Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sto lat Ben! ❤

Scotland Yard poprosił go o pomoc, ale kiedy się u nich zjawił, dali mu najnudniejszą sprawę, jaką mieli.

Gavin przez cały czas unikał go jak ognia, a Donovan i Anderson nawet się nie odezwali, tylko grzecznie stali obok, obserwując Sherlocka.

Sam Sherlock zauważył ukradkowe spojrzenia kierowane w jego stronę, ale ignorował je, jak zwykle.

Rozwiązał sprawę w godzinę, więc postanowił wrócić do swojego mieszkania - pieszo.

Pogoda nad Londynem sprzyjała od kilku dni, więc mieszkańcy chętnie z niej korzystali. Każdy z nich był ubrany w letnie ubrania, ale nie Sherlock. On miał na sobie swój tradycyjny płaszcz i garnitur z fioletową koszulą, jedyne, co zniknęło z jego ubioru, to szalik. Od kilku dni leżał zapomniany w jego sypialni, gdzie zostawił go jakiś czas temu.

Ludzie oczywiście spoglądali na niego dziwnie, ale nie przejmował się tym. Chciał jak najszybciej wrócić do mieszkania i zagrać jakiś utwór na swoich skrzypcach.

Już prawie był przy Baker Street, kiedy telefon w płaszczu wydał charakterystyczny dźwięk przechodzącej wiadomości.

Sherlock spojrzał na ekran urządzenia i otworzył aplikację wiadomości.

"Wsiądź do czarnego samochodu twojego brata. Zawiezie cię tam gdzie aktualnie jesteśmy, nikogo w mieszkaniu nie ma.

JW"


Młodszy Holmes przewrócił oczami i rozejrzał się dookoła ulicy. Dostrzegł niedaleko czarną limuzynę i ruszył w jej stronę, przy okazji chowając telefon z powrotem do kieszeni płaszcza. Szofer wysiadł z samochodu i otworzył Sherlockowi drzwi. Ten natychmiast wsiadł i zamknął oczy, gdy poczuł, że limuzyna rusza. Zagłębiał się w swoim pałacu pamięci, aż nie dojechali na miejsce.

Sherlock rozejrzał się po małej polance, na której się zatrzymali. Szofer ponownie otworzył mu drzwi, a młodszy Holmes wysiadł i spojrzał na zbliżającego się do niego Johna z Rosie na rękach.

- Witaj, John - powiedział i wziął swoją córkę chrzestną na ręce, a dziewczynka natychmiast wtuliła się w wujka.

- Część, Sherlock - odpowiedział, nadal patrząc na swoją córeczkę z wielkim uśmiechem. - Wybacz, że tak nagle cię ściągnęliśmy, ale mała nie mogła się już doczekać - Wskazał głową szczęśliwą dziewczynkę w ramionach przyjaciela.

- Rozumiem. - Sherlock poprawił sobie dziecko na rękach i uśmiechnął się do niego lekko. - Gdzie Mary?

- Och, chodź, czeka na nas. - John skinął swojemu przyjacielowi głową, by ten poszedł za nim.

Szli już dziesięć minut, kiedy John zatrzymał się nagle i wyjął telefon, by przeczytać wiadomość.

- Muszę wziąć Rosie i pójść na chwile do samochodu - mówił, zabierając niezadowoloną dziewczynkę z rąk Sherlocka. - Idź prosto tą dróżką, aż nie usłyszysz szumu wody - Blondyn pokazał wspomnianą ścieżkę - a kiedy już tam będziesz, skręć w prawo i przejdź przez liście płaczącej wierzby. Rozumiesz? - zwrócił się do przyjaciela. Ten prychnął z kpiną i spojrzał na blondyna jak na idiotę.

- Oczywiście, że rozumiem, John. Nie myśl, że jestem tak głupi jak Anderson - powiedział i ruszył we skazanym kierunku. Gdyby się teraz obrócił, mógłby jeszcze zobaczyć zadowolony uśmieszek Watsona.

~*~

Szedł już kilka minut, kiedy zobaczył rozwidlenie dróg, a także usłyszał szum wody. Skręcił w prawo, by po pięciu minutach odsłonić dość długie liście płaczącej wierzby.

Sherlock zasłonił twarz, kiedy słońce poraziło swoimi promieniami jego szaroniebieskie oczy. Kiedy już je odsłonił i wystarczająco przyzwyczaił się do jasnego światła, ruszył dalej, by po chwili stanąć jak wmurowany.

Znajdował się na pięknej polance, otoczonej płaczącymi wierzbami. Na polanie kwitły piękne odmiany kwiatów, a niedaleko niego znajdowało się małe jeziorko w skale z miniaturowym wodospadem. Sherlock rozejrzał się jeszcze raz, powoli podchodząc do jeziorka i natychmiast zauważając, że w wodzie pływają rybki koi. Były one wyjątkowo małe, jak na swój gatunek, ale Sherlockowi to nie przeszkadzało.

- Niespodzianka! - krzyknęli wychodzący zza drzew ludzie. Sherlock momentalnie spiął się, kiedy usłyszał krzyk. Powoli odwrócił głowę, by zobaczyć, kto zakłóca tutejszy spokój. Ku jego zaskoczeniu, ujrzał dość sporą grupkę.

Na polanie stanęła połowa ludzi ze Scotland Yardu z Andersonem i Donovan na czele. Obok nich stała Molly Hooper, Pani Hudson, Greg Lestrade, John z Mary i Rosie. Ku niemałemu zaskoczeniu Sherlocka, stał tam też jego starszy brat - Mycroft.

Młodszy z Holmesów powoli podniósł się z klęczek i spojrzał na nich uważnie. Każdy z nich - nawet jego brat! - uśmiechał się do niego.

- Co to ma znaczyć? - zapytał chłodno. Jego brat westchnął i podszedł do niego.

- Który dzisiaj mamy dzień, Sherlocku?

- Dziewiętnasty lipca... Och.

- Dokładnie, "och", braciszku. Wszystkiego najlepszego.

Sherlock spojrzał na niego nieufnie i popatrzył jeszcze raz na Johna, który uśmiechnął się głupkowato w jego stronę.

- Nie patrz tak na mnie, Sherlock. Powinieneś pamiętać o swoich urodzinach.

- Zbędna informacja. Tylko zaśmieca mi pałac.

Watson przewrócił oczami i podszedł, by uściskać przyjaciela. Każdy po kolei zaczął składać mu życzenia, co Sherlocka zaczynało troszeczkę irytować, a w szczególności dziwne uczucie, które pojawiło się w jego sercu. Próbował zdefiniować, co to może być, ale bez skutku. Poddał się więc i cieszył przyjęciem urodzinowym. Zabawa jak zwykle zaczęła się od rozpakowywania prezentów, a następnie zjedzenia ciasta.

Aktualnie siedział na jednym z kamieni przy jeziorku i spoglądał na bawiącą się niedaleko niego Rosie. Inni dość dobrze się bawili w swoim towarzystwie, ale dla niego samego było to trochę dziwne odczucie. Dlatego dyskretnie wziął chrześnicę i usiadł na tym właśnie kamieniu. Z rozmyślań wyrwało go chrząknięcie obok niego. Spojrzał w górę i napotkał wzrok swojego brata.

- Mógłbym się dosiąść? - zapytał, a gdy otrzymał potwierdzające skinienie, usiadł. - Spodobało ci się to miejsce, prawda?

- Owszem, tutaj jest bardzo odprężająco.

- O tak, dlatego, braciszku, uznaj to miejsce za twój prezent urodzinowy ode mnie.

Sherlock spojrzał niedowierzająco na Mycrofta i zobaczył wielki uśmiech zdobiący jego twarz.

- Jak?

- Już dawno myślałem nad tym, a raczej od kiedy natknąłem się na listy z dzieciństwa.

Żaden z Holmesów nie zauważył grupki ludzi przesłuchujących się ich rozmowie.

- Listy?

- Tak, braciszku, listy. Mogłeś już dawno usunąć to wspomnienie z twojego pałacu, ale ja pamiętam to doskonale. - Mycroft spojrzał na brata i kontynuował. - Pisałeś tam, że chciałabyś mieć takie miejsce, gdzie mogłabyś uciekać i spędzać czas by się odprężyć. Byś mógł uciec od wszystkich problemów, jakie byś spotykał na swojej drodze.

- Naprawdę musiałem to usunąć, nic z tego nie pamiętam.

Mycroft parsknął, rozbawiony, a Sherlock uśmiechnął się nieznacznie, obserwując brata.

- Cały ty, ale wracając. Opisałeś to miejsce, wiesz? Chciałeś mieć rybki takie jak w Japonii, kiedy byliśmy tam na wakacjach. Prosiłeś także o płaczące wierzby, które ci się spodobały, o polankę, na której rosłyby różne odmiany kwiatów. O mały wodospad przy jeziorku. Pragnąłeś, by polanka była otoczona wierzbami. I o jaskinię, gdzie miałbyś dom, byś mógł tam na jakiś czas zamieszkać - Starszy Holmes zaczerpnął powietrza i spojrzał na szkliste oczy brata. - Odkąd je pozna lazłem, zacząłem opracowywać plan. Rodzice także pomagali, ale kiedy zmarli, załatwiłem ludzi, którzy na mój rozkaz stworzyli to miejsce. - Mycroft wskazał ręką całą polankę. - Co roku dodawałem tu nowe pomysły, aż byłem pewien, że wszystko jest już gotowe. Powiedziałem o tym miejscu Johnowi, kilka tygodni przed twoimi urodzinami. On zajął się już resztą, jeśli czegoś potrzebował, chętnie mu pomagałem. To miejsce jest takie jak z twoich listów, jest twoim rajem.

- Z-zrobiłeś to dla mnie? - zapytał niedowierzająco Sherlock. Mycroft spojrzał na brata czule.

- Owszem - potwierdził. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko, drogi bracie, wszystko, byś był bezpieczny i szczęśliwy.

Sherlock spojrzał na swojego starszego brata, po czym go przytulił. Każdy, kto im się przyglądał, patrzył na to w szoku. Nikt z nich nie spodziewał się czegoś takiego po socjopatycznych braciach Holmes.

- Kocham cię, Mike - szepnął brunet, a jego brat przytulił go mocniej.

- Ja ciebie też, Sherly - wyszeptał i spojrzał na Johna, który mrugnął do niego. To właśnie Watson przekonał go, by pierwszy pogodzić się z bratem. Musiał przyznać, że były żołnierz jest bardzo uparty, jeśli na coś się uprze. Zaśmiał się cicho i pogładził Sherlocka po plecach, przymknął oczy i trwali w uścisku jeszcze przez kilka minut, napawając się ponowną braterską miłością.

~*~

I jak?
Pisałam tego shota o 2:13 i jestem z tego one shota bardzo dumna.
Na początku nie miałam pomysłu na tego one shota, ale kiedy zaczęłam już pisać to samo tak z siebie wyszło.
Mam nadzieję, że się spodobało.

Napiszcie mi co sądzicie o takich one shotach na moim profilu.

Mogłabym tworzyć takie shoty, na wasze życzenie ^^ tylko musielibyście mi napisać czy to ma być z fantastyki, z akcją itd.
I jakie uniwersum, chodź ja osobiście preferuję Sherlocka 😍

Tak więc:

Sto lat dla kochanego Benedicta Cumberbatch, który dzisiaj obchodzi swoje czterdzieste pierwsze urodziny! ❤

Moją betą była oczywiście kochana Venuska323, której bardzo dziękuje😍

Do następnego.
Bay~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro