Prawdziwe oblicze misji Apollo 11
Niektórzy zastanawiają się, czy ludzie na prawdę wylądowali na księżycu. Czy w tamtych czasach poziom technologiczny i wiedza techniczna była tak wysoka, aby doszlifować każdy szczegół wyprawy? Prawdę znają tylko ludzie, którzy rzeczywiście tam byli. Niestety nie nagrali swoich dokonań...
20 Lipca 1969. Księżyc
- Neil, Neil zgłoś się. Jak mnie słychać? - spytał zestresowany Michael.
- Głośno i wyraźnie - odpowiedział.
- A mnie jak słychać? - dodał Edwin.
- Równie głośno i wyraźnie.
- Komunikacja sprawdzona. Skafandry sprawdzone?
- Tak - odpowiedzieli wspólnie.
- To jak? Ruszamy? Baza, dajcie pozwolenie na opuszczenie lądownika.
- Spójrzcie na te wszystkie gwiazdy. Czy to nie jest piękny widok? - Spytał zafascynowany Edwin, który wyglądał właśnie przez okno.
- Jest, jest. Kiedy wysiądziemy, to porobisz tyle zdjęć, ile tylko będziesz chciał. - Uciszył go Michael.
- Baza, dajcie pozwolenie na opuszczenie lądownika. - Ponowił Neil, lecz baza nie odzywała się.
- Coś jest nie tak? Wiedziałem, że będą jakieś problemy. - Michael jeszcze bardziej się zestresował. - Zobaczycie, ta cała misja pójdzie się chrzanić.
- Nie poszła, więc nie pójdzie, spokojnie. Musimy zachować spokój. Widzisz? Wylądowaliśmy, a to już coś. Teraz czekamy tylko na pozwolenie.
Z radia dało się słyszeć same trzaski.
- Prawdopodobnie straciliśmy zasięg - stwierdził Edwin.
- Jesteśmy na księżycu, nic dziwnego że nie ma zasięgu. - Zażartował Neil.
- Nie żartuj w takim momencie, na prawdę nie ma zasięgu. Spójrzcie. - Michael wskazał palcem czerwoną kontrolkę.
- Co to znaczy? - spytał Edwin dowódcę.
Neil Armstrong nie odpowiedział. Wgapiał się tępo w migającą kontrolkę. Po chwili:
- Baza jeżeli mnie słyszycie, to zróbcie coś. Mamy problem z radiem, nie słyszymy was.
Prawda była taka, że baza słyszała załogę, lecz załoga nie słyszała bazy.
Z radia wciąż wydobywał się szum.
Cała załoga rozsiadła się wygodnie i czekała na jakiś odzew od strony dowództwa.
- Hmmm... pomyślmy. Jedzenia wystarczy nam na miesiąc, o paliwo też nie ma się co martwić. W razie dalszych kłopotów, możemy bez problemu wrócić - zasugerował Neil.
- Neil'u, przypominam, że to Ty jesteś dowódcą naszej załogi, więc zrobimy wszystko, o co nas poprosisz. - Przypomniał Edwin.
- Ludzie, co z wami?! Jesteśmy w trzech na księżycu, oddaleni od domu o wiele, bardzo wiele kilometrów, a wy chcecie stracić okazję eksploracji Srebrnego Globu? Ludzie! Możemy dokonać czegoś, czego nikt nie dokona przez setki lat. Możemy odkryć Księżyc na własną rękę. Nie przegapmy takiej okazji. Neil, co o tym sądzisz? - Poderwał się Michael.
- To nie jest dobry pomysł, zapomnij o tym. - Neil tylko machnął ręką.
- Przypominam - wciął się Edwin - że, jak wrócimy z pustą ręką, to nas w bazie zamordują. Wydali tonę pieniędzy na tę misję, a my od tak sobie wrócimy, bo radio nawaliło? To tylko moje zdanie Neil, zrobisz co zechcesz.
- W sumie masz rację. Możemy wbić flagę, pochodzić, pozbierać kilkanaście skał, porobić zdjęcia, nacieszyć się zapierającym dech w piersi widokiem i wrócić.
Michael w środku bił się z myślą, że zrobił błąd proponując to Neil'owi.
Może trzeba było wrócić? - pomyślał.
- W takim razie sprawdźcie skafandry raz jeszcze i za pięć Ziemskich minut wyruszamy.
Wszyscy zaczęli się szykować.
- Miejmy nadzieję, że wrócimy cali i zdrowi. - Michael wciąż był zestresowany.
- Uspokój się, nerwy nie są nam potrzebne. Po prostu wyluzuj, przecież jesteśmy tu sami. - Uspokoił dowódca.
Chwilę później.
- Gotowy - rzekł Edwin.
- Gotowy - dodał Michael.
- Ja też. Ruszamy. Edwin, odblokuj proszę drzwi.
- Robi się. - Sięgnął ręką po dźwignię, którą następnie pociągnął mocno w dół. - Pierwsze drzwi otworzyły się.
Cała trójka przeszła w przedsionek. Edwin zamknął za sobą drzwi, po czym skierował się do następnych. Wszyscy przybili sobie piątkę i złapali oddech.
- Witajcie na Księżycu moi drodzy. - Westchnął Neil po ujrzeniu horyzontu złożonego z szarych skał.
- Kto schodzi pierwszy? - spytał Michael.
- A jak myślisz? Oczywiście, że nasz dowódca - odpowiedział Edwin.
- Dziękuję za ten zaszczyt chłopaki, a więc ruszam.
Neil Armstrong odwrócił się i zaczął powoli schodzić po drabince. Następny był Michael, a zaraz za nim Edwin.
- To mały krok dla człowieka, ale duży krok dla ludzkości - powiedział nieśmiało Neil i wbił flagę USA w podłoże. - Grunt jest wytrzymały i stały, możecie schodzić. W powietrzu unosi się jedynie nutka niepokoju.
Reszta załogi zaśmiała się. Edwin zaczął robić pełno zdjęć, a to pustej, czarnej przestrzeni, a to skał na horyzoncie, o kolegach również nie zapomniał. Michael zaczął delikatnie podskakiwać i pokonywać spore odległości.
- Michael, nie oddalaj się za daleko. - Rozkazał Neil.
- Daj spokój, przecież się nie zgubię. - Uśmiechnął się i dalej hasał.
Neil zaczął zbierać trochę skał, aby naukowcy na Ziemi je przebadali. Edwin rozglądał się za czymś ciekawym, aby porobić interesujące zdjęcia. Nie znalazł nic prócz tego, co już sfotografował. Schował aparat i pomógł Neilowi poszukać odpowiednich skał.
- Michael gdzie jesteś? Potrzebujemy cię, abyś pomógł nam wnieść ten głaz do lądownika. Odbiór.
Koledzy stali przy dość wielkim głazie i tylko w trójkę daliby radę go podnieść i przenieść. Jednakże Michael gdzieś przepadł.
- Spójrz, tam stoi. Michael, co tam robisz?! - Wskazał Edwin na kolegę, który stał nad pewnym urwiskiem.
Michael milczał i stał nieruchomo.
- A temu co? Ducha zobaczył? - spytał Neil.
- Może... sprawdźmy to.
Zaczęli zbliżać się do mężczyzny.
- Chłopaki, nie uwierzycie w to... nawet ja w to nie wierzę. - Jego głos zadrżał.
Neil i Edwin zbliżyli się, objęli Michaela, aby nie zrobił niczego głupiego, w końcu znajdowali się przed gigantycznym kraterem, na którego dnie znajdowała się... podejrzana zabudowa. Wyglądała, jak jakaś rafineria, fabryka, lecz nie posiadała kominów i żadnych detali, szczegółów, aby oszacować skąd zabudowa może pochodzić.
- Cholera! Co to takiego? Podobno mieliśmy być tu sami. - Przestraszył się Edwin.
- Spokojnie, nie wiadomo co to takiego. - Neil jak zwykle starał się uspokoić towarzyszy.
- Nie wiadomo? Przecież to wygląda na budynek i to nie mały budynek. Wiesz Neilu? To może zabrzmieć bardzo logicznie, ale "nic w przyrodzie nie ginie, i nic samo nie powstaje". Ktoś musiał tu być przed nami, aby to zbudować, tylko kto? Chiny? Japonia? ZSRR? Ktoś z Europy? - Zaczął spekulować Edwin.
- Kosmici? - dodał Michael.
Po tym zdaniu nastała cisza.
- Nie bądźmy głupi, ekhm ekhm... powinniśmy już wracać, widzieliśmy za dużo. - Ciszę przerwał rozkaz Neila.
- Nie bądźmy głupi? Przecież masz to przed oczami, musisz to widzieć i nic sobie z tego nie robisz? Powinniśmy sprawdzić tę zabudowę, kto wie, czy jakiś kraj nie kolonizuje Księżyca, aby następnie zlikwidować resztę świata. - Ponownie zaproponował Edwin.
- Powiedziałem, że wracamy, to wracamy. Nie należy do nas, do Ziemi też nie. Nie zauważyłem żadnej flagi, czy czegokolwiek. Nie prowokujmy tego czegoś. - Rozkazał twardo Neil.
- Michael, idziesz? - Skierował się Edwin do kolegi.
- Nie słyszeliście rozkazu? Wracamy na Ziemię.
- Oczywiście, że idę.
Koledzy złapali się za ręce i zaczęli ostrożnie schodzić.
- Głupcy... wisicie mi piwo. - Dołączył do nich i złapał dłoń Edwina.
- Zapukamy, czy wchodzimy? - spytał Michael.
- Najpierw zejdźmy z tej góry.
Tymczasem w lądowniku.
- Załoga, załoga zgłoście się. Mamy dla was okropne wieści, naprawiliśmy radio w lądowniku, ale nie możemy naprawić komunikatorów w waszych skafandrach. Mamy nadzieję, że jeszcze nie opuściliście lądownika... co? Co do cholery? Poczekaj, nie to niemożliwe!
Po dziesięciu minutach ciszy.
- Załoga, zgłoście się. Wykryliśmy sygnał z tajemniczego odbiornika na Księżycu. Nie odpowiada, więc nie mamy pewności, czy ktoś, lub coś tam jest. Czekajcie, satelita zrobiła zdjęcie... co? To niesłychane! Ten budynek wygląda na "świeży", nie wychodźcie z lądownika, przygotujcie się do powrotu na Ziemię. Jesteście tam?! Cholera Jack! Wyszli z lądownika! Co teraz?!
- Czekamy - odpowiedział bardzo przytłumiony głos.
- Nie zbliżajcie się do tego budynku, słyszycie mnie? Wracajcie na Ziemię... *zgrzyt*
Radio ponownie ucichło.
W tym samym czasie, załoga schodziła niżej i niżej, i niżej...
- Nareszcie, po dwóch godzinach w końcu się udało. Teraz już tylko ostatnia prosta i dowiemy się, co to takiego - westchnął zainteresowany Neil.
Zbliżali się do budynku, a ten zdawał się na coraz większy i masywniejszy.
- Widzicie? Tam jest antena! Może się dowiemy do kogo należy. - Zachwycił się Edwin.
- Wygląda na naszą, to znaczy na ludzką, znaczy na Ziemską. - Poprawił się Armstrong.
- Pozory mylą - uciszył go Michael.
Podeszli pod same drzwi. Wyglądały na takie... zwykłe, wykonane z kilkunastu warstw stali. Najciekawsze było to, że drzwi nie posiadały klamki, ani innego uchwytu. Edwin zrobił zdjęcie, po czym rzekł:
- To... co dalej? Wygląda na bunkier, tylko gdzie może być wejście?
- Do bunkra zazwyczaj wchodzi się podziemiami. Rozejrzyjcie się, może znajdziecie jakąś jaskinię - stwierdził Neil.
- Nie trzeba, znalazłem! - Zaskoczył wszystkich Michael. - Tam jest jakiś właz, w tamtej jaskini, widzicie?
- Widzimy, chodźmy tam. - Pokierował dowódca.
To był ich największy błąd w życiu. W momencie gdy zeszli po drabince, znaleźli się w tunelu. Wzdłuż biegły tory, a po bokach znajdowały się przeróżne drzwi. Posiadały tabliczki, lecz napisy były w nieznanym języku. Między szynami i pod drzwiami walały się przeróżne przedmioty, puszki po napojach i jedzeniu, strzykawki, fiolki, zbite szkło, a nawet dwa pistolety. Wszystko wyglądało na miejsce ewakuacji.
Neil Armstrong, Edwin Aldrin i Michael Collins zaginęli bezpowrotnie. Nie wiadomo co tam jeszcze znaleźli, czy kogoś spotkali. Nie wiadomo czy przeżyli, czy napotkali istoty obce, pochodzące z poza Ziemskiej cywilizacji. Wiemy tylko tyle, że nie wrócili na rodzinną planetę. Po dwóch dniach, udało się odpalić lądownik z misji Apollo 11 i ustawić kurs z powrotem na Ziemię. Wrócił cały i nietknięty... niestety wnętrze było puste, brakowało naszej załogi. NASA postanowiło przemilczeć sprawę i sfałszować film ukazujący astronautów na powierzchni Księżyca. Wyszło im to perfekcyjnie, nikt się nie połapał.
Niedługo potem zaczęto misję Apollo 12, której celem była dalsza eksploracja Księżyca... nic bardziej mylnego.... tak naprawdę miała za zadanie znaleźć zaginionych astronautów z misji 11. Wszystko szło jak po maśle... jednakże tajemnicza konstrukcja, tunele, wszystkie pomieszczenia zniknęły. NASA postanowiła zapomnieć o tej sprawie i kontynuować eksplorację. Dziś już nikt nie pamięta o tamtych wydarzeniach, ale pozostaje jeszcze jedna kwestia.
Spytacie pewno: a co z rodziną astronautów? Nie zgłosili sprawy na policję? Nie pozwali NASA do sądu? Nie, nie mieli nawet okazji, ponieważ zostali dyskretnie wyeliminowani. Wszyscy myślą, że dożyli spokojnej starości i zostali pogrzebani... pod repliką doskonale wykonanych nagrobków.
**********************************
Witam w kolejnym One Shot'cie, i co myślicie? Podobał się? A może macie jakieś zastrzeżenia? Nie był za krótki? Czekam na komentarze, dajcie jakiś znak ;) . Niedługo kolejny One Shot. Miłego dnia, pozdrawiam. M.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro