Złodziej doskonały - cz. 2
Tymczasem, Alexa dojeżdżała do jubilera przy Copper Street. Na spotkanie wybiegł właściciel sklepu. Policjantka próbowała wyjść, lecz podstarzały mężczyzna trzymał kurczowo drzwi. Alexa obniżyła szybę:
- Co pan robi! Proszę mnie wypuścić!
- Ty szmato! Zapłacisz za to!
Policjantka domyśliła się o co chodzi. Mężczyzna dostrzegł maskę lisa, wystającą ze schowka.
- To nie byłam ja! Proszę mnie wypuścić!
- Spalę cię żywcem wiedźmo. - Spojrzał z wielką i niepohamowaną żądzą krwi prosto w jej zielone oczy.
Szarpnął mocno za kluczyki, po czym zamknął Alexę we własnym radiowozie. Szyba również się zasunęła.
- Co pan robi! Pan oszalał! - Szarpała za klamkę, niestety bezskutecznie. - Jasna cholera. - Kobieta złapała się za usta.
Mężczyzna zmierzał w jej kierunku z kanistrem benzyny. Alexa nie mogła się wydostać, gdy nagle wpadła na pewien pomysł.
- Alexo Midnight - powiedziała pod nosem - dlaczego nie wybijesz szyby?
Pokazała mężczyźnie środkowy palec i uśmiechnęła się. Owinęła dłoń szmatką, zamachnęła się, po czym *łup*... złamała dwa palce.
- Jaka ze mnie głupia idiotka! Przecież te szyby są kuloodporne!
Zaczęła płakać i masować złamaną dłoń, która zwisała bezwładnie.
- To koniec Królu Włamywaczy! Umrzesz, a ja zostanę bohaterem.
- Przepraszam bardzo, ale czy nie widzi pan mojej odznaki? Poza tym, jaki włamywacz przemieszczałby się radiowozem?
- Ma-ma pani rację... jaki ja jestem tępy... idę po drugi kanister.
- Nie! Nie to miałam na myśli! Szybko, krótkofalówka - wyjęła urządzenie zdrową ręką i wcisnęła przycisk - Toby! Toby, słyszysz mnie?!
- Chrzk, krzk, chrzęk, Alexo, co się krzk.
- Krótkofalówka przemokła! Pieprzony deszcz.
- Już jestem, proszę się nie denerwować. - Mężczyzna przechylił kanister i zaczął obficie polewać cały samochód.
Zapach benzyny raz dwa wypełnił wnętrze samochodu, Alexa zaczęła się dusić. Przesłoniła usta i nos drugą szmatką, którą znalazła na podłodze w gronie innych, mniej potrzebnych rzeczy.
- Właśnie, zapomniałam! - krzyknęła w myślach - Przecież bagażnik otwiera się osobno.
- O patrz smarkulo, nawet dwa kanistry nie wystarczyły. Idę po więcej, a ty tu zostań.
- Nie mam zamiaru. - Stwierdziła szeptem.
Jedną ręką przytrzymywała szmatkę, a drugą zdjęła całkiem lekkie tylne siedzenie. Weszła do bagażnika, odblokowała go, ostrożnie podniosłą klapę i... dostała z kanistra w czoło.
- A panienka gdzie się wybiera? Gdybyś zasłoniła szyby, to może byś coś zwojowała, ale ich nie zasłoniłaś. - Zatrzasnął klapę i przybił do niej kilka gwoździ.
Alexa szarpała ją z całej siły, ta ani drgnęła.
- Spali mnie żywcem. - Uświadomiła sobie po raz kolejny.
- Alexo, Alexo chrzk, zgłoś się, krzk, już do ciebie jedziemy.
Krótkofalówka najwyraźniej obeschła. Kobieta złapała ją, niestety nie tą ręką co trzeba. Poczuła okropny ból i zmuszona była upuścić urządzenie, które ostatecznie rozbiło się na dwie części. Alexa złapała się za głowę.
- Jak mogłaś to zrobić, ale z drugiej strony nie potrzebny ci komunikator. Przecież powiedzieli, że niedługo przyjadą, więc wystarczy grać na czas.
Odpięła mundur, poluzowała stanik i przysunęła się do szyby. Mężczyzna poczerwieniał.
- Czego? - udawał, że go nie interesują jej ponętne kształty.
- Wie pan co? Zamiast mnie usmażyć, to może chce pan otrzymać małą nagrodę za złapanie Króla Włamywaczy? - Rzuciła mu błyskotliwe spojrzenie.
- Chcesz? Naprawdę tego chcesz?
- Tak. Przynajmniej obydwoje poczujemy przyjemność.
- Dobrze, rozumiem, ale... ja nie chcę! - Pokazał jej język.
- Łajdak. - Zapięła mundur i próbowała za wszelką cenę otworzyć bagażnik.
Alexę rozbolała głowa od zapachu benzyny i zaczęła coś majaczyć pod nosem. Przez wdychanie oparów ubywało jej sił. Nie zostały jej żadne możliwości, poza czekaniem na Toby'ego.
- Czy to był twój plan Królu Włamywaczy? Dlatego dałeś dzieciom maskę, aby mi oddały tylko po to, aby mnie teraz usmażyć? Przewidziałeś to, że właściciel nienawidzi lisów, jak i samego Lisiego króla? - Zastanawiała się. - A to znaczy, że się mnie boisz, prawda? Dlatego chcesz mnie wyeliminować z gry. Rozszyfrowałam cię śmieciu. - Uśmiechnęła się.
Była blisko stracenia przytomności, gdy nagle usłyszała syrenę. Z naprzeciwka nadjeżdżały dwa samochody.
- Wezwałaś wsparcie? Nikt ci już nie pomoże, przykro mi.
Gdy kobieta zauważyła Toby'ego, natychmiast się uradowała.
Oczy robiły się coraz mniejsze i mniejsze, a dźwięk wydawał się zanikać gdzieś w przestrzeni. Była totalnie ogłupiona przez zapach benzyny, gdy nagle zdała sobie sprawę, że Toby celuje w mężczyznę z pistoletu. Zaczęła się miotać, skakać wewnątrz pojazdu i machać rękoma, aby Toby nie oddawał strzału. Była jeszcze zimowa noc, słońce nie wzeszło, Toby nie zauważył, że samochód polany jest litrami benzyny.
- Wiem, że się cieszysz Alexo, ale nie skacz tak, bo zepsujesz samochód. - Wszyscy policjanci wybuchli śmiechem.
- Toby, patrz, ona nie wygląda na wesołą. Coś jest nie tak. - Dodał jeden z policjantów. - Patrz! Tam są kanistry z benzyną!
- O cholerka. Niech się pan nie rusza! - Rozkazał Toby, po czym zaczął iść w kierunku właściciela sklepu jubilerskiego.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że kanistry były opróżnione. Mężczyzna uniósł ręce w geście poddania się, lecz nagle podniósł jeden pusty kanister.
- Cholera! Toby! Strzelaj! Na co czekasz?! On chce podpalić samochód!
- Nie! Nie strzelaj kretynie! - Alexa wołała ze łzami w oczach, ile tylko miała sił w płucach... przez szyby kuloodporne policjanci nie usłyszeli jej krzyku.
Daremnie próbowała zbić szybę, lecz nic to nie dało. Oparła głowę o kierownicę i zaczęła płakać.
- W następnym tygodniu umówiłam się z Toby'im na randkę, chciałam odwiedzić dom dziecka i zapalić znicz na nagrobku moich rodziców. Chciałam również odwiedzić chorą siostrę w szpitalu, niestety nie zdołam dotrzymać obietnic. Przepraszam was, Alexa Midnight... bez odbioru. - Nagrała wiadomość na dyktafonie, który w końcu się na coś przydał.
Był niewielkiej wielkości, bez trudu go połknęła, ponieważ spaliłby się z całą resztą. Okryła się kocem i zamknęła oczy. Była pewna, że Toby odda strzał... i oddał. Kula przeszła na wylot przez ramię właściciela, po czym otarła się o drzwi samochodu, tworząc przy tym iskrę, która zajęła ogniem cały pojazd w mniej niż pięć sekund.
- Alexa! - Toby rzucił się na ratunek.
- He he he, niech się pali żywcem. - Zaklął ranny właściciel.
Toby nie wytrzymał z nerwów. Odwrócił się i postrzelił pięć razy głowę mężczyzny. Zauważył kluczyki, które tarzały się w błocie. Szybkim ruchem podniósł je i otworzył samochód, z którego buchał ogień. Wewnątrz było jak w piecu. Dzielna Alexa doznała ogromnych poparzeń, krew wygotowała się i wyparowała przez wytopione dziury, które obejmowały znaczną część ciała kobiety. Organizm został przegrzany, mózg oraz serce odmówiły posłuszeństwa.
Policjantka Alexa Midnight zmarła.
Policjanci zadzwonili po straż pożarną i karetkę, która i tak na nic by się przydała.
Toby zaczął wrzeszczeć na całe gardło, przeklinać i wyciągać rozpalone, i zwęglone ciało byłej przyjaciółki z policji. Bez trudu ją wydostał i położył na gołej ziemi. Sam doznał lekkich i nieszkodliwych poparzeń skóry dłoni.
- Alexo, Alexo błagam. Wybacz mi, wybacz mi! Ja nie chciałem, nie wiedziałem, przepraszam! - Ponownie wydarł się na całe gardło, objął zwłoki koleżanki i zaczął płakać jak dziecko.
Ból, cierpienie, smutek i sumienie zgniatały go nieubłaganie. Bardzo cierpiał z powodu utraty Alexy, a jeszcze bardziej cierpiał wiedząc, że to on spowodował jej śmierć.
Pogrzeb Alexy odbył się kilka godzin później, po sekcji zwłok. Wykryto w jej żołądku wciąż działające urządzenie, a był nim dyktafon. Wszystkie bliskie osoby dziewczyny odsłuchały pozostawionego przez nią nagrania.
Godzinę później. Komisariat policji.
- Policjantka Alexa Midnight była najmłodszą, najdzielniejszą, najlepszą policjantką, z jaką dane nam było pracować. Teraz żałuję, że na początku nabijałem się z jej wyolbrzymionych planów zostania najlepszą policjantką w Stanach Zjednoczonych. Udowodniła to i zasługuje na to miano bardziej, niż ktokolwiek w tym budynku. Jej strata jako policjantki będzie nas boleć kilka lat, jednakże strata, jako przyjaciółki będzie boleć do końca życia. Pozwolę sobie żartobliwie dodać, iż to ona miała największe jaja z nas wszystkich. Niech śmierć Alexy nie przysłoni wam oczu i zmysłów... wracajcie do pracy. - Wypowiedział się komendant Harry Spitt.
Wszyscy uczcili przemówienie minutą ciszy. Toby powiesił zdjęcie Alexy w widocznym dla wszystkich miejscu. Posprzątał również jej biuro, po czym sam je przejął. Nikt nie zajmie się tym biurem lepiej od niego... od osoby, która najlepiej znała Alexę.
- Jak się trzymasz? - Do pomieszczenia wszedł Romuald, oparł się o futrynę drzwi.
- Wcale się nie trzymam. Nieważne co robię, o czym myślę, co mówię, gdzie jestem, co jem, czego słucham, co oglądam, co czytam - chwilę się zawahał - nieważne na co i na kogo patrzę, to widzę tamtą scenę. Nie potrafię z tym walczyć - zaczął wycierać łzy - ten obraz nie zejdzie mi z głowy do końca życia.
- Toby, Toby, Toby, nie rozklejaj się. - Oparł dłoń na jego ramieniu. - Wiem, że boli, ale to nie może mieć wpływu na twoją pracę. Musisz wciąż trzeźwo myśleć...
- Dlaczego to zrobiłem. - Spojrzał w oczy Romualda, a ten ujrzał coś nieprawdopodobnego.
W oczach Toby'ego ujrzał przeogromne cierpienie i ciężar, który Toby dźwiga na swoich barkach. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę, ciężar przybierał na sile. Romuald wiedział, że to prowadzi do jednego... do samobójstwa.
- Pomożesz mi kolego? - policjant się zdziwił.
- Co masz na myśli?
- Przejmuję sprawę Alexy i zamierzam zgładzić Króla Włamywaczy. Pozbędę się przynajmniej połowy ciężaru.
- Jasne, oczywiście, że ci pomogę, ale co z komendantem?
- Nie musi wiedzieć.
- Jak to nie musi?! - Toby przysłonił koledze usta.
- Nie krzycz, to będzie nasza prywatna sprawa. Zwerbujemy jeszcze Rufusa, Hanka i Micky'ego. Spełnimy jedno marzenie Alexy i doprowadzimy tę sprawę do końca.
Ku zdziwieniu, nikt nie chciał się do nich przyłączyć.
Od śmierci Alexy Midnight minął rok. W dzień rocznicy, Toby z Romualdem, znaleźli pierwszą poszlakę, która zaprowadziła ich do obrabowanego jubilera na Copper Street. Weszli niepewnie do opustoszałego budynku. Tak jak w przypadku Alexy, towarzyszył im jedynie księżyc. Pod parapetem zauważyli świstek papierów, były to plany komisariatu.
- Czyżby jeden z policjantów był zdrajcą? Co te plany tutaj robią? - Spytał Romuald.
- Mnie pytasz? Trzeba poinformować komendanta Harrego...
- Nikogo nie musicie informować. - W drzwiach za nimi pojawił się nie kto inny, jak sam komendant Harry Spitt.
- O, to dobrze, co nie? - stwierdził Toby.
Harry wyjął broń i wycelował w Romualda, po czym zaśmiał się donośnie i przejechał dłonią po swojej bujnej brodzie.
- Co tu się dzieje? - Również spróbował wyjąć broń, ale został postrzelony w ramię.
Pistolet upadł na ziemię, tak samo jak Romuald. Ból był okropnie przeszywający i świdrujący.
- Wyjaśni mi ktoś zaistniałą sytuację? Toby, postrzel go, komendant oszalał! - Policjant wił się na ziemi i uciskał krwawiące ramię.
- Jeszcze nie wiesz? Jeszcze się nie domyśliłeś? Nic dziwnego, że Alexa była twoją najlepszą przyjaciółką i prawie dziewczyną, skoro jesteście na tym samym poziomie inteligencji.
Toby popatrzył podejrzliwie. W końcu zdał sobie sprawę:
- Nie, to niemożliwe. To komendant jest zdrajcą i to dlatego Alexa narażona była na tak wielkie niebezpieczeństwo. Teraz wszystko składa się w jedną całość.
- Wciąż jesteś głupi Toby i musisz się sporo nauczyć. To Romuald jest zdrajcą!
- Czekaj-czekaj chwilę, to Ty jesteś Królem Włamywaczy! Dlatego wiecznie byłeś kryty, ponieważ byłeś policjantem. - Toby niepostrzeżenie chwycił swój pistolet. - Tylko jakim cudem potrafiłeś okraść kilka sklepów na raz, w tak krótkim czasie? Nie, nie obchodzi mnie to.
- Znasz już prawdę, więc zabij go, zanim on zabije ciebie. - Komendant ponaglił Toby'ego.
- Wiesz Romualdzie, miałem cię za przykład do naśladowania. Teraz jesteś dla mnie nikim, słyszysz? Nikim!
Toby przypomniał sobie, że jest coś dłużny swojej przyjaciółce. Wycelował i wystrzelił prosto między oczy dawnego kolegi. Ten zamarł sztywno w bezruchu i zaczął tonąć w swojej krwi. Widok był odrażający.
Harry objął swojego dzielnego i oddanego służbie policjanta, i wyszli wspólnie z jubilera. Toby padł nagle na kolana i zaczął krzyczeć:
- Widzisz? Widzisz Alexo? Pomściłem cię! Ha ha! Udało mi się dociągnąć tę sprawę do końca! Król Włamywaczy nie żyje, mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumna. - Zapatrzył się w gwieździste niebo.
*strzał*
Toby opadł na ziemię z dziurą w głowie, a Harry schował pistolet z powrotem do kabury.
- Głupiec, z resztą tak jak wszyscy, którzy uważają, że Król Włamywaczy to jedna osoba. - Uśmiechnął się nikczemnie.
Mężczyzna zapalił papierosa, zaciągnął się porządnie i otworzył drzwi samochodu. Usiadł bokiem na siedzeniu i zapatrzył się na zwłoki dawnego kolegi.
- Pozdrów moją córkę...
************************
Mam nadzieję, że się podobało. Swoją opinię wyraźcie w komentarzach na dole. I proszę, odezwijcie się, jeżeli czytacie książkę z One-Shotami. Miło wiedzieć, że ktoś ją czyta. Miłego dnia, udanego weekendu i pozdrawiam. M.
PS: Czekajcie na kolejne One shoty ;) pojawią się w następnym tygodniu, możliwe, że aż dwa, więc jest na co czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro