Uhm... poszerzam horyzonty?/ Scott/Chris cz.5 (ostatnia)
Zakończyłam to krótkie opowiadanie, a ten ostatni rozdział jest nieco dłuższy, bo znowu się rozpisałam i mało brakowało, a jednak musiałabym zrobić 6 część...
Ładnie proszę o komentarze, bo kocham czytać wasze reakcje ;)
***
Trzecie spotkanie zaskoczyło ich obu.
Niecały tydzień po święcie dziękczynienia, była pełnia...
Chris jak zawsze patrolował obrzeża miasteczka i wyganiał napaloną, pijaną młodzież z lasów. W inne dni jakoś przymykał na to oczy, ale kiedy księżyc robił się okrągły nie mógł sobie na to pozwolić. Bardziej obawiał się obcych, zdziczałych wilkołaków niż stada Dereka, bo oni w zasadzie całkiem nieźle radzili sobie z kontrolą.
Jednak nic nie brał za pewniak, bo zawsze mogło coś któregoś wyprowadzić z równowagi, albo hormony Ericki w połączeniu z działaniem pełni zachwiałyby jej opanowaniem i katastrofa gotowa. Rozważał w głowie wszelkie możliwe scenariusze tej nocy, ale tego jednego w ogóle nie brał pod uwagę.
Kierował się coraz bardziej na północ od Beacon Hills, gdzie domy były rozsiane w bardzo dużej odległości od siebie. Jednak wciąż to był jego teren do patrolowania, bo stały w granicy hrabstwa. Lampami błyskowymi odstraszył jakiegoś kojota, i od tamtej pory właściwie nic się nie działo. Dlatego zdecydował się na krótki przystanek na kubek mocnej, czarnej kawy. Termos miał na szczęście przy sobie w podręcznym plecaku, a nie jak ostatnio w samochodzie.
Popijając gorzki napój uważnie obserwował okolicę w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak obecności wilkołaka w pobliżu. Od razu więc wyłapał charakterystyczny dźwięk łamanych gałązeczek i niski warkot, a kilka sekund później został powalony na ziemię przez ciężkie ciało. Szamotał się próbując jakoś się spod niego wydostać, jednocześnie starając się osłonić gardło.
Wbił nóż w udo wilkołaka i dopiero bolesny skwot uświadomił mu z kim właściwie tarzał się po ściółce leśnej.
- Scott?- Odpowiedział mu jedynie wkurzony warkot.
- Hej co jest?- Zapytał nieco zduszonym głosem, bo młodszy chuchał mu gorącym oddechem tuż za uchem i możliwe, że działało to na niego w bardzo nieadekwatny do sytuacji sposób.
- Za dużo...- Hm? To zawsze lepsza odpowiedź niż wcześniejsze warczenie, ale wciąż nie była wystarczająca żeby Chris rozeznał się w sytuacji. Jeśli dobrze pamiętał, to McCall już od kilku lat nie miał problemów z utrzymaniem kontroli podczas pełni.
Kurwa ten dzieciak mnie zabiję...- To była jedyna myśl w głowie Argenta, gdy młodszy potarł nieogolonym policzkiem o jego szyję.
- Czy ty mnie właśnie oznaczyłeś swoim zapachem?- Zapytał chociaż doskonale znał odpowiedź
- Uhm- Mruknął unosząc się na rękach nad łowcą, który walczył sam ze sobą, bo z jednej strony górujący na nim wilkołak to według szkolenia fatalne położenie, ale z drugiej jego powoli twardniejący penis był odmiennego zdania. Nie mógł się zdecydować której części swojej natury słuchać.
Ostatecznie zdecydował się na kompromis i przekręcił ich tak, że to on pochylał się nad rozłożonym na ziemi McCallem. Usunął nóż z jego nogi, co spowodowało kolejny jęk bólu młodszego.
- Sorki za to, ale to naturalna reakcja kiedy nieznany napastnik się na ciebie rzuca...
- Zagoi się- Syczy brunet przez zaciśnięte zęby.- Tak samo jak Peter postrzelony przez twojego ojca.
- CO?!
- Nie wiedziałeś, że Vitoria poskarżyła się do teścia?
- Nie miałem pojęcia.- Wszystko jasne... Scott bronił stada i dlatego zaatakował śmierdzącego tojadem na kilometr łowce.- Tobie nic nie jest?
- Nie...
- A Hale? I co z resztą? Isaac i Allison?
- Tylko Peter oberwał, ale spokojnie moja mama już wyciągnęła kulę, i podała odpowiednią odtrutkę.- Chris odetchnął z ulgą.- Ale przez cały zabieg bredził coś o tym, żeby mama za niego wyszła... najgorsze jest to, że ona powiedziała tak.
***
Scottowi zajęło jakieś pół godziny odzyskanie pełnej kontroli i wtedy znowu przybrał ten swój przepraszający wyraz twarzy.
- Ani się waż.- Mruknął Argent przewracając oczami.
- Ale...
- Naprawdę nic się nie stało. Obaj działaliśmy instynktownie... ty zaatakowałeś, bo wyczułeś we mnie zagrożenie, a ja się tylko broniłem. Nieporozumienie.- Przyjrzał się zmęczonemu brunetowi i stwierdził, że skoro powoli wschodzi już słońce to może sobie odpuścić resztkę patrolu i odstawić wilkołaka gdzieś w bezpieczne miejsce.- Samochód mam jakiś kilometr stąd... myślę, że lepiej będzie jak ze mną wrócisz.
- Okay...- Młodszy nadal patrzył wszędzie tylko nie na niego.
***
W ciszy dotarli do auta, a po zaledwie kilu przejechanych kilometrach Scott spał jak niemowlę. Chris co chwilę zerkał na niego z delikatnie uniesionymi kącikami ust. Kto by przypuszczał, że po rozwodzie zauroczy się kimś w wieku własnej córki. Myśl była nowa i uderzyła w niego niczym pociąg towarowy.
Miał absolutnie i totalnie przejebane...
- Absolutnie i totalnie w jednym zdaniu... Stilesowatość naprawdę jest zaraźliwa- Mruknął pod nosem jednocześnie manewrując samochodem tak żeby wjechać do garażu.
- Gdzie jesteśmy?- Zapytał zaspany wilkołak.
- U mnie... dzwoniła twoja mama. Odebrałem i powiedziałem, że nic ci nie jest tylko śpisz. Jednak lepiej oddzwoń.
***
Weszli do domu i Scott od razu złapał za telefon. Chris chcąc mu dać odrobinę przestrzeni podreptał do swojego pokoju w poszukiwaniu jakiegoś dresu na przebranie dla niego.
- To dla ciebie... łazienki są dwie. Z tym, że w tej na piętrze jest więcej rzeczy Allison.
- Okay, dzięki Chris.
- Nie ma za co. Naprawdę żaden kłopot.
Argent usilnie próbował czymś zająć myśli, starannie ignorując obraz nagiego, ociekającego wodą, bardzo atrakcyjnego mężczyzny pojawiający się w jego głowie za każdym razem jak słyszał lejącą się wodę.
Jednak kiedy zobaczył Scotta w swoich ciuchach cały jego wysiłek poszedł na darmo. Mocno wciągnął powietrze, co oczywiście nie umknęło uwadze wilkołaka.
- Chris? Czy ty...- Urwał podchodząc do niego o wiele za blisko jak na stan w którym znajdował się łowca. Wystarczyło żeby sięgnął ręką i... zrobił to. Na początku McCall spojrzał na niego zaskoczony i uważnie obserwował rękę starszego, która sunęła od jego nadgarstka, aż do ramienia, a potem przesunęła się na szybko unoszącą się klatkę piersiową.
- Oznaczyłeś mnie zapachem, bo?- Chris wolał się upewnić, że nie pomylił się co do intencji Scotta
- Chciałbym cię dla siebie...
- Właśnie to chciałem usłyszeć.- Szepnął Argent wprost do ucha bruneta, a potem musnął ustami szyję tuż obok pulsu, który widocznie przyspieszył pod wpływem tej delikatnej pieszczoty.- Mam trzydzieści osiem lat Scott i ciężką przeszłość, ale chce spróbować, bo działasz na mnie za bardzo bym mógł tak po prostu to zignorować.
- Jestem wilkołakiem i czasami bywam okropnie zaborczy jeśli cię to nie odstrasza...
- Myślę, że mogę z tym żyć- Odpowiedział, a później nie mieli już zbytniej ochoty na rozmowy, bo było tyle innych, ciekawych rzeczy do zrobienia.
Szkoda tylko, że nie pomyśleli o przeniesieniu się z salonu do sypialni, bo Allison i Isaac mieli ciekawy widok po powrocie do domu następnego dnia...
- Tato co ty wyprawiasz?!
- Uhm... znowu poszerzam horyzonty?
***
Jadę na grilla :) jutro może być ciężki dzień... 24 miałam urodziny i jeszcze ich jakoś szczególnie nie świętowałam... no chyba, że bd nudno to bd sb gdzieś na serwetce pisać kolejnego one shota :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro