Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Złodziej doskonały - cz. 1

Policjantka biegła przed siebie ledwo łapiąc dech w piersi. Przemieszczała się pomiędzy wąskimi alejkami, wypełnionymi kontenerami na śmieci i grupami bezdomnych ludzi.

- Hej! Uważaj! - Wrzasnął jeden z nich, który o mało nie został przez nią potrącony.

Kobieta wciąż biegła. Krople deszczu delikatnie łaskotały jej twarz, a wiatr targał ciemne włosy. Widziała przed sobą jedynie sylwetkę mężczyzny, którego próbuje złapać od dwóch lat. Nie tylko ona, a całe Stany Zjednoczone. Dlaczego zawsze pojawia się ktoś, kto jest najlepszy w swoim fachu? - pomyślała. Kontynuowała pościg, gdy nagle zorientowała się, że mężczyzna zapadł się pod ziemię. Wybiegła na niewielki plac, rozejrzała się wokoło, podrapała po głowie i wyjęła krótkofalówkę:

- Tutaj Alexa Midnight. Zgubiłam go, odbiór.

- Do cholery! To już tysięczny raz, dasz radę go kiedykolwiek złapać? Może potrzebujesz wspar...

- Nie, nie potrzebuję nikogo. Poradzę sobie sama. Bez odbioru.

Schowała urządzenie do niewielkiej kieszonki przy pasie, zaraz obok paralizatora, i wróciła do grupki bezdomnych. Stamtąd miała prostą drogę do radiowozu.

- Ty zawszony łajdaku. Dorwę cię, rozumiesz? Dorwę! - Kopnęła pobliską puszkę po napoju gazowanym.

Puszka poturlała się dźwięcznie pod lampę, która oświetlała nieduży teren. Alexa dostrzegła kawałek papieru na słupie. Podeszła, aby to sprawdzić.

- Zaginęła. Niska, szczupła siedemnastolatka. Blond włosy, niebieskie oczy, w dniu zaginięcia ubrana była w jeansy, czarne adidasy i skórzaną kurtkę. Ktokolwiek ją spotka, proszę o natychmiastowy kontakt z policją. Przewidywana nagroda.

Zerwała pośpiesznie karteczkę i popatrzała ze łzą w oku na śliczną dziewczynę na czarno-białym zdjęciu. Informacja zaczęła moknąć, więc zgięła ją w pół i schowała do kieszeni. Zaczęła iść przed siebie, a jej wiecznym towarzyszem był księżyc. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni i przyśpieszyła kroku. Przez cały ten czas czuła czyjś wzrok na sobie, tak jakby Król Włamywaczy przyglądał się jej i wyśmiewał jej bezradność. Alexa rozglądała się to w prawo, to w lewo, spoglądała również na balkony i okna biednego blokowiska. Niestety nic nie wskazywało na to, aby "ktoś" tam był i ją obserwował.

Po piętnastu minutach rozmyślania doszła do swojego radiowozu. Wyjęła kluczyki, włożyła w szparę i przekręciła. Blokada puściła, chwilę potem Alexa znajdowała się już w środku. Wsunęła klucz do stacyjki, następnie włączyła radio i ogrzewanie. Całkowicie przemokły i przemarzły jej stopy.

- "Król Włamywaczy po raz setny dopuścił się kradzieży na kilkanaście milionów dolarów. Góruje na liście najsprytniejszych włamywaczy od pięciu lat. Dlaczego policja nie potrafi go złapać? Zlikwidować? Na te i inne pytania odpowie komendant Harry Spitt. Słuchamy pana".

- "Po pierwsze, robimy co w naszej mocy. Król Włamywaczy jest po prostu doskonały w swoim fachu i wyprzedza nas o paręnaście ruchów. Po drugie, tą sprawą zajmują się najdzielniejsi, najlepsi i nieustraszeni policjanci. Po trzecie..."

- "Rozumiem pana, ale od pięciu lat nic się nie zmieniło. Czy są jakieś postępy w śledztwie?"

- "Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nikt nie zna odpowiedzi."

*Brzdęk*

Alexa wyłączyła radio porządnym łupnięciem. Oparła się o kierownicę, a bezradność i bezsilność kompletnie ją przybiły. 

- Dlaczego... dlaczego... jak? Jak ty to robisz do licha, że jesteś dziesięć kroków przed nami? Jak tak dalej pójdzie, to zostanę bez pracy. 

Uniosła głowę i odjechała w stronę komisariatu. Mijała to biedniejsze, to bogatsze dzielnice i zastanawiała się, jak Król Włamywaczy może wyglądać. Nikt nigdy nie widział jego twarzy, jedynie maskę, która przedstawia rudego lisa z wytkniętym językiem. Jak wiadomo, lisy są najbardziej podstępne i najsprytniejsze, ale to tylko stereotyp.

- Alexo, Alexo zgłoś się! Odbiór!

Kobieta niechętnie podniosła krótkofalówkę.

- Odbiór.

- Gdzie jesteś? Gdzie jesteś do cholery! Odbiór!

- Przestań się tak drżeć. Daj mi spokój, jadę właśnie do was. Odbiór.

- Zawracaj! Widziano Króla Włamywaczy na Flower Street 10. Jedź tam, tylko się pośpiesz! Bez odbioru!

- Jak to widzia...

Kolega z pracy Toby, rozłączył się.

- Cholera jasna, może to moja chwila?!

Zawróciła przy najbliższej okazji pojazd i ruszyła z piskiem opon na podany przez Toby'ego adres. Dojechała w pięć minut, zaparkowała i zgasiła silnik. 

- Wreszcie się na coś przydacie. - Złapała zapasową parę butów, które schowane miała pod siedzeniem. 

W pośpiechu je wsunęła i wyszła z samochodu, gdy nagle *chlup*! Nieszczęśliwie wskoczyła w kałużę.

- Cholera jasna!

Uchyliła się w sekundę, po usłyszeniu wystrzału z broni. Na szczęście, lub nieszczęście, to nie ona była celem. Skryła się za maską samochodu i wyjęła pistolet. Na pobliskiej ścianie widziała dwa cienie, przedstawiały sylwetki mężczyzn, z czego jeden miał uszy i wytknięty język.

- Ja pierdzielę, zabijcie mnie. To on - westchnęła sama do siebie - nareszcie go złapałam.

Serce waliło, jak szalone z zachwytu, jak i ze strachu. Na jej twarzy zagościł nieduży uśmiech. Alexa zaczęła się skradać w stronę uliczki, lecz coś jej nie pasowało. Głos Króla Włamywaczy wydawał się należeć do dziecka. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej była rozczarowana. Wyskoczyła zza rogu i wycelowała w... dziecko z lisią maską na głowie, trzymające pistolet na kulki. Obok "Króla Włamywaczy" stał jego kolega bez maski i trzymał fałszywe pieniądze, prawdopodobnie z gry planszowej. 

- Co robicie o tej porze poza domem? - Zabezpieczyła i schowała pistolet. - O tej godzinie w tej dzielnicy jest niebezpiecznie. Wracajcie do domów.

- Dobrze proszę pani Alexo Midnight. - Dzieci zauważyły jej plakietkę.

- Zaczekajcie chwilkę, skąd to macie? - Wskazała na maskę.

- Od takiego pana w czarnym garniturze. 

Alexę sparaliżował strach. Nie mogła wykrztusić ani słowa.

- Proszę pani, wszystko w porządku? Mogę pani oddać tę maskę jeżeli pani chce. Proszę pani? Proszę pani? - Chłopiec podszedł do niej i zaczął bujać jej dłonią.

Dzieci odłożyły maskę lisa na przemoczonych butach kobiety i uciekły bez słowa.

Policjantka odzyskała przytomność, kiedy usłyszała alarm w oddalonym o kilka przecznic jubilerze. Zamrugała kilkakrotnie i złapała odruchowo za krótkofalówkę.

- Alexo Midnight! Jak to się stało, że Jubiler, który jest oddalony od pani o kilka przecznic, został przed chwilą obrabowany? I to doszczętnie? Odbiór.

- Nie-nie wiem. Nie mam pojęcia, ale...

- Nie interesuje mnie to. Proszę o natychmiastowe sprawdzenie sklepu jubilerskiego. Czy jest pani w stanie to zrobić? Odbiór.

- Chy-chyba tak - kobieta wciąż była sparaliżowana - bez odbioru.

Potrząsnęła głową z niedowierzania, chwyciła maskę i wróciła do samochodu. Stanęła w tej samej kałuży, do której niedawno wskoczyła, i zaczęła szukać kluczyków.

- Nie ma! - zaczęła nerwowo sprawdzać każdą kieszeń - może mi wypadły? Gdzie one są, muszą tu być, muszą! Muszą!

- Tego szukasz? - Rzekł tajemniczy głos.

Kobieta uniosła głowę i zauważyła Tony'ego, brata Toby'ego i dawnego kolegę z policji, który podrzucał sobie kluczyki od radiowozu.

- Uff, już myślałam, że przepadły tak samo, jak nadzieja na złapanie Króla.

- Nie zapominaj, że musimy sprawdzić sklep jubilerski. 

- Jak to "musimy"?

- Normalnie. Ty i ja, razem, wspólnie, jako drużyna.

- Pracuję solo, przykro mi.

- Taki jest rozkaz komendanta, jeżeli się nie zgodzisz, to nie masz po co wracać na komisariat, no chyba jedynie po to, by oddać odznakę, plakietkę i cały osprzęt. - Uśmiechnął się wrednie.

- Nie masz się mieszać, ok? Zostajesz w samochodzie.

- Też cię lubię, ale ruszajmy już.

Nagle policjanci zaniemówili. W tle dało się słyszeć kolejny alarm. Ten należał do sklepu z bronią, który znajdował się na rogu Sunflower Crossroads.

- Że co proszę? - Oczy Tony'ego były wielkie, niczym piłeczki golfowe.

- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie - Alexa kręciła głową - to niemożliwe. Nikt nie jest w stanie obrabować dwóch, tak świetnie strzeżonych sklepów, w kilku minutowym odstępie czasowym.

- Najwyraźniej ktoś mu pomaga... ktoś tak doskonały, jak on sam, ale czy to możliwe?

- Właśnie, że niemożliwe. Sprawdźmy to!

- Głupia! Ty siedzisz za kierownicą! Może w końcu ruszysz z miejsca?!

- No tak, przepraszam! I nie krzycz na mnie!

- Nie mogę nie krzyczeć! Ta sytuacja mnie przerasta! Czy-czy ja właśnie zasikałem spodnie?

- Nie żartuj w takiej chwili!

- Przestań na mnie krzyczeć!

- To Ty przestań krzyczeć na mnie i daj mi się skupić na drodze!

Policjanci kłócili się w najlepsze, a w tym samym czasie Król Włamywaczy oddalał się z kilkoma milionami w dłoniach.

Alexa dosłownie leciała samochodem, bardzo się śpieszyła.

- Nawet jeśli nie natkniemy się na Lisiego złodzieja, to powinien zostawić jakiś ślad, nie wiem, jakąś poszlakę, która ułatwi nam zweryfikowanie jego tożsamości. Wtedy pójdzie jak po maśle. - stwierdził Tony.

- Nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie - odpyskowała, po czym uśmiechnęła się.

Dojechali do jubilera, po czym wyskoczyli z wozu, jak rażeni piorunem. Złapali za pistolety i zapoznali się z sytuacją. Drzwi do sklepu były całe, witryny również, więc jak Król Włamywaczy dostał się do środka?

- Czyżby był tak grzeczny, że postanowił za sobą zamknąć drzwi? - Zażartował policjant.

- Może wydrążył tunel? Nie mam pojęcia, wchodzimy!

Alarm wciąż dzwonił, a po ochroniarzach słuch zaginął. Tony ostrożnie złapał za klamkę i pchnął drzwi. Alexa natomiast zapaliła światło. Cały sklep był po prostu pusty, jakby świeżo wybudowany. Nie było ani jednego mebla, papierka, paczki po papierosach, zabrali nawet kamery. Zostało tylko oświetlenie i drzwi do magazynu, z którego dochodziły dziwne odgłosy. Tony wyważył drzwi i ujrzał dwa ruszające się czarne worki. Alexa schowała pistolet i przyglądała się, jak jej nowy "pomocnik" rozcina górną część worków. W pierwszej chwili, obydwoje podskoczyli ze strachu, gdyż przywitała ich maska lisa. Po zdjęciu jej, na miejscu maski zawitała okropnie blada i przestraszona twarz jednego z ochroniarzy.

- W drugim worku jest twój kolega, tak? - Spytała policjantka.

Mężczyzna mamrotał coś pod nosem, przez co nikt go nie zrozumiał.

- Mów po-wo-li i wy-raźnie. - Zaproponował Tony.

Człowiek, ku zdziwieniu policjantów, zamknął oczy i zaczął nucić kołysankę dla dzieci.

Po trzydziestu minutach, mężczyźni trafili do szpitala na badania, a Alexa sprowadziła na miejsce detektywów. Porobili zdjęcia, przeszli wzdłuż i wszerz całe pomieszczenie i znaleźli:

- Nic. Nic tu nie ma. Ani jednego odcisku buta, ani jednego odcisku palca, ani jednego odcisku czegokolwiek. Powietrze również nie skażone, czyste jak łza.

- Łza nie do końca jest czysta, au! - Alexa uderzyła Tony'ego w bark.

- Daruj sobie. Mamy do czynienia z dziwnym przypadkiem...

- To nie jest pierwszy taki przypadek - przerwał kobiecie jeden z detektywów - rok, dwa miesiące, i pięć godzin temu, niejaki Król Włamywaczy okradł Biały Dom. Nie zabrał zbyt wiele, ponieważ skradł... dwadzieścia metrów dywanu, lodówkę i dwa krzesła. Nie chodziło mu o to, aby się na tym wzbogacić, ponieważ na Prima Aprilis wszystko wróciło na miejsce, nawet dywan. Chodziło mu o pokazanie światu, udowodnienie, iż Król Włamywaczy potrafi wejść niepostrzeżenie wszędzie, gdzie i kiedy tylko chce.

- MAM! - Wrzasnęła Alexa. Wiem, jak go złapać! Musimy użyć przynęty.

- Wiesz Alexo, z całym szacunkiem, ale jakiej przynęty? Ja nigdy nie łowiłem ryb. - Popatrzał, jak na idiotkę.

Alexa rozgniewała się. Uderzyła go z otwartej dłoni w twarz i skierowała się w stronę wyjścia.

- Dlaczego komendant zatrudnił takiego jełopa, jak ty! - Trzasnęła za sobą drzwiami.

Wbiegła do samochodu i rozpłakała się z bezsilności. Wytarła dłoń w szmatkę, którą czyściła szyby. Jednakże, nie była już taka bezsilna. Miała plan, który chciała przedstawić Harry'emu. 

Komisariat. 04:35 w nocy.

- Komendancie! Harry, do cholery, gdzie jesteś! - Wpadła i zaczęła wrzeszczeć jak wariatka.

- Uspokój się. Komendant poszedł do domu... źle się czuł, czy coś. Spytasz go, jak wróci o... właśnie! Romuald! O której komendant wraca? - Toby skierował się w stronę kolegi.

- O jedenastej rano. 

- Dzięki. Słyszałaś? Ej, czy to są łzy?

- Twój brat mnie zdenerwował, jest taki tępy.

- Ej, ej, ej, ej poczekaj... m-mój brat? Jaki mój brat?

- Wiesz który, nie rób ze mnie idiotki. Tony. Tony Spencer, bo tak masz na nazwisko tak?

- Tak, Spencer to moje nazwisko, ale...

- Ten Tony jest taki tępy i bezmyślny, jeju, z chęcią bym go zadźgała, czy coś.

- Ale...

- Wiem! Skręciłabym mu kark, albo udusiła, albo to i to. - Alexa wciąż przerywała Toby'emu.

- Ale!

- Wiesz, gdybyś miał siostrę, to inaczej bym to rozegrała, ale skoro rodzice obdarowali cię bratem...

- Ale ja nie mam brata!

Po tym zdaniu nastąpiła cisza. Alexa spuściła głowę w dół i zaczęła się trząść z nerwów. Po chwili zadzwonił służbowy telefon dziewczyny. Wyjęła go z kieszeni, spojrzała *nieznany* i pokazała telefon Toby'emu.

- Odbierz. - Powiedział nieco spokojniej.

Dziewczyna posłuchała kolegi i przyłożyła komórkę do ucha.

- Nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie. - To był głos Tony'ego, chociaż teraz nie wiadomo, czy naprawdę nosi takie imię.

Nawet odgłos roztrzaskanego o podłogę telefonu nie wytrącił Alexy z transu. Jej mózg po prostu nie potrafił przetworzyć tych informacji. Przez cały czas miała Króla Włamywaczy na wyciągnięcie dłoni, ba nawet jechali wspólnie samochodem, a ona nie dostrzegła, że coś tu nie gra.

- Wie-wiesz koleżanko, to nie musi być Lisi król, to może być jego człowiek na posyłki. Nie masz się o co obwiniać.

- Jaka ja jestem głupia, te wszystkie żarciki to była manipulacja, jaka ja jestem głupia!

- Toby! - wciął się Romuald - kolejne zgłoszenie. Tym razem jubiler na Copper Street.

- Nie mów, że ten sam przypadek. Wyślij tam kilku swoich...

- Nie, ja pojadę. - Alexa wybiegła z komisariatu jak poparzona.

Rozsiadła się na miejscu kierowcy i skierowała się do GPS'a:

- Jubiler przy Copper Street.

- Wybrano cel podróży. Przewidywany czas dotarcia, to dwadzieścia pięć minut.

Policjantka pogłaskała swoją odznakę na piersi, po czym wcisnęła pedał gazu i ruszyła w stronę kolejnego jubilera.

- Dorwę cię, choćbym miała szukać w najciemniejszych i najstraszniejszych czeluściach Piekła...

Ciąg dalszy nastąpi.

********************

Czekam na komentarze, opinie i gwiazdki, dajcie jakiś znak, że to czytacie. Z góry dziękuję i zapraszam do części drugiej, która może, może, będzie w weekend (lub szybciej). Dobrej nocy, pozdrawiam. M.

PS: Zobaczycie jakieś błędy, to informujcie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro