Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Całe życie z wariatami!

 Nie wiem co to jest.

Wińcie moją koleżankę, Kingę. Tonę czekolady i wino musujące XD

Żadne Błędy Niesprawdzane

AU - bez wilkołaków. wszyscy są ludźmi. Pożaru domu Hale'ów nie było, chociaż Kate bardzo chciała aby był.

UWAGA! Crack&Humor w wersji Noemi!

***

Chris, ani tym bardziej Allison nie spodziewali się nalotu rodzinnego w zwyczajny, niedzielny poranek. Odkąd oboje z Victorią zgodnie stwierdzili, że lepiej żyje im się osobno niż razem, poziom ich wzajemnej sympatii znacznie wzrósł.

Niestety część rodziny Chrisa nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Bo jak to tak: rozwód? W końcu lepiej byłoby, aby unieszczęśliwiali się wzajemnie do końca życia.

Victoria, która ponad rodzinę od zawsze ceniła swoją pracę. Naprawdę nie było drugiej tak krwiożerczej prokurator w całych Stanach, a może i na świecie. Przestępcy wyraźnie truchleli po usłyszeniu kto będzie ich oskarżycielem, a jak Victoria wchodziła na salę w tych swoich nieodłącznych szpilach z czerwonymi podeszwami, cała wola walki gasła w obrońcach...

Chris z kolei nigdy nie interesował się kobietami. Niestety był zbyt wielkim tchórzem oraz za bardzo lubił pieniądze z rodzinnej fortuny, aby się kiedykolwiek ujawnić. Na szczęście po ślubie otrzymał pewną sumę, dzięki której otworzył sklep z bronią. Potem kolejny. Obecnie miał ich sześć w całym stanie.  Do tego trzy strzelnice, a wisienką na torcie były turnieje strzeleckie dla amatorów, które organizował za zgodą i przy pomocy szeryfa Stilinskiego.

Teraz staruszek Gerard, mógł go co najwyżej pocałować w nieumytą piętę.


***

Poranek zaczął się bardzo niepozornie, leniwie i całuśnie. Jak większość niedziel odkąd Chris Argent, czterdziestotrzyletni rozwodnik związał się z dziewiętnaście lat młodszym chłopakiem. Całe szczęście, że Allison była jedynie rozbawiona do łez tym, że staruszek uwiódł jej najlepszego przyjaciela.

Allison im kibicowała. Victoria wiedziała i miała to w tak głębokim poważaniu, jak większość spraw związanych z byłym mężem. Czyli wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku...

Do czasu przybycia jego rąbniętej, młodszej siostry.

Możliwe, że w okolicy krążyły całkiem uzasadnione plotki, o próbie podpalenia domu jej byłego, licealnego chłopaka. Porwaniu i przetrzymywaniu wbrew woli. Licznych włamaniach. Nagabywaniu i prześladowaniu.

A tak się składało, że jej były chłopak, to jeden z lepszych przyjaciół jego obecnego partnera więc...

***

— Allison, dlaczego twój młody człowiek zwisa z balkonu w samych bokserkach? — zapytała Kate głosem słodkim jak miód z cyjankiem

— Nie mój. — warknęła Allison przez zęby. Między nimi nigdy nie układało się zbyt dobrze. Niechęć do ciotki Kate, jego córka z pewnością odziedziczyła zarówno po nim jak i po Victorii. To się skumulowało i... powiedzmy, że lepiej było nie zostawiać ich dwóch w jednym pomieszczeniu z ostrymi przedmiotami. — Ojca

— No, no — zagwizdała patrząc na Chrisa z uśmieszkiem — Syn szeryfa? Nie boisz się, że stary Stilinski odstrzeli ci fiuta jak dowie się, że...

— John wie. — ostudził jej zapał — Potrzebował jedynie dwóch tygodni by dojść do wniosku, że jestem lepszą opcją niż szczeniak Whittemorów, który nie mógł się zdecydować czy woli być ze Stilesem czy Lydią Martin. W efekcie czego chodził z nimi obojgiem na raz.

— Szkoda dziewczyny...

— Zupełnie niepotrzebnie. Panna Martin ma się świetnie. Właśnie ukończyła MIT i świętowała to kasując porsche Jacksona, koparką pożyczoną od Isaaca Laheya. Dostała grzywnę i pouczenie, oczywiście.

— Oczywiście, a wiesz to bo?

— Och nie wspominałem? Lydia to najlepsza przyjaciółka mojej córki...

— I narzeczona Dereka Hale'a — wtrąciła All znad swojego śniadania — Ile z nami zostaniesz, ciociu? Może zdążycie na siebie wpaść...


***

— DEREK! Ty wielki, bezmózgi, nieogarnięty brwiozroście!

— Styyyyy — potężne ziewnięcie — nsky! Miałeś używać kluczy tylko w nagłych wypadkach, pamiętasz? — zapytał Hale nawet nie podnosząc głowy z poduszki. Człowiekopodobny kształt leżący obok niego wydał dźwięk przypominający warknięcie. Sądząc po końcówkach rudych loków wystających spod kołdry, to była jego wściekła, ledwie przebudzona narzeczona. Stiles starał się jej unikać jak tylko mógł. Czuł się nieco niezręcznie w towarzystwie kobiety, z którą przez jakiś rok dzielił faceta nawet o tym nie wiedząc...

— To jest nagły wypadek! — zaznaczył, przypominając sobie w porę dlaczego przygnał tutaj z prędkością światła — Kod: Modliszka. Modliszka, stary!

— Co? — wyjąkał Hale patrząc na niego jak na szaleńca

— Sam wymyśliłeś takie hasło, a teraz nie pamiętasz. Co jest z tobą nie tak, człowieku? — prychnął z dezaprobatą — Siostra Chrisa jest w mieście. Jest w jego domu i widziała jak stamtąd wychodzę...

— ... uciekam, chciałeś powiedzieć? — zapytała Martin nadal nie wyściubiając nosa spod przykrycia. Stiles zaczął mieć pewne uzasadnione podejrzenia, że oni są nadzy. To wyjaśniałoby też dlaczego, żadne z nich nie pofatygowało się aby go wykopać za drzwi. W końcu była siódma rano w niedzielny poranek. O takiej porze nie śpią tylko kompletni szaleńcy.

— Niech ci będzie: uciekłem. Ty też byś uciekła. Ona. Jest. Stuknięta.

— Wiesz... on może mieć trochę racji, skarbie — przyznał Derek — Za każdym razem jak Kate jest w Beacon Hills, dzieją się wokół mnie dziwne rzeczy...

— Powiedzmy to wprost. Babka ma na twoim punkcie jakąś niezdrową obsesję — uściślił Stilinski — Kiedy zerwałeś z nią w liceum, ruszyła na twój dom z kanistrem paliwa. Wysłali ją na trzy miesiące do psychiatryka.

— No o tym wiedzą wszyscy — przytaknął

— Potem do ciebie wypisywała. Wystawała pod twoim domem, dopóki nie dostała zakazu zbliżania.

— Taaak

— Odurzyła i porwała?

— Sam się upiłem. Dostałem awans na porucznika w straży. Miałem prawo napić się z chłopakami!

— Nikt nie twierdzi, że nie... — wymamrotała Lydia, wreszcie wychylając głowę spod przykrycia — Naprawdę cię porwała?


— Tak mi się wydaję. Obudziłem się w Vegas... chyba chciała się ze mną ożenić czy coś. Nie sądzę,  żebym poszedł z nią z własnej woli, nawet będąc zalany w trupa.

— Ciekawe czy Lahey pożyczy mi jeszcze koparki. Zdaje się, że mam do wykopania mały dołek... taki na dwa metry głębokości.

— Yhm, Martin ty wiesz, że rozmawiasz z synem szeryfa?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro