Będziesz bezpieczny. | Mandzio x Ignacy (ft. Gimper)
Wiem tylko tyle, że nigdy nie wyprowadziłbym się od rodziców, gdybym wiedział co mnie spotka.
Nie pamiętam dokładnie kiedy to się zaczęło. Wymazywałem z pamięci każdy moment, od czasu przeprowadzki do Tomka, do teraz. Każdego dnia, łudziłem się na to, że jednak będzie dobrze. Że nie będę się musiał martwić o zakładanie długich bluz czy swetrów kiedy ktoś do nas przychodzi. Że nie będę musiał udawać, że wszystko jest dobrze.
Wszedłem do kuchni po cichu, witając się jak zawsze z Tomkiem. Od kiedy rano otwierałem oczy, moje serce zaczynało szybciej bić ze strachu przed nowym dniem. Tak jak teraz.
Niepewnie otworzyłem szufladę i wyciągnąłem łyżkę. Następnie chwyciłem miskę i płatki z szafki. Czułem na sobie wzrok Tomka co mnie niesamowicie dekoncentrowało. Jeden nieuważny ruch i...
Paczka wytrąciła mi się z ręki a kilka kolorowych kulek wysypało się na szary blat.
Przełknąłem głośno ślinę. Nie zdążyłem wykonać najmniejszego ruchu, a już poczułem ogromny ból na moim nadgarstku. Gimper zaciskał na nim swoją silną dłoń, mierząc drugą w moją twarz.
- Tomek... Błagam cię, przestań. - załkałem cicho, instynktownie mrużąc oczy. - Dlaczego mi to robisz...
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko z pogardą na mnie spojrzał. Zamachnął ręką i wymierzył mi siarczystego policzka. Pozostałem z głową obrócona w tę stronę w którą zarzuciło mnie po uderzeniu. Niesamowicie piekło mnie miejsce w które wymierzył mój współlokator. Mimo to, nie miałem już siły płakać. Już dawno przyzwyczaiłem się do tego bólu. Płakałem tylko nocami, kiedy byłem sam i rozpierał mnie ból psychiczny.
- Kiedyś mnie kochałeś... - szepnąłem tak, że nawet nie byłem pewien czy szatyn to usłyszał.
- Głupi grubas. - niemal, że splunął na mnie po tych słowach. - Wypierdalaj na górę. Wróć wieczorem, tylko ubierz się ładnie, bo mamy gościa.
Posłusznie wszedłem na górę i wszedłem do swojego pokoju. A raczej klitki. Kiedy przeprowadziłem się tutaj spałem z Tomkiem. Byliśmy na prawdę dobraną parą, kochaliśmy się. Nie mam pojęcia kiedy zaczął mnie bić i znęcać się nade mną.
Cały dzień leżałem na łóżku, starając się nie myśleć o wielkim uczuciu głodu. Nie jadłem nic od wczorajszego popołudnia. Działowy zamówił pizze i zawołał mnie abyśmy zjedli ją razem. Już myślałem, że może w końcu się coś zmieniło, jednak po wszystkim wyzwał mnie od grubasów i skopał po czym kazał iść na górę i nie schodzić.
Kiedy wybiła osiemnasta postanowiłem poszukać ładnych ciuchów, non stop zastanawiając się kto ma nas odwiedzić. Zawsze kiedy do Gimpera przychodzili znajomi, musiałem udawać szczęśliwego kumpla i starannie ukrywać siniaki. Pamiętam jak Tomek podbił mi oko tak, że przez dwa tygodnie śliwa mi z niego nie schodziła. Musiałem wtedy kłamać, że lunatykowałem i walnąłem się o róg drzwi. Śmieszne.
Wyciągnąłem z szafy niebieską, elegancką koszulę i jeansy. Przebrałem się i popsikałem perfumami. Kiedy wracałem do pokoju usłyszałem dzwonek do drzwi a po chwili głośne witanie się dwóch znajomych. Szybko zbiegłem ze schodów. Cholera, znów za późno.
Tomasz skarcił mnie spojrzeniem, kiedy przekroczyłem próg salonu w którym już siedzieli. Podziękowałem w duchu przybyszowi który teraz oblegał kanapę. Zaraz, zaraz co tutaj robią te walizki. I dlaczego ten znajomy zachowuje się jakby był u siebie. Chwilę o tym myślałem, ale po chwili wyrwał mnie z tego jego głos. Na Boga, przysięgam że był cudowny.
- Ignacy jestem. - usłyszałem i zobaczyłem wyciągniętą do mnie dłoń. Szybko ją uścisnąłem.
- Łukasz. Łukasz Samoń. - powiedziałem szybko wpatrując się w czekoladowe tęczówki Ignacego.
Gdybym miał uwolnić teraz swoje myśli, przyznam że wyszłyby najsłodsze sceny, kiedy nazywam go 'Ignasiem'. Czy mogę przestać zauroczać się w każdym kto przekroczy próg tego domu..?
- Będę tutaj mieszkał od dzisiaj, Tomek wynajął mi tu pokój po tym jak zerwałem z dziewczyną. Miło mi cię poznać. - odrzekł z pięknym uśmiechem.
Ja chyba śnię. Skoro będzie tu mieszkał, to znaczy, że mój koszmar może chwilowo minąć. Dziękuję ci Ignacy, jesteś moim wybawieniem.
***
Niestety. Śmieszne jest to, jak można się pomylić. Wszystko byłoby idealnie. Gdyby nie to, że Ignacy chodził do pracy. W czasie dnia, strasznie długiego dnia, Tomek robił ze mną co chciał. Wyżywał się na mnie, wysługiwał się mną i ranił psychicznie. Wyzwiska z jego strony odbijały się w mojej głowie jeszcze na długo po tym jak skończył.
Jeszcze dokładniej musiałem ukrywać siniaki i zadrapania wykonane przez mojego byłego chłopaka. Jeszcze nigdy nie czekałem tak bardzo na upragniony wieczór, kiedy mogłem spojrzeć na Ignacego. Miał w sobie coś co okropnie mnie pociągało i namawiało do dalszej walki.
***
Dziś był przełomowy dzień. Gimper musiał załatwić coś na mieście a Ignacy miał wolne. Więc od rana byłem sam na sam z Ignacym.
Nie zrobiłem tego specjalnie. Po prostu zapomniałem ubrać dłuższą bluzkę, żeby zakryć fioletowo czarne krwiaki pod skórą na wysokości całych rąk. Gdybym wiedział co się wydarzy, o wiele wcześniej wpadłbym na Ignacego i pokazał mu moje poranione ciało.
- Boże święty. - poczułem ciepłą dłoń delikatnie oplatającą mój nadgarstek. - Łukasz... Co to jest?
W tamtym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Nie wiedzieć czemu okropnie mi było teraz wstyd. Bo jaki normalny facet daje się bić? Jest zastraszany? Boi się wykonać najmniejszy krok?
- Łukasz cholera jasna mów do mnie! Co ci się stało? - Ignacy był przerażony. W jego oczach widziałem troskę, martwił się.
Opuściłem wzrok. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy czując takie zażenowanie. Ignacy delikatnie pocierał moją obolałą rękę. Kątem oka widziałem jego zaszklone oczy. Było mi tak cholernie wstyd.
- Łukasz kurwa! Co ci się stało? Tomek ci to zrobił?
W tym momencie chłopak puścił moją rękę, a w dłonie chwycił moją twarz. Uniósł ją na wysokość swojej i delikatnie spojrzał mi w oczy. Dwie łzy wyciekły mi z oczu, kiedy mówiłem ciche 'tak'.
- Kurwa mać... Łukasz... On jest ćpunem. Odkryłem to jak się tu wprowadziłem. Nie możemy tego tak zostawić. Zwłaszcza teraz, kiedy widzę jak cię pobił. I pewnie robi to od dawna... - urwał i poszedł do korytarza. - Ubieraj się. Jedziemy na policje, nie zostawię tak tego.
Na początku chciałem uciec, zapaść się pod ziemię. Chciałem nalegać żeby tego nie robił, żeby zapomniał. Jednak nie potrafiłem mu odmówić. Posłusznie wykonałem jego polecenie.
***
Całą drogę z komisariatu do domu dziękowałem Ignacemu. Obiecał mi, że wracamy tu tylko po nasze rzeczy i wyprowadzamy się. Jak najdalej od tego psychola. Jezusie, a ponoć nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Dopóki nie zapukała do mnie pod nazwiskiem Ignacy Łukowski. Tak, kochałem go.
Powoli dochodziliśmy pod klatkę bloku w którym za niedługo będzie mieszkał sam Działowy. Ale chwila, coś jest nie tak. Podeszliśmy wolno do budynku nie odrywając wzroku od czegoś co z daleka raziło nasze oczy.
Taśma policyjna? Karetka? Radiowozy? Co do kurwy.
Szybko podeszliśmy do dwóch funkcjonariuszy. Kątem oka zauważyliśmy czarny wór a w nim najprawdopodobniej zwłoki. Nie wiedziałem co zrobić.
- Kim panowie są? - do moich uszy dotarł jakby przytłumiony głos jednego z policjantów.
- Mieszkamy tutaj. O co chodzi? Co się stało?
- Samobójstwo. Młody chłopak, prawdopodobnie był odurzony jakąś substancją psychoaktywną. Wyskoczył z piątego piętra, o tego mieszkania. - policjant wskazał palcem na nasz balkon.
Wyszczerzyłem oczy. Nie, nie, nie. Boże jak to. Dlaczego Tomek wyskoczył z okna? Dlaczego się do jasnej cholery zabił? Złapałem Ignacego za ramię. Osłabłem. Czułem to. Szumiało mi w głowie. Czułem, że zaraz pęknie. Nie wiedziałem jak reagować. Kurwa, kiedyś go kochałem, byliśmy razem. Przecież to był też facet który przez tyle czasu się nade mną znęcał. Nie wiedziałem w tamtej chwili nic. Po prostu byłem w szoku. Słyszałem przytłumione słowa mojego ukochanego i jego ramiona otulające mnie. Chyba prowadził mnie do mieszkania.
***
Nie było już śladu po wydarzeniu sprzed kilku godzin. Siedziałem w salonie na kanapie ze szklanką wody w dłoni. Nie potrafiłem jednak nic przełknąć. Ignacy przyszedł i usiadł obok mnie. Złapał moje posiniaczone dłonie w swoje. Te ciepłe, kochane, których potrzebowałem. Mógłbym czuć je każdego dnia. To przy nim czułem się bezpiecznie.
- Spójrz na mnie. - nie reaguję. - Łukasz, spójrz na mnie. - nadal nie dałem znaku. Ignacy chwycił moją twarz tak jak wcześniej. - Nie pozwolę żebyś cierpiał rozumiesz? Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. Kocham Cię, jesteś bezpieczny.
Widziałem w jego oczach troskę. I miłość. Kiedy to mówił z moich oczu poleciały łzy które chłopak natychmiastowo otarł.
Nie zastanawiając się dłużej wpiłem się w jego delikatne i ciepłe usta. Czułem, że jestem w niebie po tylu dniach piekła. Czy to już ten moment? Ten moment, kiedy los znów się do mnie uśmiecha? Kiedy całowałem jego usta, czy wtulałem się w jego ciepłe ramiona nie myślałem o niczym innym. Chciałem trwać tak już na zawsze. Chyba w końcu byłem bezpieczny i kochany.
***
PRZEOGROMNE podziękowania dla TheDresinger !!!
To Tobie dedykuję tego shota, bo jest specjalnie na Twoje życzenie. Mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom :D Dziękuję laska za miłe słowa i ten pomysł! Love <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro