Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Uhm... poszerzam horyzonty?/ Scott/Chris cz.5 (ostatnia)


Zakończyłam to krótkie opowiadanie, a ten ostatni rozdział jest nieco dłuższy, bo znowu się rozpisałam i mało brakowało, a jednak musiałabym zrobić 6 część...

Ładnie proszę o komentarze, bo kocham czytać wasze reakcje ;)

***

Trzecie spotkanie zaskoczyło ich obu.

Niecały tydzień po święcie dziękczynienia, była pełnia...

Chris jak zawsze patrolował obrzeża miasteczka i wyganiał napaloną, pijaną młodzież z lasów. W inne dni jakoś przymykał na to oczy, ale kiedy księżyc robił się okrągły nie mógł sobie na to pozwolić. Bardziej obawiał się obcych, zdziczałych wilkołaków niż stada Dereka, bo oni w zasadzie całkiem nieźle radzili sobie z kontrolą.

Jednak nic nie brał za pewniak, bo zawsze mogło coś któregoś wyprowadzić z równowagi, albo hormony Ericki w połączeniu z działaniem pełni zachwiałyby jej opanowaniem i katastrofa gotowa. Rozważał w głowie wszelkie możliwe scenariusze tej nocy, ale tego jednego w ogóle nie brał pod uwagę.

Kierował się coraz bardziej na północ od Beacon Hills, gdzie domy były rozsiane w bardzo dużej odległości od siebie. Jednak wciąż to był jego teren do patrolowania, bo stały w granicy hrabstwa. Lampami błyskowymi odstraszył jakiegoś kojota, i od tamtej pory właściwie nic się nie działo. Dlatego zdecydował się na krótki przystanek na kubek mocnej, czarnej kawy. Termos miał na szczęście przy sobie w podręcznym plecaku, a nie jak ostatnio w samochodzie.

Popijając gorzki napój uważnie obserwował okolicę w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak obecności wilkołaka w pobliżu. Od razu więc wyłapał charakterystyczny dźwięk łamanych gałązeczek i niski warkot, a kilka sekund później został powalony na ziemię przez ciężkie ciało. Szamotał się próbując jakoś się spod niego wydostać, jednocześnie starając się osłonić gardło.

Wbił nóż w udo wilkołaka i dopiero bolesny skwot uświadomił mu z kim właściwie tarzał się po ściółce leśnej.

- Scott?- Odpowiedział mu jedynie wkurzony warkot.

- Hej co jest?- Zapytał nieco zduszonym głosem, bo młodszy chuchał mu gorącym oddechem tuż za uchem i możliwe, że działało to na niego w bardzo nieadekwatny do sytuacji sposób.

- Za dużo...- Hm? To zawsze lepsza odpowiedź niż wcześniejsze warczenie, ale wciąż nie była wystarczająca żeby Chris rozeznał się w sytuacji. Jeśli dobrze pamiętał, to McCall już od kilku lat nie miał problemów z utrzymaniem kontroli podczas pełni.

Kurwa ten dzieciak mnie zabiję...- To była jedyna myśl w głowie Argenta, gdy młodszy potarł nieogolonym policzkiem o jego szyję.

- Czy ty mnie właśnie oznaczyłeś swoim zapachem?- Zapytał chociaż doskonale znał odpowiedź

- Uhm- Mruknął unosząc się na rękach nad łowcą, który walczył sam ze sobą, bo z jednej strony górujący na nim wilkołak to według szkolenia fatalne położenie, ale z drugiej jego powoli twardniejący penis był odmiennego zdania. Nie mógł się zdecydować której części swojej natury słuchać.

Ostatecznie zdecydował się na kompromis i przekręcił ich tak, że to on pochylał się nad rozłożonym na ziemi McCallem. Usunął nóż z jego nogi, co spowodowało kolejny jęk bólu młodszego.

- Sorki za to, ale to naturalna reakcja kiedy nieznany napastnik się na ciebie rzuca...

- Zagoi się- Syczy brunet przez zaciśnięte zęby.- Tak samo jak Peter postrzelony przez twojego ojca.

- CO?!

- Nie wiedziałeś, że Vitoria poskarżyła się do teścia?

- Nie miałem pojęcia.- Wszystko jasne... Scott bronił stada i dlatego zaatakował śmierdzącego tojadem na kilometr łowce.- Tobie nic nie jest?

- Nie...

- A Hale? I co z resztą? Isaac i Allison?

- Tylko Peter oberwał, ale spokojnie moja mama już wyciągnęła kulę, i podała odpowiednią odtrutkę.- Chris odetchnął z ulgą.- Ale przez cały zabieg bredził coś o tym, żeby mama za niego wyszła... najgorsze jest to, że ona powiedziała tak.

***

Scottowi zajęło jakieś pół godziny odzyskanie pełnej kontroli i wtedy znowu przybrał ten swój przepraszający wyraz twarzy.

- Ani się waż.- Mruknął Argent przewracając oczami.

- Ale...

- Naprawdę nic się nie stało. Obaj działaliśmy instynktownie... ty zaatakowałeś, bo wyczułeś we mnie zagrożenie, a ja się tylko broniłem. Nieporozumienie.- Przyjrzał się zmęczonemu brunetowi i stwierdził, że skoro powoli wschodzi już słońce to może sobie odpuścić resztkę patrolu i odstawić wilkołaka gdzieś w bezpieczne miejsce.- Samochód mam jakiś kilometr stąd... myślę, że lepiej będzie jak ze mną wrócisz.

- Okay...- Młodszy nadal patrzył wszędzie tylko nie na niego.

***

W ciszy dotarli do auta, a po zaledwie kilu przejechanych kilometrach Scott spał jak niemowlę. Chris co chwilę zerkał na niego z delikatnie uniesionymi kącikami ust. Kto by przypuszczał, że po rozwodzie zauroczy się kimś w wieku własnej córki. Myśl była nowa i uderzyła w niego niczym pociąg towarowy.

Miał absolutnie i totalnie przejebane...

- Absolutnie i totalnie w jednym zdaniu... Stilesowatość naprawdę jest zaraźliwa- Mruknął pod nosem jednocześnie manewrując samochodem tak żeby wjechać do garażu.

- Gdzie jesteśmy?- Zapytał zaspany wilkołak.

- U mnie... dzwoniła twoja mama. Odebrałem i powiedziałem, że nic ci nie jest tylko śpisz. Jednak lepiej oddzwoń.

***

Weszli do domu i Scott od razu złapał za telefon. Chris chcąc mu dać odrobinę przestrzeni podreptał do swojego pokoju w poszukiwaniu jakiegoś dresu na przebranie dla niego.

- To dla ciebie... łazienki są dwie. Z tym, że w tej na piętrze jest więcej rzeczy Allison.

- Okay, dzięki Chris.

- Nie ma za co. Naprawdę żaden kłopot.

Argent usilnie próbował czymś zająć myśli, starannie ignorując obraz nagiego, ociekającego wodą, bardzo atrakcyjnego mężczyzny pojawiający się w jego głowie za każdym razem jak słyszał lejącą się wodę.

Jednak kiedy zobaczył Scotta w swoich ciuchach cały jego wysiłek poszedł na darmo. Mocno wciągnął powietrze, co oczywiście nie umknęło uwadze wilkołaka.

- Chris? Czy ty...- Urwał podchodząc do niego o wiele za blisko jak na stan w którym znajdował się łowca. Wystarczyło żeby sięgnął ręką i... zrobił to. Na początku McCall spojrzał na niego zaskoczony i uważnie obserwował rękę starszego, która sunęła od jego nadgarstka, aż do ramienia, a potem przesunęła się na szybko unoszącą się klatkę piersiową.

- Oznaczyłeś mnie zapachem, bo?- Chris wolał się upewnić, że nie pomylił się co do intencji Scotta

- Chciałbym cię dla siebie...

- Właśnie to chciałem usłyszeć.- Szepnął Argent wprost do ucha bruneta, a potem musnął ustami szyję tuż obok pulsu, który widocznie przyspieszył pod wpływem tej delikatnej pieszczoty.- Mam trzydzieści osiem lat Scott i ciężką przeszłość, ale chce spróbować, bo działasz na mnie za bardzo bym mógł tak po prostu to zignorować.

- Jestem wilkołakiem i czasami bywam okropnie zaborczy jeśli cię to nie odstrasza...

- Myślę, że mogę z tym żyć- Odpowiedział, a później nie mieli już zbytniej ochoty na rozmowy, bo było tyle innych, ciekawych rzeczy do zrobienia.



Szkoda tylko, że nie pomyśleli o przeniesieniu się z salonu do sypialni, bo Allison i Isaac mieli ciekawy widok po powrocie do domu następnego dnia...

- Tato co ty wyprawiasz?!

- Uhm... znowu poszerzam horyzonty?


***

 Jadę na grilla :) jutro może być ciężki dzień... 24 miałam urodziny i jeszcze ich jakoś szczególnie nie świętowałam...  no chyba, że bd nudno to bd sb gdzieś na serwetce pisać kolejnego one shota :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro