Przyjaźnie... cz.2
Część 2 na 3
Błędy Niesprawdzane.
Nie jestem pewna czy poprawnie odmieniłam imię Corey. Jak będzie coś nie tak, to dajcie znać
***
Theo nie miał pojęcia jak do tego doszło, ale od ich pierwszego, dosyć niespodziewanego zbliżenia minęły prawie trzy tygodnie. I to nie tak, żeby tamtego wieczoru jakoś szczególnie urozmaicili repertuar, bo głównie obściskiwali się na tej zbyt wąskiej kanapie, jak para gówniarzy. Hale miał wprawę w całowaniu, tego nie można mu odmówić, ale Theo spodziewał się raczej szybkiego zrywania z siebie ubrań. Tymczasem, Derek za cel obrał sobie doprowadzenie go do stanu, w którym był o krok od błagania. Na samo wspomnienie włoski na jego ciele unosiły się jakby naelektryzowane.
Przyjrzał się sobie dokładnie, po tej sesji macania. W łazience Dereka było spore, eleganckie lustro, które pozwalało mu się przejrzeć niemal w całości. Hale był na tyle miły, że pożyczył mu nawet parę czystych, odrobinę za luźnych bokserek. Te należące do niego nadal poniewierały się gdzieś w komodzie Dereka. Początkowo był zażenowany swoim zachowaniem i wyglądem... zaczerwieniona, podrażniona skóra, nabiegłe krwią usta i szyja przyozdobiona licznymi ugryzieniami... Jakby tego było mało, to doszedł w spodnie bez konkretnej stymulacji. Derek zdążył otrzeć się o niego może ze trzy razy i już było po sprawie.
Nie był do końca pewien, jak interpretować fakt, że od tamtej pory lądowali w podobnych sytuacjach niemal przy każdym spotkaniu. Co prawda nadal spędzali czas, jak dotychczas: oglądali filmy, jedli razem niezdrowe żarcie i narzekali na otaczających ich idiotów. A potem, któryś nagle sięgał w stronę tego drugiego i przestawało być tak niewinnie. Nigdy nie poszli na całość, pomimo tego, że proponował to już trzykrotnie. Derek za każdym razem uśmiechał się nieznacznie i odmawiał... chociaż może to nieodpowiednie słowo... raczej odkładał to na bliżej nieokreśloną przyszłość? I Theo nie przyznałby tego głośno, ale jeszcze nigdy w życiu nie był taki chętny, żeby wpuścić kogoś pomiędzy swoje nogi. Po pierwsze przyjaźnił się z Derekiem, a co za tym idzie, ufał mu bardziej niż komukolwiek innemu. Po drugie Hale był niewiarygodnie dobry w łóżku... na kanapie, stole i przy ścianie też niczego sobie.
***
Piątek, późny wrześniowy wieczór. Zaskakujące, ale po tym jak Dunbar znacznie oziębił ich przyjaźń, to nie oznaczało jednoczesnego zerwania kontaktów z Masonem i Coreyem. Właściwie to ten pierwszy namawiał go na kameralną domówkę u siebie w domu. Początkowo Raeken nie zamierzał iść właśnie ze względu na Liama, ale Hewitt go przejrzał i odrobinę wykpił. Czego jak czego, ale drwin Theo nie znosił zbyt dobrze.
— A jednak znalazłeś czas, co? — zapytał gospodarz dziwnie szczęśliwym głosem — Muszę cię ostrzec, że Liam nie przyjdzie sam. — dodał mniej radośnie
— Wiem, że ci powiedział, ale... — urwał, bo co miał właściwie powiedzieć? "Spokojnie, przeszło mi" sam nie był tego takie pewien. "Bez obaw, też się z kimś pieprzę, więc nie będę mordował wzrokiem dziewczyny Dunbara, kimkolwiek by ona nie była" — Miałem już trochę czasu, żeby informacja do mnie w pełni dotarła. Liam nie jest zainteresowany. Naprawdę, człowieku, łapię — prychnął na koniec z irytacji
— Naprawdę to rozumiesz? — coś w głosie Masona zaalarmowało Theo na tyle, że przyjrzał mu się znacznie uważniej — Bo przyznam szczerze, że ja mam z tym mały zgryz, stary. I okay, na początku miałem cię za wcielenie zła, ale...
— Nie daj się tak łatwo zmylić, nadal do grzecznego mi daleko — zapewnił ze śmiechem. I od razu przed oczami pojawił mu się obraz Dereka Hale'a, siedzącego na masce Camero ze spodniami opuszczonymi aż do kostek. Może szybkie obciąganie, w ramach podziękowania za robienie z niego szofera to nie był najinteligentniejszy z pomysłów Theo. Pomimo przyspieszonego procesu leczenia, gardło nadal miał obolałe. Poza tym na tej domówce z pewnością będzie kilka osób, które całkiem nieźle znają zapach Hale'a. Nie wstydził się tego, że uprawiał seks, ani tego z kim to robił. A jednak nie chciał, żeby ktoś skomentował to głośno. Jeszcze jakiemuś kretynowi przyjdzie do durnego łba, że Hale go wykorzystuje, albo raczej, że to Theo coś kombinuje...
— Halo!? Ziemia do Theo Raekena!
— Hm?
— Mówię do ciebie! — warknął Hewitt wciskając mu w ręce jakiś bezalkoholowy napój. No tak, po co marnować piwo na kogoś, kto i tak nie poczuje jego wpływu... I kiedy oni w ogóle zdążyli przejść do kuchni?
— Sorki, nie rzucaj się tak — poklepał Masona po ramieniu. Chłopak musiał wyczuć w tym jego słabo zamaskowaną próbę zbycia tematu, bo zacisnął usta w wąską kreskę i wpatrywał się w niego bez słowa przez dobrą minutę — Weź się tak nie gap, bo jeszcze sobie coś pomyślę...
— Nie jesteś w moim typie. Nie dam się tak łatwo wkurzyć twoją zwyczajną gadką i nie odpuszczę — ostrzegł Hewitt — Liam przyjdzie z Hayden — poinformował go z bardzo kwaśną miną
— Poważnie?! — zaśmiał się i ten dźwięk był jedynie odrobinę podszyty goryczą. — Serio jest aż tak głupi?
— Na to wygląda — podsumował Mason — Mówiłem, że nie ogarniam tego co się z nim dzieje! Spławienie ciebie to jedno, ale wrócenie do laski, która zostawiła go, kiedy zrobiło się odrobinę trudniej?
— Nie nazywaj tego tak — poprosił ze skrzywieniem, bo dzięki Masonowi znowu poczuł się jak gówno — Po prostu nie był zainteresowany. Raczej nie kręci go to co mam pod ubraniem... — dodał sam właściwie nie wiedział po co. Przy Masonie czuł się względnie bezpiecznie z takimi odzywkami. W końcu to nie tak, że Bryant był pierwszym chłopakiem, który spodobał się Hewittowi. Mason jakiś czas temu podzielił się z nim żenującą opowieścią o stalkowaniu przypadkowego gościa z siłowni.
— I to jest kolejna sprawa, o której chciałem wspomnieć... wiesz, że byłem pewien, że on jest tobą zauroczony? To jak na tobie polegał, ufał ci i... — tutaj Hewitt pokręcił głową z niedowierzaniem. Theo nie mógł się nie skrzywić na wspomnienie swojego upokorzenia, kiedy wyznał Liamowi co do niego czuje, a ten zrobił wielkie oczy, przeprosił nerwowo i oznajmił, że nie jest nim zainteresowany w ten sposób.
Tylko, że coś się tu nie zgadzało. Wtedy to go niemal wbiło w ziemię, a teraz poczuł ledwie nieprzyjemne ukłucie wstydu i żalu. Dunbar zapewniał, że potrzebuje odrobiny czasu, by się do tego przyzwyczaić, ale że nic się między nimi nie zmieni. Przez całe wakacje wiedzieli się może ze trzy razy, a kontaktowali się ze sobą od wielkiego dzwonu. Na urodziny doczekał się w końcu sms-a z bardzo zwięzłymi życzeniami. Zresztą, Derek rozproszył go wtedy tak skutecznie, że wiadomość odczytał następnego dnia rano. — Pilnowałeś tego kretyna, dbałeś o to żeby przeżył i nikt nie skopał mu tyłka... a ona w tym czasie spakowała się i uciekła... przepraszam, wyjechała z siostrą, bo w Beacon Hills zrobiło się zbyt niebezpiecznie!
— Mason... nadal mogłem to robić jako kumpel, wiesz? Problem w tym, że Liam niemal całkowicie się ode mnie odciął.
— Wiem... i między innymi dlatego uważamy z Corey'em, że on coś jednak do ciebie ma. Tylko, idiota boi się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
— Może tak, a może to tylko wasze pobożne życzenia — stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion. Hewitt przez dobrą minutę gapił się na niego z niedowierzaniem. — No co? — warknął, kiedy zaczęło się to robić nieco niezręczne
— Też kogoś masz — oznajmił z niewielkim, ale szczerym uśmieszkiem — W takim razie zapomnij. Nie było tematu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro