"Koniec i początek" Thiam cz. 5 ostatnia
Okay. Podstawowe rozdziały tego Thiama są w tej książce. Dalej ta historia będzie się nieco rozwijać już w osobnej. Jednak tutaj macie pewne zakończenie, jednego z podstawowych wątków.
~Jedna kwestia, którą chciałam zaznaczyć już dawno. Nie odnosi się bezpośrednio do tego opowiadania, ale w innych moich fanfikach scenki pościelowe się pojawiają.
Nie lubię schematyczności. Nie przepadam za komentarzami z pretensjami o to, że nie ten osobnik, który powinien jest top albo bottom. Piszę spontanicznie bez planowania, który powinien mieć jaką rolę...~
Sprawdzone pobieżnie. Jeśli widzisz coś rażącego możesz dać znać. Poprawię.
***
— Jak to nie będzie cię w święta i miesiąc po nich w Beacon Hills? — zapytał Liam wpatrując się w Masona z rosnącym zaniepokojeniem — A co ze szkołą?
— Wiesz, że ten projekt z fizyki, w którym brałem udział... nagrodą w nim były między innymi czterotygodniowe warsztaty na MIT, pod okiem doktora Beerka?
— Ty się mnie pytasz, czy informujesz? — prychnął
— Liam. Przestań zachowywać się jak nadąsany pięciolatek, albo urażony kochanek. Nie jesteś jednym ani drugim. — stwierdził Hewitt cierpkim tonem — Przynajmniej nie moim.
— Mason, kumplu... czy ktoś, kiedyś mówił ci, że jesteś bezczelną, złośliwą mendą?
— Ty? Kilka lub kilkanaście razy...
— I nadal to do ciebie nie dotarło, co?
— Dotarło, ale na przykładzie Stilinskiego nauczyłem się, że przy bandzie nadnaturalnych stworzeń, sarkazm, ironia oraz dystans do samego siebie, może uratować moje zdrowie psychiczne, samoocenę, a niekiedy nawet i życie.
— Mason...
— To nie złośliwość — zaznacza Hewitt — Tylko ty jesteś wilkołakiem, który zastępuje alfę. Właśnie poinformowałeś mnie, że przegapiłeś moment, w którym Theo stał się twoją kotwicą... Co to dla naszej paczki oznacza, jeszcze nie wiem. Pamiętam natomiast, że kotwicą McCalla była najpierw ta Argent, potem Kira, a teraz to zapewne Malia — każde imię wymawiał z akcentem i trzeba by być naprawdę ślepym, żeby przegapić ten jego znaczący uśmieszek — Widzisz tu pewną prawidłowość? Ale dobra, kwestię waszego dziwnego związku zostawimy sobie na potem...
— Hewitt, ty naprawdę prosisz się, aby przyszyć ci ten niewyparzony jęzor do podniebienia.
— To nieco trąca sadyzmem, nie uważasz? Za dużo czasu spędzasz z Raekenem i oboma Hale'ami...
— Cóż, jeśli wyjedziesz będę spędzał z nimi zapewne jeszcze więcej czasu...
— A to już jest szantaż emocjonalny — zakpił Mason — Czegoś takiego nie spodziewam się usłyszeć nawet od Coreya. A to mogłoby być bardziej niepokojące niż w twoim przypadku — Liam od razu przypomniał sobie wszystko to, co wiedział o Kameleonie i jego rosnącej sympatii do Dereka.
Czyżby Mason coś zauważył? I co on miał teraz zrobić? Zapytać wprost, zignorować ostatnią uwagę? Nigdy nie umiał być taktowny w kwestiach uczuć. Może lepiej będzie, jeśli jednak ugryzie się w język. Przynajmniej dopóki Bryant nie zrobić czegoś ponad gapienie się na Hale'a i podziwianie widoków.
— To jeszcze mu nie powiedziałeś?! Przecież do świąt został niecały miesiąc.
— Jakoś nie było okazji. On nie pasjonuje się specjalnie przedmiotami ścisłymi, woli historię, angielski oraz każdą możliwą książkę z biblioteki Hale'ów i Argentów, jaka wpadnie mu w ręce... — mruknął Mason. Nie trzeba było być wilkołakiem, aby zauważyć, że z każdym słowem poziom irytacji w nim rósł. Musiał mieć jakąś śmieszną minę, bo Hewitt roześmiał się nieodziewanie — I nawet nie mogę pożalić się na ten temat mojemu najlepszemu kumplowi.
— Co, dlaczego?
— A widzisz coś wkurzającego w tym, że Corey bez przerwy zaczytuje się w najdziwniejszych księgach, jakie widziałem? Już pomijając zapach tych staroci, którym od jakiegoś czasu przesiąknięty jest jego dywan, ubrania, pościel... ostatnio nawet mi nie chciał stanąć, bo czułem się jak w cholernej bibliotece!
— Za dużo informacji — sapnął Dunbar z lekkim skrzywieniem
— Jakbyś już wcześniej nie musiał wysłuchiwać moich licznych zwierzeń — prychnął Mason — Nie protestowałeś wtedy, więc teraz już nie masz wyboru.
— Nie wiedziałem, że milcząc, podpisuję cyrograf — zażartował — Możesz jakoś ładnie streścić główny cel twojego wywodu?
— Może i mogę... ale nie wiem czy nie poczujesz się urażony — powiedział Hewitt, patrząc się bezmyślnie w stronę boiska — Nie chcę zabrzmieć, jak nietolerancyjny kutas, bo to byłby kawał stulecia - czarnoskóry gej, który nie przepada za tym co inne — zironizował — Jesteś moim najlepszym kumplem, nawet lubię też Theo... chociaż pokonanie uprzedzeń, co do tego dupka nie przyszło mi łatwo. Spotykam się z chimerą i... znam z imienia o wiele więcej nadprzyrodzonych stworzeń, niż ludzi. Czasami... czasami czuję, że odstaję od was, okay?
— Co?
— Wiedziałem, że zareagujesz w ten sposób, ale pomyśl przez chwilę — poprosił Mason zdesperowanym głosem — Nie jestem tak silny, szybki i wytrzymały jak wy. To nie zawsze mi przeszkadza, bo jestem od was o wiele przystojniejszy i mądrzejszy — próbował zażartować, ale Liamowi jakoś nagle nie było do śmiechu. Czuł się jak najgorszy kumple świata. Jakim sposobem przegapił, że Mason czuł się w ten sposób? To nie mogło być całkiem nowe uczucie, a narastające od pewnego czasu. — Dostał mi się w spadku kij bejsbolowy Stilesa i nawet, jeśli początkowo wątpiłem w to czy faktycznie mi się przyda... wiesz, że od dwóch miesięcy trzymam go obok łóżka, a framugi okien i prawie wszystkie progi wymieniłem na te wykonane z jarzębu?
— Nic nie mówiłeś...
— Nie chciałem ci dokładać — przyznał Mason — Nie boję się was, jeśli coś tak głupiego właśnie przyszło ci na myśl — zapewnił — Jednak jest tyle innych stworzeń... jeszcze niektóre z tych ksiąg Coreya zawierają dosyć szczegółowe grafiki i kopie rycin. Brr — wzdrygnął się z obrzydzenia — I znowu wracamy do sedna, co? Corey Bryant, uwielbiam tego chłopaka, wiesz?
— Tak? — wycharczał Dunbar
— Zdecydowanie — odpowiedział Mason ze śmiechem — Nie krzyw się tak. Jesteśmy razem rok, a to całkiem długo jak na dwóch nastolatków. On kocha mnie, a ja jego. I byłoby cudownie, gdyby nie pewien drobny szczegół. On jest chimerą, o ponadludzkich zdolnościach i sile, a ja właśnie człowiekiem.
— I...?
— Dunbar! Czy tobie naprawdę wszystko trzeba tłumaczyć łopatologicznie? — sapnął Hewitt z zażenowaniem, mieszającym się z irytacją i odrobiną rozbawienia — Nie mów potem, że nie chciałem ci tego oszczędzić, tępaku — zaznaczył — Kiedy siedzimy razem przytuleni i oglądamy film jest przyjemnie.
— Dobra, chyba...
— ... całujemy się też jest super.
— MASON!
— Ale kiedy przechodzimy do czegoś więcej... tutaj ta różnica już przeszkadza. I nie wiem, jak to jest u rodzonych wilkołaków, czy innych nadnaturalnych stworzeń z dłuższym stażem. Corey jest dosyć nowy w tym wszystkim i może po części tak desperacko łaknie wiedzy o kolejnych istotach z nadprzyrodzonymi zdolnościami. — Tak, tego właśnie Liam nie chciał słuchać. Jak zawsze sam się wkopał — Może inni, cały czas panują nad tym ile siły używają w takich momentach, gdy ich partnerem akurat jest człowiek. Nawet nie wiesz jak Corey się wystraszył, gdy uświadomił sobie, że na niecałą minutę się zatracił... zanim zapytasz, nic mi się nie stało, spuchnięty nadgarstek przez dwa dni... a kolejne dwa tygodnie spędziłem przekonując go, żeby ponownie poszedł ze mną do łóżka. I... było okropnie. Bał się mnie dotknąć, czy chociażby poruszyć... czułem się dziwnie, trochę jakbym robił coś wbrew jego woli. Jakbym molestował kogoś w śpiączce, albo posuwał lalkę z sex shopu.
— Już żałuję tej rozmowy — wtrącił Dunbar z nieco bladym uśmiechem, ale nie uciekł z krzykiem, a to już coś, prawda? Nie chciał, żeby Mason został z tym sam, bo niby do kogo innego mógł sobie ponarzekać o tych sprawach? Gdyby łowcy nie uśmiercili Bretta, to Liam z radością wyręczyłby się nim w kwestii porad związkowo-łóżkowych.
— Ostrzegałem — zaznaczył Hewitt z wrednym uśmieszkiem — Masz dość?
— Dawaj — machnął ręką. W końcu co gorszego mógł jeszcze usłyszeć?
— Z każdym kolejnym razem było coraz lepiej, ale nadal czegoś brakuje. Ja mogę pozwolić sobie na bycie spontanicznym i swobodnym, a on cały czas musi mieć się na baczności. Może nie jestem super doświadczony, bo skupia się ono wokół jednego chłopaka, ale... seks chyba powinien być tak samo przyjemny dla nas obu. I nie mówię, że on się jakoś poświęca czy... — urwał najwidoczniej nie mogąc znaleźć adekwatnego słowa — Dlatego właśnie od pewnego czasu, czuję się nieco dziwnie. Wiem, że Corey ostatnio miał jakieś stresujące sytuacje. Chyba znowu nasi szkolni żartownisie przyczepili się do niego i Theo...
— Raeken nic nie wspomniał!
— Cicho. Teraz ja narzekam. Jak skończę, ty będziesz mógł wyżalić się, jaki ten Theo niedobry.
— Hewitt, jak cię zaraz walnę.
— Jakkolwiek bym tego nie powiedział i tak zabrzmię, jak idiota i nadwrażliwy, zakompleksiony pizduś, więc... Czuję się jakbym nie był wystarczający dla niego. Uwierz chciałbym, żeby mógł przestać myśleć, zapomniał o całym cholernym świecie poza moim pokojem, łóżkiem i mną... ale on sobie na to nie pozwoli w obawie, że zrobi mi krzywdę. I chciałbym wierzyć, że Corey niepotrzebnie trzęsie się nade mną, ale widziałem co potrafi, gdy wykorzystuje pełnie swoich sił.
— Zerwiesz z nim, bo nie układa wam się w łóżku? Próbowałeś w ogóle z nim o tym pogadać?
— Jasne, że próbowałem! Nie jestem kretynem. I kto mówi o jakimkolwiek zrywaniu? Ten mój wyjazd da nam chwilę na złapanie oddechu od siebie.
***
Liam nie mógł za cholerę, pozbyć się z głowy wywodu Masona na temat różnic pomiędzy nim a resztą ich paczki. Oczywiście był świadomy tych dysproporcji, ale jakoś nigdy nie przywiązywał większej uwagi do tego jak Hewitt to odczuwał. Wciąż też przypominał sobie poszczególne fragmenty rozmowy. Wiedział, że Mason już jakiś czas temu zauważył jego zauroczenie Theo. Nie był mistrzem dyskrecji, a Hewitt z kolei widział, jak zachowywał się wobec Hayden na początku ich znajomości. Nie mogło minąć wiele czasu zanim poskładał poszczególne fragmenty układanki.
Te wszystkie przytyki na temat Raekena, miały zapewne posłużyć za haczyk, na który Liam da się złowić i sam poruszy tą kwestię. Na razie tego nie zrobił, ale wiedział, że prędzej czy później to on będzie tym marudzącym, a Mason słuchającym. Najpierw musiał jakoś sensownie poukładać sobie to co chciałby powiedzieć, a co zostawić dla siebie. Nie wszystko nadawało się dla uszu innych ludzi. Wolał oszczędzić sobie upokorzenia. Nawet, jeśli w grę wchodził tylko jego najlepszy przyjaciel.
— Nad czym tak myślisz? — zapytał Theo, który po jakimś miesiącu stwierdził, że nie ma sensu wynajmować pokoju u szurniętej starej baby, skoro i tak cały czas pomieszkiwał i Dereka lub Liama.
Derek okazał się dosyć przyjacielski, jak na niego oczywiście. I któregoś razu przy piątkowej kolacji, na którą składała się głównie pizza i frytki, zapytał czy Raeken bierze na siebie zakupy spożywcze na następny tydzień, czy woli płacić rachunki na pół. W ten oto sposób Theo zorientował się, że dzielił przestrzeń życiową z tym mrukiem nieco ponad półtorej miesiąca.
Następnego dnia, Liam został podstępem zmuszony do pomocy w całkowitej wyprowadzce Theo Reakena od Jane Greenstain. Był w trakcie przepakowywania zawartości komody, gdy Raeken zaskoczył go tym pytaniem.
— Hm? — odmruknął niezbyt przytomnie
— Stary... wpatrujesz się w tą pustą półkę, jakbyś co najmniej zobaczył na niej górę złota, albo koraliki z ludzkich zębów, a tu jest co najwyżej jakiś kilograma kurzu.
— Co? — Dunbar wpatrywał się w kumpla ze zmarszczonymi brwiami. Próbował ogarnąć sens jego wypowiedzi.
— Okay, gadaj co się stało — mruknął Theo, przysiadając na staromodnym krześle stojącym pod ścianą.
Co starsze panie miały z tymi wszystkimi kwiecistymi wzorami? Liam nie był specjalnym znawcą, ale większość powierzchni powinna być jednak jednolita, a jakieś wzory czy desenie na dodatkach, albo przynajmniej jednakowe? Tutaj było ich tak napchane, że jeszcze trochę a dostanie oczopląsu albo zostanie pierwszym wilkołakiem z zezem, bo chciał gapić się jednocześnie na dywan w słoneczniki i ogromny obraz z makami. Z ciężkim westchnięciem dźwignął się z kucek i usiadł na krawędzi tapczanu.
— Mason jedzie na warsztaty na MIT. Nie będzie go przez pięć tygodni. Święta też spędza z rodzicami poza Beacon Hills — wypaplał zanim zdążył się powstrzymać. Wiedział, że nie powinien, ale jedna, niespokojna myśl dźgała go w mózg od pamiętnej rozmowy z Hewittem kilka dni wcześniej.
— Aha — westchnął lekko przygaszony Raeken — To mamy kłopot, bo gadałem z Coreyem...
— Niech zgadnę: jest zakochany w Masonie, ale do Hale'a też ma słabość?
— Skąd...?
— Gadałem z Masonem nie tylko na temat jego świetlanej przyszłości naukowej... W sumie to większość rozmowy kręciła się wokół Coreya i ich związku. Mogę mieć pewne podejrzenia skąd Bryantowi wzięła się ta fascynacja Hale'em — powiedział cierpkim tonem. Tak naprawdę zirytowany był głównie dlatego, że nawet nie mógł być wściekły na Coreya. A tym bardziej na Masona, za rozważanie przerwy w związku, który nie działał tak cudownie, a przynajmniej nie we wszystkich sferach, jak wydawało się to wszystkim dookoła. Żaden z nich nie był aseksualny. Obaj mieli po osiemnaście lat i Dunbar wolał nie zastanawiać się, jak bardzo musiało to być frustrujące dla nich obu. Być razem, a jednak nie móc w pełni się tym cieszyć. — Mason mówił też trochę o sobie, jedynym człowieku w paczce pełnej nadprzyrodzonych istot, z których każda mogłaby przerzucić go sobie przez ramię. Przebiec się z nim na drugi koniec miasta i nawet się nie spocić.
— Hewitt się nas boi?
— Nie nas konkretnie, ale... Bryant bardzo lubi te książki od Chrisa i Petera. Nie mówię, że to źle — zaznaczył, kiedy dostrzegł, że Theo wygląda na nieco zirytowanego — Wszyscy korzystamy na tej jego nowej wiedzy... ale może nie powinien niektórych z nich czytać przy Masonie.
— Zasugeruję mu to.
— Dzięki — Liam odetchnął z ulgą — Naprawdę nie chciałem z nim teraz gadać o czymkolwiek związanym z Masonem — dopowiedział
— Powiedz mi?
— Zostałem zasypany informacjami, bez których spokojnie mógłbym żyć dalej. Na pewno ułatwiłoby mi to patrzenie wszystkim osobom ze stada w oczy...
— Serio, Hewitt opowiadał ci o tym, co robią w łóżku?!
— Raczej... czego nie robią? Albo nie w taki sposób, jakby chciał?
— I?
— Zapomnij, że ci to powtórzę. — prychnął, ale Raeken nie przestawał wgapić się w niego z wyraźnym zaciekawieniem — Theo, nie.
— Czemu?
— Po pierwsze Mason, wygadał się mi, bo wierzył, że to zostanie między nami. Po drugie połowa z tych spraw sprawiła, że niemal modliłem się o natychmiastową głuchotę.
— Czyli Hewitt mimowolnie wtłoczył ci do głowy informację o tym, jak to się robi z chłopakiem?
— Można tak powiedzieć — mruknął — Nie przebierał zbytnio w słowach.
— Cudownie. Obaj mamy wiedzę teoretyczną...
— A ty niby skąd?
— Bryant.
— Mogłem się domyślić — westchnął pokonany. Wyglądało na to, że ich kumple przy okazji rozwiązywania swoich problemów związkowych, zadbali o uzupełnienie ich edukacji seksualnej.
— Hm. Jestem też starszy o jakieś dwa lata i przez bardzo długi czas mieszkałem poza Beacon Hills... zawsze mogłem z kimś już próbować.
— A robiłeś to...? — Liam jakoś nie potrafił trzymać języka za zębami. Teraz zostanie zabity śmiechem. "To"- gorzej się nie dało, co Dunbar. Pomyślał samokrytycznie. Zachowywał się jak wystraszony dwunastolatek, który pierwszy raz dostał wzwodu na widok dekoltu ładnej nauczycielki. Miał ochotę schować się przed czujnym wzrokiem Raekena pod łóżko. Uprawiał seks z Hayden, całował się z kilkoma dziewczynami i nigdy nie uważał się za specjalnie pruderyjnego. Ale było coś takiego we wzroku Theo, co go niezmiernie peszyło.
— Z dziewczynami, różnymi. Było ich kilka, niektóre nieco starsze ode mnie. Jednak nawet miała prawie trzydziestkę... Ale jeśli pytasz czy poszedłem kiedyś do łóżka z chłopakiem, odpowiedź brzmi: nie. — Ta odpowiedź zaszczepiła w Dunbarze tuzin kolejnych pytań. Przygryzł wargę zastanawiając się czy w ogóle miał prawo pytać o tak prywatnie kwestie.
— Nie byłeś zainteresowany czy nie miałeś okazji?
— Ciekawski się zrobiłeś — wytknął mu Raeken — Może to dziwne, ale trochę kombinacja dwóch tych rzeczy. Gdybym się wysilił to pewnie znalazłby się jakiś ciekawy osobnik w okolicy, ale mnie wtedy to nawet nie przeszło przez myśl, więc... Z tego co mówił Bryant, to nie jest tak skomplikowane, jak fizyka molekularna — stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion. Jakby ten temat był mu zupełnie obojętny, ale Liam znał go na tyle dobrze, by móc dostrzec wszystkie te subtelne sygnały świadczące o rosnącym zdenerwowaniu — A co chcesz też przetestować z kimś część praktyczną? — zapytał Raeken z krzywym uśmieszkiem.
Liam nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo go spektakularnie zatkało. Jedyne co mógł zrobić to gapić się na przyjaciela szeroko otwartymi oczami i całkiem możliwe, że zrobił jaką kretyńską minę. Musiał wyglądać co najmniej śmiesznie. Jakby Kanima, uraczyła go swoim jadem podczas wizyty w kiblu. I miał na myśli dwójeczkę...
Po kilku sekundach przeciągającej się ciszy poczuł lekki, jakby badawczy pocałunek oraz dłonie zaciskające się na przedramionach. Nie zamierzał protestować, ani się wyrywać. Nie miał na tyle silnej woli, nawet jeśli to okaże się jakimś pochrzanionym testem, to... najwyżej nauczy się całkowitej przemiany, zaszyje się w lesie i do końca życia będzie wył do księżyca.
Chwycił Theo za koszulkę i przyciągnął bliżej, to wydawało się go zadowolić, bo z ust uciekł mu gardłowy jęk. Całkiem to miły dźwięk dla ucha, musi zapamiętać co zrobił aby go wywołać, a będzie mógł to później powtórzyć. Theo nachylał się nad nim, stopniowo naciskając na jego barki coraz mocniej. Jeszcze chwila, a osunie się na materac. I to mogłoby być równie przyjemne, jak uczucie języka Raekena nieśmiało przesuwającego się po jego dolnej wardze. Liam musiał się czegoś złapać, a biodra Theo były tak wygodnie usytuowane, idealnie na wyciągnięcie rąk. Obaj ze świstem złapali oddech. Dunbar nie mógł powstrzymać narastającego uczucia zadowolenia. Czuł się jakby był konkretnie odurzony. Miał nadzieję, że kac nie objawi się w postaci wyrzutów sumienia i zepsutej przyjaźni.
Cholera, nie powinni tego robić tutaj, gdzie w każdej chwili mogła wejść wścibska baba. Ręce Raekana powędrowały pod jego koszulkę i teraz gładziły go po kręgosłupie. W górę i w dół. Ludzkie paznokcie, a nie wilcze pazury. Mimo to wrażenie i tak było bardzo dobre, wręcz elektryzujące. Czuł, jak stada mrówek rozbiegają się po całym jego ciele. Całowanie Theo różniło się od całowania kogokolwiek innego. Przede wszystkim to pierwszy chłopak, którego lubił w ten sposób. Jednak nie mogło chodzić tylko o ledwie wyczuwalne ukucia dwudniowego zarostu, ani o silne, twarde mięśnie przyciśnięte do jego klatki piersiowej... Tak, to było zdecydowanie nowe, piekielnie przyjemne i zarazem nieco dezorientujące. Żadnych miękkich, łagodnych krzywizn, piersi, wcięcia w tali, długich włosów...
— Dunbar, jeśli teraz każesz mi spadać... — wyrzęził ledwie słyszalnym głosem Theo. Oparł głowę na jego ramieniu. Liam instynktownie i nieco bez udziału woli odchylił się nieco do tyłu, jednocześnie wciągając go bardziej na swoje kolana. Teraz czuł cały jego ciężar, a co za tym idzie nie umknął mu fakt, że penis Theo był twardy. To zaledwie jeden pocałunek, a on... fala gorąca przetoczyła się przez jego ciało z ogromną siłą. Na chwilę wszystko widział przez czerwoną mgiełkę.
— Nie — zapewnił — Tylko... cholera. Tak na dobrą sprawę to właściwie nie wiem co robię — jęknął zły na samego siebie.
— Fajnie — prychnął Raeken i spróbował się podnieść. Liam uświadomił sobie, że musiał zostać źle zrozumiany, albo to on nie najlepiej dobrał słowa. Przytrzymał go mocnym szarpnięciem. Teraz, kiedy Theo instynktownie na niego warknął, ale nawet nie skrzywił się z bólu, Liam zaczął zauważać, że Mason mógł mieć sporo racji w kwestii, problematyczności zróżnicowania poziomu siły poszczególnych osób znajdujących się w intymnej sytuacji...
— Siedź — powiedział — Nie radzę sobie z ładnym dobieraniem słów, okay? Dlatego powiem najprościej jak się da. I to nie zostawi nam żadnych niedopowiedzeń... Mogę być... Nie. Jestem w tobie zakochany.
— Co?
— Miło by było, gdybyś nie wyglądał na tak przerażonego...
— Mówisz poważnie? — dopytywał się Raeken z wciąż tak samo rozszerzonymi źrenicami, że tęczówki prawie całkowicie pod nimi ginęły. Liam skinął głową, bo skoro powiedział to na głos, to teraz nie było sensu zaprzeczać — To co to było: "nie wiem co robię"?
— Bo nie wiem, kretynie — prychnął Liam. Boże, jak ten koleś go czasami wkurzał — Jestem beznadziejny, jeśli chodzi o kwestie... związkowo-romantyczne. Hayden...
— Hayden, to idiotka — odparł Theo z pogardliwym śmiechem — I nie jesteś w tym tak zły, jak ja. TY mi przynajmniej powiedziałeś... Dobra... A nie możesz się domyślić?
— Co? — Liam czuł się, jakby właśnie zsiadł z kolejki górskiej
— Czyli nie możesz. Okay. — Raeken zamknął oczy na trzy sekundy, odetchnął i powiedział — Odwzajemniam to. Też jestem w tobie zakochany. Kocham cię, szalony, młody, gniewny... — Tych epitetów pewnie znalazłby więcej, ale Dunbar znalazł skuteczny sposób na uciszenie wredoty. Ugryzł go w szyje.
***
Komentarz mile widziany. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro