Twój wybór Stiles...
Danny/Stiles.
3 rozdział mini story Stanny
Sprawdzony przez fine-by-me
***
Stiles po tej całej akcji z lubczykiem unika watahy, a Danny nie chce nawet o nich słyszeć. Nic dziwnego, że Scott zaczął odrobinę się niepokoić nieobecnością przyjaciela. Owszem, nadal wyszukuje dla nich informacje i w sytuacjach podbramkowych pojawia się w ostatnim momencie, by ich uratować, ale przestał wisieć im nad głowami. Nie wypytuje ich już o osobiste rzeczy, ani nie rzuca w ich kierunku sarkastycznymi uwagami.
Z kolei Stilinski coraz poważniej zastanawia się nad tym, jak ma pogodzić swój pierwszy poważny związek z bieganiem za stadem wilków na sterydach, bo jego chłopak jak na razie stanowczo odmawia spotkania się z nimi. Stiles próbuje mediować i tłumaczyć, dlaczego aż tak to wszystko na nich działa, ale brunet ma jedną odpowiedź...
– Nie. Scott jakoś dał się radę opanować! Oni też mogli, a zostałem konkretnie zmacany! Jak możesz ich jeszcze bronić?
– McCall nie widzi świata poza All, ale widziałeś, że też to czuł. Reszta z nich nie ma nikogo, kto mógłby utrzymać ich przy zdrowych zmysłach w takich sytuacjach...
– Koniec. Więcej się z nimi nie spotkam. Boję się ich, a widzę, że ciebie to kompletnie nie obchodzi!
– Oczywiście, że obchodzi.
– Więc byłbym wdzięczny, gdybyś ograniczył z nimi kontakty, a potem wyjedziemy na studia i będziemy z dala od stada.
– Czy ty każesz mi wybierać Danny? – pyta Stiles z niedowierzaniem. – Przecież wiedziałeś od początku, na co się piszesz.
– Właśnie, że nie wiedziałem.
***
Po tej sprzeczce czuć pewien dystans między nimi i szatyn jest smutny, zły i może odrobinę rozczarowany, bo przecież do cholery ostrzegał, z czym wiąże się umawianie z nim. Scott przez cały kolejny dzień rzuca mu zaniepokojone spojrzenia, ale on nie ma siły reagować, kiedy McCall zaciąga go po lekcjach do Jeepa i zawozi prosto do loftu Dereka. Wie, że jego chłopak będzie o to wściekły, tym bardziej, że zdarzało się mu być zazdrosnym o młodszego Hale'a.
– Cześć, Stiles... – wita się cicho wilkołak jak tylko przekraczają próg jego mieszkania.
– Hej – mamrocze niemrawo, nawet nie siląc się na uśmiech. – Coś się stało, że mnie ściągnęliście?– Zanim uzyskuje odpowiedź do pomieszczenia wpada Isaac i Erica. Oboje uśmiechają się identycznie na widok ich ulubionego człowieka na całym bożym świecie, jak określają go, gdy nie słyszy.
– Stiles! – woła blondynka. – Gdzieś ty przepadł? Nawet w szkole nie mogłam cię złapać...
– Dobrze cię widzieć, stary! – mówi nieco spokojniej Lahey, ale radosny błysk w jego oczach zdradza, jak bardzo jest zadowolony z tej wizyty.
– Was też. – Chichocze wbrew sobie, ale naprawdę świetnie się czuje w towarzystwie przyjaciół. Szczególnie po tym, jak przez dwa tygodnie unikał rozmowy z każdym z nich.
– Co się dzieje? – pyta Scott, wpatrując się w niego uważnie. – I dlaczego miałeś taki podły nastrój dzisiaj. Nawet nie próbuj zaprzeczać, bo znam cię na tyle dobrze, żeby wyczuć ściemę, nawet nie używając wilczych zmysłów.
– Stiles! – woła Peter, zbiegając ze schodów. – Chyba powinienem przeprosić za próbę dobrania się do twojego tyłka, ale w zasadzie szkoda, że mi się nie udało... – Szczerzy się starszy wilkołak.
– Zamknij się! – woła Derek, Scott, Erica i Isaac razem, a szatyn tylko wywraca oczami.
– Przykro mi, ale nie gustuję w facetach w średnim wieku – odpowiada swobodnie Stilinski.
– Ranisz. – Teatralnie łapie się za serce.
– Dobić? – Młodszy uśmiecha się wrednie.
– Humanitarnie?
– Nie jesteś człowiekiem...
– Nadal nie lubię bólu, pozwolisz mi cierpieć? – odbija kolejny raz starszy.
– Z dziką radością będę wysłuchiwał twojego płaczu. – Stiles zapomniał, jak bardzo brakuje mu takich złośliwości, bo ludzie zazwyczaj uciekają od niego, kiedy zaczyna rzucać sarkazmem i tylko Peter jest w stanie dotrzymać mu kroku.
– Dosyć! – woła młodszy Hale. – Chcemy odpowiedzi. Unikasz nas przez tę całą akcję z lubczykiem? – Gdyby nie to, że Stilinski zna tak dobrze tego gbura, to pomyślałby, że się rumieni.
– Pośrednio jest to związane z moim dzisiejszym nastrojem. Na początku nie czułem się komfortowo, no, bo hej! Dwójka z was patrzyła na mnie, jak mój ojciec na dobrze wysmażony stek, a Isaac i Erica próbowali przelecieć mi faceta! – Patrzy dookoła i zagląda każdemu z nich w oczy i wszędzie widzi poczucie winy.
– Na następny raz wiesz, żeby nie zbliżać się do tej przyprawy...
– Może mi zróbcie listę, czego mam się jeszcze nie tykać i ewentualnie jakie są skutki uboczne?
– To nie taki głupi pomysł... – stwierdza Scott. – Peter, ty najlepiej się orientujesz w tych zielskach.
– Niech wam będzie, ale spróbuj tylko to wykorzystać jako kawał, a spalę wszystkie twoje komiksy, a komputer potraktuję siekierą.
– Nieco brutalnie, nie sądzisz?– śmieje się Stiles, nic sobie nie robiąc z groźnego warkotu wydobywającego się z gardła starszego Hale'a.
– A dzisiaj, co to było? – dopytuje się Isaac. – Przed obiadem jeszcze miałeś w miarę w porządku humor, ale potem byłeś strasznie zdołowany...
– Danny – szepcze tylko.
– Co zrobił? – syczy blondynka.
– Nadal jest przerażony tym wszystkim i dałem mu czas, ale dzisiaj jest piątek i chciałem przyjechać, bo słyszałem od All o grillu, ale on odmówił. Pokłóciliśmy się. – Milknie na dłuższą chwilę.
– I? – Derek wpatruje się w niego uważniej niż kiedykolwiek, domyślając się dalszego przebiegu wydarzeń.
– W zasadzie postawił mi ultimatum... on albo wy. Nawet nie wiem czy jesteśmy jeszcze razem. – Wzdycha ciężko.
– Och – to jedyna reakcja Scotta.
– Ale nie odpuścisz nas sobie? – pyta z wahaniem Erica.
– Nie ma mowy, zołzo. Jesteście rodziną: nieco specyficzną, owłosioną, agresywną, nieprzewidywalną, czasami przerażającą, z dziwnymi skłonnościami do pakowania się w kłopoty i z zamiłowaniem do biegania po lesie półnago, ale nadal moją rodziną... kundelki. – Szczerzy się po ostatnim słowie i fali niezadowolonych pomruków, jakie otrzymuje.
– Może ja z nim pogadam? – pyta Peter niby od niechcenia.
– Nie! – krzyczą wszyscy naraz.
***
Wieczorem rozpalają tego grilla na dachu i liczą na to, że chmury przejdą bokiem. Stiles jest w dziwnym nastroju: jest bardzo szczęśliwy, bo przebywa wśród przyjaciół i może czuć się swobodnie i lekko, ale jednocześnie mu zajebiście przykro z powodu Danny'ego i reszta to zauważa, bo nawet Jackson, który przyjechał na przerwę wiosenną do rodziców i wybłagał na Lydii kolejną szansę, jest dla niego dziwnie miły.
– Jak się nie ogarnie to wsadzę mu pilniczek tam gdzie słońce nie dociera – woła Martin melodyjnym, lekko pijanym głosem, obejmując go ramieniem.
– W sumie to nadal mój kumpel... – mamrocze Whittemore, drapiąc się niepewnie po karku. – Mogę spróbować z nim pogadać, jeśli chcesz? – Po tym zdaniu Stilinski patrzy na blondyna w szoku przez dobrą minutę.
– Okay, będę wdzięczny – mówi i naprawdę ma to na myśli.
– Hej! Czy oni właśnie się liżą? – pyta rudowłosa, wskazując na coś palcem i kiedy Stilinski odwraca głowę, widzi Isaaca usiłującego cmoknąć Dereka w usta.
– No, chodź tu! Gdzie mi uciekasz? Ja dobrze wiem, że tego chcesz... – krzyczy blondyn za oddalającym się starszym.
– Co im się stało?
– Pożyczyłem sobie trochę lubczyku i dodałem do ich napoju? – śmieje się Peter.
– Ale jak ci się to udało? – Allison patrzy na niego z niedowierzaniem.
– Zatkałem sobie nos spinaczem do bielizny...
– Aha, a mogę wiedzieć, w jakim celu to zrobiłeś? – Scott jest zszokowany, kiedy na drugim końcu dachu dostrzegają całującą się dwójkę bet.
– Proszę cię, Scotty... – jęczy Stiles. – Nawet bez tych waszych wilko-zmysłów zorientowałem się, że czuć od nich seksualne napięcie za każdym razem, jak znajdą się w zasięgu swojego wzroku.
– CO?
– No kurwa... chcą się pieprzyć, tylko nie są zbyt dobrzy w komunikacji – dodaje rozbawiona Erica.
– Brawo, Peter! – Stiles unosi kciuk w górę. – Będzie z ciebie jednak trochę pożytku...
– To mogę teraz odwiedzić tego twojego pana obrażonego?
– Czekaj, niech pomyślę... nie, nadal nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro