Pełnia niespodzianek cz.3
Poprzestawiałam trochę OS, tak żeby kolejne części mini story były obok siebie. Przez co SCILES, którego wstawiłam wczoraj wieczorem jest piąty od końca.
Komentarze to paliwo dla mojej weny :)
Miłego czytania!
Ogłoszenie :)
Jeśli nuda daje Wam się we znaki i szukacie czegoś fajnego do przeczytania, a nie chce Wam się szukać po internetach. To dajcie znać w komentarzu, przy tym akapicie. W ciągu kilku lat przeczytałam sporo opowiadań z różnych fandomów i takich obyczajowych (homoerotycznych) też. Może akurat coś z tego co znam trafi w wasz gust :) Tylko niewiele z tych tekstów jest na wattpad. Większość rozsiana jest po różnych forach i stronach.
***
Godzinę później Stilinski dociera do kliniki i widząc bladego jak ściana Isaaca wpada w lekką panikę. Zastanawia się, co się dzieje, bo przecież wilkołaki nie chorują do cholery. Dlaczego w takim razie zarówno Deaton, jak i Lahey mają takie poważne miny? Jeszcze w tej niespodziewanej wiadomości Isaac prosił go, aby się pospieszył. Szczegół, że Stiles był właśnie w trakcie obiadu ze swoim ojcem, który dopiero co przyznawał mu się do związku z młodszą od siebie o dziesięć lat policjantką. Wszystko to zeszło na drugi plan, kiedy przeczytał jednego SMS od kochanka.
— Co się dzieje? — pyta lekko zduszonym głosem. On nie ma wilkołaczej kondycji, a całą drogę z parkingu przebiegł w minutę. To jego rekord. Trener Finstock byłby pod wrażeniem. W kilku szybkich krokach pokonuje resztę odległości pomiędzy nim, a Isaaciem i nie przejmując się obecnością weterynarza delikatnie przejeżdża opuszkami palców po policzku chłopaka. Zapada chwila ciężkiej ciszy, słychać tylko ich przyspieszone oddech.
— Pamiętasz, jak przeglądałeś te stare podania o druidach i ich magii? — Deaton brzmi na nieco spiętego. Samo to wystarcza aby Stilinskiemu przyszły na myśl same czarne scenariusze. Stara się przypomnieć o czym czytał ostatnio. Tyle tego było! Od jakiegoś czasu stara się nauczyć, jak najwięcej. Tak na wszelki wypadek, gdyby Deaton musiał gdzieś wyjechać albo w inny sposób stał się niedostępny. W końcu ktoś musi leczyć i ratować wilkołacze zadki. — Znalazłeś tam pewne informację o rytuale przeprowadzonym ponad tysiąc lat temu.
— Czytałem o kilku... Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci ten o wilkołaczych ciążach. Brzmiał najmniej realnie — Deaton kiwa głową. — Na początku myślałem, że chodzi o zwiększenie płodności czy coś w tym guście. Skoro groziło im wymarcie, a nie chcieli przemieniać zbyt wielu ludzi. Dopiero potem doczytałem, że próbowali za pomocą magi wpłynąć na biologię wilkołaków płci męskiej. A to już brzmiało, jak żart.
— Tylko, że widzisz... Żyjemy wśród stworzeń rodem z legend, ba sami nimi jesteśmy!
— Czekaj, czekaj, co ty chcesz mi powiedzieć? — Stiles patrzy od Deatona do Isaaca i z powrotem. — Chcecie mi wmówić, że to wszystko prawda? Wśród wilkołaków mężczyźni też zachodzą w ciąże? — teraz boi się spojrzeć na Laheya.
— Jest to możliwe tylko podczas pełni — potwierdza Alan, obserwując uważnie emocje na twarzy Stilinskiego. Nie przegapia więc momentu, w którym ten domyśla się powodu tak nagłego spotkania.
— Isaac? Spaliśmy ze sobą i cholera, to było podczas pełni, prawda? — wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Zawsze traci kontrole nad swoimi słowotokami, kiedy jest mocno zestresowany. — Chcesz mi powiedzieć, że... — urywa, a jego wzrok automatycznie ześlizguje się na wciąż płaski brzuch Isaaca. Potem zerka niepewnie na jego twarz, szukając jakichś oznak złości. Na szczęście jej nie dostrzega. Widzi za to jak bardzo chłopak jest wystraszony. Dopiero to uświadamia mu, że stoi w pewnej odległości od Laheya, a nawet nie pamięta żeby się odsuwał. Natychmiast robi dwa kroki w przód. Nie wie czy wolno mu go przytulić, objąć lub chociaż dotknąć. Co jeśli Isaac sobie tego nie życzy? — Mogę? — pyta, wyciągając w jego kierunku dłoń. Lahey rumieni się wściekle, ale kiwa głową. Stiles wypuszcza wstrzymywane powietrze. Ulga jest ogromna. Isaac nie jest na niego wściekły ani nie wzbrania się przed jego dotykiem, jest więc szansa, że nie obwinia go o to co się stało. A miałby wszelkie prawo. W końcu to on z ich dwójki miał dostęp do tych ksiąg, a co za tym idzie do istotnych informacji.
Przypomina sobie wszystkie przerażające szczegóły, każdego opisanego w księgach Deatona przypadku. Krwotoki, uszkodzenia narządów wewnętrznych, apatia, wycofanie z życia społecznego, wstręt do dotyku. Boi się o kochanka. Nagle z całą mocą dociera do niego w co się wpakowali. A na dodatek odbije się to głównie na Isaacu. Jeśli coś pójdzie nie tak i Lahey na tym ucierpi? Przecież czytał nawet o kilku przypadkach śmierci w wyniku komplikacji. Stilesa oblewa na przemian zimny i gorący pot, nogi drżą mu jakby przebiegł maraton, a kilka sekund potem mdleje i upada na posadzkę.
Lahey przykuca przy nim niemal natychmiast. Od razu sprawdzając czy chłopak nie ma rozbitej głowy. Przeklina się za opóźnioną reakcje. Gdzie jest niby jego słynny wilkołaczy refleks, gdy jest potrzebny? Na swoje usprawiedliwienie ma tylko to, że spodziewał się każdej możliwej reakcji od śmiechu i niedowierzania po kłótnie i wrzask. Utrata przytomności spowodowana... szokiem, to coś czego w ogóle nie brał pod uwagę.
— Cóż... po kimś, kto przeżył starcie ze stadem alf, łowców, a w szczególności tortury Gerarda nie spodziewałem się czegoś takiego — prycha weterynarz, ale więcej w tym rozbawienia niż irytacji — Ale to w końcu Stiles.
— On nigdy nigdy nie zawodzi, jeśli chodzi o zaskakiwanie wszystkich wokoło — burczy Isaac, bo reakcja Stilinskiego jest dosyć milcząca, a on nadal nie wie, na czym stoi.
Piętnaście minut później Stiles zaczyna odzyskiwać przytomność. Oddech przyspiesza, a potem zaczyna kręcić się na stole zabiegowym. Przez co o mało znowu nie ląduje na podłodze. Isaac przytrzymuje go w miejscu, a do Stilinskiego dociera, że to nie żaden sen ani halucynacja. To wszystko naprawdę się wydarzyło. To wciąż nieprawdopodobne, że będą mieli dziecko. Przecież oni nadal nie ogarnęli tego całego bajzlu emocjonalnego między sobą. Przygląda się stojącemu tuż obok Isaacowi, a widząc te ogromne pokłady strachu ma ochotę zamknąć go w swoich ramionach i nie wypuścić nigdy. Cokolwiek teraz będzie, on nie zamierza odpuszczać.
— Naprawdę nie wiedziałem, ze to możliwe. Derek nic nam nie powiedział. — wilkołak obawia się, że Stiles nie poradzi sobie z natłokiem niespodziewanych problemów, a nie chciałby zostać z tym wszystkim sam.
— Nawet mi przez myśl nie przeszło, że jest inaczej.
— Na pewno?
— Isaac, kogo jak kogo, ale ciebie nie podejrzewałbym o chęć złapania mnie na dziecko — Stilinski stara się żartować. Humor i sarkazm to jego sposób na kryzysowe sytuacje. — Że też musiało paść na nas. — prycha — Pomyśl, ze wszystkich tych otaczających nas słodkich, cukierkowych aż do przesady par, akurat my?
— Coś w tym jest — przyznaje Lahey z krzywym uśmiechem. — Tak w ogóle to tym jesteśmy, parą? — pyta z pozoru obojętnym tonem. Stilinski, jak wiele razy wcześniej, przeklina ojca chłopaka za to, że ten nauczył go jedynie strachu przed okazaniem jakichkolwiek emocji. Nie ma też niestety wilkołaczych zmysłów i nie umie stwierdzić czy Lahey coś do niego czuje.
— Chciałem tego od jakiegoś czasu, nie mówię, że od początku naszych... hm... zabaw łóżkowych. Wtedy nie było między nami nic oprócz złości, zazdrości o przyjaźń Scotta i szalejących hormonów — mówi, stawiając wszystko na jedną kartę. — Jednak w wakacje, jak wszystko się uspokoiło, a my coraz częściej widywaliśmy się tylko we dwóch, zacząłem zauważać pewne rzeczy. Zastanawiać się nad tym... — kontynuuje nie patrząc Isaacowi w oczy — Nie wiedziałem tylko co ty o tym myślisz...
— Jesteśmy beznadziejni. — Lahey śmieje się krótko — Chciałem, wciąż chcę.
— Świetnie
— Nie boisz się? — pyta wilkołak, a Stiles nie zamierza kłamać, zresztą Isaac i tak by go przejrzał.
— Coś ty?! Jestem przerażony. — przyznaje — Tyle rzeczy może pójść źle, że jak zaczynam o tym myśleć to aż skóra mi cierpnie
— Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam... Jak sobie pomyślę o reszcie stada i twoim ojcu. Stiles, jak mam to do cholery przetrwać?
— Sądzę, że to raczej na mnie będą krzywo patrzeć. — mamrocze Stilinski — A nawet, jak ktoś będzie miał jakieś uwagi to odeślemy go prosto do Dereka. Niech on tłumaczy, jak to możliwe. Może, jak przetrwa rozmowę z moim staruszkiem, który zostanie dziadkiem znacznie wcześniej niż planował, to nigdy więcej nie pomyśli o zatajaniu przed nami jakichkolwiek informacji. Sądzę, że papa Stilinski wytropi go nawet na cholernej Antarktydzie.
— Nie zareagował źle, prawda? — wtrąca Deaton z zadowolonym uśmiechem.
— Uhm
— Powiemy reszcie stada dzisiaj, co? — pyta podekscytowany Stiles
— Co?!
— No okay, może to za szybko. Scott od razu pognałby nakablować mojemu ojcu.
— Może dawkujmy im emocje, co? — proponuje Isaac — Przyznajmy się, że jesteśmy parą
— Spoko, a mogę wybrać czas i sposób w jaki poinformuję Scotta?
— Okay, ale możesz to zrobić, gdy będziecie gdzieś poza zasięgiem słuchu reszty watahy? — pyta zaniepokojony Lahey — Znam cię na tyle, żeby domyślać się, że chcesz zapewnić McCall'owi jakieś traumatyczne przeżycie. Już sama świadomość, że jestem facetem w ciąży nie wpływa na mnie kojąco, a retrospekcja z naszego życia seksualnego przy świadkach tylko pogorszy sprawę.
— Jasne... ale jeśli to cię aż tak krępuje, to mogę odpuścić i powiedzieć mu zwyczajnie?
— Nie mam nic przeciwko lekkiemu zszokowaniu Scotta
— Fajnie, bo to zapewne nie jedyny raz, kiedy będę go dręczył — przyznaje Stiles ze swoim słynnym szatańskim uśmieszkiem — To, żeby wszystko było bardziej oficjalne i bez niedomówień: zadam ci pewne pytanie, a ty odpowiesz na nie według swojego uznania.
— Nie oświadczasz mi się prawda?! — Lahey wygląda na gotowego do ucieczki
— Nie, kretynie
Deaton zerka na sufit w poszukiwaniu ratunku. On z nimi zwariuje, zanim to dziecko przyjdzie na świat. Jest całkowicie pewien, że gdyby tylko miał włosy to przez tą parę właśnie zacząłby siwieć...
— Jak już poinformuję mojego ojca o wszystkim... o ile mnie nie udusi, lub nie zamknie w pokoju bez klamek, albo...
— Stiles. Przejdź do sedna, dobrze?
— Zamieszkaj ze mną?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro