Nękające widmo
- "Każde miasto posiada swoje legendy, wierzenia, niewyjaśnione tajemnice, które zapierają dech w piersiach. Nie inaczej jest w mieścinie pod Warszawą. Legenda mówi o przerażającej zjawie, która straszy, nęka ludzi, a nawet skłania ich do popełniania samobójstw. Niestety mój czas na dzisiaj się kończy, opowiadałem dla was straszne historyjki przez ponad dwie godziny. Obecnie jest dwudziesta trzecia i ja również chciałbym iść do domu. Dziękuję za wysłuchanie, mówił dla was Marcin Krzyżanowski. Radio Olszewice: zagadki i przemyślenia zawsze od dwudziestej pierwszej do dwudziestej trzeciej."
Kobieta wyłączyła radio i zaparkowała samochód pod małym, jednopiętrowym domem. Wyszła z pojazdu, zamknęła za sobą drzwi i ruszyła niepewnym krokiem w stronę ukochanego i rodzinnego budynku.
- Martyno! Co ci się stało?! Jesteś blada, wszystko w porządku? - Zmartwił się mąż, zaraz po otwarciu dębowych drzwi.
- Miałam ciężki dzień w pracy. Pozwolisz, że pójdę się położyć?
- Ciężki dzień, tak? - chwilę przemilczał - znów słuchałaś opowieści o duchach? Jesteś normalna?
- Odczep się ode mnie! Nic nie rozumiesz...
- To ty nic nie rozumiesz. Pamiętaj o naszych skarbach, o Piotrusiu i Karolince. Chcesz, aby ich matka trafiła do psychiatryka?
- Chcesz się kłócić po raz kolejny? Proszę bardzo, ale nie ze mną, ponieważ twoja żona idzie spać. Dobranoc.
Chłopak odwrócił się i wrócił do kuchni. Dokańczał swoją kolację, a w tym czasie Martyna przebrała się prędko w piżamę i rzuciła się na łóżko. Powinna się wyspać, gdyż następny dzień jest sobotą.
Kolejny dzień wydawał się być rutyną. Śniadanie, zabawy z dziećmi, małe zakupy, rodzinne zabawy, obiad, odpoczynek, kolacja i spać. Niestety coś się zmieniło, a mianowicie:
- Szukałaś w łazience? Musi gdzieś być! - Wrzeszczał Darek.
- Nie ma! Nigdzie jej nie ma! Karolinka! Gdzie jesteś?!
Dzień zaczął się nieciekawie. Ośmioletnia córka zaginęła bez śladu. Rodzice zastali tylko posłane łóżko i podejrzany porządek. Karolina przepadła, jak kamień w wodę.
- Mam tylko nadzieję, że to nie twoja wina, Martynko. Mam nadzieję, że nie otrzymała twojego daru w genach. - Chłopak patrzał przenikliwie na swoją żonę.
- Oszalałeś?! Jak możesz w ogóle mówić takie rzeczy?! Mówiłam ci już, że nie widzę żadnych duchów!
- Zamknij się! Przecież Piotrek tu jest!
Kobieta złapała się za usta, a z oczu popłynęły łzy.
- Nie słuchaj mamusi, mama mówi o wczorajszym filmie, jaki ze mną oglądała. Nazywał się "Duchy w naszej piwnicy". - Darek zabrał pięcioletniego synka do pokoju.
Martyna jednak dalej stała jak wryta w ziemię... i to nie dlatego, że synek był świadkiem ich kłótni. Stała niczym słup soli, a z oczu wciąż płynęły łzy, ponieważ w kącie pokoju stał czarny cień.
- Nie... to nie może być prawda. Przecież dawno temu ojciec poświęcił się, żeby usunąć mój dar! Dlaczego tu jesteś! Dlaczego wciąż tutaj jesteś!
Cień zaczął się poruszać, zmysłowo, delikatnie i mozolnie. Przemierzył pół pokoju i zaczął przenikać przez ścianę, na której wisiała półka z książkami. Kiedy zniknął, jedna książka spadła na ziemię i otworzyła się na stronie czterdziestej drugiej.
- Nie wierzę w to, to nie może być prawda... nie, poczekaj. - Martyna schyliła się i podniosła książkę.
Odwróciła ją, aby przeczytać tytuł, który brzmiał "Zakazane tajemnice". Umiejscowiła się w pobliskim fotelu i zaczęła czytać:
- Ludzie od niepamiętnych czasów skarżą się na niecodzienne zjawiska. Niektóre osoby płaczą krwią, niektóre osoby są w stanie widzieć duchy, a jeszcze inne potrafią chodzić po wodzie. Zjawiska te, nazywane są darami. Ludzie wierzą, że te dary są od Boga, które następnie przekazywane są z pokolenia na pokolenie. - kobieta przeleciała wzrokiem na kolejną stronę. - Czasem dochodzi również do jeszcze większego zjawiska. Kiedy u dziecka przed dziesiątym rokiem życia uaktywni się dar, uaktywnia się on także u rodzica, od którego ten dar otrzymała. Jeżeli jest to ojciec, to wystarczy, że poświęci własne życie, aby usunąć z dziecka dar. Jeżeli jest to matka, to tutaj sprawy się komplikują. Jeżeli dar matki usuwany był w przeszłości przez jej ojca, to w przypadku powrotu, wróci on ze zdwojoną siłą. Jeżeli nie był usuwany, wystarczy że matka i jej dziecko przeczekają do dziesiątego roku życia dziecka. W takim wypadku dar zostaje usunięty i z matki, i z jej dziecka... - Martyna popłakała się.
Wiedziała, że niedługo jej życie obróci się w ruinę.
- Tutaj jesteś mały szkrabie! Dlaczego się przed nami schowałaś?! - Z pokoju córki dobiegł głos Darka.
Kobieta odrzuciła książkę na blat kuchenny i pobiegła sprawdzić co się dzieje. Kiedy weszła do pokoju, zauważyła jak Darek wyciąga córeczkę spod łóżka.
- Dlaczego się tam schowałaś, córeczko? - spytała zmartwiona mama, która oparła się z ulgą o futrynę drzwi.
- Nie schowałam się przed wami, tylko przed nim. - Głos córki był jakiś niepokojący.
- Przed nim? Czyli przed kim? Wytłumacz nam, skarbie. - spytał tata.
- Przed tym strasznym panem, on ma takie hipnotyzujące, czerwone oczy. Na dodatek jego ciało cierpi... jest bardzo wychudzony, same kości. Pewnego razu chciałam go poczęstować kanapką, ale ta zgniła kiedy ją dotknął.
- To, to bardzo ciekawe, ale coś musiało Ci się przyśnić. Nikogo w naszym domu nie ma, musisz mi uwierzyć. - Próbowała uspokoić mama.
- Jak mnie znowu odwiedzi, to was zawołam, dobrze?
- Dobrze, a teraz... - Nagle zaczął płakać Piotrek, którego tata zostawił w łóżeczku w sąsiednim pokoju.
Mimo swojego wieku, nie potrafi jeszcze mówić i chodzić na własnych nóżkach. Rodzice podejrzewają niepełnosprawność, co bardzo ich smuci.
- Martynko, pójdziesz sprawdzić, co z Piotrkiem? Ja zostanę i pobawię się z Karolinką.
Dziewczyna bez zastanowienia wyszła i skierowała się do pokoju obok. Złapała za klamkę, ale ta była sztywna. Nie dało rady jej pociągnąć w dół, aby otworzyć drzwi, a Piotrek zaczął płakać jeszcze mocniej niż przedtem.
- Cholera, co się dzieje?
Nagle Martyna zaniemówiła. Poczuła ogromny ból, cierpienie i niewiarygodnie wielką rządzę do zabijania z wnętrza pokoju. Po chwili poczuła, że klamka poluzowała się. Zmartwiona mama wparowała do pokoju i o mało nie zemdlała z przerażenia. W ścianie po lewej znajdowała się osoba, którą opisała córka. Tylko tułów istoty wynurzał się z powierzchni ściany. Długie i bardzo wychudzone ramiona posiadały z dwa metry długości, a dłonie trzymały kurczowo Piotrusia.
Istota nie przypominała cienia, była fizyczna, nie duchowa. Jednak to twarzy Martyna obawiała się najbardziej. Czerwone, świdrujące na wylot oczy, mały nosek i olbrzymie usta, które wyrażały wielgachny uśmiech. Usta te obejmowały prawie całą twarz. Napastnik wpatrzony był w Martynę od samego wejścia do pokoju. Hipnotyzował ją coraz bardziej, dziewczyna nie miała pojęcia, co robić. Do głowy Martyny wpadały czarne myśli i to zapewne ten osobnik je stwarzał. Zaczęła myśleć o mordowaniu ludzi, o samobójstwie, o otruciu męża, a nawet o podboju planety.
Znikąd w jej dłoni znalazła się żyletka. Dziewczyna mimowolnie przystawiała ją sobie do żył u drugiej ręki. Była już coraz bliżej, gdy nagle za dłoń z ostrym narzędziem złapał Darek i wyszeptał:
- Nie rób tego.
- Też go widzisz? Widzisz to coś?
- Co masz na myś... o cholera jasna! Co to jest?! - Krzyk męża oswobodził Martynę z hipnozy.
Nie ważne ile osób patrzyło na tajemniczego osobnika, każdy miał wrażenie, że patrzy tylko w jego oczy. Dziewczyna upuściła żyletkę, a Darek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Minął w progu Martynę i ruszył do istoty, lecz ta zaczęła się cofać do ściany, wciąż patrząc głęboko w oczy przestraszonej dwójce. Twarz już zniknęła, hipnoza ustąpiła, a długie ramiona odstawiły na pożegnanie Piotrusia na zielony dywan w brązowe małpki. Para odetchnęła z ulgą, a Piotruś jak na zawołanie położył się i zasnął.
Darek odłożył synka do łóżeczka i w milczeniu wyszli. Udali się do kuchni, aby omówić niecodzienną sytuację.
- Zastanawia mnie kurwa jedno. Czytałam ostatnio o darach i takich tam, i było tam napisane, że dzieci mogą otrzymać dar w genach. Kiedy aktywuje się on przed dziesiątym rokiem życia dziecka, otrzymuje go także rodzic, od którego ten dar otrzymała. Rozmawialiśmy o tym dawno i zapewne pamiętasz, że też kiedyś widziałam duchy. Zastanawia mnie to, jakim cudem ty też go widziałeś. - Głos, jak i jej dłonie drżały z przerażenia.
W głowie wciąż miała przerażającą twarz istoty.
- Sam się nad tym zastanawiam, ale skoro go widziałem, to on nie może być duchem. Mogę śmiało powiedzieć, że czułem jego obecność.
- Chcesz przez to powiedzieć, że mieszka w ścianach naszego domu?
- To nie jest wasz dom!!! - Zewsząd rozbrzmiał dudniący głos, tak jakby sam diabeł przemawiał.
Para objęła się z przerażenia i badała wzrokiem każdą ścianę. Chcieli tylko zbudować wesołą, kochającą się rodzinę... niestety wszyscy przepłacili życiem.
*******************************************************
Tymczasem na wyspie, gdzieś na Oceanie Atlantyckim.
- Szefie... mam kolejną dziwną wiadomość. Nie wiem, czy jest dobra, czy zła.
- Generale Warshell, proszę nie przedłużać i mówić. Godzinę temu opuściłem strefę A14, czyli wyspę pod twoim dowództwem, i już się dzieje coś podejrzanego? Niesłychane...
- Pamiętasz, jak pytałeś mnie o resztę ciał, na których przeprowadzaliśmy eksperymenty?
- Doskonale to pamiętam, powiedziałeś wtedy, że...
- Brakuje równe dwieście ciał.
- Czy... czy to jest w ogóle możliwe? Włamać się do najlepiej strzeżonego miejsca w strefie A14, jakim jest kostnica?
- Teraz, to nawet ja się nad tym zastanawiam. Patrole na zewnątrz, jak i wewnątrz kostnicy prowadzone były w systemie dwudziestu czterech godzin. Noktowizory, najlepszy i najnowocześniejszy sprzęt szpiegowski, pułapki naturalne, jak i te zastawione przez moich najlepszych ludzi. Dzicz i to, co się w niej kryje, nie mówiąc już o tym, że patrole wynosiły blisko stu żołnierzy do zadań specjalnych. Po całej wyspie rozsianych mam dwudziestu pięciu snajperów. Całą wyspę monitorują kamery, które również pracują dwadzieścia cztery godziny, nie mówiąc już nawet o wykrywaczach ruchu i wykrywaczach ciepła. Na całej wyspie zagrzebane są również miny przechwytujące ruch, kiedy ktoś na nie nadepnie, na monitorze komputera pokazuje się czerwona kropka. Wiemy w ten sposób gdzie dana osoba przebywa i bardzo łatwą metodą dedukcji wiemy, w którą stronę się uda. Każde zmutowane zwierzę, które wysłaliśmy w dzicz, posiada mikroskopijne kamery w źrenicach. Moi najlepsi elektronicy mają oko na dosłownie wszystko, co dzieje się na wyspie. Na dodatek, gdyby jakaś kamera została zawirusowana lub przestała nawet działać na sekundę, to byśmy otrzymali taki komunikat. Dodam również, szefie, że moje centrum dowodzenia, to nie tylko budynek z czterema piętrami. Jest jeszcze siedem pięter pod ziemią, sieć tuneli pod całą wyspą, wieże radiowe, wieże kontroli lotów, ponad pięćdziesiąt dronów, dwie łodzie podwodne, które krążą wokół wyspy, oraz Głębinowe Centrum Nurków Saperów. Mało tego! W obrębie kilku, kilkunastu i kilkudziesięciu kilometrów od strefy A14, istnieją inne wyspy, nad którymi również mam kontrolę.
- Zadziwiająca obrona, mucha się nie przeciśnie, a ktoś skradł równe dwieście zwłok. Moje pytanie brzmi, na cholerę komuś tyle martwych ludzi?!
- Tak, to prawda, mucha się nie przeciśnie, a nawet najmniejszy kleszcz. Pamięta szef tego chłopaka, który był jedynym ocalałym z katastrofy lotniczej? Gdy tylko postawił stopę w dżungli, otrzymaliśmy blisko tysiąca raportów o jego obecności tutaj. Po niecałej minucie cała wyspa wiedziała, że tutaj jest. A nieznany nam włamywacz skradł sto dziewięćdziesiąt dziewięć ciał, bez otwierania jakichkolwiek drzwi.
- Co kurwa?! Czekaj chwilę... powiedziałeś przed chwilą, że skradziono dwieście ciał, równe dwieście. A teraz mówisz...
- Właśnie do tego miałem przejść, szefie Zuckardo. Dowodem na to, że ciała zostały skradzione, były otwarte chłodnie w kostnicy. Znaleźliśmy nawet wizytówkę z rysunkiem lisa. W sensie... w tej głównej kostnicy. Jedno ciało przetrzymywaliśmy gdzie indziej, ponieważ naukowiec Ivan powiedział, że do mutacji może dojść po śmierci, tylko nie wiedział ile czasu potrzeba. Jego chłodnia z ciałem była cały czas zamknięta, jednak po otwarciu okazało się, że jest pusta.
- A co to ma znaczyć? Teleportował się?
- Korneliusz Ławowicz, eksperyment numer 264. Kraj zamieszkania Polska. Miejsce zamieszkania mała wieś Olszewice, niedaleko stolicy kraju. W trakcie eksperymentu miał trzydzieści dwa lata. Powiem szczerze, że ten eksperyment był niepotrzebny i był bardzo durnym pomysłem, mianowicie... naukowiec Ivan postanowił, że jego umiejętnością będzie przechodzenie przez wszelkie materie niczym duch. Po tak długim czasie w niewoli... wydaje mi się, że wrócił do swojego domu.
- Do Polski chciałeś powiedzieć.
- Nie. Dosłownie, do swojego domu.
- Bob? A kto tam teraz mieszka?
- Cztery osoby. Małżeństwo z dwójką dzieci.
- Natychmiast wyślij tam swoich ludzi. Trzeba odzyskać człowieka ducha. Nawet nie chcę myśleć jakie będą skutki, kiedy światowe rządy dowiedzą się o naszych eksperymentach...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro