Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sekrety, sekreciki i ich konsekwencje cz. 5

Błędy wcale niesprawdzone. Poprawię jutro i pewnie dopiszę akapit czy dwa. Ale jak ktoś chcę, to leci do Was wstępna wersja.

To taki mój znak dymny, że nadal żyję i piszę XD

Zapraszam do zerknięcia do nowej książki "Huśtawka, cuksy i piwo bezalkoholowe" Nawet nie trzeba znać realiów Supernatural, to i tak AU, które z serialem będzie mieć niewiele wspólnego.

***

— Tony, nie — powiedział stanowczo Bruce

— Ale...

— Nie masz co marzyć, że wypuszczę cię stąd w godzinę po odzyskaniu przez ciebie przytomności.

— Bruce obaj dobrze wiemy, że potrzebuję jedynie kilku kroplówek, snu i odrobiny tradycyjnego, tłustego żarcia na kaca, a będę jak nowo narodzony — wyliczał wpatrując się w Bannera szczenięcym spojrzeniem, które podpatrzył u Rogesrsa. Chyba robił coś nie tak, bo Bruce wcale nie wyglądał jakby robiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Cholerny Kapitan Mrożonka potrafił tymi swoimi ślepiami zaczarować nawet Pepper i Fury'ego. Tymczasem on geniusz nad geniuszami nie radził sobie z jednym, mocno wkurwionym, kumplem. Niesprawiedliwe. — Jarvis może monitorować...

— Nie.

— Mógłbym chociaż

— Nie

— Bruce, to nadal moja wieża. Teoretycznie nie muszę prosić cię o pozwolenie na opuszczenie mojego piętra szpitalnego...

— Spróbuj — prychnął Banner, a w oczach pojawił się znajomy przebłysk zieleni. Tony przełknął z trudem i ze zrezygnowaniem opadł z powrotem na łóżko. — Cudownie. Barnes podłącz mu ponownie wszystkie kabelki, a jak będzie się dalej rzucał, to pomyślimy również o cewniku.

— Nie zrobisz mi tego...

— A chcesz się założyć? — rzucił nawet nie odwracając się w ich stronę. Ostatecznie zniknął w jednym z pomieszczeń służącym za gabinet. James od razu rzucił się do wykonania wydanego polecenia. Ach ta wojskowa nadgorliwość...

— Stworzyłem potwora — wymamrotał Stark najciszej jak potrafił, ale Bucky i tak to wyłapał.

— Nie wiem na ile to twoja wina, ale Bruce zrobił się ostatnio dosyć... stanowczy? Mniej więcej odkąd wrócił z tego zastępstwa za McCoya...

— Myślisz, że Profesor robił te swoje voodoo czary z mózgiem naszego miłego Bruciaczka i teraz ten zmienił się w swoją gorszą wersję?

— Nie — odparł Barnes ze śmiechem — Mówię, że Logan całkiem nieźle radzi sobie z Hulkiem, a jeszcze lepiej z Bannerem.

— Ty chyba nie sugerujesz tego co mi się wydaję, że sugerujesz? — zapytał nieświadomie powtarzając to samo sformułowanie jakiego użył wcześniej w odniesieniu do Rogersa i Petera

— Tego, że Bruce romansuje z jednym z X-menów czy, że Hulk bzyka się z Wolverinem?

— Przestań! Do cholery przestań wrzucać mi do głowy wyobrażenie o tym jak Duży Zielony Facet i James Nożycoręki...

— Okay, okay — zawołał Barnes, unosząc ręce w górę w geście poddania się, kiedy Tony sięgnął po leżący na stoliku jogurt. Uchyliłby się, ale hałas mógłby zwabić Bannera, a Bucky nadal miał problem z patrzeniem facetowi w oczy. Kolejny raz przekonał się, że raz zobaczone nie da się od zobaczyć — Tak naprawdę to nie wiem czy Hulk też bierze w tym czynny udział. Bruce za to jak najbardziej... i jest w tym całkiem entuzjastyczny?

— Czy ja w ogóle chcę wiedzieć jak do tego doszło i skąd wiesz?

— Jestem najbardziej pechowym gościem w drużynie? — Ni to stwierdził ni zapytał — Najpierw wpadłem na Steve'a i Petera, a wczoraj...

— Ja tutaj sobie leżałem na wpół żywy od asgardzkiego miodu, a Bruce... NIE. Okropny, niedobry, ZŁY Banner.

— Aha, nie chcę psuć twojego wyobrażenia o nim jako o świętym czy coś, ale to nadal w większości zwykły facet.

— I mógł zignorować nieprzytomnego przyjaciela, którego los wciąż nie był przesądzony na rzecz macania Rosomaka?!

 — Dramatyzujesz, wiesz o tym? Byłeś już podpięty pod wszelkie monitorujące cię maszyny, trzecia kroplówka schodziła, a ty powoli odzyskiwałeś kolory, więc Bruce wygonił mnie na śniadanie i zasugerował, że cuchnę twoimi rzygami, co mogło być w sumie prawdą...

— Przepraszam?

— Nie zabrzmiało to zbyt szczerze, Stark — powiedział Bucky mrużąc oczy. Tony mógł do woli wpatrywać się w te zabawne kurze łapki jakie mu się od tego robiły. Przelotnie zastanawiał się ile James mógł mieć lat. To nie było takie proste jak w przypadku Rogersa... Będąc Zimowym Żołnierzem, Bucky był wielokrotnie rozmrażany, wysyłany na misje i ponownie zamrażany. Na pewno wyglądał na starszego niż Steve — Poza tym z tego co miałem nieszczęście zobaczyć i usłyszeć, to Wolverine był inicjatorem wczorajszego... zbliżenia.

— James przestań wkładać w każde jedno słowo milion insynuacji. Naprawdę mogłem bez tego żyć — pożalił się Stark sufitowi czy może raczej Jarvisowi — Co, czemu się tak głupio uśmiechasz? — zapytał kompletnie zdezorientowany nagłym przypływem wesołości Barnesa

— Wkładać? — kaszlnął

— O Jezu.Kurwa.Chryste — sapnął przyciskając poduszę do twarzy — Bawisz się w dwunastolatka? Czy cofasz się w rozwoju?

— Jeśli ja zachowuję się jak szczeniak, to ty z kolei brzmisz jakbyś był zazdrosny o Bannera...

— Odbiło ci Barnes — zaśmiał się Stark — Absolutnie nie lecę na Bruce'a! To mój kumpel od nauki. Przyjaciel. Pokrewna dusza, ale bez najmniejszych szans na jakiekolwiek przyciąganie. Nic romantycznego.

— Czerwienisz się, wiesz? — stwierdził Barnes dziwnym tonem

— Bo mnie wkurzasz. — odbił podnosząc się do siadu i wpatrując się w Jamesa z nagłą chęcią przewalenia mu w tą zbyt idealną gębę. — Bruce jest... rodziną. I życzę mu wszystkiego dobrego, tylko dlaczego to musi oznaczać Wolverina? Poważnie, ten facet jest bardziej popierdolony ode mnie i pieprzy się ze wszystkim co ładnie się do niego uśmiechnie.

— Jakoś nie zaważyłem żeby przystawiał się do Steve'a, a musisz wiedzieć, że kumplują odkąd pierwszy raz nawiązaliście współpracę z X-menami.

— Może Rogers nie uśmiechał się wystarczająco ładnie.

— Albo znowu przesadzasz, a Logan wcale nie jest takim złym facetem dla Bannera.

— Wygląda na to, że i tak nie mamy innego wyjścia niż uważne obserwowanie tego jak to się rozwinie — prychnął mocno poirytowany — Uwierz nauczyłem się, że mówienie przyjaciołom, że nie mogą się z kimś umawiać nie jest najlepszym pomysłem. Rhodey wbił mi to do łba pięścią, kiedy oświadczyłem mu, że nie może umawiać się z pewną modelką, bo ja już z nią spałem...

— Ty chyba nie poznałeś Wolverina od tej strony, prawda? — zapytał Barnes z odrobiną dezaprobaty i zazdrości pobrzmiewających w głosie

— Nie — odpowiedział marszcząc nos na samą sugestię

— Robisz taką zniesmaczoną minę, bo to facet czy dlatego, że jest mutantem?

— Masz o mnie naprawdę wspaniałe zdanie James — powiedział Stark wpatrując się w Barnesa z zastanowieniem — Tony Stark - rasista i homofob.

— To nie tak...

— A jak niby?

— Nie zareagowałeś zbyt dobrze na wieść o Loganie i Bannerze, a Steve'owi oberwało się jeszcze gorzej.

— I to oczywiście znaczy...

— Nie wiem co to znaczy, próbuję zapytać, ale nigdy nie byłem zbyt dobry w dobieraniu słów. I nie dziwię się, że na mnie warczysz, ale... — Barnes urwał na chwilę, odetchnął i popatrzył na niego z dziwną determinacją we wzroku — Domyśliłem się, że martwisz się o Parkera, drużynę i milion innych spraw, które mogą stać się potencjalnymi problemami, a my nawet ich nie dostrzegamy.

— Huh — mruknął niezobowiązująco zachęcając Bucky'ego do kontynuowania

— Po prostu wiem, że jest coś jeszcze, ale nie umiem zgadnąć co — zakończył, brzmiąc na bardzo niezadowolonego. Tony z kolei dziękował wszelkim okolicznościom sprzyjającym, które miały wpływ na to, że Barnes nie dostrzegł jego żałośnie oczywistego zainteresowania swoją skromną osobą.

Ostatecznie to nie tak, że Stark był zazdrosny o Bruce'a, tylko raczej o sam fakt, że kumplowi udało się coś nad czym on pracował od prawie roku. Znaleźć kogoś z kim łatwiej i szczęśliwiej mu się żyło. To dosyć frustrujące uczucie, mieć atrakcyjnego, całkiem bystrego faceta, który nieprzypadkowo od miesięcy gościł w jego niezbyt skromnych fantazjach, na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie nie być w stanie nic z tym zrobić.

— Nie jestem zazdrosny o Bruce'a, ani o Logana — uzupełnił widząc specyficzny błysk w oczach Barnesa. Już on wiedział co przyszło temu idiocie na myśl — Byłbym niezłym hipokrytą jeśli miałbym problem z tym, że Peter czy Banner sypiają z facetami. Sam to czasem robiłem... Co do mutacji... o ile nikt nie próbuje grzebać mi w głowie, to może nosić się nawet na niebiesko, mieć ogon, skrzydła czy szpony z adamantium. Mam to gdzieś... — oznajmił z cało szczerością na jaką mógł sobie pozwolić w danych okolicznościach. Przecież nie powie, że niektóre aspekty mutacji są dla niego interesujące na wiele sposobów. Na przykład metaliczne elementy anatomii, super siła... i zaskakująco krótki okres refrakcji. —  Jeśli Logan coś wywinie, to zaklepuję sobie zrobienie z niego pieczonego żywcem rosomaka.

— Przyznaj, że zwyczajnie zalazł ci za skórę tym, że dobierał się do Bruce'a w twojej obecności. Szczegół, że byłeś praktycznie martwy dla świata.

— No może trochę, ale to naprawdę niezbyt fajne uczucie, że oni sobie ten teges w pobliżu mojego pogrążonego w poalkoholowej śpiączce ciała.

— Ciesz się, że nie na twoim łóżku  — pocieszył go Bucky

— Też prawda — westchnął wzdrygając się na mentalny obraz Logana i Bruce'a. To było prawie tak samo złe jak Steve i Peter — Jakim sposobem w ciągu jednego tygodnia ilość jednopłciowych par w drużynie zwiększyła się dwukrotnie?

— Cóż... tak naprawdę, to nie wiemy kiedy dokładnie się spiknęli, a to, że dowiedzieliśmy się akurat teraz można uznać za zwykły zbieg okoliczności.

— Na szczęście Logan nie jest Avengersem — wymamrotał Tony — Fury'emu pękłaby żyłka.


***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro