Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaźnie... cz.4

Przepraszam za błędy, ale zasypiam przy laptopie.

Dajcie znać jeśli coś Wam się spodoba, albo jeśli dostrzeżecie jakiegoś bardzo rażącego "kwiatka"


***

— Czemu nie zaprzeczyłeś? — zapytał go Derek jakieś pięć minut po odjechaniu z podjazdu Hewitta. Theo był tak pogrążony we własnych myślach i analizowaniu tego co właśnie się stało, że z początku w ogóle nie zrozumiał o czym Hale mówił.

— Na temat?

— Tego, że się ze mną spotykasz... — ton jakim wypowiedział to zdanie pozostawał idealnie obojętny. Przez to Raeken nie wiedział jaka odpowiedź będzie tą właściwą. Postanowił, że zrobi to zgodnie z prawdą, a jedynie przemilczy pewne informację w taki sposób, żeby zbytnio się nie wystawić.

— No nie zaprzeczyłem i co z tego?

— Nie zrobiłeś tego, bo...? Chciałeś coś udowodnić Dunbarowi czy... — Theo skrzywił odrobinę. Hale nie pomylił się całkowicie. Tylko, że to nie była jego główna motywacja.

— Szczerze, to nawet mi przez myśl nie przeszło tłumaczenie się z tego z kim sypiam — wytłumaczył spokojnie — Może w porównaniu z tym jak wygląda twoje życie, to wypadam na niewydarzonego, nieogarniętego gówniarza, ale od lat radzę sobie sam i nie czuję potrzeby spowiadania się przed kimkolwiek.

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie Theo — wytknął mu Hale — Poza tym... myślę, że nie jest z tobą tak najgorzej. Sam się utrzymujesz, a przy tym skończyłeś szkołę... nie trzeba od razu iść na studia, żeby udowodnić wszystkim dookoła, że jesteś coś wart.

— Hm, tak... zrobię oszałamiającą karierę w straży leśnej... — wykpił sam siebie

— Wystarczyło powiedzieć: "dzięki". Musisz się nauczyć przyjmować komplementy, przynajmniej te które ktoś mówi szczerze. — oznajmił Derek z dziwnym błyskiem w oku. Theo jeszcze nigdy nie widział Hale'a w takim wydaniu i nie bardzo wiedział do czego cała ta rozmowa zmierza — I z tego co pamiętam to w wyborze zawodu nie chodziło ci o kasę czy karierę, a raczej o sam fakt, że będziesz robił to co lubisz...

— Wiem, ale... dzisiaj dotarło do mnie, że Mason za chwilę będzie w Stanford. Corey i Liam też wyjadą.

— A ty czujesz, że stoisz w miejscu?

— Tak trochę. Wiem, że to głupie, bo za dwa tygodnie zaczynam szkolenie, potem staż pod okiem jakiegoś podstarzałego gościa, który nie radzi sobie sam na tak dużym terenie, który ma przydzielony... Paplali dzisiaj bez przerwy o akademikach, mieszkaniach, czesnych, miastach do których się przeprowadzają...

— A gdybyś miał wybrać jedno miejsce w którym chciałbyś spędzić trochę czasu, to...?

— W sensie tak na stałe, czy na chwilę?

— Obojętne. Oba najlepiej.

— Właściwie to nie wiem. Lubię Beacon Hills... chociaż gdybym musiał wybierać to pewnie gdzieś w stanie Maine.

— Dużo lasów, mało ludzi?

— Jak ty mnie dobrze znasz... — mruknął pod nosem — Krótki okres czasu... chyba chciałbym zobaczyć Miami albo którąś z wysp Hawajów.

— Okay — Hale wyglądał na zbyt zadowolonego z siebie. — Nie myśl, że zapomniałem o czym rozmawialiśmy na samym początku. — zaznaczył, parkując pod loftem. Raeken pluł sobie w brodę, że stracił czujność. Naprawdę nie chciał ciągnąć tego tematu, bo to mogło bardziej skomplikować mu życie.

— Derek... — wymamrotał. Czuł jakby niewidzialny sznur zaciskał się wokół jego klatki piersiowej. Jeszcze chwila, a oddychanie stanie się problematyczne. — Nie wiem, ja... — urwał gwałtownie, gdy Hale pochylił się bardziej w jego stronę i zmusił go do uniesienia głowy. Theo nie miał zbytnio wyboru i musiał spojrzeć mu w oczy.

— Ułatwię ci to, okay? — Raeken jedynie skinął głową — Bardzo nie chciałbym, żeby okazało się, że przemilczałeś sprawę tylko po to by udowodnić coś temu szczeniakowi.

— Czekaj, co? — sapnął ledwie słyszalnie. Był tak zdezorientowany, jak jeszcze nigdy w życiu. Derek nie mógł mieć przecież na myśli, tego co mu się wydawało, że miał... prawda?

— Nie uważam, żeby tak było. Jednak trochę zdążyłem cię poznać Raeken, ale jak historia pokazuje: mam malutki problem z poprawnym odczytywaniem ludzkich charakterów, więc...

— Jeśli porównujesz mnie właśnie do tej psycholki, to urwie ci jaja i zmuszę do ich zjedzenia — warknął przez zęby

— Chciałbym zobaczyć jak próbujesz — prychnął Hale, a to jedynie bardziej rozsierdziło Theo — Nie mówię, że jesteś drugą Kate. Uspokój się i przestań wbijać mi pazurska w udo. — dodał bardziej stanowczym tonem — Rozważam różne scenariusze, okay? Jeszcze nie tak dawno skomlałeś przez brak kontaktu z Dunbarem... nie wiem co mam myśleć o twoim nagłym braku chęci do wyjaśnienia mu, jak mają się sprawy między nami.

— Aktualnie waham się pomiędzy chęcią przyłożenia ci, a wpakowaniem ci się na kolana i całowaniem tak długo aż przestaniesz w ogóle myśleć. Gdybyś tyle nie gadał mógłbym nawet... — Hale pocałował go mocno, ale zaskakująco krótko. Zanim Theo zdąży choćby pomyśleć o objęciu go za kark, ten wycofał się kilka centymetrów do tyłu. — Nienawidzę cię — jęknął. To miało wyjść jakoś seksowniej. Jego celem nie było zabrzmieć jak obrażony dzieciak...

— Dasz mi skończyć zdanie, bez wtrącania swoich wstawek? Theo, nie próbuję cię obrażać, a jedynie sensownie przedstawić to, co od kilku dni chodzi mi po głowie.

— Streszczaj się.

— Mam trudny charakter i jestem raczej mało towarzyski... mimo to wiem, że jakimś cudem lubiłeś przebywać ze mną wcześniej, przed twoimi urodzinami. — Theo nigdy nie widział sensu w zaprzeczaniu oczywistościom, więc jedynie przytaknął. Cierpliwie czekał na jakieś dalsze rozwinięcie tematu — Cały dzisiejszy wieczór mnie nosiło i ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że to przez ciebie. Ani słowa! — syknął Hale, dla pewności położył mu dłoń na ustach — Byłem zazdrosny, jak diabli, a to znaczy, że...

— De-ek — wymamrotał, starając się odsunąć od, uniemożliwiającej mu mówienie, ręki

— Pomimo moich braków w charakterze... wiem jak wyglądam, okay? I może zabrzmię jak skurwiel, kretyn albo Peter, ale muszę zapytać czy nie protestowałeś, kiedy ktoś uznał, że się spotykamy dlatego, że wyczułeś okazję do wywołania jakiejś reakcji Dunbara, chciałeś coś, komuś udowodnić czy... dlatego, że chciałbyś...

— Naprawdę powinienem cię teraz walnąć — oznajmił zduszonym głosem — Ale nie mogę tego zrobić, kiedy już wyglądasz jak kopnięty szczeniak. Nie chcę kończyć tego co razem robimy... Zachowuję się, jak upośledzona emocjonalnie łajza... ale lubię cię, Derek. Bardziej niż lubiłem cię przedtem. Problem w tym, że cokolwiek mam do Liama, nie zniknęło w całości...

— A to znaczy jedynie, że muszę się nieco bardziej wysilić — Nagle Hale jakby dostał jakiegoś kopa energetycznego. Zaśmiał się pod nosem. W kilka sekund wyciągnął Raekena z samochodu i zaprowadził do mieszkania. Z koszulką Masona pożegnał się zaraz za drzwiami wejściowymi. — Nie podoba mi się to, że już nie czuć cię mną — wytknął mu Derek

— Zrobiłeś to specjalnie? Zmanipulowałeś mnie tak, żebym poszedł na tą imprezę, wynurzany w twoim zapachu od stóp po głowę?

— Może... Theo, nie jesteś człowiekiem. Wiedziałeś, że inne wilkołaki to wyczują.

— Teoretycznie wiedziałem, ale chyba w tamtym momencie przestałem myśleć... później uznałem, że najwyżej stwierdzą, że spędzamy razem więcej czasu... ale pojawił się Scott z Malią...

 — I?

— Oni jak nic domyśliliby się co robiliśmy.

— Przeszkadza ci to?

— Nie, tylko... to niezręczne, kiedy ktoś po samym zapachu może poznać, że miałem twojego fiuta w ustach.

— Minusy bycia wilkołakiem. Jeśli ktoś jest na tyle taktowny, to nie powinien nic o tym wspomnieć. Dlatego tak trudno o zachowanie prywatności i sekretów w sforze. Często trzeba głuchnąć i  ślepnąć na życzenie — Theo nie mógł się nie skrzywić. — Wiem o co ci chodzi i czemu to stanowi problem — zapewnił Hale — Co innego, gdy ktoś się domyśla pewnych rzeczy, a co innego kiedy po prostu wie. Miałem więcej czasu, żeby do tego przywyknąć... postaram się jednak nie stawiać cię więcej w takiej sytuacji.

— Nie — mruknął analizując wszytko co usłyszał — Mamy się ograniczyć do mieszkania? Dzięki, ale nie. Podobało mi się dzisiaj... bez planowania, bo mnie nakręciłeś i... Ugh. Z pewnością chcę to kiedyś powtórzyć.

— Zawsze mogę się też zrewanżować... — zaproponował Derek, dociskając go mocniej do drzwi wejściowych. Pomasował go przez spodnie i z wyraźnym zafascynowaniem obserwował reakcję Theo — Jeśli chcesz, oczywiście... — zaznaczył, jakby Raeken mógł w ogóle mu odmówić.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro