Kilka niezawodnych sposobów na obudzenie Hulka. (Podryw w stylu Wolverina)
Mój bardzo dawno obiecany tekst dla innej osóbki piszącej z MCU (na ao3). Dzisiaj poprawiłam i w końcu opublikowałam.
Pomyślałam, że wrzucę Wam, aby umilić czas oczekiwania na Thiama XD.
***
Bruce Banner nie cierpiał aroganckich, sarkastycznych dupków. Okay, Starka był w stanie polubić dosyć szybko. To tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Tony, jednak poza byciem uszczypliwym, genialnym i cholernie głośnym, był także naprawdę świetnym kumplem i jako jedyny rozumiał jego obsesję na punkcie promieniowania i mutacji.
James Howlett, znany bardziej jako Logan bądź Wolverine, był całkowitym utrapieniem. Poważnie, tam gdzie Stark wiedział, że należy się wycofać i dać Bannerowi chwilę wytchnienia, ciszy i samotności, Logan dopiero się rozkręcał. Bruce po miesiącu zaczął się zastanawiać czy facet był tak znudzony pilnowaniem gromady nastolatków, że szukał wrażeń? A może to jakiegoś rodzaju zaburzenie psychiczne, skutkujące nieustannym, celowym wystawianiem się na niebezpieczeństwo?
Kiedy pojawił się w szkole Xaviera, dwa miesiące po rozpoczęciu semestru, by do końca roku zastąpić Hanka, Charles ostrzegał, że jeden z mieszkających wciąż na terenie placówki absolwentów, Pietro Maximoff, może być dla niego kłopotliwy. Dosyć niepewnie przyznał, że Maximoff na pewno spróbuje sprowokować go do uwolnienia Hulka. Chłopak faktycznie był tym zainteresowany, całe dwa tygodnie, ale gdy spostrzegł, że Bruce dawał radę w porę opanować przemianę, odpuścił. W zamian zaczął interesować się jego zajęciami i sam mianował się na: "najlepszego kumpla doktorka". Czasem nawet pomagał mu sprzątać po zajęciach. W końcu, to z czym Banner męczyłby się pół godziny, Pietro ogarniał w parę sekund. Bruce wciąż podchodził do tego nowego, nieco dziwnego znajomego z wyuczoną rezerwą, ale miło było mieć się do kogo odezwać.
Nikt nie powiedział mu, żeby jakoś szczególnie pilnował się przy Loganie. Jedynym, który go nie lubił był chyba Scott. Jednak to wydawało się mieć swoje uzasadnienie w zazdrości, więc Bruce nie zwrócił specjalnej uwagi na to, co Cyklop o nim mówił. Błąd.
James zachowywał się dokładnie, jak Tony w dniu ich poznania. Podchodził bezszelestnie, by odezwać się tuż za plecami Bruca. Niejednokrotnie przekraczał wszelką granicę przestrzeni osobistej. Chuchał mu gorącym, cuchnącym cygarami oddechem prosto w twarz. Poklepywał po plecach i ramionach. Zagadywał z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. Podśmiewywał się. Wyczekiwał aż Bruce wyściubi nos z laboratorium. Przez to wszystko mieli już kilka przymusowych remontów w sali wykładowej i w stołówce. Hulk za to bardzo polubił rzucanie ławkami w okna. Uczniowie, zdawali się podzielać upodobania zielonego faceta.
James zaczepiał go i podjudzał. To jakimś cudem Banner zdołał w końcu wyciszyć. Choć jego oczy po wymianie zdań z Loganem zawsze połyskiwały żywą zielenią. To sprawiło wyraźny zawód, narwanemu idiocie. Logan przez kilka dni obserwował go jedynie uważnie, a potem zaczął zagadywać o najróżniejsze sprawy z przeszłości. Niektóre z nich, jak choćby sprawa z Betty, wciąż wzbudzały sporo emocji. Kolejna wizyta Hulka. Tym razem, zielony gość skupił się na skopaniu tyłka Wolverinowi, dzięki czemu nie trzeba było nic więcej remontować. Dobre i to.
— Będzie żył? — zapytał niemrawo, kiedy Pietro wrócił od Logana, który po starciu z Hulkiem potrzebował nastawienia kilku kości.
— To twardy skurwiel — prychnął Maximoff — Depczący po nim Hulk, w porównaniu do tego co już przeżył to nic szczególnego.
— Dobrze — odetchnął z ulgą — Mam nadzieję, że to nieco zniechęci do dalszych prób...
— Podrywania cię? — wtrącił Pietro — Na to akurat bym nie liczył. James, jest tak samo uparty, jak trudny do zabicia.
— O czym ty...
— Serio, doktorku? Nie zorientowałeś się, że nasz drogi wojak smali do ciebie cholewki... czy jakkolwiek się na to mówiło w czasach waszej młodości? — zakpił — Czyli tak ze dwie dekady po dinozaurach — dodał już znacznie ciszej
— Co, jak, co? — wyjąkał raczej mało elokwentnie — Jaki wojak? Cholewki? I młode dinozaury? — wyglądało na to, że Xavier jednak słusznie ostrzegał go przed Pietro. Do tej pory Hulk nie budził się ponownie, wcześniej jak cztery godziny po ostatnim przejęciu kontroli. Tym razem nie minęło więcej niż czterdzieści pięć minut od odejścia zielono faceta, a on już czuł znajomą, gniewną energie czająca się tuż pod skórą.
— Taaak. Dokładnie to miałem na myśli. Bawimy się w Jurassic world i próbujemy odtworzyć wymarłe gatunki. Jakbyśmy nie mieli dosyć problemów z dogadaniem się w obrębie własnego... — mamrotał Maximoff pod nosem — Myślałeś, że co Logan próbował zrobić odkąd zacząłeś tu uczyć?
— Nie wiem! — warknął — Zmusić mnie do odejścia? Upokorzyć? Nudziło mu się i szukał sparing partnera? Zobaczyć Hulka?
— A mówią, że jesteś niemal tak samo bystry jak Stark — pożalił się sufitowi — Może i tak, jeśli chodzi o te, tam — wskazał głową w kierunku sprzętu laboratoryjnego — Mikroskopy, próbki i cząsteczki.
— To nie są takie, tam. Tylko wnikliwa, wielomiesięczna analiza mojego DNA.
— O tak, pamiętam — zaśmiał się — Wolverine niemal stracił rękę, chcąc zdobyć nieco krwi Hulka do twoich badań. Myślisz, że on daje się tak lać każdemu?
— Wydawało mi się, że cieszy go wymiana uwag i ciosów ze Scottem?
— To zupełnie inny rodzaj walki — odpowiedział Pietro — Puszą się i napinają. Parę razy byłem pewien, że jeszcze chwila, a wyciągną, by porównać, który ma większego — kontynuował już znacznie weselszym tonem — I nie mówię, że rozumiem dlaczego wciąż to robią, skoro Logan już jakiś czas temu przestał wodzić szczenięcym wzrokiem za Jean.
— Maximoff — Bruce westchnął ciężko — Do tej pory uważałem twoje gadulstwo za coś pozytywnego, taka przeciwwaga do mojego ciągłego zamyślenia i milczenia...
— Za dużo i niekoniecznie na temat, co?
— Dokładnie.
— Okay. Logan i jego kiepskie sposoby na podryw, oraz ty i twój brak zrozumienia wszystkiego, co nie jest związane z nauką. O tym chcesz posłuchać coś więcej?
— Może nie ubrałbym tego w te słowa — przyznał ostrożnie — Skąd właściwie wzięło ci się przeświadczenie, że James... umm... może chcieć
— Wyrwać, naukowego nerda w wełnianym sweterku i kwadratowych okularkach?
— Maximoff — powiedział ostrzegawczo
— Coś masz dzisiaj tendencję do walenia po nazwisku, doktorku — prychnął Pietro, szczerząc się przy tym złośliwie — Wiem, bo Logan nigdy nie był mistrzem subtelności. Właściwie, to wszyscy wiedzą.
— Co?! — wycharczał przez dziwnie zaciśnięte gardło
— Uhm... myśleliśmy, że nie jesteś zainteresowany i udajesz, że tego nie widzisz, bo nie wiesz jak go spławić — przyznał ze zmieszaniem — On nie grzeszy taktem, a ty jesteś taki... ostrożny z ludźmi. Jakbyś mógł uszkodzić kogoś, jedynie na niego patrząc. — Teraz, zamiast na niego, Maximoff patrzył gdzieś w podłogę — Wiesz to zabawne, ale próbowałem nawet z nim porozmawiać o tym czymś. O uczuciach — Pietro skrzywił się, jakby wypił wiadro soku z cytryny. — A uwierz, to było ogromne poświęcenie z mojej strony, Bruce. Doceń je. Nie wiem nawet który z nas jest w tym bardziej beznadziejny. Ja, ty czy on...
— I?
— Dowiesz się w swoim czasie. — stwierdził z zadowoleniem — Trzeba czegoś więcej niż wstrząsu mózgu i kilku złamanych kości, by zniechęcić do czegoś Jamesa "Logana" Howletta.
***
Każdy Komentarz mile widziany XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro