Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przeprosiny po Hawajsku - McDanno&Steter

Miałam naprawdę ciężki tydzień. Nie wiem jak będzie z kolejnym. Tutaj macie maleństwo, którego pisanie nieco poprawiło mi humor. Jak jutro będę mieć wolniejszy dzień to postaram się coś napisać.

Miniaturka powiązana z OS "Dlaczego Hawaje przestały być rajem dla nowożeńców"


***

Od dobrych dwóch godzin, siedzą z Dannym na lani bezmyślnie gapiąc się na ocean. Steve zastanawia się jak w ciągu jednego dnia zdołał aż tak bardzo utrudnić sobie życie? Jedno fałszywe oskarżenie zatroskanego obywatela. Szybkie i sprawne odbicie przetrzymywanego zakładnika, który po krótkiej rozmowie okazał się być mężem podejrzanego, a nie porwanym nieletnim... A potem to już poleciało, nagana od gubernator, zawieszenie w pracy. Całe jego poukładane życie szlag trafił i to aż na miesiąc!

— Steven, żałuję, że nie zdążyłem zrobić zdjęcia twojej miny — śmieje się Danny — Poważnie to było takie... zabawne — wykrztusza pomiędzy parsknięciami — Oprawiłbym sobie w ramkę i postawił na biurku.

— Skąd mogłem wiedzieć, że chłopak jest mężem, wkurzającego gościa z naszej celi, a nie jego synem?! —pyta McGarrett z irytacją. — Ten cały Stiles, wygląda jakby dopiero co skończył średnią, a nie zbliżał się do obrony doktoratu.

— Może stąd, że na szyi naszego zatrzymanego, na łańcuszku, dyndała taka sama obrączka, jak ta którą dostrzegłem na palcu młodego? — kpi Williams. Najwyraźniej ta blond menda świetnie bawi się jego cierpieniem. — Dobry detektyw od razu zauważa takie szczegóły, Steve.

Okazało się, że Peter Stilinski-Hale, na jego nieszczęście, jest jednym z bliższych przyjaciół nowej pani Gubernator. Wieści o jego niezbyt przyjemnym aresztowaniu przez Five-O, dotarły do niej z prędkością światła. Na pewno nie dostaną w tym roku środków na nowe techniczne zabawki, a przez jakiś czas jednostka będzie na cenzurowanym. Wszystko przez paranoję kierownika hotelu. I może też trochę przez nadprogramowy zapał do działania dowódcy. Ostatnio nie działo się nic ekscytującego, wymagającego szybkiej, agresywnej akcji. Nic dziwnego, że zrobił się odrobinę znudzony, prawda?

— Jakim sposobem mam to odkręcić? — poddaje się i pyta kogoś, kto na słowach zna się jak nikt inny — Co im powiedzieć, żeby...

— Zatrzeć złe wrażenie i nieco ocieplić wizerunek, tak aby pani Gubernator nie zażyczyła sobie twojej głowy na srebrnej tacy? — dopowiada Danny

— Mniej więcej — przyznaje McGarrett, sącząc powoli swoje zbyt ciepłe już piwo. Pierwszy raz w życiu, został zawieszony na tak długo za coś tak błahego. W końcu to nie tak, że komuś stało się coś poważnego...

— Przeproś ich — proponuje Danno. Steve gapi się na niego mając nadzieję, że jednak się przesłyszał — Po twojej minie widzę, że ci to nie leży, babe — kontynuuje Williams lekko zaciskając dłoń na jego barku — Jednak postaw się na ich miejscu: lecimy szmat drogi w podróż poślubną, a dzień po wylądowaniu, ktoś porywa cię sprzed hotelu. Mnie atakuje dwóch uzbrojonych po zęby gości. Dodajmy do tego, że podczas napadu jestem nagi, przez co wyraźnie widać ślady tego czym zajmowaliśmy się przez większość nocy...

— Musimy kupić zapas broni. Może Joe zgodziłby się podrzucić kilka granatów dymnych...

— Nie, babe — mówi Danno bardzo stanowczym głosem — Zaprosimy ich jutro na kolację. Postarasz zachowywać się choć trochę, jak cywilizowany facet, którym zdarza się, że jesteś, gdy już musisz. A mniej, jak neandertalczyk napadający na wszystkich dookoła.

— Danno... — jęczy Steve, krzywiąc się jak pięciolatek

— I żadnego grilowanego ananasa — zaznacza Williams — To faceci z kontynentu. Ananas do deseru, nie na główne danie — tłumaczy cierpliwie

— Ale...

— Nawet nie próbuj protestować, Steven. To wszystko twoja wina... może odpuściliby ci to małe nieporozumienie — tutaj Williams robi cudzysłów w powietrzu — Gdybyś nie zachowywał się, jak świętoszkowaty, nietolerancyjny dupek. Co obaj dobrze wiemy jest kompletną bzdurą. Sam spotykasz się od roku z mężczyzną to raz, a dwa zdecydowanie masz problem z utrzymaniem tych wielkich łap z daleka ode mnie, choć przez kilka minut, więc do świętego też ci daleko.

— Dobra, ale zaprosimy Grece — zaznacza McGarrett

— Oczywiście, że to zrobimy — prycha Danny — Przy mojej córce przynajmniej starasz się lepiej zachowywać. Istnieje więc cień szansy, że na jeden wieczór pokażesz swoją bardziej cywilizowaną wersję.

— Hej! Nie rób ze mnie zwierzęcia!

— Jesteś nim — stwierdza Danny przyglądając się krytycznie jego luźnej koszulce. Bardzo możliwe, że znajdują się na niej jakieś drobne ślady krwi. Parę godzin wcześniej rozbił sobie nos, wywracając się na porzuconych w salonie spodniach Danny'ego. I nawet nie mógł na niego nawrzeszczeć, bo sam je z niego tam zerwał...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro