Johann Andre Forfang x Daniel-Andre Tamde
Tu już bardziej klasykiem hahah
~Herbatka~
Stałem przy otwartej szafce w kuchni. Chciałem napić się herbaty, jednak ilość i różnorodność tych, które miałem w mieszkaniu była porażająca. Nie wiedziałem którą wybrać.
Chciałem zrobić wyliczankę, ale to byłoby nie sprawiedliwe i faworyzujące tę, która zostanie wybrana z pomocą losu.
Chciałem również spróbować metodą odrzucania.
Mięta odpada, melisa też, właściwie na rumianek również nie miałem ochoty. Odrzuciłem trzy, no to jeszcze zostaje pięć. Nie wiele pomogło.
Stałem nad pułkami od dobrych kilku minut, noo, jeśli nie kilkunastu... Dobrze że nie nastawiłem od razu wody w czajniku, bo już by mi stygła.
Z bezsilności nieświadomie zacząłem zamykać i otwierać szafeczkę, z każdą chwilą coraz szybciej i szybciej. Stukanie drzwiczek mebla o framugę z każdym zamknięciem ich stawało się coraz głośniejsze.
Otwórz. Zamknij. Otwórz. Zamknij. Otwórz. Za-
Wtem poczułem coś na ramieniu. Automatycznie przerwałem swoje ruchy i skupiłem się na... ręce? To była czyjaś ręka.
Dotknęła mojego braku, i powoli oraz delikatnie zaczęła zsuwać się w stronę łokcia. Pogładziła zgięcie mojej kończyny, po czym wędrowała dalej, aż na dłoń.
Już wiedziałem do kogo należała. Poczułem go. Poczułem jego bliskość, jego zapach, jego oddech na moim karku.
Jego palce splotły się z moimi, a ja obserwowałem ten gest, niczym obraz, i to wyjątkowo piękny obraz. Dostrzegałem sztukę w każdym aspekcie życia. Momentalnie naszła mnie chęć namalowania naszych splecionych dłoni, lecz szybko się ulotniła, gdy poczułem palce dotykające mojego biodra. Równie powoli i delikatnie.
Wtedy zdałem sobie sprawę jak wielki spokój i ulga oblała całe moje ciało, mimo iż wcześniej nawet nie zauważyłam jak bardzo spięty byłem.
- Znowu nie mogłeś się zdecydować? - wyszeptał prosto w moje ucho. Poczułem w jego głosie delikatna nutę rozbawienia.
- Niewykluczone - wymamrotałem wciąż patrząc przed siebie, wciąż nie odwracając się w stronę chłopaka. - Powinieneś dostać szlaban na kupowanie herbaty. To wszystko twoja wina.
- Kochanie, ale ty nie wytrzymasz dnia bez herbaty - zaśmiał się, a ja uznałem ten moment za odpowiedni na odwrócenie się do niego twarzą w twarz.
- Dobrze wiesz o co mi chodziło. Nie łap mnie za słówka. - Chłopak wywrócił oczami, i wyciągnął rękę w stronę szafki.
- Zrób sobie tą - podał mi białą, malinowa herbatę.
- Dlaczego ta? A co z resztą? Jak im to potem wytłumaczę? Jesteś cholernie nie sprawiedliwy Daniel!
Odusnałem się do tyłu uderzając głową w kant wciąż otwartych drzwiczek. Z moich ust wyrwał się syk, a zanim moja ręką zdążyła powędrować na obolałe miejsce, wyprzedziła ją ta, należąca do chłopaka.
- Daj pocałuję - powiedział i zaczął pochylać się w stronę mojej głowy.
Wpierw chciałem zaprostestować, jednak zaraz dotarło do mnie jak bardzo chce poczuć te usta na swoim ciele. Gdziekolwiek, byle tylko znów je poczuć...
Daniel dotknął ustami miejsca na boku mojej głowy i trzymał tak przez kilka, a może kilkadziesiąt kolejnych sekund.
- Johann? - wyszeptał niemalże nie odrywając swoich warg. Mruknąłem cichutko na znak zapytania. - Pocałuje Cię. Dobrze? - Jeszcze zanim sens tych słów doszedł do mojej głowy, już nią kiwałem.
Potrzebowałem tego. Strasznie tego potrzebowałem. Nie rozumiałem dlaczego tak rzadko to robiliśmy.
Wiedziałem o tym jak Daniel delikatnie się że mną obchodzi. Ale przecież to było tylko całowanie. Nic złego, nic niebezpiecznego - dopóki robisz to z odpowiednią osobą. Ale ja wiedziałem. Wiedziałem że on był odpowiednią osobą.
Pogrążony w pocałunku dziękowałem w myślach światu za dar jakim mnie obdarzył. Za mojego Daniela.
- Zrobię Ci ta herbatkę - przerwał Daniel, nie odsuwając się jednak niemalże wcale od mojej twarzy.
- Herbatka poczeka. - Wyszeptałem po czym ponownie złączyłem nasze usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro