Uciekając przed przeszłością cz. 2
Zdecydowanie nie zmieszczę się w 3 częściach. Będzie 4 lub nawet 5 ;)
BŁĘDY niesprawdzone
***
Dotarli pod dom Stilinskich w ciągu kilkunastu minut. O wiele za szybko. Do Theo dopiero docierało na co się zgodził. W momencie, w którym dostrzegł wyglądającego na podjazd faceta w policyjnym mundurze, miał ochotę wycofać się pospiesznie i odjechać jak najdalej. Niestety był widać przewidywalny, bo Stiles po zgaszeniu swojego auta, wślizgnął się na siedzenie obok. Przez chwilę nic nie mówił, tylko wpatrywał się w niego uważnie.
- Nie zmuszam cię. I jeśli będziesz się czuł źle, to możesz po kilku dniach odejść. - zapewnił Stilinski - Ale spróbuj, co? Przekonasz się jak będzie. Na początku możesz czuć się dziwnie i nie na miejscu, bo bardzo długo musiałeś radzić sobie sam. Nie przywykłeś do towarzystwa, unikałeś zbytniej uwagi i nigdy nie zostawałeś w jednym miejscu zbyt długo...
- Mówił ci ktoś, że całkiem nieźle wybrałeś sobie zawód? - przerwał mu, bo Stiles całkiem nieźle opisał, to jak do tej pory funkcjonował - W FBI powinieneś czuć się niczym ryba w wodzie.
- Cóż... lubię to.
- Widać. Czy może raczej słychać...
***
Było dokładnie tak, jak mówił Stiles, a może i gorzej. Theo od kilku godzin był w domu szeryfa i wciąż czuł się jakby w każdej chwili musiał rzucić się do ucieczki. Wszystko wyglądało jednocześnie obco i znajomo. W końcu był tutaj pierwszy raz w życiu, ale wciąż to był dom w którym mieszkał ojciec z synem. Rodzina. On też kiedyś miał swoją i samo patrzenie na relację jakie panowały między Stilinskimi sprawiało, że miał chęć zwinąć się w kłębek, schować i zostać tak do końca życia. Stiles starał się mu nie narzucać i pozwolić mu na zebranie myśli. Co według Raekana nie było dobrym pomysłem. Paplanina Stilinskiego przynajmniej zmuszała go do trzymania się teraźniejszości. A, gdy został sam w pokoju gościnnym, który od teraz miał należeć do niego czuł, jak grunt zaczyna uciekać mu spod nóg. Tak długo pilnował się żeby nie wracać myślami do tego co było. Jednak wystarczyło ukradkowe zerknięcie na pokój Stilesa, który był taki sam, jak zamieszkujący go chłopak - na pierwszy rzut oka wyglądał jak chaos, ale wystarczyło przyjrzeć się trochę dłużej, by dostrzec, że wszystko w nim było na swoim miejscu. Theo za to był jedną wielką rozsypką. Podobnie, jak jego rodzinny dom na Florydzie, został zburzony aż do fundamentów. To, co stało się z jego rodziną dwa lata temu, wciąż wracało do niego w koszmarach za każdym razem, gdy udało mu się choć na chwilę zmrużyć oczy.
Czerwień. Metaliczny brzęk i błagania jego matki o to by pozwolili mu odejść.
- Theo?
- Uhm? - mruknął odrobinę nieprzytomnie, bo jego myśli wciąż błądziły niebezpiecznie blisko krwi, ogromnego strachu i bezsilności.
- Pytałem czy chcesz zjeść z nami? - Stilinski wydawał się być zaniepokojony. Chociaż, mając ojca szeryfa powinien wiedzieć, co nieco o ludziach takich jak on. O chodzących powłokach. Martwych od środka... - Oprócz mojego ojca będzie jeszcze mój przyjaciel Scott. - Raeken skrzywił się mimowolnie.
- Chyba wolałbym zostać tutaj, nie ch...
- Nawet nie waż się mówić, że nie chcesz przeszkadzać. - zagroził starszy - Pół godzinki i masz nas na dzisiaj z głowy - przyrzekł
- Okay - poddał się zadziwiająco łatwo - A ten twój narzeczony? - Stiles zrobił dziwny grymas i Theo przez chwilę myślał, że może posunął się za daleko. W końcu byli dwójką obcych sobie ludzi...
- Peter jest w sztabie wyborczym jednego z kandydatów na fotel burmistrza Sacramento. I jest w tym cholernie dobry... co niezbyt odpowiada mojemu ojcu, który jako szeryf nie uznaje zamiatania brudów pod dywan.
- A więc klasycznie: twój przyszły mąż i twój ojciec wzajemnie skaczą sobie do gardeł.
- Bardziej jak... Peter stara się grać niewinnego baranka, a John niestety nie daje się na to nabrać.
***
Gdy zeszli na parter, ktoś podjechał pod dom i wcale nie zrobił tego cicho, i spokojnie. Theo spiął automatycznie wszystkie mięśnie, a jego oczy już skanowały pomieszczenie w poszukiwaniu ewentualnych dróg ucieczki. Ręka szeryfa na jego ramieniu wcale nie pomagała.
- Spokojnie. To pewnie tylko McCall. - powiedział - Zapewniam, że nikt oprócz jego młodszego kumpla nie jest tak głupi żeby podjeżdżać pod dom szeryfa z taką prędkością - ostry dźwięk klaksonu przerwał Johnowi w pół zadnia - I do tego jeszcze trąbi! Stiles!
- Co ja mogę, tato? Liam ma zatwardzenie umysłowe...
- A to nie miał być Scott?
- Właściwie, to tak. Nie wiem dlaczego przyjechał z Dunbarem.
*
Po kolejnych kilku minutach dwóch roześmianych i umorusanych w śniegu chłopaków wtoczyło się do środka. Jednak tak szybko, jak zobaczyli Theo, zamilkli. Wpatrywali się tylko w niego z rosnącym zainteresowaniem. Raeken poruszył się niespokojnie, bo nie za bardzo podobało mu się bycie ocenianym. Z całą pewnością nowo przybyli mogli bez trudu rozpoznać, że miał na sobie ubrania ich przyjaciela. Dodając do tego, że znajdował się w domu Stilinskich, a szeryf stał na granicy jego przestrzeni osobistej, jak gdyby był gotowy w każdej sekundzie interweniować, od razu można było domyślić się, że coś z nim nie tak.
- Um - odchrząknął Stiiles, przerywając niezręczną ciszę - To jest Theo... mój kolega - miał ochotę prychnąć, ale powstrzymał się w ostatnim momencie - A tamta ociekająca wodą, wprost na świeżo wypastowaną przeze mnie podłogę, dwójka to Liam i Scott.
- Cześć - pierwszy ocknął się z szoku wyższy brunet. Coś było w nim takiego, że przywodził na myśl szczeniaczka. - Jestem Scott - wyciągnął rękę w kierunku Theo. Ten przez chwilę patrzył na nią tak jakby miała go ugryźć, ale na szczęście udało mu się przemóc. Nie chciał na starcie pokazać, jak źle z nim było. I to nie tak, że zależało mu na ich opinii... to, co myślą o nim inni ludzie już dawno przestało go interesować. Tylko okazywanie słabości zawsze obracało się przeciwko niemu.
- Theo - przedstawił się cicho. Bardzo luźno obejmując dłoń Scotta.
- Liam - drugi chłopak tylko skinął mu głową z niewielkim, może nawet odrobinę nieśmiałym uśmiechem.
***
Pomimo tego, że nie znał tych ludzi zdecydował się nie uciekać pod byle jakim pretekstem do pokoju. Czuł się trochę tak jakby trafił do innej rzeczywistości. Kilkanaście godzin temu o mało nie zamarzł, a teraz siedział w cieple, popijając herbatę z cytryną. Przysłuchiwał się wesołemu przekomarzaniu trójki chłopaków, którzy pomimo swojego wieku zachowywali się jak przedszkolaki. Trochę zazdrościł im tej swobody i beztroski. On też kiedyś był podobny do nich... zwykły, niczym nie wyróżniający się siedemnastolatek z kilkoma pryszczami na czole. Jedyne rzeczy jakimi się przejmował, to zbliżające się zawody, kłótnia z siostrą lub brak kasy. Po tym co widział, nawet mówienie sprawiało mu trudności. Unikał jak tylko mógł wszystkich tych miejsc, gdzie było więcej niż kilka osób. Jeśli wydawało mu się, że ktoś zwrócił na niego uwagę wpadał w popłoch i czym prędzej uciekał. Szare bluzy i białe fartuchy ochronne wywoływały u niego mdłości i ataki paniki.
- Będę się już zbierał - powiedział Liam z dosyć skwaszoną miną - Do zobaczenia... i miło było cię poznać, Theo.
- Uhm... - mruknął zdezorientowany, bo w zasadzie nie zamienili więcej niż dwa zdania - Ciebie również - dopowiedział, bo wydawało mu się, że to właśnie powinien zrobić. Uśmiech osiemnastolatka tylko upewnił go, że się nie pomylił.
***
Przebudził się z kolejnego koszmaru i przez kilka sekund nie mógł odzyskać panowania nad oddechem. To, że wciąż nie znał zbyt dobrze rozmieszczenia mebli, nie pomagało. Cienie i kontury zdawały się rosnąć i napierać z każdej strony pomieszczenia. Drgnął niespokojnie, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi. Chwilę później w pokoju zapaliło się światło
- Wszystko w porządku, synu? - zapytał wyraźnie zaspany szeryf Stilinski
- Um... ja... tak - wyjąkał
- Widziałem wielu ludzi, którzy po wypadkach czy śmierci bliskich, ledwo byli w stanie funkcjonować - zaczerpnął powietrza - Ty radziłeś sobie sam... ale tak skupiałeś się na przeżyciu i ucieczce, że nie miałeś czasu na nic innego... Najgorszych będzie kilka pierwszych tygodni. Pamiętaj, że tutaj jesteś bezpieczny.
- To nie są zwykli rabusie czy pijany koleś, który pobił sąsiada... Nigdzie nie będę bezpieczny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro