Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaklęcie (MCU) paringi sugerowane Loki/? Tony/?

Błędy niesprawdzane.

Pisane na poprawę humoru po naprawdę gównianym dniu.

Taki śmieszek, heheszek XD

***

Loki się nudził jak jeszcze nigdy w życiu. Tak chyba wpływa, na boga o niezmierzonych pokładach kreatywności i intelektu, zamknięcie w pomieszczeniu o wymiarach, zbliżonych do jego asgardzkiego wychodka. Ci śmieszni, mali ludzie - Avengersi udostępnili mu je na czas jego zesłania karnego. Tatko nieco się wkurzył ostatnimi wyczynami Lokiego. Nie miotnął nim do przestrzeni międzywymiarowaj, tylko ze względu na Frigę, oraz okoliczności łagodzące w postaci Thanosa. Fioletowoskóry skurwiel z dziwaczną brodą, czerpał prawdziwą radość z rozbijania Lokiego na atomy, by następnego dnia złożyć go w całość. I tak bez końca...

Dzięki temu Loki skończył jako jeszcze bardziej szalona wersja samego siebie. Samo to, że czasami mówił o sobie w trzeciej osobie i wygłaszał przejmujące przemowy do Ducha z sufitu, powinno powiedzieć wystarczająco wiele o jego obecnej kondycji psychicznej.

Avengersi w zasadzie byli sami sobie winni, powinni się spodziewać, że bóg Kłamstwa i Iluzji nie usiedzi bezczynnie na tyłku. Z ręką na sercu mógł zaświadczyć jedynie, że naprawdę nie planował trafić tym zaklęciem Kapitana Ameryki.  Rogers jako jedyny okazał się odporny na jego kpiny i ciągłe złoścliwości. Zdaje się, że bycie cherlawym przykurczem przez znaczną część życia nauczyło Steve'a wymierzać celne riposty. Kapitan, Bóg-Honor-Ojczyzna, Ameryka potrafił być naprawdę złośliwym skurwielem, kiedy nacisnęło się na odpowiednie guziki. Loki cieszył się tym jak dziecko ze znalezienia sekretnej skrytki na słodycze. Nie jeden dzień spędzili przerzucając się obelgami nad kuchennym stołem. Nawet sam Stark miewał ich dosyć. A podobno miliarder szczycił się mianem guru sarkazmu i ironii.

Feralnego ranka wstał wyjątkowo rozeźlony. Wizje męczyły go bardziej niż zwykle, a to coś czego szczerze nienawidził. Nie uważał się za cholerną wieszczkę. Latami trenował umiejętności blokowania tego gówna. I tak nigdy się nie sprawdzało.

Uśmiechnięta gęba Thora i to jeszcze przed pierwszą herbatą, to zdecydowanie zbyt wiele jak na jego kruchą samokontrolę. Co jeszcze koszmarnego czekało go tego dnia? Sądząc po nieskoordynowanych ruchach półgłówka w czerwonej pelerynie, to przytulanie i poklepywanie po plecach...

— Nie tykaj — ostrzegł go lojalnie. Nie miał nerwów ani ochoty radzić sobie z braterstwem w wersji Thora. Obejmowało ono zdecydowanie zbyt wiele zgniatania żeber, wrzasków i alkoholu. Chociaż to ostatnie mogło nie być znowu takim złym pomysłem — Niech ktoś naleje mi czegokolwiek z procentami. Tylko, żeby było mocne. — rozkazał, licząc na to, że któreś z nich domyśli się, że im więcej procentów, tym większe szanse na to, że zniesie drażniącą, niepozwalającą się zignorować, obecność Thora.

— Jest dziesiąta rano — wtrąciła Wdowa, przyglądając się rozwojowi sytuacji z bezpiecznej odległości. Stark nadal sączył swoją kawę, siedząc na blacie obok ekspresu. Prawdopodobnie czekał aż zaparzy się  świeży dzbanek, by uzupełnić braki i zaszyć się na kilka godzin w warsztacie. W życiu nie przyznałby tego na głos, ale nauka w jego wykonaniu, mogłaby z powodzeniem konkurować z magią. Też wydawała się nie mieć ograniczeń poza wyobraźnią jej twórcy.

— Nic nie obchodzą mnie wasze ludzkie normy i zasady — prychnął, odgradzając się od zbliżającego się Thora, stołem. Ten dalej uparcie parł na przód.

— BRACIE! — wrzasnął, śmiejąc się tubalnie. Szyby w wieży zadrgały.

Stark oblał się kawą, a Ramonoff nawet powieka nie zadrżała. Szkolony zabójca. To też rozpoznawał, aby wyłgać się z jakiś kłopotów niejednokrotnie musiał upuścić nieco krwi. Thor nie miał nawet pojęcia ile ich wspólnych eskapad skończyłaby się wywołaniem wojny, gdyby Loki nie załatwiał spraw po swojemu. Zresztą, miał pewność, że Odinson nie doceniłby żadnej z przysług jakie brat mu wyświadczył.

Loki rozproszył się na sekundę wychodzącym do pomieszczenia Rogersem. Kapitan musiał zostać wyrwany ze snu, bo miał na wpół przymknięte oczy, a jego kroki były powolne i nieco nieskorodowane jak na niego. Kilka cali dzieliło jego mały palec od rogu szafki, a to już o czymś świadczyło. Ponadto nie miał na sobie koszulki, a cienkie dresy dosyć nisko wisiały mu na biodrach. Loki naprawdę doceniał taki widok. Chyba zbyt długo z nikim nie był, skoro takie myśli przychodzą mu do głowy na widok jednego z przyjaciół Thora. To nie tak, że ostatnimi czasy miał czas i sposobność dzielić z kimś łoże. Stracił resztki popularności wśród asgardzkiego dworu, a jakoś nie potrafił zmusić się do dotknięcia człowieka. Inne krainy pozostawały poza jego zasięgiem do czasu zniesienia kary Odyna. Dałby wiele, by móc od czasu do czasu wyrwać się do Alfheim. Dzień lub dwa wśród Świetlistych Elfów i nigdy ponownie nie spojrzałby na Rogersa w ten sposób. Jednak niewidzialne kajdany nałożone na jego magię, skutecznie uniemożliwiały mu jakiekolwiek wycieczki poza Midgard. Nawet, kiedy chciał odwiedzić matkę w Asgardzie musiał prosić Thora o przetransportowanie. To upokarzające i szalenie frustrujące, odkąd jego uśpione do tej pory libido, ruszyło z siłą szarżującego smoka. Tak, chcę. Pobrzmiewało w jego umyśle raz za razem. Loki nigdy nie kłopotał się ukrywaniem tego, że równie często gościł w sypialni mężczyzn co kobiety. Na Yggdrasil, sam zmieniał płeć, kiedy naszła go na to ochota. Thor nie potrafił z nim rozmawiać, gdy Loki zmieniał postać. Tak jak większość asgardczyków nie patrzył na to przychylnie. Nigdy nie uginał karku i zawsze dostawał, to czego pragnął. Mimo wszystko, nie był przekonany czy i tym razem tak się stanie. Nie dlatego, że zostałby odrzucony. Gdyby wysilił się wystarczająco Kapitan byłby jego jeszcze przed upływem miesiąca. Rogers przyciągnął jego uwagę, nie tylko z powodu długiego postu. Kapitan był miły dla oka: opalona skóra, te wszystkie krzywizny i linie mięśni, szerokie barki i solidna kolumna szyi, którą Loki mógłby gryźć aż do krwi, zawsze różowe usta i sutki widocznie twardniejące od zimnego powietrza. Loki nie wahałby się nawet sekundy, gdyby mężczyzna nie był człowiekiem, śmiertelnikiem.

Niechęć Lokiego do ludzi, przemawiała za zostawieniem Kapitana w spokoju, natomiast cała reszta... naprawdę miał ochotę dotknąć tego na co właśnie patrzył. Drgnął nerwowo i z trudem zdusił warknięcie, które już formułowało mu się w krtani.

 

— Kilkanaście godzin pilnowaliśmy z Clintem rekrutów na manewrach, czy możecie... — powiedział wyraźnie zirytowany Rogers zamiast przywitania. Nigdy nie dowiedzieli się jak chciał skończyć tą wypowiedź. Bóg piorunów dostrzegł swoją szansę na przywitanie się z bratem jak należy i z niej skorzystał.

— Thor, NIE! — krzyknął Kapitan. To był rozkaz, ale Odinson zazwyczaj ignorował takowe, jeśli nie znajdował się na polu walki. Książę Asgardu, bóg Piorunów, facet z ego większym niż planeta na której aktualnie pomieszkiwał...

Loki odskoczył do tyłu i wpadł wprost na kuchenkę. Oparzył się i miotnął pierwszym zaklęciem jakie przyszło mu na myśl.

Och nie.

Po pierwsze nie trafił w swojego głupiego brata, tylko w Kapitana, który leżał rozpłaszczony na podłodze wijąc się jak ryba wyrzucona z wody. Loki znał działanie tego konkretnego zaklęcia z własnego doświadczenia. Ono piekielnie łaskotało. To i tak lepiej niż agonalny ból, ale...

— Coś ty zrobił? — warknął Stark, w kilka sekund dociskając go ręką obleczoną w rękawicę do ściany. Loki nie musiał oddychać, ale zgnieciona krtań nieco utrudni mu wyjaśnienie sytuacji.

— Człowieku z żelaza, puść mego brata! — wydarł się Thor chyba nie zdając sobie sprawy, że to on miał oberwać zaklęciem. Tym wrzaskiem zapewne obudził pozostałych mieszkańców wieży, o ile nie pół Manhattanu.

W takie dni jak ten Loki żałował, że zwyczajnie nie został dłużej w łóżku. Na przykład do przyszłego stulecia. Sto lat snu brzmiało kusząco. Powinien pomyśleć o napadnięciu na bibliotekę Strange'a i znalezieniu odpowiedniego zaklęcia. Stark nadal podduszał go jedną ręką, drugą mierząc do Thora z repulsorów. Natasza pochylała się nad leżącym za stołem Rogersem z wyraźnym zaintrygowaniem.

— Yyy, ludzie ja nie chcę wam przerywać... cokolwiek tam robicie, bijecie się czy pieprzycie, ale dlaczego na podłodze w kuchni leży nieprzytomna, na wpół goła laska? — zapytał zszokowany Clint, a kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi, westchnął ciężko i podszedł bliżej Wdowy, nieświadomie przybierając niemal identyczny wyraz twarzy co ona — Hej, czy to spodnie Capa? Kiedy on zdążył kogoś poderwać? Do czwartej rano brodziliśmy w błocie, w środku pieprzonego niczego gdzieś w Luizjanie...

— O kurwa — sapnął Tony, wpatrując się w miejsce, w którym powinien znajdować się znajomy, dwumetrowy super żołnierz.

Zamiast niego leżała tam dziewczyna, dosyć wysoka z tego co można stwierdzić. Miała jakieś metr osiemdziesiąt wzrostu, ciemno blond włosy do ramion, brzuch z doskonale widocznymi mięśniami i średniej wielkości biust, którego nie zakrywało nic.

Loki przyglądał się równie zafascynowany tym ciałem Kapitana, co jego codzienną męską wersją. I najwyraźniej nie był w tym osamotniony.

— Stark do cholery — wycharczał, odpychając go wreszcie od siebie — To nie miało trafić w niego — przypomniał, stając dwa kroki przed miliarderem

— Chciałeś zmienić swojego brata w siostrę? — zakpił Stark — Po co?

— Byłem... rozproszony. — przyznał z ociąganiem — A to zaklęcie, potrafię sformułować zawsze...

— Powtórzę się, ale... po co?

— Czasami jest mi niezbędne do życia — uciął, licząc na to, że Stark nie będzie drążył. Kogo on chciał oszukać. Jasne, że będzie, to w końcu Tony Stark.

Loki miał tak bardzo dosyć swojego obecnego życia. Nie przepadał za Ziemią, a ludzi uważał za mrowie karaluchów, po których mógłby przejść w latach swojej świetności i nawet się nie zorientować. Niemniej te kilka bliżej poznanych istot było na swój sposób fascynujące. Teraz jednak niepokoiło go to, że Thor na pewno poskarży Odynowi o tym co miało miejsce. Powie, że Loki uszkodził jednego z jego nowych kumpli. Mogli mieć kilka mileniów za sobą, ale pewne rzeczy nie zmieniają się nigdy.

— Czekaj, to nie wymysł twoich dawnych fanów, wyznawców czy jakkolwiek ich nazwać? Ty naprawdę... zmieniasz płeć? — zapytał Stark, zerkając pomiędzy Lokim, a Thorem, zapewne czekając aż któryś potwierdzi albo zaprzeczy.

— Tak — odpowiedział, unosząc brew w niemym wyzwaniu. Powiedz coś karaluchu, a zobaczymy czy mam jeszcze na tyle mocy, by zgnieść cię na miazgę. Miliarder zamrugał zdezorientowany i spojrzał na milczącego Thora.

— Hm, okay — mruknął Stark.

— Okay?

— Nie chcę ci niszczyć wyobrażenia o własnej wyjątkowości, ale nie ty jeden na tej planecie jesteś płynny płciowo, jelonku.

— Jeszcze raz nazwiesz mnie zwierzęciem z rzędu parzystokopytnych...

— Panowie! Później podyskutujecie sobie o tym jak lubicie, bądź też nie być nazywani. Mogę nawet wam polewać, kiedy Tony będzie prowadził wykład z zakresu tożsamości płciowej, orientacji seksualnych, rasizmu, bigoterii, feminizmu, polityki, religii, ksenofobii i każdej innej fobii jaką tylko zdoła sobie przypomnieć! — To zdecydowanie najdłuższe zdanie, jakie Wdowa wypowiedziała w jego obecności. A wyglądało na to, że jeszcze nie skończyła — Nasza pani Kapitan właśnie się budzi i radziłabym wam stąd spieprzać. Jako facet Rogers był zwyczajnie groźny, ale jako kobieta... — urwała, posyłając im złośliwy uśmiech.

— To jest ROGERS?! — zapytał Clint, nareszcie orientując się na czyj biust się tak zapatrzył.

— Z tobą jest coś bardzo nie w porządku — oznajmił Loki, wpatrując się w jastrzębia z zaciekawieniem — zawsze tak wolno łączysz fakty, czy...

— LOKI — warknął Steve, siadając i jednocześnie starając się zasłonić ręką swoje nowe ciało — Mam nadzieję, że wiesz jak to odkręcić...

— Yyy, zaklęcie ma ramy czasowe! Około czterdziestu ośmiu godzin — wyjaśnił

— Dobrze dla ciebie. — westchnął... westchnęła Steve. Loki zdecydowanie nie wiedział jak odnieść się do mężczyzny, którego niechcący zmienił w kobietę.

— Steve, yyy Stevie? — zaczął Tony. Loki najwyraźniej nie był w tej niewiedzy osamotniony. Stark też się jąkał. — Jeśli to jest jakieś pocieszenie, to jesteś naprawdę niezłą laską teraz. — Na koniec uśmiechnął się w swój typowy, podszyty złośliwością, sposób. I Loki jedynie na podstawie spięcia się ramion Rogersa, umiał stwierdzić, że to nie była najinteligentniejsza rzecz do zrobienia.

— Masz trzy sekundy na ucieczkę, Stark. — powiedział Kapitan nieco wyższym głosem. — Potem wypatroszę cię jak prosie i zawiąże twoje flaki wokół twojej szyi niczym kokardę na prezencie urodzinowym.

Loki naprawdę doceniał tak obrazowe groźby. Mógł nawet pomóc z tym patroszeniem, jeśli Steve naprawdę chciałby zrealizować tą fantazję. Choć przypuszczał, że to jedynie forma zastraszania psychicznego.

— Jesteś kobietą od niecałych dziecięciu minut i od razu masz okres czy co do cholery? Pepper nie rzucała tak krwawymi sugestiami...

— Pepper, tak? — zapytał Rogers pozornie niewinnym głosikiem — To może jednak wolisz pójść na coroczną imprezę firmową z nią?

Bóg Kłamstwa i Niegodziwości zmrużył oczy, wodząc wzrokiem od kobiecej wersji Rogersa do mocno zakłopotanego Starka. Och, więc to tak. To... niespodziewane, choć jak się nad tym dłużej pochylić nie tak nieprawdopodobne przy odrobinie dobrej woli z obu stron.

Stark jeszcze o tym nie wiedział, ale właśnie rozpoczęli cichą wojnę. Może wcześniej nie był przekonany czy chciał Rogersa, ale teraz, gdy ten zadawał się nieosiągalny, zainteresowanie Lokiego wzrosło.


Odrobina rywalizacji, seks i utracie nosa Starkowi. Czego chcieć więcej?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro