Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gorszy Dzień/ Steter


*Krótkie życzonka ;)

Korzystając z chwili wolnej od jedzenia i słuchania dalszej i bliższej rodziny (której się wydaję, że potrafi śpiewać, a tak naprawdę jadą na trzy głosy...)

Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt, pełnych żołądków, wyśmienitych humorów.

Tak, żeby żadna zgryźliwa ciotka czy kuzynka nie dała rady Wam zepsuć tych kilku leniwych dni ;)

Masy prezentów i słodkiego lenistwa :)

Noemi

*****


* Tu macie taki mały prezencik ode mnie:

Publikacja FF przewidziana na połowę stycznia :)

Każdemu z nas zdarza się mieć gorszy dzień...

Stiles nie jest wyjątkiem i czasami ma dosyć wszystkiego.


Do pewnego stopnia akcja jest osadzona w trzecim sezonie, ale wprowadziłam masę zmian.
Musiałam napisać jakiegoś dłuższego Stetera.


Rozdział 1


Stiles wie, że każdy czasami może mieć dosyć i że jemu także wolno się załamać. Po prostu jednego dnia czujesz, że wstanie z łóżka to dla Ciebie wyzwanie, kiedy każda najdrobniejsza czynność wymaga niesamowitych pokładów siły i samozaparcia. Trzeba zmusić swoje ręce do założenia swetra, a nogi do powolnego kroku. Później tempo wpatrując się w beżową ścianę pustego domu mechanicznie zaparzyć sobie kubek ulubionej kawy, która tego dnia wydaję się być wyjątkowo gorzka, ale to może przez to, że z odrętwienia zapomniałeś wsypać cukier. Kolejne godziny mijają monotonnie na walczeniu ze swoim umysłem i falami napływających wspomnień i uczuć magazynowanych z tyłu głowy.

Stiles jest tego wszystkiego świadomy, a mimo to ma do siebie pretensję, że jego też to dopadło. Ten letarg i uczucie dziwnej słabości. Chciałby być taki jak każdego dnia: z dużą ilością energii, gadatliwy i wspierający wszystkich dookoła. Problem w tym, że nie może... coś go blokuję i trzyma w pokoju. Łóżko kusi do tego, aby zwinąć się w kłębek pod kołdrą i udawać, że nie istnieję... wpaść w histerię i wypłakać wszystkie te łzy, które zgromadziły się w nim przez lata. Stiliński wzrusza ramionami i ten raz odpuszcza, bo to przecież nie tak, że jest im do czegokolwiek niezbędny.
Pierwsze słone krople wypływają powoli i z początku chłopak nawet ich nie zauważa. Nie ma pojęcia ile tak siedzi oparty o poduszki z nogami ciasno oplecionymi rękami. Sygnał telefonu brzmi na zbyt głośny i radosny jak dla jego nastroju. Wzdryga się lekko, ale szybko podnosi i odbiera.

- Halo?- Głos ma lekko zachrypły i dziwnie drżący. Stara się dyskretnie odchrząknąć.
- Dzwonili do mnie ze szkoły.- Odzywa się jego ojciec.- Ale słyszę, że coś inaczej Cię słychać...
- Tak chyba mnie coś złapało, przepraszam.- Mówi cicho
- Nie musisz... to zrozumiałe. Potrzebujesz mnie?- Stiles bardzo chce powiedzieć, że tak: chce żeby ten raz do cholery wrócił wcześniej do domu, bo on czuję się dziwnie i chciałby tylko mieć tę świadomość, że nie jest sam. Jednak w tle słyszy głos zastępcy ojca mówiący coś o nowym ważnym tropie. Dlatego bierze dwa głębokie oddechy zanim mówi upewniając się, że będzie brzmiał na pewnego tego, co mówi.
- Nie dam sobie radę... to pewnie tylko wirus. Nic mi nie będzie: łyknę jakieś proszki i położę się spać.- Nie lubi okłamywać staruszka, ale co właściwie innego miałby mu powiedzieć?
- Dobrze... prawdopodobnie wrócę dopiero jutro. Znaleźliśmy coś nietypowego.- Ojciec brzmi na lekko zestresowanego, albo może nawet na wystraszonego, ale Stiles tego dnia nie ma siły na interwencję i grzebanie się w policyjnych aktach.
- W porządku... Wiesz tato czuję się nie szczególnie, chciałbym już...
- Tak, tak. Do jutra!- Woła jeszcze szeryf zanim przerywany sygnał oznajmia zakończenie połączenia. Nastolatek odkłada urządzenie na biurko i przez chwile przygląda się swojemu laptopowi... może obejrzeć jakiś serial i zająć czymś myśli?
- Nie mam siły...- Wzdycha i szura nogami w drodze do kuchni, wrzuca brudne kubki do zlewu i sięga po czysty. Kolejna herbata. Sączy gorący płyn przy stole zastanawiając się, co konkretnie przesądziło jego dzisiejszym nastroju. Nie potrafi pojąć, że to zupełnie w normalne czasami mieć dosyć wszystkiego. Jeden dzień, podczas którego problemy wydają się być rozmiarów Statuły Wolności. W sumie to może natłok i dynamiczność nietypowych zdarzeń lekko go wykoleiły. Ciężko tak wrócić na odpowiedni tor, kiedy się już z niego wypadnie.

Wspomnienia napływają do niego z każdego zakamarku domu. Ma wrażenie, że kiedy się odwróci zobaczy mamę pochyloną nad kuchenką lub stającą na palcach i próbującą dostać coś z najwyższej półki. Zaciska powieki i zmusza się do odcięcia od tych obrazów. Może są przyjemne, ale powrót do rzeczywistości zawsze jest później bolesny. Wspina się z powrotem do swojego pokoju i zatrzaskuję drzwi, po kilku minutach cisza zaczyna dzwonić mu w uszach i robi się nie do wytrzymania. Dlatego włącza radio na swoją ulubioną stację. Jednak to nie wystarcza, bo dźwięk nie jest w stanie zapełnić tego poczucia samotności i beznadziei promieniującego z każdego zakątka tego pokoju.
- Kurwa...- Wzdycha Stiles.- Przecież to nie tak, że to nowość... dlaczego to tak we mnie dzisiaj walnęło?- Zastawia się, bo prawda jest taka, że już jakiś czas czuję zmieniającą się dynamikę w ich grupie. To jak jest spychany na dalszy plan, bo jest tylko człowiekiem. Scott zaczął bardziej polegać na Laheyu. Stiliński czasami żałował, że wtedy wyciągnął McCalla na poszukiwania ciała. Gdyby nie jego upór wszystko byłoby po staremu. Teraz też nikt jakoś specjalnie nie darzy go sympatią, Lydia nadal nie wiedziała o jego istnieniu, a stado razem z Derekiem na czele miało go za nieprzydatny dodatek do Scotta. Nawet nie potrzebował jakiś super mocy żeby to wiedzieć... Najgorsze w tym wszystkim było to, że tracił najlepszego przyjaciela, ale w sumie im bliżej Scott był z watahą tym był bezpieczniejszy. W świecie gdzie rodzina jego dziewczyny to psychopatyczni łowcy, a zmutowane jaszczurki pomykają sobie na wolności nie wolno lekceważyć siły, jaka drzemie w Sforze. Dlatego Stiles siedział cicho i się nie skarżył, kiedy McCall odwoływał kolejne spotkania czy odsuwał go dalej od najnowszych wydarzeń. Coraz rzadziej odbierał telefony od Stilińskiego i czasami szatyn zastanawiał się, kiedy nadejdzie moment, którym całkowicie urwie się ich kontakt, a on zostanie sam.

Jedyną osobą, która myślała, że jest coś wart był Peter... nawet, jeśli Stiles odganiał od siebie te myśli jak tylko mógł. To jednak fakty były niepodważalne. Samo to, że Hale zaproponował mu ugryzienie, co prawda nastolatek się nie zgodził. Jednak teraz, gdy był tak samotny nie był już taki pewny, że pojął słuszną decyzję, bo o ile nie korciło go wycie do księżyca i mordowanie ludzi to jednak zawsze był mocno zafascynowany więziami pomiędzy członkami stada.
- Źle ze mną.- Jęknął, bo rozważanie wilkołactwa, jako sposobu na zapełnienie emocjonalnej pustki to czysta desperacja, a on nie lubi w ten sposób myśleć o sobie. Chciałby być tak niezależny ja tylko można. Zastanawia się czy skorzystanie z zapasu Whisky ojca będzie czymś bardzo złym? Wie, że alkohol to nie jest rozwiązane problemów, ale chwilowo nie widzi nic innego, co przyniosłoby mu, chociaż chwilę ulgi. Zagląda niepewnie so sypialni szeryfa i na chwilę jego spojrzenie zawiesza się na starych fotografiach, tych, kiedy byli jeszcze we trójkę. Coś szarpie go boleśnie za serce i wyrywa mu się krótki szloch. Potrząsa głową i zmusza się do oderwania wzroku i przeniesienia go na komodę. Tam znajduję się cel jego wyprawy. Odkrył to rok temu podczas sprzątania... i nie wiedział, co ma zrobić, bo krótko po śmierci żony John miał trochę problemów z nadużywaniem. Jednak potrafił się opamiętać, kiedy Melissa zasugerowała mu, że jak tak dalej pójdzie to opieka odbierze mu syna. Najgorsze było to, że Stiles słyszał każde słowo z ich rozmowy... Nawet to, że ojciec zastanawiał się czy tak nie byłoby lepiej, bo tak bardzo przypomina matkę. Wtedy jedyny raz był świadkiem jak matka Scotta traci panowanie, spoliczkowała jego ojca i to chyba otrzeźwiło go do końca. Jednak on nigdy nie zapomniał tego, co podsłuchał.

Wygrzebuję spod stosu gazet nienaruszoną butelkę i chwilę waży ją w ręce. Poddaje się z westchnięciem, schodzi jeszcze po jakąś szklankę i wraca do pokoju. Zarzuca na plecy polarowy koc i siada po turecku na materacu. Niepewnie otwiera butelkę i nalewa sobie odrobinę, bierze krótki wdech i upija trochę alkoholu. Czuję jak szczypię go w język, a potem gardło i rozchodzi się dziwnie przyjemnym ciepłem po jego ciele. Z odtwarzacza nadal słychać cichą muzykę i przez chwilę jego umysł zajmuję znalezienie tytułu do granej właśnie piosenki. „Whataya Want from Me" Adam Lambert. Śmieję się gorzko, bo jego problem polega właśnie na tym, że od niego nikt nic nie chce, a on lubi czuć się potrzebny. To do tej pory dawało mu jakiś cel, wszystko to, co trzeba było wiedzieć, znaleźć lub zrobić. Teraz czuję się całkowicie zbędny dla świata i nie jest to przyjemne uczucie. Opróżnia do dna szkło i nalewa sobie tym razem prawie do pełna, kilka sekund przygląda się bursztynowej cieczy. Pozwala rzeczywistości i wszystkim odkładanym na potem zmartwieniom wypełznąć na powierzchnie Nie ma pojęcia ile tak siedzi pochłaniając cierpki trunek, ale musiało minąć trochę czasu, bo za oknem robi się powoli ciemno, a księżyc pokazuję się na niebie. Pełnia, bo jakżeby kurwa inaczej?!

Przeciera zaczerwienione oczy, i stwierdza, że nie ma siły już na nic... nawet na płacz. Chciałby móc się komuś wyżalić, albo po prostu posiedzieć z kimś w ciszy. Nic wielkiego mogłoby się wydawać, ale jednak sama czyjaś obecność mogłaby mu pomóc. Robi się chłodno, więc ciaśniej otula się kocem, a stopy wsuwa pod kołdrę. Zmienia pozycję tak by plecami opierać się o zagłówek łóżka i prostuję nogi, czuję jak tak zwane mrówki biegają mu wzdłuż całej długości kończyn. Krzywi się lekko na to uczucie, a kiedy wychyla się by zaświecić lampkę przy łóżku kręci mu się w głowie. Spogląda na butelkę i widzi, że wypił prawie połowę...


Powstanie osobna książka :) Tylko chciałam Wam coś dać na święta, a kompletnie nie miałam czasu pisać ( Zapalił mi się olej na patelni... słowo daję, że odwróciłam się dosłownie na minutkę :(.... ściana do malowania ),

Tego Stetera mam kilka rozdziałów do przodu :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro