Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dar

Ciemna i głucha noc. Deszcz lał w najlepsze. Mężczyzna, cały przemoknięty, pędził przed siebie ile sił. Nie wiadomo, czy przed kimś uciekał, czy kogoś gonił, czy kończył mu się czas. Wokoło gęsty i ponury las. Cienie drzew tworzyły na ścieżce postury przeróżnych potworów.

- Nie! Zostaw mnie! Puszczaj! - Wrzasnął w niebo głosy.

Echo nie powstało, tak jakby mężczyzna znajdował się w próżni. Poczuł na plecach zimne, kościste uściski. Mężczyzna drżał z zimna, włosy na głowie i na ramionach stawały mu dęba ze strachu. Nagle potknął się o wystający korzeń i przeturlał kilka metrów dalej. Umazał się cały w błocie. Kostucha wyciągnęła po swoją zdobycz kościste łapska, lecz została kopnięta w pustą i ponurą czaszkę. Wydała z siebie straszliwy jęk... jęk pełen nienawiści. Spojrzała na swoją ofiarę czarnymi, bezdennymi ślepiami. Mężczyzna wstał, otrzepał spodnie i ponownie rzucił się do ucieczki. Las zdawał się nie mieć końca, tak samo jak gonitwa. Nie wiedział, że Śmierć nie spocznie, dopóki nie wyśle go w Zaświaty.

Kostucha niespodziewanie wyjęła zza pleców pięciometrową kosę. Gęstą atmosferę przeciął świst metalu. Mężczyzna stracił nogę, która po chwili wyparowała na niebiesko.

- Co Ty mi zrobiłaś! Zostaw mnie!

Śmierć milczała. Wiedziała, że ten mężczyzna jest uciekinierem z Zaświatów, który zrobi wszystko, by ponownie znaleźć się w świecie żywych. Jej zadaniem było wykonanie Rytuału Zamknięcia, który polegał na umieszczeniu duszy zmarłego w należącym do niego nagrobku.

Mężczyzna nie mógł dłużej uciekać. Uległ. Śmierć zawinęła na jego szyi sznur i zaciągnęła z powrotem na cmentarz. Nie zdążyli dojść do nagrobka, gdy kilkanaście metrów dalej z ziemi wyskoczyła kolejna dusza. Zauważyła Kostuchę i wróciła w sekundę do grobu.

- Nie! Ja na to nie zasługuję!


"Śmierć o swoje zawsze się upomni, nigdy o tobie nie zapomni.
Może i się chowasz, uciekasz, ale przeznaczenia nie oszukasz.
Złapie cię na zakręcie, w najmniej oczekiwanym momencie.
Lepiej nie zaczynaj ucieczki, wyłapie was wszystkie owieczki.
Początek końcem się stanie, gdy Śmierć wyruszy na polowanie."



Śmierć wyrecytowała swoją klątwę i przeszła do odprawiania rytuału. Położyła mężczyznę na nagrobku, wysyczała kilkanaście słów w obcym języku, po czym wgniotła duszę w nagrobek. Dusza po odprawieniu Rytuału Zamknięcia zostaje uwięziona na całą wieczność.

Tymczasem w pobliskim miasteczku.

- Mamo, czy naprawdę muszę tam iść? - westchnęła mała dziewczynka.

Długie czarne włosy sięgające do pasa, brązowe oczy, wystające kości policzkowe i małe usta, tworzyły z niej coś na kształt Kostuchy. Ubrana była w czarną koszulkę i czarne poobdzierane jeansy.

- Wiesz, że musisz chodzić do szkoły. Nawet po tym incydencie. Po prostu zachowuj się tak, jakby nigdy nic.

- Jak to, jakby nigdy nic?! Przecież wszyscy o tym pamiętają! - Zdenerwowała się dziewczynka.

- Masz szesnaście lat, jesteś już prawie dorosła, musisz sobie radzić z problemami w szkole.

- Nigdy mnie nie rozumiesz, siedzisz tylko w tej swojej pracy i zarabiasz na kolejny telefon, pralkę, lodówkę lub nową willę. - Dziewczynka wybiegła z domu, trzaskając za sobą drzwiami.

- Martynko! Uspokój się! Będzie dobrze! - Krzyczała za nią, lecz ta nie chciała jej słuchać.

Martyna biegła przed siebie ze łzami w oczach. Chciała uciec, jak najdalej od domu... jak najdalej od przeszłości. Nie chciała wracać do szkoły, po tym jak w piątek zaczęła do siebie mówić, gdyż słyszała w głowie jakieś głosy. Wszyscy koledzy, koleżanki, a nawet najlepsza przyjaciółka wzięły ją za wariatkę i wiedźmę. Dziewczynka chciała odnaleźć ojca, który zostawił rodzinę po jej narodzinach. Wiedział, że ma w sobie dar, który pozwalał na komunikację z innym światem, tak jak jego ojciec i dziadek. Matka uznawała to za wyolbrzymioną wyobraźnię.

- Nie zamierzam tam iść, wykończą mnie psychicznie - powiedziała pod nosem i usiadła na pobliskiej ławce.

- Dobry pomysł, ale co masz zamiar teraz robić? - skomentował tajemniczy głos.

- O nie! To znowu Ty! Odczep się ode mnie!

- To wolny kraj, mogę przebywać gdzie mi się podoba. - Wymądrzał się duch.

- Kim jesteś?! Pokaż się! - Rozejrzała się wokoło.

Zjawa ujawniła się, siedziała na ławce, zaraz obok Martyny. Wyglądał na dorosłego mężczyznę.

- Aaa! Duch! - Cała pobladła.

- A kogo się spodziewałaś? Świętego Mikołaja z prezentami? Oczywiście, że duch.

- Ale-ale jak to możliwe, że ciebie widzę i słyszę?

- Masz dar dziewczynko. Chciałem ci w piątek pomóc na sprawdzianie, ale zaczęłaś na mnie krzyczeć. - Posmutniał.

- Ojeju, przepraszam, nie wiedziałam. - Martyna również posmutniała.

- Już dobrze, dobrze, nie ma co płakać nad rozlanym sokiem, czy jakoś tak. Co było, to było.

- Kim jesteś? - spytała z zainteresowaniem.

- Jestem Howard, mieszkałem tutaj czterdzieści lat temu, a Ty?

- Martyna.

Podali sobie ręce, niestety dłoń Howarda przeniknęła przez dłoń dziewczynki. Wymienili się uśmiechem.

- Jesteś miłym duchem, nie jesteś podobny do tych z horrorów.

- Miło mi to słyszeć, a teraz wracaj do szkoły. Musisz się uczyć.

- Nie, nie namawiaj mnie. Nie wrócę tam.

- Spokojnie, będzie dobrze. Pomogę ci.

- Dobrze, to do zobaczenia w szkole. - Dziewczynka czuła, że może mu zaufać.

Zjawa wyparowała.

- Jest! Nareszcie ją znalazłem. Muszę ją zmanipulować, a następnie przejąć jej ciało, zanim Śmierć mnie znajdzie - pomyślał.

Legenda głosi, że duchy przejmują ciała żywych, aby ponownie znaleźć się w ich świecie i zrealizować niedokończone sprawy. Najłatwiejszymi ofiarami są osoby z darem, takie najłatwiej przekupić, ponieważ można się z nimi kontaktować.

Po kilkunastu minutach, Martyna znalazła się w szkole. Spóźniła się na pierwszą lekcję.

- O, zobaczcie kto się spóźnił, czarownica. Tylko nie przemień nas w żaby, ok? - Cała klasa zaczęła się śmiać.

- Przestańcie. Martyna siadaj, wpiszę ci spóźnienie. Otwórzcie podręczniki na stronie trzydziestej piątej. Przypomnimy sobie fragment książki. - Rozkazała nauczycielka.

- Ej, czarownico. Rzuć na Magdę jakieś zaklęcie. Słyszysz? Ej, słuchaj mnie. - Hubert, który siedział za Martyną, zaczął ciągnąć dziewczynę za włosy.

- Zostaw mnie w spokoju.

- Czarownico, nie bądź taka. Rzuć jakieś zaklęcie, pokaż nam co potrafisz. Zrób to, zrób to, zrób to, zrób to...

- Hubert, przymkniesz się wreszcie?! - Uciszyła nauczycielka. - Może chcesz poprowadzić lekcję za mnie?

- Ale proszę pani, Martyna rzuciła na mnie zaklęcie i jak przestanę mówić, to umrę.

- Martyna, czy to prawda? - Popatrzała podejrzliwie.

- Skądże! - Dziewczyna wstała oburzona. - Wszyscy wiemy, że czarownice bez księgi zaklęć są bezużyteczne.

- Pewnie nauczyłaś się zaklęć na pamięć - dodał Hubert.

- Skończcie ten cyrk. Martyna siadaj, a Ty Hubercie się przymknij.

- Ale, jak się zamknę, to umrę. Pani nic nie rozumie.

- Buzia na kłódkę! - Krzyknęła nauczycielka, po czym otworzyła dziennik i wpisała Hubertowi uwagę.

- Masz szczęście czarownico, zobaczymy na przerwie czy będziesz taka cwana.

Martyna zlękła się, gdy nagle odezwał się tajemniczy głos:

- Nie martw się Martynko, dopóki jestem przy tobie, to nikt nie zrobi ci krzywdy.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

Dwadzieścia minut później rozległ się dzwonek szkolny. Hubert, razem z Norbertem i Rupertem, wyszli jako pierwsi. Martyna czekała, aby wyjść ostatnia. Wszyscy koledzy i koleżanki mierzyli ją wzrokiem, po czym szeptali coś między sobą. Martyna skierowała się do swojej szafki po książki na kolejną lekcję, jaką była biologia. Nagle szafka zatrzasnęła się, a za nią stała trójka gnębicieli.

- Co tam trzymasz w szafce czarownico? Na pewno gotujesz jakiś wywar z żabich nóżek i skrzydeł nietoperza. Pokaż, co tam masz, pokaż, nie wstydź się. - Zaczął Hubert.

- Chłopie, pogrzało cię? Gdy otworzysz jej szafkę, to rzuci na ciebie klątwę. Lepiej tego nie rób. - Dodał sarkastycznie Rupert.

- Przestańcie, zostawcie mnie. - Dziewczynka zaczęła płakać.

Nagle tajemnicza i niewidzialna moc odepchnęła trójkę bandziorów. Jeden uderzył w ścianę, drugi poleciał na jego brzuch, a trzeci wyleciał przez okno, rozbijając przy tym szybę.

- Co tu się dzieje! - Nauczycielka biologi przybiegła jak na zawołanie.

- To ona to zrobiła, ona jest czarownicą! - Krzyknął tarzający się po podłodze Hubert.

- A co Norbert robi na podwórku? Wracaj tu! - Nauczycielka zaczęła machać do chłopaka przez szybę... która była cała.

Cała sprawa ucichła po tygodniu. Martyna bardzo polubiła ducha Howarda, nie wiedząc do czego to może prowadzić. Niestety dar dziewczynki miał również minusy. Martyna słyszała coraz więcej głosów, widziała coraz więcej duchów, zjaw i upiorów. Ostatecznie postanowiła, że naskarży na Howarda i przy okazji spyta się Kostuchy, czy istnieje jakaś możliwość na usunięcie daru. Kostucha, jak na zawołanie, zjawiła się pewnego dnia na szkolnym korytarzu. Martyna musiała udawać, że jej nie widzi, ale jak tu udawać, skoro Śmierć była coraz bliżej. Odziana była w czarną, podziurawioną szatę, a kościaną głowę skrywała pod kapturem. Między Kostuchą biegały inne dzieci, które jej nie widziały. Martyna uciekła do łazienki, aby nie rozmawiać z Kostuchą publicznie.

Zamknęła się w jednej z kabin i czekała. Po chwili zauważyła, jak czaszka przechodzi przez drzwi od kabiny. To było przerażające doświadczenie i chyba nic bardziej strasznego już nigdy nie doświadczy. Kostucha wpatrywała się w nią swoimi bezdennymi oczodołami. Czas zdawał się stanąć w miejscu. Czaszka skręciła lekko głowę w bok i odezwała się syczącym głosem:

- Howard. - Głos Kostuchy wbił w serce dziewczynki setki igieł.

Oczywiście nie dosłownie. Dziewczynka postanowiła zebrać odwagę i odpowiedziała:

- Mam pytanie pani Kostucho. Czy istnieje jakaś możliwość, na usunięcie mojego daru?

- To nie jest miejsce na takie pytania. Howard. - Kontynuowała.

- Dopóki nie odpowiesz, to nie wydam Howarda. - Uciekła z łazienki.

Wiedziała, że igra ze Śmiercią. Wybiegła ze szkoły i skierowała się w stronę miasta.

- Uff, dziękuję ci Martynko. Musimy uciekać! - Zaniepokoił się Howard.

- Tylko gdzie?! - Dziewczynka biegła przed siebie, gdy nagle uderzyła w jakiegoś mężczyznę.

Przewróciła się na tyłek. Kiedy uniosła głowę zobaczyła dłoń, która chciała pomóc jej wstać. Podała mężczyźnie dłoń i już po chwili stała na własnych nogach.

- Przepraszam, że w pana wbiegłam. - Spuściła głowę w dół.

- Nie martw się, nic się nie stało. Pójdziemy na lody?

- Lody? Na jakie lody?! Przecież się nie znamy! Kim pan jest?!

- Howardowi zaufałaś, a mnie nie chcesz?

- Co?! Skąd pan wie o Howardzie? Pan też go widzi?

- Tak córeczko, a teraz powiedz co u ciebie słychać. - Uśmiechnął się czule.

- Ty bydlaku! - Martyna zaczęła okładać go rękami po brzuchu, lecz po chwili przytuliła go.

- To co z tymi lodami?

- Oczywiście! - Odpowiedziała ze łzami szczęścia w oczach.

Kilka minut później, siedzieli już w lodziarni. Martyna zamówiła sobie cytrynowe, a jej tata truskawkowe.

- Gdzie się podziewałeś? Dlaczego nas zostawiłeś?

- Wiesz, szczerze to nie zostawiłem, a poszedłem szukać lekarstwa. Masz ten sam dar, co ja. Musimy to przerwać, ponieważ sprowadzimy na siebie same kłopoty.

- Masz rację tato, to nie jest normalne. Spytałam Kostuchę, czy można usunąć ten dar. Odpowiedziała, że to nie jest dobre miejsce na takie pytania.

- Wiem, o co chodzi. Musimy udać się do siedziby Śmierci. Na cmentarz.

- Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł. - Dziewczynka zniechęciła się.

- Lepszego nie znajdziemy.

Dziewczynka nie odpowiedziała. Dokończyli w ciszy swoje lody i ruszyli na cmentarz.

Na nie szczęście, cmentarz znajduje się pięć minut drogi od szkoły. Atmosfera zmieniła się ponownie. Powietrze było bardzo ciężkie, wydawało się, że waży ze sto kilogramów. Ojciec z córką przechodzili obok nagrobków, minęli kaplicę, kościół i wtedy zauważyli Śmierć. Sunęła przed siebie z niewiarygodną lekkością i pilnowała dusz umarłych.

- Kostucho! - Zawołał tata Martynki.

Odwróciła głowę w sekundę i zaczęła się do nich zbliżać. 

- Oddamy tobie Howarda, a Ty odpowiesz na nasze pytanie. Rozumiemy się? - Zaproponowała dziewczynka.

- A-ale, jak to? Byliśmy przyjaciółmi Martynko! Jak możesz to robić! - Howard się sprzeciwił.

Kostucha raz dwa zawinęła na jego szyi sznur, przygwoździła do jego nagrobka, wypowiedziała swój wiersz i wykonała Rytuał Zamknięcia. Wszystko trwało jakieś piętnaście sekund.

- Pytanie - wysyczała z wrogim nastawieniem Kostucha.

- Czy istnieje jakaś możliwość usunięcia daru Martyny? - Spytał tata.

- Jedno pokolenie wstecz, musi oddać życie i duszę swą. - Śmierć przyglądała się im z wielką uwagą.

Ojciec posmutniał. Dokładnie wiedział, co należy zrobić. Zaczął płakać, wtedy klęknął i odwrócił ku sobie córkę.

- Tato, czemu płaczesz, coś się stało? Rozumiesz, o co chodzi?

- Wiesz córeczko? Zawsze cie kochałem, dlatego wyruszyłem na wyprawę, by znaleźć lekarstwo. To ja jestem lekarstwem.

- Nie rozumiem. - Zdziwiła się.

- Rodzic, który również posiada dar, musi się poświęcić, aby jego dziecko żyło normalnym życiem.

- To znaczy... to znaczy, że Śmierć cie zabierze?! Nie chcę! Nie chcę tego!

- Nie mamy wyboru, a ja chcę żebyś dożyła spokojnej starości. Pamiętaj, że zawsze przy tobie będę. Zawsze będę cie obserwował. Zawsze będę trzymał kciuki. Niestety nie będziemy mogli się spotkać, porozmawiać, zobaczyć, ale pamiętaj, że twój tatko zawsze będzie miał na ciebie oko.

Martyna nie skomentowała tego. Stała i płacząc, wpatrywała się w bohatera... w swojego ojca.

- Dobrze Pani Kostucho. Zrobię to. - Wstał i wyprostował się.

Śmierć się nie cackała. Wbiła bez ostrzeżenia swoje kościste paluchy w brzuch człowieka, po czym wyjęła serce. Mężczyzna upadł na ziemię. Kostucha następnie narysowała krwistą pieczęć na czole dziewczynki. Obok Martyny pokazał się duch... duch jej ojca. Położył swoją dłoń na jej czole, po czym Śmierć puknęła ją lekko swoim kciukiem w czoło. Dziewczynka upadła. Straciła przytomność.

Obudziła się nieokreślony czas później. Wciąż znajdowała się na cmentarzu, lecz tajemnicza atmosfera zniknęła. Mogła nareszcie odetchnąć z ulgą.

Dzień później odbył się pogrzeb ojca. Wyszło na to, że popełnił samobójstwo. Martyna opłakiwała swojego bohatera tygodniami, miesiącami, latami. Ostatecznie wyrosła na porządną kobietę, która już nigdy więcej nie doświadczyła zjawisk paranormalnych.

**********************************

Witam. I co myślicie? Rozdziały trzymają poziom, czy jest coraz gorzej?

I tak... wiem, że wszystko dzieje się bardzo szybko, że przelatuję przez zdania, ale taki już urok One Shot'ów... znaczy moich One Shot'ów. Po prostu chcę przedstawić jakąś wymyśloną przeze mnie historyjkę, a nie zamierzam się rozpisywać na kilkanaście rozdziałów. Napiszcie komentarz, abym wiedział, że ktoś tu jest ;)

Miłego wieczoru, pozdrawiam.   M.

PS: Zobaczycie błędy, to informujcie, jak zawsze. Będę wdzięczny.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro