Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Słabość


Występują: Psychopata, Jackson i Mieciu :)


***

Stiles Stilinski to zwykły szary uczeń liceum w Beacon Hills... dodatkowym bonusem był kumpel przemieniony wilkołak i kilku podobnych mu nieco bardziej owłosionych znajomych. Rodzina psychopatycznych łowców depcząca im po pietach i Lydia, która jest czymś na pewno, ale Stiles jeszcze nie odkrył dokładnie, czym. Jednak obecnie największym zagrożeniem był Jackson Whittemore: blond włosy, zapatrzony w siebie dupek, który był solą w oku syna szeryfa. Ubliżał mu na każdym kroku i drwił z niego.
A teraz on ma go obserwować i śledzić?! Jeszcze, czego?! Niech Derek się wypcha razem z tymi swoimi rozkazującymi, przerażającymi brwiami, którym przydałaby się stylistka czy kosmetyczka... nie to, że zamierzał mu to sugerować. Jeszcze cenił sobie własne życie na tyle, aby wiedzieć, kiedy się zamknąć, a takie zagranie byłoby jak szturchanie głodnego tygrysa kijem, albo tańczenie lambady w czerwonych bokserkach na corridzie. Oba przypadki z całą pewnością zakończyłyby się dla nieszczęśnika bolesną śmiercią tak samo jak jego starcie z rozwścieczonym alfą.
Jackson stał się w skutek kilku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i kłom Hale'a dużą zmutowaną jaszczurką inaczej kanimą. Żeby nie było za prosto jedno draśnięcie i każdy niezależnie od fizjonomii i gatunku zostawał sparaliżowany. Derek miał to nieszczęście się o tym przekonać i Stiles też, kiedy przez godzinę musiał utrzymać to bezwładne cielsko alfy nad powierzchnią wody.
Oczywiście Whittemore nie zdawał sobie sprawy, czym się stał i nic sobie nie robił z ich prób chronienia go, albo przynajmniej zminimalizowania jego morderczych zapędów. Wiedzieli już, że kanima zawsze miała swojego pana, ale jak na złość nie mogli odkryć, kto kieruję ich znajomym, gdy przyjmuję gadzią postać. Stiles zawsze twierdził, że blondyn to wredne stworzenie, ale obstawiał bardziej piskorza, albo węgorza...

***
Matt całe życie pomiatany był przez takich gości jak Jackson, więc całkowita kontrola, jaką teraz miał nad chłopakiem była mu bardzo na rękę. Wystarczyło, że o czymś pomyśli, a blondyn już robił to, co sobie zażyczył.
Oczywiście zaczął od uśmiercenia wszystkich tych, którzy kiedykolwiek z niego kpili w liceum. To było zaskakująco odświeżające uczucie pozbyć się tego balastu przeszłości i zemścić się... może nieco brutalnie, ale kogo to obchodzi? Przecież on sobie rączek nie ubrudził. Whittemore wypruwał ich flaki i nawet się przy tym nie krzywił będąc kanimą nie miał żadnych ludzkich uczuć.
Jakieś dwa tygodnie od śmierci pierwszej ofiary zaczęło go to nudzić i myślał nad nowa rozrywką. Allison była na tyle zajmująca, że mogłaby zabawić go tydzień może odrobinę dłużej, ale niestety ta idiotka nadal nie widziała świata poza McCallem.
Wściekły szatyn potrzebował czegoś, co odwróciłoby jego uwagę, chociaż na chwilę od tej zarozumiałej gówniary, bo potrzebował opanowania. Nie chciał się podłożyć przez niecierpliwość i głupi błąd. Jednak jego ciało miało inne zdanie na ten temat, bo za każdym razem jak widział pannę Argent od razu był w pełnej gotowości do działania. Nie rozumiał, co w niej takiego szczególnego?
Po kolejnej takiej akcji gdzie podniecił się obserwując Allison z okna sąsiedniego budynku, a Jackson siedział obok niego całkowicie mu posłuszny wpadł na pewien pomysł. Whittemore był w swojej ludzkiej postaci, ale całkowicie nieświadomy, zamroczony, ale wykonywał proste rozkazy. Czemu niby miał z tego nie skorzystać? Wystarczy, że odpowiednio sformuję swoje życzenia w myślach...

***
Jackson nigdy nie był fanem przeczuć i lęków, ale gdy obudził się w piątek nad ranem z kolejnego koszmaru, w którym nie miał kontroli nad własnym ciałem czuł, że coś jest mocno nie w porządku. Wzdrygał się na własne odbicie w lustrze i cały czas czuł się brudny. Prawie godzinę spędził pod gorącym prysznicem próbując zmyć z siebie to okropne uczucie, ale skutkowało to tylko nadwrażliwą zaczerwienioną skórą. Dziwne wrażenie pozostało i nie mógł powstrzymać się od nerwowego pocierania swoich nadgarstków.
Kiedy Danny chciał go poklepać po ramieniu na przywitanie odruchowo się odsunął. Widział ból w oczach przyjaciela i Whittemore doskonale wiedział, do jakich wniosków doszedł przyjaciel, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć Mulat odszedł urażony w swoją stronę.
Cały dzień upłynął mu na omijaniu i odskakiwaniu od ludzi i miał już serdecznie dosyć swojej podświadomości, która widziała w innych zagrożenie. Gdy Lydia go pocałowała o mało jej nie uderzył... potem musiał uciec do toalety i zwymiotować.
- Co się ze mną dzieje do cholery?- Popatrzył w lustro i dojrzał żółty blask w swoich oczach. Odskoczył przerażony. Musiał porozmawiać z Derekiem... co on mu zrobił do cholery?! Miał stać się silniejszy, a nie słabszy...

***
Stiles obserwował blondyna z dystansu i rozpoznawał pewne symptomy szoku pourazowego i syndromu wyparcia... Jego umysł potrafił przyswoić natłok wiedzy z różnych dziedzin, a kryminalistyka była jego pasją. Zawsze na uboczu... dostrzegał więcej niż inni.
Poszedł za nim do łazienki, ale to, co tam zastał przeszło jego wyobrażenia: Jackson pustym wzrokiem wpatrywał się w jedną ze ścian, a paznokciami zdrapał skórę na nadgarstkach tak mocno, że płynęła z nich krew.
- Hej, hej?- Mruknął cicho i podszedł odrobinę bliżej, ale zachowując pewien dystans między nimi. Nie wolno drażnić zranionych, przerażonych zwierząt, bo mogą Cię zaatakować.
- Co się ze mną dzieję?- Głos Whittemora był straszny: zachrypnięty i tak przepełniony strachem, że Stiles nawet bez wilko-zmysłów wiedział jak bardzo chłopak jest zdezorientowany.
- Nie wiem... ale znajdziemy odpowiedź, okay. Tylko musisz pozwolić nam Cię pilnować... Mam pewne podejrzenia i uwierz to nic fajnego. Ochrona w tym przypadku to jedyne wyjście. Musze zadzwonić po Scotta...
- Ale...
- Tak?
- Nie dotykaj mnie... on też... on też nie może, bo... ja nie- Tyle udało mu się wychrypieć zanim nie zemdlał.
- Kurwa mać!- Jeden sygnał, drugi... piąty.- McCall ty dupku nigdy Cię nie ma w zasięgu jak naprawdę Cie potrzebuję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro