Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Winteriron

Błędy niesprawdzone.

Taka tam chwila oddechu od rodziny i świątecznego jedzenia, czyli próba napisania OS Winteriron - Bucky Barnes/Tony Stark

***

— Tony!

— Jarvis? O czym znów zapomniałem? — pyta Stark półgłosem. Z lekkim niepokojem, obserwuje super żołnierza wstukującego kod dostępu do warsztatu. Należy nadmienić, że facet wygląda na mocno poirytowanego — A może wręcz wkurzonego? — dodaje już na głos

— Puls sierżanta Barensa w istocie jest znacznie podwyższony, czy mam czasowo odciąć mu dostęp do laboratorium? — pada niby niewinne pytanie. Jednak Tony może przysiąc, że zawarta jest w nim solidna dawka złośliwości, przykryta płaszczykiem uprzejmości. Jeśli kiedyś jeszcze będzie tworzył sztuczną inteligencje to zadba o to, aby charakterem nie przypominała stwórcy.

— Hm... kusząca propozycja Jarvis — mamrocze Tony pod nosem, ale wie, że James i tak z pewnością go słyszy — Niestety Bucky nie wygląda na ogarniętego morderczym szałem, a raczej na zwyczajnie wściekłego. A to prowadzi nas z powrotem do mojego pierwotnego pytania: o czym zapomniałem oraz jak bardzo jestem spóźniony?

— Pozwolisz, że odpowiem za Jarvisa? — słychać spokojny i zbyt opanowany głos — Świąteczna kolacja i oglądanie głupich, przewidywalnych filmów?

— Yyyy No tak — czka Stark, zerkając na najbliższy monitor. Huh, dopiero trzecia po południu — Ale, jeszcze nie jestem spóźniony!

— Tony... jest dwudziesty siódmy grudnia. — oznajmia beznamiętnie Barnes — Przegapiłeś jedynie trzy dni!

— To wciąż stosunkowo niewiele... kiedyś spędziłem tu prawie dwa tygodnie — próbuje być zabawny, ale sądząc po minie Barensa idzie mu raczej mizernie.

— Godzina — syczy Bucky przez zaciśnięte zęby. Tony uważa się za geniusza, ale za cholerę nie potrafi odgadnąć co to może znaczyć — O tym też zapomniałeś?!

— Nie? — mówi z nadzieją, że kłamstwo uratuje go po raz kolejny

— Och, bo uwierzę — odpowiada Barnes ze wzrokiem utkwionym w suficie jakby prosił siłę wyższą lub co bardziej prawdopodobne Jarvisa o pomoc — Nasz wspólny przyjaciel, cholerny Kapitan Ameryka przychodzi na kolację i...

— ... Ma przyprowadzić tą lub tego, którego skutecznie ukrywa przed nami od niemal roku! — wykrzykuje z rosnącym podekscytowaniem. Pan Mrożonka jakimś sposobem co jakiś czas znikał ze wszystkich radarów. Nawet Fury nie wiedział, gdzie jego ulubiony żołnierzyk spędza większość wolnych dni — W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo zły jesteś o to, że...

— Umiarkowanie. Nie przepadasz za świętami.

— Tak, ale...

— Spokojnie, nie siedziałem sam — przyznaje Bucky — A Jarvis wyszukał mi kilkanaście najlepszych filmów nie-do-końca-świątecznych, ale tak słodkich, że można nabawić się próchnicy jedynie siedząc przed ekranem.

— Niech zgadnę: w większości występują psy?

— Tak, na dzisiaj zaplanowane mamy trzy: "Wszystkie psy idą do nieba" "Beethoven" oraz " sto jeden dalmatyńczyków" 

— Bucky, litości! Widziałem te gnioty już jakieś pięć razy. Jestem na dziewięćdziesiąt procent pewien, że dwukrotnie zostałem do tego zmuszony przez ciebie szantażem emocjonalnym, a ostatnio... — milknie by zerknąć na Barensa. Tak, drań coś knuje. Ten jego kiepsko maskowany uśmieszek, mówi więcej niż tysiąc słów — I o ile mnie pamięć nie myli, a na pewno tego nie robi, bo to w końcu moja pamięć, więc musi być równie genialna co ja... Poprzedni raz miał miejsce zaledwie miesiąc temu.

— Hm... możliwe — przyznaje Barnes, przyglądając mu się z zastanowieniem i specyficznym błyskiem w oczach, który byłby bardziej niepokojący, gdyby Stark nie wiedział co zwiastuje.

— Już pamiętam: jakimś sposobem dogadałeś się z Jarvisem i podstępem podszedłeś mnie w warsztacie. Następnie rozproszyłeś mnie wyjątkowo dobrym seksem oralnym.

— Nie protestowałeś.

— Racja. Ale potem zaciągnąłeś mnie na górę pod prysznic, który dosyć szybko zmienił się we wspólną, bardzo długą kąpiel.

— No i?

— Jeszcze nie skończyłem... och, to mi przypomina, że gdy w końcu padłem na łóżko z nadzieją przespania kilku godzin, usłyszałem coś podobnego z twoich ust.

— Narzekasz, naprawdę? — prycha James z wymownie wygiętą brwią

— Nieeee, jedynie sugeruję, że ostatnim razem miałeś nieco lepsze argumenty. Jeśli chcesz mnie przekonać do spędzenia kilku bezproduktywnych godzin na oglądaniu filmów, które w dodatku już widziałem...

— Może i tak, ale wtedy nie wystawiłeś mnie podczas świątecznej kolacji, na której przypominam byli wszyscy nasi znajomi... w tym twoja była.

— Och, a mówiłeś, że nie jesteś zły?

— Niby kiedy, Tony? Pierwsze wspólne święta, a ty znikasz w warsztacie... oczywiście, że jestem wkurzony. Po prostu wiem, że nie zrobiłeś tego złośliwie.

— Jedno mnie zastanawia - dlaczego zwyczajnie nie wpadłeś do warsztatu i mnie z niego nie wywlokłeś za fraki?

— A chciałbyś spędzić kilka godzin na kłótni? W dodatku mielibyśmy całkiem pokaźną widownie....

— Oo-o fakt, to byłoby raczej bardzo dramatyczne i spektakularne starcie. Może nawet Kapitan Mrożony Zadek, udzieliłby mi reprymendy i dał w zęby w ramach kampanii: "skrzywdziłeś mojego najlepszego kumpla", co?

— Nie wkurzaj mnie już bardziej, okay?

— Już nie będę błaznował... a przynajmniej postaram się ograniczyć — obiecuje Stark — To co z tymi erotycznymi argumentami? — pyta, bo cała ta rozmowa sprawiła, że nabrał ochot na małą powtórkę z przeszłości

— Wtedy nie byłeś umazany smarem, mieszanką paliw oraz sosem musztardowym — Barnes kontynuuje wyliczankę — No i pachniałeś nieco lepiej.

— Kop leżącego — mamrocze Stark pod nosem

— W dodatku za mniej niż godzinę będziemy mieć gości...  udało mi się wydusić od Rogersa z kim się spotyka — Tony nadstawia uszu — Znam cię, Stark. Wiem, że w towarzystwie tej konkretnej osoby będziesz chciał wyglądać na pewnego siebie i w pełni zdrowego, sarkastycznego dupka, który jakimś cudem jest jednocześnie najinteligentniejszym człowiekiem na Ziemi.

— Steve Rogers spotyka się z Pepper, prawda? — cedzi Tony przez zaciśnięte zęby

— Co? Yyyy nie — odpowiada Bucky z wyrazem kompletnego oszołomienia na twarzy — Obiecałem, że ci nie powiem — dodaje pod nosem — Ale może Steve nie zgniecie mnie na miazgę, jeśli dam ci małą radę...

— James?

— Po prostu, upewnij się, że w każdej chwili będziesz mógł wezwać zbroję.

— CO?! — on wcale nie pisnął, okay? — Z kim, do diabła, umawia się Rogers?

— W sumie... to prawie zgadłeś. Nawet rogi ma...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro