Złodziej doskonały - cz. 1
Policjantka biegła przed siebie ledwo łapiąc dech w piersi. Przemieszczała się pomiędzy wąskimi alejkami, wypełnionymi kontenerami na śmieci i grupami bezdomnych ludzi.
- Hej! Uważaj! - Wrzasnął jeden z nich, który o mało nie został przez nią potrącony.
Kobieta wciąż biegła. Krople deszczu delikatnie łaskotały jej twarz, a wiatr targał ciemne włosy. Widziała przed sobą jedynie sylwetkę mężczyzny, którego próbuje złapać od dwóch lat. Nie tylko ona, a całe Stany Zjednoczone. Dlaczego zawsze pojawia się ktoś, kto jest najlepszy w swoim fachu? - pomyślała. Kontynuowała pościg, gdy nagle zorientowała się, że mężczyzna zapadł się pod ziemię. Wybiegła na niewielki plac, rozejrzała się wokoło, podrapała po głowie i wyjęła krótkofalówkę:
- Tutaj Alexa Midnight. Zgubiłam go, odbiór.
- Do cholery! To już tysięczny raz, dasz radę go kiedykolwiek złapać? Może potrzebujesz wspar...
- Nie, nie potrzebuję nikogo. Poradzę sobie sama. Bez odbioru.
Schowała urządzenie do niewielkiej kieszonki przy pasie, zaraz obok paralizatora, i wróciła do grupki bezdomnych. Stamtąd miała prostą drogę do radiowozu.
- Ty zawszony łajdaku. Dorwę cię, rozumiesz? Dorwę! - Kopnęła pobliską puszkę po napoju gazowanym.
Puszka poturlała się dźwięcznie pod lampę, która oświetlała nieduży teren. Alexa dostrzegła kawałek papieru na słupie. Podeszła, aby to sprawdzić.
- Zaginęła. Niska, szczupła siedemnastolatka. Blond włosy, niebieskie oczy, w dniu zaginięcia ubrana była w jeansy, czarne adidasy i skórzaną kurtkę. Ktokolwiek ją spotka, proszę o natychmiastowy kontakt z policją. Przewidywana nagroda.
Zerwała pośpiesznie karteczkę i popatrzała ze łzą w oku na śliczną dziewczynę na czarno-białym zdjęciu. Informacja zaczęła moknąć, więc zgięła ją w pół i schowała do kieszeni. Zaczęła iść przed siebie, a jej wiecznym towarzyszem był księżyc. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni i przyśpieszyła kroku. Przez cały ten czas czuła czyjś wzrok na sobie, tak jakby Król Włamywaczy przyglądał się jej i wyśmiewał jej bezradność. Alexa rozglądała się to w prawo, to w lewo, spoglądała również na balkony i okna biednego blokowiska. Niestety nic nie wskazywało na to, aby "ktoś" tam był i ją obserwował.
Po piętnastu minutach rozmyślania doszła do swojego radiowozu. Wyjęła kluczyki, włożyła w szparę i przekręciła. Blokada puściła, chwilę potem Alexa znajdowała się już w środku. Wsunęła klucz do stacyjki, następnie włączyła radio i ogrzewanie. Całkowicie przemokły i przemarzły jej stopy.
- "Król Włamywaczy po raz setny dopuścił się kradzieży na kilkanaście milionów dolarów. Góruje na liście najsprytniejszych włamywaczy od pięciu lat. Dlaczego policja nie potrafi go złapać? Zlikwidować? Na te i inne pytania odpowie komendant Harry Spitt. Słuchamy pana".
- "Po pierwsze, robimy co w naszej mocy. Król Włamywaczy jest po prostu doskonały w swoim fachu i wyprzedza nas o paręnaście ruchów. Po drugie, tą sprawą zajmują się najdzielniejsi, najlepsi i nieustraszeni policjanci. Po trzecie..."
- "Rozumiem pana, ale od pięciu lat nic się nie zmieniło. Czy są jakieś postępy w śledztwie?"
- "Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nikt nie zna odpowiedzi."
*Brzdęk*
Alexa wyłączyła radio porządnym łupnięciem. Oparła się o kierownicę, a bezradność i bezsilność kompletnie ją przybiły.
- Dlaczego... dlaczego... jak? Jak ty to robisz do licha, że jesteś dziesięć kroków przed nami? Jak tak dalej pójdzie, to zostanę bez pracy.
Uniosła głowę i odjechała w stronę komisariatu. Mijała to biedniejsze, to bogatsze dzielnice i zastanawiała się, jak Król Włamywaczy może wyglądać. Nikt nigdy nie widział jego twarzy, jedynie maskę, która przedstawia rudego lisa z wytkniętym językiem. Jak wiadomo, lisy są najbardziej podstępne i najsprytniejsze, ale to tylko stereotyp.
- Alexo, Alexo zgłoś się! Odbiór!
Kobieta niechętnie podniosła krótkofalówkę.
- Odbiór.
- Gdzie jesteś? Gdzie jesteś do cholery! Odbiór!
- Przestań się tak drżeć. Daj mi spokój, jadę właśnie do was. Odbiór.
- Zawracaj! Widziano Króla Włamywaczy na Flower Street 10. Jedź tam, tylko się pośpiesz! Bez odbioru!
- Jak to widzia...
Kolega z pracy Toby, rozłączył się.
- Cholera jasna, może to moja chwila?!
Zawróciła przy najbliższej okazji pojazd i ruszyła z piskiem opon na podany przez Toby'ego adres. Dojechała w pięć minut, zaparkowała i zgasiła silnik.
- Wreszcie się na coś przydacie. - Złapała zapasową parę butów, które schowane miała pod siedzeniem.
W pośpiechu je wsunęła i wyszła z samochodu, gdy nagle *chlup*! Nieszczęśliwie wskoczyła w kałużę.
- Cholera jasna!
Uchyliła się w sekundę, po usłyszeniu wystrzału z broni. Na szczęście, lub nieszczęście, to nie ona była celem. Skryła się za maską samochodu i wyjęła pistolet. Na pobliskiej ścianie widziała dwa cienie, przedstawiały sylwetki mężczyzn, z czego jeden miał uszy i wytknięty język.
- Ja pierdzielę, zabijcie mnie. To on - westchnęła sama do siebie - nareszcie go złapałam.
Serce waliło, jak szalone z zachwytu, jak i ze strachu. Na jej twarzy zagościł nieduży uśmiech. Alexa zaczęła się skradać w stronę uliczki, lecz coś jej nie pasowało. Głos Króla Włamywaczy wydawał się należeć do dziecka. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej była rozczarowana. Wyskoczyła zza rogu i wycelowała w... dziecko z lisią maską na głowie, trzymające pistolet na kulki. Obok "Króla Włamywaczy" stał jego kolega bez maski i trzymał fałszywe pieniądze, prawdopodobnie z gry planszowej.
- Co robicie o tej porze poza domem? - Zabezpieczyła i schowała pistolet. - O tej godzinie w tej dzielnicy jest niebezpiecznie. Wracajcie do domów.
- Dobrze proszę pani Alexo Midnight. - Dzieci zauważyły jej plakietkę.
- Zaczekajcie chwilkę, skąd to macie? - Wskazała na maskę.
- Od takiego pana w czarnym garniturze.
Alexę sparaliżował strach. Nie mogła wykrztusić ani słowa.
- Proszę pani, wszystko w porządku? Mogę pani oddać tę maskę jeżeli pani chce. Proszę pani? Proszę pani? - Chłopiec podszedł do niej i zaczął bujać jej dłonią.
Dzieci odłożyły maskę lisa na przemoczonych butach kobiety i uciekły bez słowa.
Policjantka odzyskała przytomność, kiedy usłyszała alarm w oddalonym o kilka przecznic jubilerze. Zamrugała kilkakrotnie i złapała odruchowo za krótkofalówkę.
- Alexo Midnight! Jak to się stało, że Jubiler, który jest oddalony od pani o kilka przecznic, został przed chwilą obrabowany? I to doszczętnie? Odbiór.
- Nie-nie wiem. Nie mam pojęcia, ale...
- Nie interesuje mnie to. Proszę o natychmiastowe sprawdzenie sklepu jubilerskiego. Czy jest pani w stanie to zrobić? Odbiór.
- Chy-chyba tak - kobieta wciąż była sparaliżowana - bez odbioru.
Potrząsnęła głową z niedowierzania, chwyciła maskę i wróciła do samochodu. Stanęła w tej samej kałuży, do której niedawno wskoczyła, i zaczęła szukać kluczyków.
- Nie ma! - zaczęła nerwowo sprawdzać każdą kieszeń - może mi wypadły? Gdzie one są, muszą tu być, muszą! Muszą!
- Tego szukasz? - Rzekł tajemniczy głos.
Kobieta uniosła głowę i zauważyła Tony'ego, brata Toby'ego i dawnego kolegę z policji, który podrzucał sobie kluczyki od radiowozu.
- Uff, już myślałam, że przepadły tak samo, jak nadzieja na złapanie Króla.
- Nie zapominaj, że musimy sprawdzić sklep jubilerski.
- Jak to "musimy"?
- Normalnie. Ty i ja, razem, wspólnie, jako drużyna.
- Pracuję solo, przykro mi.
- Taki jest rozkaz komendanta, jeżeli się nie zgodzisz, to nie masz po co wracać na komisariat, no chyba jedynie po to, by oddać odznakę, plakietkę i cały osprzęt. - Uśmiechnął się wrednie.
- Nie masz się mieszać, ok? Zostajesz w samochodzie.
- Też cię lubię, ale ruszajmy już.
Nagle policjanci zaniemówili. W tle dało się słyszeć kolejny alarm. Ten należał do sklepu z bronią, który znajdował się na rogu Sunflower Crossroads.
- Że co proszę? - Oczy Tony'ego były wielkie, niczym piłeczki golfowe.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie - Alexa kręciła głową - to niemożliwe. Nikt nie jest w stanie obrabować dwóch, tak świetnie strzeżonych sklepów, w kilku minutowym odstępie czasowym.
- Najwyraźniej ktoś mu pomaga... ktoś tak doskonały, jak on sam, ale czy to możliwe?
- Właśnie, że niemożliwe. Sprawdźmy to!
- Głupia! Ty siedzisz za kierownicą! Może w końcu ruszysz z miejsca?!
- No tak, przepraszam! I nie krzycz na mnie!
- Nie mogę nie krzyczeć! Ta sytuacja mnie przerasta! Czy-czy ja właśnie zasikałem spodnie?
- Nie żartuj w takiej chwili!
- Przestań na mnie krzyczeć!
- To Ty przestań krzyczeć na mnie i daj mi się skupić na drodze!
Policjanci kłócili się w najlepsze, a w tym samym czasie Król Włamywaczy oddalał się z kilkoma milionami w dłoniach.
Alexa dosłownie leciała samochodem, bardzo się śpieszyła.
- Nawet jeśli nie natkniemy się na Lisiego złodzieja, to powinien zostawić jakiś ślad, nie wiem, jakąś poszlakę, która ułatwi nam zweryfikowanie jego tożsamości. Wtedy pójdzie jak po maśle. - stwierdził Tony.
- Nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie - odpyskowała, po czym uśmiechnęła się.
Dojechali do jubilera, po czym wyskoczyli z wozu, jak rażeni piorunem. Złapali za pistolety i zapoznali się z sytuacją. Drzwi do sklepu były całe, witryny również, więc jak Król Włamywaczy dostał się do środka?
- Czyżby był tak grzeczny, że postanowił za sobą zamknąć drzwi? - Zażartował policjant.
- Może wydrążył tunel? Nie mam pojęcia, wchodzimy!
Alarm wciąż dzwonił, a po ochroniarzach słuch zaginął. Tony ostrożnie złapał za klamkę i pchnął drzwi. Alexa natomiast zapaliła światło. Cały sklep był po prostu pusty, jakby świeżo wybudowany. Nie było ani jednego mebla, papierka, paczki po papierosach, zabrali nawet kamery. Zostało tylko oświetlenie i drzwi do magazynu, z którego dochodziły dziwne odgłosy. Tony wyważył drzwi i ujrzał dwa ruszające się czarne worki. Alexa schowała pistolet i przyglądała się, jak jej nowy "pomocnik" rozcina górną część worków. W pierwszej chwili, obydwoje podskoczyli ze strachu, gdyż przywitała ich maska lisa. Po zdjęciu jej, na miejscu maski zawitała okropnie blada i przestraszona twarz jednego z ochroniarzy.
- W drugim worku jest twój kolega, tak? - Spytała policjantka.
Mężczyzna mamrotał coś pod nosem, przez co nikt go nie zrozumiał.
- Mów po-wo-li i wy-raźnie. - Zaproponował Tony.
Człowiek, ku zdziwieniu policjantów, zamknął oczy i zaczął nucić kołysankę dla dzieci.
Po trzydziestu minutach, mężczyźni trafili do szpitala na badania, a Alexa sprowadziła na miejsce detektywów. Porobili zdjęcia, przeszli wzdłuż i wszerz całe pomieszczenie i znaleźli:
- Nic. Nic tu nie ma. Ani jednego odcisku buta, ani jednego odcisku palca, ani jednego odcisku czegokolwiek. Powietrze również nie skażone, czyste jak łza.
- Łza nie do końca jest czysta, au! - Alexa uderzyła Tony'ego w bark.
- Daruj sobie. Mamy do czynienia z dziwnym przypadkiem...
- To nie jest pierwszy taki przypadek - przerwał kobiecie jeden z detektywów - rok, dwa miesiące, i pięć godzin temu, niejaki Król Włamywaczy okradł Biały Dom. Nie zabrał zbyt wiele, ponieważ skradł... dwadzieścia metrów dywanu, lodówkę i dwa krzesła. Nie chodziło mu o to, aby się na tym wzbogacić, ponieważ na Prima Aprilis wszystko wróciło na miejsce, nawet dywan. Chodziło mu o pokazanie światu, udowodnienie, iż Król Włamywaczy potrafi wejść niepostrzeżenie wszędzie, gdzie i kiedy tylko chce.
- MAM! - Wrzasnęła Alexa. Wiem, jak go złapać! Musimy użyć przynęty.
- Wiesz Alexo, z całym szacunkiem, ale jakiej przynęty? Ja nigdy nie łowiłem ryb. - Popatrzał, jak na idiotkę.
Alexa rozgniewała się. Uderzyła go z otwartej dłoni w twarz i skierowała się w stronę wyjścia.
- Dlaczego komendant zatrudnił takiego jełopa, jak ty! - Trzasnęła za sobą drzwiami.
Wbiegła do samochodu i rozpłakała się z bezsilności. Wytarła dłoń w szmatkę, którą czyściła szyby. Jednakże, nie była już taka bezsilna. Miała plan, który chciała przedstawić Harry'emu.
Komisariat. 04:35 w nocy.
- Komendancie! Harry, do cholery, gdzie jesteś! - Wpadła i zaczęła wrzeszczeć jak wariatka.
- Uspokój się. Komendant poszedł do domu... źle się czuł, czy coś. Spytasz go, jak wróci o... właśnie! Romuald! O której komendant wraca? - Toby skierował się w stronę kolegi.
- O jedenastej rano.
- Dzięki. Słyszałaś? Ej, czy to są łzy?
- Twój brat mnie zdenerwował, jest taki tępy.
- Ej, ej, ej, ej poczekaj... m-mój brat? Jaki mój brat?
- Wiesz który, nie rób ze mnie idiotki. Tony. Tony Spencer, bo tak masz na nazwisko tak?
- Tak, Spencer to moje nazwisko, ale...
- Ten Tony jest taki tępy i bezmyślny, jeju, z chęcią bym go zadźgała, czy coś.
- Ale...
- Wiem! Skręciłabym mu kark, albo udusiła, albo to i to. - Alexa wciąż przerywała Toby'emu.
- Ale!
- Wiesz, gdybyś miał siostrę, to inaczej bym to rozegrała, ale skoro rodzice obdarowali cię bratem...
- Ale ja nie mam brata!
Po tym zdaniu nastąpiła cisza. Alexa spuściła głowę w dół i zaczęła się trząść z nerwów. Po chwili zadzwonił służbowy telefon dziewczyny. Wyjęła go z kieszeni, spojrzała *nieznany* i pokazała telefon Toby'emu.
- Odbierz. - Powiedział nieco spokojniej.
Dziewczyna posłuchała kolegi i przyłożyła komórkę do ucha.
- Nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie. - To był głos Tony'ego, chociaż teraz nie wiadomo, czy naprawdę nosi takie imię.
Nawet odgłos roztrzaskanego o podłogę telefonu nie wytrącił Alexy z transu. Jej mózg po prostu nie potrafił przetworzyć tych informacji. Przez cały czas miała Króla Włamywaczy na wyciągnięcie dłoni, ba nawet jechali wspólnie samochodem, a ona nie dostrzegła, że coś tu nie gra.
- Wie-wiesz koleżanko, to nie musi być Lisi król, to może być jego człowiek na posyłki. Nie masz się o co obwiniać.
- Jaka ja jestem głupia, te wszystkie żarciki to była manipulacja, jaka ja jestem głupia!
- Toby! - wciął się Romuald - kolejne zgłoszenie. Tym razem jubiler na Copper Street.
- Nie mów, że ten sam przypadek. Wyślij tam kilku swoich...
- Nie, ja pojadę. - Alexa wybiegła z komisariatu jak poparzona.
Rozsiadła się na miejscu kierowcy i skierowała się do GPS'a:
- Jubiler przy Copper Street.
- Wybrano cel podróży. Przewidywany czas dotarcia, to dwadzieścia pięć minut.
Policjantka pogłaskała swoją odznakę na piersi, po czym wcisnęła pedał gazu i ruszyła w stronę kolejnego jubilera.
- Dorwę cię, choćbym miała szukać w najciemniejszych i najstraszniejszych czeluściach Piekła...
Ciąg dalszy nastąpi.
********************
Czekam na komentarze, opinie i gwiazdki, dajcie jakiś znak, że to czytacie. Z góry dziękuję i zapraszam do części drugiej, która może, może, będzie w weekend (lub szybciej). Dobrej nocy, pozdrawiam. M.
PS: Zobaczycie jakieś błędy, to informujcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro