie po usłyszeniu tej nowiny.
– Cóż, witam w moim świecie, panie informatyku. Nadal chcesz wyjść ze mną, wiedząc, że w pakiecie dostajesz jeszcze szczeniaka Scotta, gbura Dereka, psychopatę Petera i całą resztę? – upewnia się Stilinski.
– Jasne tylko pomożesz mi nauczyć się rozróżniać tę twoją nową rodzinę. Myślałem, że kiedy w końcu zbiorę się na odwagę, moim największym zmartwieniem będzie szeryf grożący mi bronią, jeśli zrobię coś nie tak...
– UPS? – Niewielki, lekko złośliwy uśmiech formuje się na ustach szatyna.
– Ta... Jak zareagują na faceta w twoim towarzystwie?
***
Miesiąc później Stiles w końcu idzie na spotkanie watahy z Dannym. Derek został betą, Scott alfą, a stado Deucaliona jest odległym wspomnieniem. Wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku, dlatego ustalili nową tradycję: widują się całą watahą w każdą sobotę przy starym domu Hale'ów. Wszyscy już są, kiedy Jeep Stilinskiego parkuje na polanie. Mahealani jest odrobinę przerażony perspektywą poznania ich wszystkich, szczególnie, że dał się przekonać swojemu chłopakowi, że będzie lepiej, kiedy razem powiedzą o tym, że się spotykają. Wysiadają i wszystkie spojrzenia kierują się w ich stronę. Podchodzą do pozostałych usadowionych dookoła niewielkiego ogniska.
– Cześć... – odzywa się niepewnie Danny. Odpowiadają jakby automatycznie, ale wszyscy wpatrują się w dwójkę przybyłych ze zdziwieniem.
– Chciałbym wam przedstawić mojego chłopaka Danny'ego. Kochanie, a to moja nieco owłosiona i niewychowana rodzina.
Reakcje na te słowa są różne:
Derek się zawiesza w dziwnej pozie, coś jak półprzysiad z ręką wyciągniętą w kierunku Hawajczyka i bardzo zszokowaną miną.
Scott robi minę szczeniaczka, a jego oczy przypominają spodki od filiżanek.
– Ale ty jesteś, on... jak? Niemożliwe – jąka się McCall jak na prawdziwego alfę przystało.
Peter tylko się uśmiecha i Stiles wie, że to nie wróży niczego dobrego.
– Mamy rozumieć, że Stiles już nie jest dziewicą? – W tym momencie Stilinski rozważa trzy opcje: zapaść się pod ziemię, postrzelić Hale'a kulką z tojadem prosto w cztery litery, albo wyszczerzyć zęby i roześmiać się razem z nimi.
– Przynajmniej żaden zły druid nie złoży mnie w ofierze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro