Żelaznoszczęki
Muzyka z szafy grającej, która stała w rogu baru, rozwiewała nieprzyjemną atmosferę. Większość miejsc było wolnych, siedziało tylko kilku pijaczków, którzy dokańczali swoje trunki. Na dworze padał śnieg, zbliżała się północ, czyli godzina zamknięcia baru. Dwóch mężczyzn rozpoczęło jeszcze jedną grę w bilarda.
- Zakład, że zdążę cie pokonać przed zamknięciem knajpy? - spytał blondyn.
- Nie ma mowy, nie dasz rady - odpowiedział grubszy kolega.
- Jeśli nie zdążycie, to was zamknę - wtrąciła barmanka z uśmiechem, która czyściła kufle.
Mężczyźni nie odpowiedzieli, skupili się na grze.
- Dziękuję bardzo, dobranoc. - Pijaczek, który siedział przy barze zapłacił i skierował się do drzwi.
Te niespodziewanie otworzyły się i złamały mężczyźnie nos. Zalał się krwią i poleciał na podłoże. Stracił przytomność w momencie uderzenia głową o drewnianą, przegniłą podłogę. Wszyscy spojrzeli w stronę tajemniczego jegomościa. Mężczyzna był wysoki, dobrze zbudowany, a ubrany był w długi czarny płaszcz. Na głowie miał równie czarny kapelusz.
- Przepraszamy, zaraz zamykamy. - Barmanka nie przejęła się losem pijaczka, który barwił brązową podłogę na czerwono.
Mężczyzna milczał. Popatrzał na lewo, na prawo i podszedł do stołu bilardowego.
- Panie, mógłbyś nam nie przeszkadzać? Nie widzisz, że gramy? - Poirytował się Jim.
- Cicho bądź, nie szukamy kłopotów - szepnął Howard, po czym rzekł głośniej - chcesz z nami pograć?
Mężczyzna wciąż milczał, rozglądał się tylko. Po chwili podniósł białą bilę, zbliżył do ust i przegryzł na pół z dziwnym skrzypiącym odgłosem. Połówka bili spadła na ziemię, a drugą zaczął przeżuwać w ustach.
- Cholera, co jest grane?! Jak Ty to zrobiłeś? - Przeraził się Howard.
Pijaczek ze złamanym nosem zaczął otępiale wstawać. Wtedy mężczyzna zbliżył się do niego, złapał za szyję i przygniótł do ściany. Pijak po chwili udusił się lub utonął we własnej krwi, nie wiadomo. Mężczyzna zwolnił chwyt, a martwe ciało upadło na ziemię.
- On jest chory! Uciekajmy! - Zawołała barmanka.
- Nie zamierzam uciekać - rzekł Jim - czego od nas chcesz?
- Gdzie jest Max Swagger? - Jego głos brzmiał jak stare, skrzypiące, żelazne ustrojstwo.
- Kto taki? Nie znam, a Ty Howard?
- Nie udawajcie, że go nie znacie. To on założył tę knajpę, a moim zadaniem jest go wyeliminować.
- No dobrze, spróbujemy ci pomóc, ale... - Jim nie dokończył.
Mężczyzna złapał go z całej siły za szczękę i szybkim ruchem wykręcił jego głowę w tył tak mocno, aż potylica Jima dotknęła pleców. Kręgosłup wyszedł mu szyją, a z otworu zaczęła się sączyć krew.
- Do jasnej cholery, Jim! - Wykrzykiwał Howard, lecz było za późno.
Mężczyzna zdjął kapelusz i szal, a Howard zamarł ze strachu. Morderca posiadał pół twarzy, gdyż na miejscu szczęki znajdował się żelazny, trochę zardzewiały mechanizm, który robił mu za otwór gębowy.
To dlatego tak skrzypiało za każdym razem, gdy coś mówił. To w ten sposób przegryzł bilę - pomyślał.
Barmanka z zaskoczenia uderzyła mężczyznę kijem bejsbolowym w głowę. Upadł nieprzytomny na ziemię.
- Zamknij bar i uciekamy - rozkazał blondyn.
- O niczym innym nie marzę. - Zgasiła światła, po czym wybiegli na zewnątrz.
Zamknęła drzwi na klucz i zaczęli biec przed siebie, ile sił w nogach.
- Powinniśmy pójść na policję? - spytała barmanka.
- Nie sądzę, pójdziemy do mnie i poszukamy jakichkolwiek informacji na temat tej knajpy, Maxa Swaggera i tego mordercy.
- Ach, przepraszam, zapomniałam, nazywam się Anna.
- A ja jestem Howard. Kolega, który miał mniej szczęścia ode mnie, nazywał się Jim. Co ja powiem jego żonie?
- A musisz jej cokolwiek mówić?
- Tak, bo to moja siostra.
Resztę drogi przeszli w milczeniu. Mijali bogate domy, sklepy, parkingi. Śnieg wciąż padał, zasypywał im głowy.
- Daleko mieszkasz? - spytała po pięciu minutach.
- Już niedaleko, spokojnie.
- Jestem spokojna.
- To dlaczego drżą ci dłonie?
- Po prostu... po prostu zimno mi.
- Masz, załóż to. Ja mam gruby sweter. - Howard zdjął zimową kurtkę i podał dziewczynie.
Założyła w mgnieniu oka i uśmiechnęła się.
Podeszli pod drzwi jednego z bloków, które prowadziły na klatkę schodową, po czym weszli do środka. Wbiegli po schodach na trzecie piętro i znaleźli się pod białymi drzwiami. Mężczyzna wyjął w pośpiechu klucz, włożył w otwór, przekręcił i pchnął lekko drzwi.
- Witaj w moich skromnych progach. Czuj się jak u siebie w domu.
- Dz-dzięki. - Zamknęła za sobą drzwi na klucz.
Mieszkanie Howarda nie było za duże, dwa pokoje, kuchnia, łazienka, korytarz. Mieszkanko umeblowane było całkiem bogato, więc "skromne progi" odpadały.
- Dawno nikt tu nie sprzątał. - Zachichotała, gdy zauważyła jego bieliznę na parapecie.
- Wiem, wiem, nie zwracaj na to uwagi. Mieszkam sam, większość czasu spędzam w swojej pracowni, u siostry lub w tamtej knajpie.
- Widywałam cię tam bardzo często, ale byłeś dla mnie jednym z klientów. Teraz jesteśmy znajomymi tak?
- Można tak powiedzieć.
Howard od dawna chciał ją poderwać, ale był za bardzo nieśmiały i wstydliwy.
- Wspominałeś coś o pracowni, co tam ciekawego porabiasz?
- Chodź, to ci pokażę.
Złapał ją za przedramię i zaprowadził do ostatniego pokoju. Zamknął za sobą drzwi, zasłonił okna i zapalił światło. Ten pokój był największy w domu, a w środku znajdowało się "centrum dowodzenia".
- Tak się składa, że jestem tajnym detektywem. - Uśmiechnął się.
- Że co proszę? - Oczy kobiety niemalże wyskoczyły z oczodołów.
- Chyba mnie przez to nie zostawisz? Pomożesz rozwiązać mi tę zagadkę?
- Oczywiście, ale jestem w szoku. Jesteś ostatnim człowiekiem, którego osądziłabym o bycie detektywem.
- Dobrze, zabierajmy się do pracy. - Włączył dwa komputery.
- A więc, opowiesz mi co tu porabiasz?
- Tak, jasne. Na tej tablicy, na którą właśnie patrzysz, zapisuję i zbieram wszystkie poszlaki, ślady, ważne urywki z gazet i tak dalej, i tak dalej. Tamten telefon służy do odsłuchiwania wszystkich rozmów telefonicznych, które mają miejsce na komisariacie.
- Podsłuchujesz policjantów?
- Pracuję dla nich, dlatego udostępnili mi podsłuch.
- I dlatego nie chciałeś iść na policję. - Zaśmiała się.
- Ciszej, właśnie trwa jakaś rozmowa. - Kliknął dwa przyciski i wziął porządny łyk napoju gazowanego w puszce.
- "Powoli, niech się pani nie denerwuje. Proszę złapać oddech i opowiedzieć od początku."
- "Mój mąż, Jim Hudgans nie wrócił do domu. Zawsze przesiaduje w knajpie i gra w bilarda, pół godziny temu zamknęli bar, a jego jeszcze nie ma. Co mam robić?!".
- To moja siostra! - Poderwał się mężczyzna.
- "Rozumiem, wyślemy tam swoich ludzi i damy znać."
- Cholera... znajdą jego ciało. - Załamał się. - Dlaczego mu nie pomogłem, dlaczego stałem jak pajac.
- Przestań się obwiniać, widziałeś jaką morderca miał siłę? Nie dałbyś rady go powstrzymać, zwłaszcza, że to były sekundy.
Po chwili zadzwonił telefon Howarda. Spojrzał na niego, przetarł łzę i odebrał.
- Howard? Mamy kolejną sprawę, dzwoniła twoja siostra, zgłosiła zaginięcie męża. Podobno jest twoim kolegą, nie wiesz gdzie on jest?
- Nie, nie wiem, ale mogę go poszukać. - Głos mu nieco zadrżał.
- Rozumiem, jak coś znajdziesz, to daj znać. Do usłyszenia.
Rozłączył się.
Anna zaczęła przeglądać internet. Howard w tym czasie zapisywał coś w swoim notatniku. Znalazła pewne ogłoszenie.
- Howard, spójrz na to.
- Co tam masz? Przeczytaj, śmiało.
- Zaginęła. Niska, szczupła siedemnastolatka. Blond włosy, niebieskie oczy, w dniu zaginięcia ubrana była w jeansy, czarne adidasy i skórzaną kurtkę. Ktokolwiek ją spotka, proszę o natychmiastowy kontakt z policją. Przewidywana nagroda.
- Słyszałem o tym wiele razy, zajmowałem się tą sprawą przez pewien okres czasu, lecz utknąłem w pewnym punkcie. Szukaj dalej, tym się nie przejmuj.
- A to? Max Swagger, urodzony... hmmm... nie podali żadnej daty.
- Pokaż. - Mężczyzna usiadł obok nowej koleżanki i spojrzał w monitor.
- "Dawny bandyta, który należał do licznego gangu. Zmienił swoją osobowość i założył knajpę, aby nie dopadły go grzechy przeszłości. Pracował także jako chirurg, niestety jego działalność była nielegalna. Zarobił na tym grube miliony." Jest tu jeszcze do jakiej szkoły chodził, gdzie mieszkał i inne pierdoły. - Przeczytała Anna.
- To nam daje trochę do myślenia. Tylko gdzie możemy go znaleźć? - Howard zaczął rozmyślać.
- Poczekaj, musimy jeszcze znaleźć informacje na temat tego człowieka z żelazną szczęką.
- Myślisz, że w internecie podaliby jakiekolwiek informacje na jego temat? - Podrapał się po głowie.
- Możemy spróbować. Co by tu wpisać... hmm... "człowiek z żelazną szczęką", "człowiek z żelazną gębą"... nic. Nic nie ma. - Kobieta posmutniała.
Chciała pomóc, ale jak na razie do niczego się nie przydała.
- A wpisz "Żelaznoszczęki".
- Jest! - poderwała się z radości - "Żelaznoszczęki, a właściwie Casper McMillan, były żołnierz Marine, który w trakcie misji stracił szczękę. Odmówił sobie pomocy medycznej. Po utracie części ciała zaginął na kilka lat. Pewnego dnia został odnaleziony przez dawnych kolegów z oddziałów Marine, którzy zauważyli na jego twarzy żelazny mechanizm, robiący mu za otwór gębowy. Casper zamordował swoich kolegów, obrabował setki domów i sklepów i poszedł do więzienia na dożywocie, po tym, jak zjadł z nienawiści do samego siebie, współlokatorów celi." - Anna złapała się za usta.
- Teoretycznie, to siedzi w wiezieniu. Praktycznie, to zabił mojego najlepszego przyjaciela, a teraz szuka Maxa Swaggera. Anno, jesteś barmanką, nie wiesz czegokolwiek na temat założyciela knajpy?
- Gdybym wiedziała, to bym powiedziała. Założył ją dawno temu.
- Rozumiem. Wiesz, mam zamiar zakończyć tę sprawę, więc pomożemy Casperowi znaleźć Maxa. Co Ty na to?
- Nie rozumiem, dlaczego chcesz pomóc mordercy? - Anna popatrzyła na niego, jak na idiotę.
- Powiedział, że chce go zlikwidować, więc pewnie chce się zemścić. To prowadzi do tego, że Max Swagger jest największym przestępcą w tej sprawie.
- Wow, teraz rozumiem. Ok, wchodzę w to.
- Dobrze, więc ruszajmy pod knajpę. Casper powinien się tam kręcić.
Wyszli z mieszkania, po czym Howard zamknął je na klucz. Zeszli ostrożnie po schodach na parter. Howard otworzył drzwi prowadzące na dwór i już chciał wyjść, gdy nagle Żelaznoszczęki złapał go za czoło i przybił do ściany.
- Coś ukrywasz człowieczku, mów gdzie jest Max Swagger! - Wykrzyknął ze skrzypiącym dźwiękiem.
- Puść go! - Wrzasnęła Anna, ale Casper nie słuchał.
- Ca-Casper, posłuchaj mnie. - Wciął się Howard.
- Skąd wiesz jak się nazywam? - Mężczyzna poluzował uścisk.
- Wiem kim jesteś i co masz zamiar zrobić. Chcemy ci pomóc, mamy wspólnego wroga. Obiecuję, że załatwię ci wolność, rozumiesz? Po wszystkim każdy pójdzie w swoją stronę, a ty nie pójdziesz do więzienia, masz to jak w banku.
- Zgadzam się.
- Może powinniśmy sobie odpuścić? Max Swagger na pewno jest niebezpieczny.
- Niebezpieczny, to ja jestem - dodał Casper.
- Mogę zadać pytanie? - spytał Howard - Dlaczego chcesz go wyeliminować?
- To on mi to zrobił - złapał się za dolną część mechanizmu - powiedział, że jest utalentowanym chirurgiem i bez problemu wykona mi przeszczep szczęki. Położyłem się na jego stole operacyjnym, po czym podał mi lek usypiający. Obudziłem się następnego dnia w lesie z bandażem na twarzy. Gdy wróciłem do domu i odkryłem to ustrojstwo, obiecałem sobie, że go zabiję za wszelką cenę.
Howard i Anna zaniemówili.
Chwilę później cała trójka ruszyła do knajpy. Znaleźli się pod budynkiem o trzeciej w nocy. Anna, jako posiadaczka klucza, otworzyła drzwi. Wszyscy weszli bezszelestnie i zaczęli się rozglądać za czymś, co od początku przykuwało uwagę wszystkich klientów. Mowa o tajnych drzwiach zaraz przy toalecie. Obok futryny znajdował się czytnik kart. Anna pewna siebie przeskanowała swoją kartę pracy. O dziwo drzwi otworzyły się.
- Skąd masz tę kartę? Ukradłaś Maxowi? - Zdziwił się Casper.
- Żartujesz? To moja własność. Pomyślałam, że może pasować i pasuje. Wchodzicie czy nie?
- Panie przodem. - Zaproponował Howard.
- Wejdźcie pierwsi, muszę zawiązać but. Na co czekacie? Nie marnujmy czasu. - Ponagliła.
Mężczyźni weszli do środka, a zaraz za nimi... zatrzasnęły się drzwi.
- Anno! Co się stało?! - zaczął wrzeszczeć Howard.
- Nic! Karta nie działa. Poczekajcie, zaraz sprawdzę drugi sposób.
Mężczyźni rozejrzeli się. Znajdowali się w pustym pokoju, nagle jedna ze ścian zapaliła się. To była szyba, a za nią znajdowała się... Anna.
- To pułapka! - Żelaznoszczęki wydał z siebie dźwięk hamującego pociągu.
- Nie martwcie się. Zaopiekuję się wami. - Machnęła do nich.
Do pokoju wleciał gaz usypiający. Mężczyźni usnęli jak małe dzieci.
Howard obudził się nieokreślony czas później, przypięty był pasami do stołu operacyjnego. Znajdował się na sali operacyjnej. Wokół niego walało się pełno narzędzi i przyrządów do operacji. Obok niego leżał Casper z dziurą w brzuchu, wykrwawiał się coraz bardziej. Po chwili do Howarda podeszła Anna w stroju pielęgniarki. Na twarzy miała maseczkę chirurgiczną.
Po chwili, kobieta nachyliła się nad twarzą Howarda, po czym wbiła mu nóż między żebra. Odchyliła delikatnie maseczkę chirurgiczną, cmoknęła w policzek i rzekła:
- Doktor Max Swagger już przyjmuje.
Uśmiechnęła się, a oczy mężczyzny zaczęły robić się coraz mniejsze i mniejsze, i mniejsze, aż w końcu zamknęły się i ujrzały nieskończoną, i wieczną ciemność.
*****************************************************
Witam was po kolejnym One-Shot'cie. Jestem ciekaw czy się tego spodziewaliście. Chciałbym również przeprosić, że opowiadanie pojawiło się tak późno. Mam nadzieję, że się podobało. Zostawcie po sobie jakiś ślad. Dziękuję za przeczytanie i zapraszam do kolejnego One Shota, który pojawi się... niedługo ;). Miłego dnia, pozdrawiam. M.
PS: Informujcie o błędach ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro