Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaźnie... cz.3

Nie wiem czy się ucieszycie   szahzei  Lovciana1710

Będzie najprawdopodobniej 5 rozdziałów. Najwyraźniej jestem osobą która nie potrafi pisać zwięzłych jednopartówek...

BŁĘDY NIESPRAWDZANE.

RATUNKU!!! W MOJE JEDYNE WOLNE POPOŁUDNIE NA TYGODNIU ZAPOWIEDZIELI SIĘ GOŚCIE Z DZIECIAKAMI! Pomocy dla mnie i mojego kota, który wyczuł sprawę wcześniej i schował się pod kanapą. Odmawia wyjścia nawet na filety z kurczaka...

Jeśli tekst Wam się spodoba, to oczywiście nie obrażę się za komentarze. Czytanie ich to fantastyczny sposób na odstresowanie się XD

***

Theo niemal udusił się swoim soczkiem, kiedy zauważył, że Liam przyszedł na domówkę kumpla z konkretną obstawą. Oprócz Hayden wlekł za sobą jeszcze Scotta z Malią. Zdecydowanie wolałby już Stilinskiego i Martin. Co prawda żadne z nich nie pałało do niego zbytnia sympatią, ale jasno dali mu do zrozumienia, że tak długo jak będzie się zachowywał, oni zostawią go w spokoju. To więcej niż mógł oczekiwać po tym co zrobił każdemu z nich. Potrząsnął głową, aby odgonić natrętne wyrzuty sumienia. Ugh... bycie pozbawionym uczuć psycholem było fajniejsze.

W ostatniej chwili przypomniał sobie o czymś istotnym: Scott był cholernym alfą, a co za tym idzie jego instynkty, zmysły i siła były odrobinę bardziej podkręcone niż u przeciętnego wilkołaka. Jakby tego było mało, Maila to lekko amoralny kojot, w dodatku spokrewniony z Derekiem. Kto jak kto, ale ta dwójka z pewnością będzie potrafiła go wywęszyć. Pędem wpadł do salonu, w którym Bryant krzątał się przy wieży stereo. Przenosił właśnie jeden z głośników w pobliże drzwi ogrodowych. Jeśli nie będzie zbyt wielu ludzi to sprzęt może miał szansę to przeżyć, w innym wypadku...

— Czym zamaskować czyjś zapach... na sobie? — zapytał z wyraźnie słyszalną w głosie desperacją

— Co? — Corey wyglądał na lekko skołowanego jego nagłym przybyciem, a Raeken miał ochotę potrząsnąć nim na tyle mocno by szybciej uzyskać odpowiedź.

— Corey, skup się, proszę! — jęknął — Naprawdę nie chcę stać się sensacją wieczoru...

— Zależy od... — za jąkał się — Choć — syknął popychając go w stronę stołu z przekąskami. Przez dwie czy może trzy sekundy wąchał powietrzę wokół Raekena — Wiesz, że nie mam aż tak dobrego węchu jak wilki, ale wciąż lepszy niż jakikolwiek człowiek...

— Bryant. Litości, później sobie poplotkujemy o tym co i jak potrafimy zrobić — kiedy się denerwował robił się wredniejszy i bardziej opryskliwy.

— ... ale poznaję tę woń. — Corey nic nie robił sobie z jego ostrzegawczego powarkiwania — Derek Hale, serio? Chyba jestem pod wrażeniem, że udało ci się dobrać do jego spodni. Wydaje się być nieco... nietowarzyski.

— Bo ja jestem duszą towarzystwa — prychnął pod nosem — Jest cokolwiek co pomoże?

— Dupek! — wrzasnął Bryant i niespodziewanie pchnął go z całej siły w stronę stołu. Theo wpadł prosto w pojemniki z sosami do chipsów, a na dodatek wylał na siebie ogromną miskę ze słodko pachnącym ponczem — Nie musisz dziękować — dodał podając mu dłoń. Pomógł mu się podnieść i właśnie w tym momencie, do środka wpadła reszta przybyłych na imprezę gości. — Um, wygłupialiśmy się i... — wytłumaczył Corey drapiąc się nerwowo po karku — Mason, przepraszam za bałagan i straty... — uśmiechnął się w stronę swojego chłopaka niczym cholerne niewiniątko, a Hewitt z marszu odpowiedział tym samym. Theo nie był przekonany czy Mason uwierzył, czy jedynie udawał równie dobrze co Bryant... ale zamiast na analizowaniu ich zachowania, oraz tego jak im się za to odwdzięczy, postanowił jak najszybciej ewakuować się do jednej z łazienek.


***

Musiał wziąć długi prysznic, a włosy umyć dwukrotnie, bo jak się okazało ostry sos pomidorowy miał nawet na głowie. Jedyną korzyścią było to, że zapach przypraw i czosnku skuteczne przykrywał inne wonie. Bryant znał się na rzeczy...

Na szczęście, jakiś perfumowany żel pod prysznic też dawał radę, jeśli użyło się go wystarczająco wiele. A on wylał na siebie calutką butelkę. Teraz czekał w samym ręczniku na jakieś ciuchy od Masona, bo jego własne nadawały się jedynie do prania, a biała koszulka najprawdopodobniej do kosza.

— Mogę teraz dowiedzieć się dlaczego, Corey wygląda na tak rozbawionego, a moje staranie przygotowane jedzenie szlag trafił? — zapytał Hewitt podając mu naręcze ubrań

— Nie wiedziałem, że będzie tu też Scott z Malią — zaczął raczej niezgrabie. Mason odwrócił się, ale nie wyszedł. Theo westchnął ciężko i kontynuował — Sam Liam byłby na tyle zajęty Hayden, że raczej by się nie połapał, ale oni...? Bez szans... — Z odrobiną trudności dopiął czarne jeansy. Na szczęście koszulka była już dużo luźniejsza. Szczegół, że sam nie kupiłby czegoś tak... delikatnego. Miał wrażenie, że materiał prześwitywał.

— O czym ty w ogóle mówisz? — sapnął zirytowany Mason — Już? — dopytał

— Ta — mruknął raczej niechętnie. Podszedł do prysznica i ponownie odkręcił wodę. Miał nadzieję, że jej szum nieco zagłuszy to co miał zamiar powiedzieć — Tak jak zgadłeś wcześniej - mam kogoś — wysyczał najciszej jak mógł — I tak się składa, że przed przyjściem tutaj spędzałem z nim czas raczej aktywnie w plenerze... — liczył na to, że Mason sam się reszty domyśli

— Pieprzyłeś się z nim w samochodzie przed moim domem?! — Hewitt wyglądał na oburzonego, ale w głównej mierze chyba był zwyczajnie rozbawiony — Czy ty w ogóle masz mózg, Theo?

— Po pierwsze, nie przed twoim domem tylko w połowie drogi do... rezerwatu — wyznał mając wrażenie, że ujawnia zbyt wiele — Po drugie nie w samochodzie, a na nim.

— Wielka mi różnica — prychnął Mason — Poważnie ty...?

— Nie jesteś czasem zbyt ciekawski? — naprawdę nie chciał odpowiadać, ale Mason nie wyglądał na kogoś kto tak łatwo odpuści — Powiem tak: ręce i usta miałem raczej zajęte...

— Aha — skwitował Hewitt ze śmiechem — W takim razie... zapasowe szczoteczki do zębów znajdziesz w środkowej szufladce tamtej komody — wskazał na odpowiedni mebel i wycofał się z pomieszczenia cały czas podśmiewując się pod nosem.


***

Schodząc z powrotem do salonu, gdzie w najlepsze trwała domówka, czuł się nieco niepewnie. Nawet nie suszył włosów, a jedynie starannie wytarł je ręcznikiem. Jeszcze nie były na tyle długie, by sprawiać mu jakieś szczególne problemy z układaniem. Na jego widok kilka osób dziwnie zamilkło. Uśmiechnął się krzywo i może nieco wrednie. Łatwo było się domyślić o kim rozmawiali. Nie zaskoczyło go to, bo nawet będąc na górze słyszał urwane fragmenty szeptów, a jego imię przewijało się w nich dziwnie często. Hayden podejrzewała go nawet o podrywanie Bryanta. Dawno nie czuł takiego rozbawienia, jak na wspomnienie jąkającego się Dunbara, który zapowietrzył się na odpowiedzi. Biedak nie wiedział czy przytaknąć dziewczynie czy oświecić ją, że Theo Raeken, istne wcielenie wszelkiego zła, leciał raczej na niego. 

— Zrobiliśmy małe zamieszanie? — upewnił się zabierając Masonowi z ręki kubek z piwem. Upił  łyczek i skrzywił się z obrzydzenia. Mocny sikacz, który miał kopać, a nie smakować.

— Tak — padła natychmiastowa odpowiedź — Przynajmniej nikt się nie nudzi — uzupełnił ze śmiechem — Co prawda nie mam waszego słuchu, ale... poznałem już naprawdę wiele domniemanych scenariuszy wydarzeń. — Theo wybuchnął śmiechem, lekko podchmielony Hewitt był cudownym stworzeniem. On chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że wszyscy goście, którzy nie są ludźmi doskonale go słyszeli. Hayden nagle wyglądała na mniej pewną swego. Cóż... trochę się pozmieniało od twojego wyjazdu, dziewczyno. Pomyślał cierpko. A potem jego spojrzenie automatycznie powędrowało do stojącego obok niej Dunbara. Może to tylko wrażenie, ale chłopak wyglądał jakby bardzo chciał mu o czymś powiedzieć. Nerwowo podrygiwał w miejscu. Theo nie byłby sobą, gdyby nie uśmiechnął się złośliwie i jakby od niechcenia skinął głową. Nie będzie się wysilał ani narzucał. Cokolwiek Liam sobie o nim myślał, nie był jego trenowaną suką, która przybiegnie na jedno skinienie.


***

Ktoś mógłby nazwać go przewrażliwionym, ale Derek nie potrafił znaleźć sobie miejsca odkąd wiedział, że Raeken przebywał w tym samym miejscu co Liam Dunbar. Przeklinał sam siebie za zbytnie przywiązanie się do tego chłopaka. Obiecał sobie, że przestanie angażować się w relacje, które są dla niego toksyczne i szkodliwe. Związki z Kate i Jennifer nie skończyły się dla niego zbyt szczęśliwie. Natomiast ta specyficzna przyjaźń z Braeden czy Kurtem... nikt od nikogo nic nie wymagał. A co za tym idzie, nie było potem żadnych żali czy niespełnionych oczekiwań. Nikt też nie próbował zabić mu z zemsty ostatnich żyjących członków rodziny. Zastanawiał się czy się z tego cieszyć skoro jedynym, z którym miał częsty kontakt był Peter. Cora wyjechała do Argentyny, a potem cholera wie gdzie. Z Malią, pomimo łączących ich więzów krwi, nigdy nie czuł się rodziną. Zresztą dziewczyna chyba uważała podobnie, skoro do tej pory jedynie tolerowała obecność Petera w swoim życiu. Derek nie zazdrościł jej... ojca.

Wracając jednak do tematu jego związków. Wniosek nasuwał się sam: im mniej się angażował, tym lepiej na tym wychodził. Co więc Theo Raeken miał w sobie, że tak niepostrzeżenie zalazł mu za skórę?

Od początku lubił jego sarkastyczne, lekko cyniczne podejście do świata i otaczających go ludzi. W tym byli zgodni: każdy był w jakiś sposób zależny od kogoś innego. Wszystko i wszyscy mieli swoją cenę, którą nie zawsze były pieniądze. Czasem chodziło o zemstę, wpływy, seks lub rywalizację.

Theo też lubił spędzać z nim czas. I to było równie zaskakujące co miłe. Nie wiedział tylko, w jaki sposób w tak krótkim czasie przeszedł od zwykłej sympatii do stanu zadurzonego, zazdrosnego kretyna...


***

— Theo? — usłyszał gdzieś za sobą, kiedy był już w drodze do bramy wyjazdowej — Możemy pogadać? — On sobie chyba kpił! Całą imprezę łapał go na dziwacznych spojrzeniach, ale najwyraźniej Liam Dunbar nie zniżał się do tego, by podejść pierwszy do kumpla i co najważniejsze przeprosić za zachowywanie się jak skończony kretyn. Zerknął na telefon. Do przyjazdu Dereka miał jeszcze jakieś pięć minut. Kurwa, nie będzie uciekał jak pizda przed zwykłą rozmową. Chociaż nie miał na nią najmniejszych chęci.

— Ależ oczywiście! — syknął przez zęby

— Jesteś zły na mnie?

— Nie, na tego gościa co stoi za tobą, wiesz? Taki mój dobry kumpel, pieprzył coś o tym, że to co ostatnio mu powiedziałem nie będzie mieć wpływu na przyjaźń i tak dalej... A potem zapadł się pod ziemię. Znasz go może?

— Um, jeśli chodzi o to — zaczął wyraźnie zdenerwowany — Wiesz Hayden do mnie napisała i poprosiła o spotkanie. Nie myślałem nawet, że chce do mnie wrócić... a potem...

— Potem byłeś za bardzo zajęty dobieraniem się do jej majtek, żeby sobie przypomnieć o mnie, co?

— N-nie my... Cholera Theo! Przestań zachowywać się jak najeżony i...

— No dokończ!

— Byłem szczęśliwy i skoro jesteś... coś do mnie czujesz. Romantycznego. — na tym etapie rozmowy obaj przypominali barwą dwa dorodne pomidory — Nie chciałem, żebyś widział mnie z nią, a nie wiedziałem jak wytłumaczyć jej, że nie chcę widywać się jednocześnie z przyjaciółmi i z nią — zakończył raczej koślawo

— Wiem, że spotykaliście się z Bryantem i Masonem na jakże uroczych randkach — poinformował go cierpko — Tak dla twojej wiadomości... oni nadal się do mnie odzywali, kiedy ty przestałeś. Teraz to nie tylko twoi kumple, Dunbar.

— Co... przecież Corey się ciebie ciągle czepia, a Mason... — Liam zmarszczył brwi w wyraźniej konsternacji

— Docinamy sobie nawzajem, czasami.

— Tak, bo Raeken nie rozumie innego humoru niż taki typowo wisielczy... — odezwał się gdzieś za nim Mason. Najwyraźniej ich podniesione głosy dotarły nawet do wnętrza domu. Cudownie. Jednak nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo na podjeździe zatrzymało się właśnie auto Dereka.

Hale wysiadł niespiesznie, a cała jego postawa krzyczała, że jedno nieodpowiednie słowo i rzuci się komuś do gardła.

— Dobry — zaserwował Masonowi niedbały salut

— Yyy cześć? Coś się stało czy... — zaczął Liam

— Spokojnie, nic się nie dzieje. Dzisiaj robię tylko za prywatnego szofera... — Hale powiedział to takim tonem, że chyba tylko kompletny idiota nie połapałby się, że miał na myśli coś zupełnie innego. — Jedziemy? — dopytał

— DEREK HALE! — wrzasnął Mason, wpatrując się przy tym w Raekena jak w jakiegoś cudotwórce

— Ciii — syknął ostrzegawczo, ale jeszcze nikt nie zatrzymał rozpędzonego pociągu, stawiając na torach kartonowe pudła.

— Spotykasz się z Derekiem Hale'em?!

— CO? — pisnął, przysłuchujący się całej wymianie zdań, Dunbar

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro