Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Złodziej doskonały - cz.3

- Król włamywaczy wciąż grasuje na terenach całego Nowego Jorku. Cały czas napływają do nas zgłoszenia odnośnie kradzieży oraz włamań. Ludzie powoli tracą nadzieję na normalne i spokojne życie. Robimy wszystko, co w naszej mocy, zaufajcie nam.

- Wywiadu udzielił nam komendant policji z miasta Richmond w stanie Wirginia, pan Harry Spitt. Miejmy nadzieję, że... - Telewizor zgasł.

Wyłączył go pewien mężczyzna, wysoki z krótkimi kasztanowymi włosami. Dojadł swoje śniadanie, wrzucił talerz do zlewu i poszedł do łazienki umyć zęby. Na zegarze widniała godzina 8:34. Krople deszczu rozbijały się o wszystkie szyby, jednak pomiędzy nimi zdało się usłyszeć pukanie do drzwi.

Mężczyzna odłożył ledwo szczoteczkę do zębów i spojrzał przestraszonym wzrokiem w lustro. Pukanie dobiegało zza drzwi od łazienki, a nie tych wyjściowych. Po chwili klamka sama zapadła, a drzwi otworzyły się. Stał za nimi równie wysoki mężczyzna z maską lisa na twarzy. 

- Wiem, że to Ty Harry, możesz mnie tak nie straszyć? - powiedział poirytowany.

- Widzisz te bajery?! Ha ha! - Podszedł do przestraszonego jegomościa i objął go swoim ramieniem. - Produkujemy teraz te śliczności, a durne dzieciaki to kupują. Niczym nie odstaje od tej prawdziwej maski, więc teraz całe Stany Zjednoczone będą miały problem ze złapaniem tego właściwego króla. 

- Mówiłem Ci, żebyś mnie nie nachodził. Nie zmienię zdania, odchodzę od was.

- Ha ha, przecież wiesz, że nie możesz. Jesteś najlepszym Szyfrem jakiego kiedykolwiek miałem.

- Nie obchodzi mnie to, kim jestem dla Ciebie, ale kim jestem dla siebie. Przez te wszystkie lata nie mogę nawet na sekundę pomyśleć o sobie. O swoich problemach, marzeniach, obowiązkach.

- Nie po to cię wynajęliśmy, żebyś teraz zmieniał stronę barykady. To do Ciebie nie podobne, Adriano.

- Daj mi spokój. - Mężczyzna zrzucił z siebie ramię Harrego i spróbował minąć go w drzwiach.

- Daję Ci ostatnią szansę, przemyśl to. Jeżeli nie ja, to ktoś inny po Ciebie przyjdzie. Pamiętaj, że w Królu włamywaczy to ja jestem ten najmilszy. Wszyscy pozostali nie będą się z tobą cackać. Rozstrzelają cię i będą się z tego śmiać.

- Ty pieprzony skurczybyku. Ty chyba nie rozumiesz mojej sytuacji. Przez całe sześć lat daję się wam wykorzystywać. Obrabowaliśmy razem setki sklepów, jubilerów, banków, a mimo to, to ja zarabiam najmniej z całej ekipy. Nawet nie wiesz jak mnie nerwy zjadają podczas szyfrowania waszych połączeń, kart płatniczych, paszportów i ważnych papierów. Wszystko zawdzięczacie mnie, jednakże to inne imię znajduje się na waszych ustach. Gabriel cholerny zbawiciel.

- Tak, ale to dzięki niemu obrabowaliśmy te wszystkie miejsca i po sześciu latach nikt nawet nie podejrzewa, kim mogą być lisi włamywacze. Chcesz, to mogę z nimi porozmawiać o twojej podwyżce.

- A Ty wciąż nic nie rozumiesz. Mam dość tych waszych napadów, kradzieży, morderstw, a już na pewno waszych pieniędzy. Chcę wieść normalne życie, dlatego za dwa dni wracam do Francji. Do mojej chorej Sophii. Tylko dla niej do was dołączyłem. Myślałem, że po sześciu latach wielkich skoków będę milionerem, a na koncie mam ledwo sto tysięcy dolarów. Gdzie jest cała reszta pieniędzy i antyków, które wykradliśmy przez te wszystkie lata?

- Nie mogę powiedzieć... ponieważ sam nie wiem. Gabriel i ta cała Anna wszystko przed nami ukrywają.

- A ja wciąż nie rozumiem, dlaczego on jej tak po prostu nie zabije. Przecież Gabriel jest jej przydupasem i ochroniarzem. Powinno być na odwrót, ale to nie moja sprawa. Chcę tylko bezpiecznie wrócić do domu, do Francji i do mojej kochanej Sophii.

- Tylko nie mów potem, że Cię nie ostrzegałem. Miło było Cię poznać, obyśmy nie spotkali się na twoim pogrzebie.

Adriano nic nie odpowiedział, wyszedł jedynie z toalety i wskazał Harremu wyjściowe drzwi. Komendant złapał w pośpiechu swój parasol, który wisiał na wieszaku przy drzwiach i wyszedł.

- Mój Boże, nareszcie jestem wolny. Teraz tylko spakować bagaże i wynieść się do hotelu w razie czego jakby mieli mnie szukać.

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Chłopak zdziwił się, pomyślał, że to Harry z kolejną propozycją nie do odrzucenia.

- Harry! Mówiłem Ci skubańcu, że do was nie wracam... a nie, czekaj. Może czegoś zapomniał.

Zanim zdążył wykonać krok, drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanął wielki i dobrze zbudowany złoczyńca. Czarne i poobdzierane jeansy, skórzana kurtka z kolcami na barkach, chusta zakrywająca wielki garbaty nos i szpetne sine usta. Był to nie kto inny, jak sam...

- Gabriel?! Co ty tutaj do licha robisz?! Przecież o tej porze miałeś być w Rosji... no tak. Zapomniałem o tej twojej sztuczce, która rzuciła w cień moją karierę szyfrowania. 

- Gabrielu, tylko nie bij go za mocno, dobrze? Gabrielu, opanuj się, nie możesz go zabić. Nie dzisiaj... NIE! Nie będę się ciebie słuchał! - Najeźdźca kłócił się sam ze sobą.

Ten bez ostrzeżenia rozpędził się i wleciał całą masą ciała w Adriano, wgniatając go do szafy stojącej za nim. W tle słychać było spadające na podłogę wieszaki, a także łamane deski i chrzęst kości. Adriano wydał z siebie jedynie jęk bólu, lecz chwilę później Gabriel złapał go swoją masywną dłonią za szczękę.

- Nawet nie myśl o zdradzie. Zostajesz z nami, czy ci się to podoba, czy nie. - Chłop wypuścił swoją ofiarę, która w wielkim bólu upadła na leżące na podłodze ubrania.

W ciało Adriano wbiło się wiele drzazg, jednak to roztrzaskane żebra martwiły go najbardziej.

- Lepiej, żebyś szybko wyzdrowiał. Za dwa dni będziesz nam potrzebny przy Empire State Building w Nowym Jorku. Liczę na ciebie. - Poprawił swoją kurtkę i wyszedł.

Zamknął za sobą drzwi, wszedł w pierwszą lepszą uliczkę i zniknął.

*****************************************

Mężczyzna, wysoki brunet, przyśpieszył znacznie kroku. Kierował się w stronę opuszczonego więzienia, które znajduje się głęboko w lesie. Miejsce to nie jest nikomu znane, zaledwie osiem osób wie, że takie więzienie istniało.

Całe stowarzyszenie, cała grupa, cała watażka o nazwie Król włamywaczy czekała już w środku. Było ich pięciu, czekali już tylko na ostatniego... szóstego. Ten niespodziewanie otworzył drzwi i wszedł do pokoju, który niegdyś służył strażnikom więzienia za szatnię.

- Tony! Tony Spencer... w końcu przyszedłeś - odezwał się najniższy i zarazem najbardziej wygadany z nich.

Siedział na drewnianym stołku i przyglądał się bacznie Tonemu.

- Po jakiego wała ich zabiliście, co?! Nie taki był plan! Harry! Ty skurwysynu! - Wyjął pistolet i wymierzył w komendanta.

- Spokojnie, po co te nerwy? Twój drogi braciszek za dużo wiedział.

- Tony i Toby to byli bracia? - Reszta  członków gangu zaczęła szeptać między sobą.

- Węszył i wywęszył. Chciał się zemścić i złapać lisiego króla. Szkoda tylko, że lisi król to sześć osób, ha ha! - Zadrwił Harry.

- Mam już dość twojej gęby! Po co w takim razie obmyślamy godzinami plany i różne założenia, skoro Ty i tak robisz, co tylko chcesz. Naszym planem było obrabowanie całego miasta w jedną noc. Udałoby się, gdyby nie ta twoja córa, pamiętasz ją jeszcze?

- Ach tak... słynna Alexa Midnight. Opuściłem jej matkę, gdy tylko dowiedziałem się o ciąży. - Przejechał dłonią po swojej brązowej i puszystej brodzie.

Wszyscy członkowie popatrzeli po sobie.

- Mogę coś powiedzieć? - wtrąciła Anna. - Moja skromna osoba jest głównodowodzącym, więc chyba mogę coś powiedzieć?

Tony w milczeniu zabezpieczył pistolet, schował do kabury i zajął wolne miejsce. Wiedział, wszyscy wiedzieli, że przerywanie "pani prezes" jest niedozwolone. Gabriel, jako ochroniarz Anny, stał za nią i uważnie słuchał.

- Panowie... nie ma się nad czym dłużej zastanawiać. Kończymy z naszą działalnością, ponieważ rząd i tajne służby są o krok, od poznania naszej tożsamości. Moja firma rozwija się w zastraszającym tempie, dzięki czemu mam z Gabrielem "plecy". Harry Spitt również sobie poradzi, ponieważ jest komendantem policji. Nikt go nie podejrzewa, ale cała reszta? Gdyby nie Adriano, nasz mały niewinny pionek, wasze twarze widniałyby wszędzie.

- Ale co z naszym ostatnim skokiem? Mieliśmy porwać tę elektryczną dziewuchę, żeby pomogła nam w dostaniu się do najlepiej strzeżonego skarbca na Ziemi. - odezwał się ponownie najniższy z nich.

- Uspokój się Silvestro, jak zwykle najgłośniej szczekasz. - Anna podniosła swój ton głosu. - Ten skok będzie naszym ostatnim, potem się rozdzielamy i nikomu ani słowa, rozumiemy się?

- W końcu zobaczę moje piękne dziewczyny. Stęskniłem się za nimi. - Westchnął pewien mężczyzna, który siedział najdalej od wszystkich.

- One wciąż myślą, że zginąłeś na wojnie? Co za kretynki...

- Powiedz o nich jeszcze jedno złe słowo, a zabiję Cię na miejscu. - Jegomość wstał i chwycił Silvestro za szyję.

- Spokój! - wrzasnęła Anna. - Jeżeli nie potraficie współpracować, to anulujemy nasz ostatni skok. Pokażcie, że jesteście godzien mojego zaufania.

- Mam cię na oku, pajacu. - Skierował się do Silvestra.

- Ja ciebie również, Williamie.

William po chwili odpuścił. Odwrócił się, wytarł dyskretnie łzę, która spływała po policzku i zajął swoje miejsce.

- Ślicznotko! Mam pytanie. Pamiętasz, że ten cały skarbiec znajduje się pod główną siedzibą J.E.C. ? Jak chcesz się tam dostać? Plotki głoszą, że od kilku miesięcy ich armia liczy ponad sto androidów bitewnych. - Tym razem to komendant miał coś do dodania.

Nie był przekonany, co do tego zamachu. Wątpliwości nie opuszczały jego myśli.

- Oni posiadają roboty, a my eksperymenty. Zapomniałeś kretynie, po jakiego wała włamywaliśmy się do E.O.Z. ?

- Żeby wykraść zwłoki, pamiętam o tym. Zastanawia mnie tylko, jak zmusisz martwe ciała do walki z metalowymi robotami.

- O to się nie martw, komendancie... o to się nie martw.

**********************************************
















W tym samym czasie w innej części więzienia. Cela numer 247.

- Toby! Nie! Nie strzelaj! Nie oddawaj strzału! Radiowóz oblany jest benzyną! Nie strzelaj! - Brunetkę ponownie przebudził koszmar. - Jak dobrze, że to był tylko sen. Czekaj... to nie był sen, przecież to wydarzyło się naprawdę!

Kobieta przetarła pośpiesznie oczy i przyjrzała się swojemu otoczeniu. Znajdowała się w jednej z niezliczonej ilości cel w opuszczonym więzieniu. Ściany były w opłakanym stanie. Kraty w jej celi o dziwo były nowe, nieskazitelne, nie dotknięte przez czas. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny.

- Co ja tutaj robię? Ile czasu spałam? To była śpiączka?! Nie! To niemożliwe! Jestem pewna, że tamtej nocy zginęłam! Gdzie ja jestem?

Po chwili jednak oczy Alexy zaczęły szwankować. Zaczęły przybliżać i oddalać widziany przez nią obraz. Uczucie to można porównać do spoglądania przez lornetkę. Towarzyszył temu przeszywający ból gałek ocznych, który rozciągał się po całej głowie.

- Cholera, co się ze mną dzieje! Nic nie widzę! Nie mogę tego kontrolować...

- Spokojnie. Nauczysz się. - Alexa usłyszała dziwny kobiecy głos w swoich myślach.

- Gdz-gdzie jesteś! Pokaż się! Kto mówi!

- Jestem w twojej głowie, a raczej w Odbiorniku Mózgowym. Jest to urządzenie wielkości pen-drive, umieszczone głęboko w rdzeniu mózgowym. Dzięki temu możesz mnie słyszeć w swoich myślach.

- Kim jesteś?! Dlaczego tutaj jestem?! Dlaczego do cholery żyję?!

- Wróciłam Ci życie, nie cieszysz się? Jesteś uznawana za najlepszego strzelca na Ziemi, dlatego postanowiłam to zrobić, aby Cię wykorzystać. Będziesz słuchać moich rozkazów, a jeżeli się sprzeciwisz, to odbiorę Ci świadomość. Następnie sama pokieruję twoim ciałem, dopóki nie spełnię swojego marzenia.

- A co jest twoim marzeniem, szalona wiedźmo?

- Zamierzam zgładzić J.E.C. za wszystkie ich popełnione grzechy. Reszty nie musisz wiedzieć. Kiedy mi się uda, odeślę Cię z powrotem w zaświaty.

- Całkiem sprawiedliwie, ale pomogę Ci pod jednym warunkiem. Dasz mi się zobaczyć z moim parszywym ojcem. Ukatrupię drania za tamtą oszukaną kradzież u jubilera. Zrobił to tylko po to, żeby się mnie pozbyć.

- Nie, skarbie. To była prawdziwa, najprawdziwsza kradzież. Twój ukochany Toby zabił naszego wspólnika.

- Tamten właściciel jubilera był waszym towarzyszem? Czekaj, czekaj, czekaj... to Ty jesteś Królem włamywaczy? - Alexa popłakała się z bezsilności.

- Król włamywaczy to jest nazwa naszej organizacji. Była nas siódemka, lecz właściciel jubilera zginął z ręki twojego ukochanego. Nawet nie pamiętam, jak tamten drań miał na imię.

- Toby dokonał zemsty? Muszę mu podziękować! Gdzie on teraz jest?

- Toby dokonał również żywota... twój stary go zabił.

Alexie odjęło mowę. Łzy zaczęły płynąć znacznie szybciej, a "nowe serce" złapał mocny ścisk bólu.

- Nie rycz, maleńka. Twój Toby również tutaj jest, jego też wskrzesiłam. Jak będziesz miła, to pozwolę Ci się z nim zobaczyć... a co do Harrego Spitta...

- Zabiję gnoja, tylko mnie stąd wypuść. - Alexa przegryzła z wściekłości dolną wargę, z której zaczęła kapać krew.

W tle dało się słyszeć trzask elektronicznego zamka, a drzwi obok siedzącej Alexy otworzyły się.

- Korytarzem w prawo do schodów, na górę i do końca. Po lewej będą drzwi z napisem "szatnia". Pośpiesz się, niedługo przyleci po niego helikopter.

- Już nie mogę się doczekać naszej współpracy, wiedźmo. - Brunetka wstała jak rażona piorunem i zaczęła biec w stronę schodów.

- Również nienawidzę Harrego, jest tylko moim pionkiem, tak jak reszta hołoty z organizacji. Dodam jeszcze, że mam na imię Anna... Anna Jester i nie jestem wiedźmą.

*************************************

Mam nadzieję, że się podobało ;) Czekajcie na kontynuację, bo warto. Pozdrawiam. M.M.


















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro