Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tragiczna komedia, komediowa tragedia... zależy z czyjej strony spojrzeć...

Obejrzałam wczoraj ponownie ostatnie dwa odcinki Hawaii 5-O. I jestem tak samo zła i rozczarowana jak po pierwszym obejrzeniu niemal pół roku temu. Oto efekty:

BŁĘDY WCALE NIESPRAWDZANE.

Pisałam to głownie dla siebie na poprawę humoru. Przewinęło się u mnie dzisiaj tylu gości w domu, że usiadłam dopiero o 19. Mam pełen zlew naczyń, ale stwierdziłam:

Crossovers Hawaii i....

***

Wziął tydzień wolnego, aby jakoś uporać się z niespodziewanym odejściem McGarretta z Five-O. Nie zamierzał robić nic wymagającego zbytnio dużego wysiłku fizycznego ani tym bardziej intelektualnego. Jakimś jednak sposobem Rachel wmanewrowała go w pilnowanie Charliego, jego kolegi oraz pekińczyka, matki rzeczonego kolegi. Jego dom wyglądał jakby cały dzień przeszukiwała go grupa antynarkotykowa, a później dla pewności wezwali na pomoc saperów. Dlatego, kiedy dzieciaki zaproponowały wypad na plażę nawet zbytnio się nie opierał. Nie spodziewał tylko, że chłopcy znajdą pokrytego piaskiem, nagiego, nieprzytomnego faceta na jednej z mniej znanych turystom miejscówek. Williams starał się nie przyglądać zbyt... dokładnie, ale i tak zauważył dwie istotne rzeczy: facet miał najzgrabniejszy tyłek, jaki dane mu było zobaczyć w całym jego czterdziestopięcioletnim życiu. Druga sprawa, która uruchomiła jego policyjny instynkt, to ślady po niedawnych torturach.

A kiedy wreszcie udało udało mu się przekręcić faceta na plecy, ten zdecydował się powrócić do świata żywych i całkiem przytomnych.

— Detektyw Danny Williams. Dowódca Five-O. — przeklinał sam siebie, że nie zadzwonił wcześniej po kogoś z jednostki, tylko jak kompletny kretyn rzucił się na ratunek. Charlie, Mike oraz uciążliwy zwierzak, mogą ucierpieć przez jego brak rozwagi. Właśnie zachował się jak pieprzony Steven McGarrett. Najwyraźniej przejął część osobowości tego narwańca przez zbyt długi staż ich znajomości. — Nie próbuj robić czegoś idiotycznego jak uciekanie.

— Umm... nazywam się Steve i...

— Nie — jęknął Danny zanim zdołał się powstrzymać. Poważnie wszechświecie? Kolejny? — Jeszcze mi powiedz, że jesteś z Marynarki Wojennej — prychnął

— Kiedyś byłem w Armii...

— To zawsze jakieś urozmaicenie. — prychnął — Dobra, panie wojskowy zadzwonię po karetkę i kogoś z mojego zespołu. A potem wytłumaczysz mi co robiłeś na publicznej plaży nagi i pobity do nieprzytomności.

— Nie

— Co: Nie?

— Szpital to zły pomysł. Podejrzewam, że raczej nie zechcesz pożyczyć mi komórki, ale czy mógłbyś skontaktować się z moim przyjacielem i — brwi Williamsa powędrowały niemal na sam środek jego wysokiego czoła.

— Żartujesz sobie ze mnie? Jesteś obity, niczym schab przed smażeniem i o ile mnie wzrok nie myli widzę kilka śladów po nożu i rażeniu prądem.

— Wiem, że to podejrzanie dla ciebie wygląda, ale...

— Tato! — usłyszał tuż za plecami podekscytowany głos Charliego

— Kurwa — syknął pod nosem, a mężczyzna zmierzył go takim spojrzeniem, że miał ochotę zacząć przepraszać. A to nie on świecił gołym tyłkiem w przestrzeni publicznej! — Charlie, kazałem wam czekać przy samochodzie Kamekony! — rzucił nieznajomemu swoją koszulę i miał nadzieję, że facet był na tyle domyślny, by zakryć nią to czego nie powinien widzieć jego sześcioletni syn.

— Ale tato!

— Nie dyskutuj, bo...

— Chciałem tylko powiedzieć "część" Kapitanowi Ameryce — nadąsał się

— CO? — wykrzyknął Danny i ponownie skupił całą swoją uwagę, na siedzącym na piasku facecie. I jeśli pominąć całe te wodorosty, piasek i pozasychaną krew na całym ciele to faktycznie można się było dopatrzeć pewnego podobieństwa pomiędzy nim, a znanym z mediów superbohaterem. — Ku...rka — na szczęście przypomniał sobie w porę o słuchającym go sześciolatku. — Szpital nie, więc jedziemy do koronera — usta i oczy mężczyzny otworzyły się w niemym szoku. Danny ponownie przeanalizował swoją wypowiedź i stwierdził, że powinien ograniczyć skróty myślowe, przynajmniej przy obcych. — Mindy, nasza koroner, upewni się czy przeżyjesz — wyjaśnił — Znajdziemy ci też coś do ubrania... — wymamrotał pod nosem

***

Osiem godzin późnej zebrał już opieprz od gubernatora, swojej byłej żony, Ma i siostry McGarretta. Najwyraźniej wieści o ukrywającym się na terenie siedziby Five-O, Rogersie obiegła już całe Stany. Dzięki opatrzności nie dotarła jeszcze tam gdzie zaszył się sam Steven McGarrett, bo zapewne i on miałby kilka niecierpiących zwłoki uwag.

Z rosnącą nienawiścią wpatrywał się w dzwoniący telefon. Steve Rogers, z każdą przeprowadzoną przez Williamsa rozmową, robił się coraz bardziej zawstydzony i przygarbiony.

— Masz kłopoty? — zapytał i Danny jakoś nie potrafił zwrócić mu uwagi, że w zasadzie to nie przechodził z nim na "ty". Bohater, dobro narodowe... no i ten zgrabny tyłek.

— Nie większe niż zazwyczaj — zbył go machnięciem ręki. Mina zrzedła mu gdy telefon rozdzwonił się po raz kolejny. — Kurwa

— Język — mruknął Rogers

— Nie żartuj sobie ze mnie — prychnął i odebrał połączenie — Detektyw Williams...

— Okay, cudownie, wspaniale, fanta-kurwa-stycznie chyba właśnie przekierowali mnie do właściwej osoby — wyrzucił z siebie mężczyzna po drugiej stronie — Masz tam gdzieś naszego zaginionego w akcji?

— Yyy... chodzi panu o Kapitana...

— Amerykę, taaak — facet ziewnął wprost do słuchawki. Williams przełączył na głośnik, chociaż podejrzewał, że Rogers i tak wszystko słyszał dzięki serum — Taki duży, spore mięśnie, całkiem ładny tyłek, który zdaje się mogłeś podziwiać bez kombinezonu, który swoją drogą i tak nie ukrywa zbyt... — Rogers rzucił się w jego stronę i wyrwał mu telefon z ręki. Próbował zdaje się znaleźć odpowiedni przycisk do wyciszenia.

— Stark — warknął tonem, który sprawiał, że włos się jeżył. — Od ilu godzin nie śpisz?

— Odkąd przestałeś się meldować — padła odpowiedź — James wychodzi z siebie... mam kilka nowych dziur w ścianach i muszę zrobić mu nowe ramię, bo... Dobra nieważne. Wysyłam po ciebie samolot... Wdowa i Falcon są już na pokładzie

— Muszę tu zostać kilka dni. — wtrącił Rogers pospiesznie — I zanim zdążysz powiedzieć coś idiotycznego... Hydra ma bazę na którejś z pomniejszych wysepek. Nie usłyszałem wszystkiego, bo zdecydowali jednak mnie zabić, więc przestałem udawać nieprzytomnego i wyskoczyłem za burtę... więc... działamy trochę na ślepo, ale...

— Dałeś się porwać i torturować celowo?! — wykrzyknął Danny wpatrując się w nowo poznanego szaleńca z rosnącym przerażeniem.

— Yyyy, tak?

— Jesteś stuknięty. — zawyrokował

— Lubię twojego nowego kolegę, Steve — stwierdził Stark ze śmiechem — Na pewno nie powinieneś się chwilę wstrzymać z misją? Wiesz, jak dojść do siebie? Zawsze wrzeszczysz na mnie, że na siebie nie uważam i chcę zrobić z twojego kumpla młodego wdowca, więc...

— Nie możemy teraz odpuścić, bo nie mamy pewności czy nie ewakuują bazy. Im szybciej uderzymy tym lepiej.

Jasne — westchnął Stark jakby nie spodziewał się niczego innego — Większość drużyny powinna być na miejscu za jakieś osiem godzin. Włamałem się do kamer Five-O. Mają fajną miejscówkę, zapytaj dowódcy czy mogliby nas ugościć przez te kilka dni.

— Ja cię doskonale słyszę — warknął Williams

— Jesteś dowódcą?

— Tak.

— To dlaczego ja czytam o jakimś Komandorze Stevenie, O! Twój imiennik Cap...  McGarrettcie?

— Zrezygnował jakiś tydzień temu i... jeszcze nie wprowadziliśmy nowych danych.

— Macie nadzieję, że wróci, co? — Danny wiedział, że Stark był geniuszem, ale w tym momencie wolałby aby nie był tak domyślny. Przeciągająca się cisza chyba wystarczyła im za odpowiedź, bo Rogers poruszył się nerwowo, a Stark westchnął ciężko po drugiej stronie — Okay, przepraszam. Nie moja sprawa. Czasami zapominam, że nie wszystkie uwagi powinienem wypowiadać na głos i...

— Nic się nie stało — skłamał

— Pieprzysz — wykpił go geniusz — Ale doceniam uprzejmościowe kłamstwo, abyśmy wszyscy przestali czuć się zakłopotani

— Tony...

— A wiesz kto bardziej niż ja lubi dobrze wychowanych, kulturalnych ludzi?

— Sądząc po bazyliszkowym spojrzeniu jakie posłał mi, kiedy użyłem słowa na K... chyba mogę się domyślić.

— Taaak, cały Rogers. Coś czuję, że się dogadamy panie detektywie. Poobgadujemy nasz święty symbol narodowy twarzą w twarz, jak będziemy świętować pokonanie kolejnej jednostki Hydry. Poważnie mają bardzo pasującą nazwę... jak pozbędziemy się ich z jakiejś części świata, to natychmiast pojawiają się gdzie indziej i to dwa razy liczniejsi...

— Stark. Właśnie zdradzasz tajne informację... — dało się słyszeć zirytowany głos

— Oi. Five-O udzieli nam wsparcia na miejscu, muszą coś wiedzieć — wytłumaczył — Barnes i ja dotrzemy najwcześniej za dwa dni. Nowe ramię i tak dalej... Steve właśnie rezerwuję ci pokój w...

— To zły pomysł. Hotel. Wiesz za dużo ludzi w około. Pracownicy, dostawcy, goście... — wtrącił Rogers

— Masz inny pomysł? — zakpił Stark, a Steve spojrzał na Williamsa oczami szczeniaczka i Danny już wiedział co się szykuje. W końcu miał dwójkę dzieci i takie błagające oczęta wpatrywały się w niego średnio raz na tydzień. Zawsze w domyśle był: kotek, piesek, królik... ale nigdy nie ponad stukilogramowy super żołnierz... wpraszający mu się do domu.

Danny zmierzył go szacującym spojrzeniem i wiedział, że jego kanapa była o jakieś pół metra za krótka, by pomieścić Rogersa. Mimo to skinął głową zgadzając się. W końcu łóżko było wystarczająco duże by spały w nim dwie osoby, prawda? A on od dawna nie zrobił nic idiotycznie egoistycznego. Może, żeby na dobre wybić sobie z głowy Stevena z Marynarki, musi trochę pobawić się w towarzystwie innego Steve'a?

— Zdaje się, że mam — rzucił Rogers rozłączając się pospiesznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro