Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Walcząc Samotnie

Co by się stało gdyby nagle
jeden z superbohaterów
zniknął?

Jak drugi, poradziłby sobie
z ratowaniem Paryża?

Przekonajcie się sami.

-Zaliczone. -Powiedziałam wystawiając pięść w bok i uśmiechając się do siebie.

Od dobrych pięciu lat razem z Czarnym Kotem bronimy Paryża przed ofiarami Władcy Ciem. Mieliśmy swoje wzloty i upadki jak to w partnerstwie bywa. Bywało też tak, że czasem potrzebowaliśmy pomocy innych superbohaterów, ale zawsze po udanej misji przybijaliśmy sobie żółwika. Jednak nie tym razem.

Tym razem nie usłyszałam odpowiedzi Kota. Zdziwiona odwróciłam głowę szukając go wzrokiem. Opierał się o barierkę wieży Eiffla i patrzył na zachodzące słońce. Podeszłam do niego zmartwiona przyglądając mu się dokładnie.

-Jesteś ranny Kocie? -Zapytałam patrząc w jego zielone kocie oczy. Wydawały się dziś tak strasznie smutne.

-Nie. Wszystko ze mną okej. -Westchnął odwracając wzrok.

-Ej Kotku co się dzieje? -Zapytałam zmartwiona a w tej chwili moje kolczyki zapikały po raz trzeci dzisiejszego wieczora.

-Nie ważne. Idź bo kończy ci się czas. -Powiedział nie patrząc na mnie. Zagryzłam wargę nie wiedząc co robić.

-Kocie widzę, że coś cię trapi. Wiesz, że mi możesz powiedzieć prawda?

-Nie, Biedronko nie mogę. -Powiedział rozżalonym głosem.

-Dlaczego? -Zapytałam zdziwiona.

-Jezu Kropka ile lat się znamy? -Zapytał podnosząc trochę głos.

-No... Jakieś pięć lat już będzie. -Odpowiedziałam niepewnie.

-Właśnie. Od pięciu lat się w tobie kocham a ty od pięciu lat mnie olewasz. Nie mam ochoty się tobie żalić. Nie z moich uczuć. -Warknął i odpychając się swoim kijem wzbił się do góry oddalając się od wieży Eiffla.

Zacisnęłam pięści i przygryzłam wargę. Miałam ochotę się rozpłakać. Uwielbiałam Kota. Był wspaniałym partnerem i cudownym przyjacielem, ale... Właśnie, ale był też Adrien którego darzyłam, jak mniemam, ogromnym uczuciem. Ty jego Mari... A on ma cię w nosie. Usłyszałam cichy głosik w głowie.

-B..biedronko? -Usłyszałam cichy głos. Odwróciłam się i dopiero teraz przypomniałam sobie o zakumizowanej dziewczynie.

-Wszystko w porządku? Zostałaś opętana przez Akumę, ale już jest po wszystkim. Możesz wracać do domu. -Powiedziałam na pamięć już wyuczoną regułkę a moje kolczyki znów zapikały.

-Muszę lecieć. Na razie! -Powiedziałam i pomagając sobie swoim jojo wzbiłam się w powietrze a już po chwili wylądowałam na swoim dachu w momencie gdy ostatnia kropka zniknęła z kolczyków. Westchnęłam cicho i spojrzałam zamyślona na horyzont.

-Ale jestem głodna. -Usłyszałam cichy głosik Tikki.

-Idź sobie poszukać coś w pokoju. Ja tu chwilę zostanę. -Powiedziałam uchylając klapę do mojego pokoju a gdy kwami wleciało do środka znów zamknęłam klapę. Siadłam na podłodze i wpatrzyłam się w niknące słońce.

-Coś się stało Marinett? -Usłyszałam znajomy głos a po plecach przeszły mi ciarki. Odwróciłam się i spojrzałam w kocie oczy i poczułam skurcz w żołądku. Byłam pewna że usłyszałam Adriena.

-K..kocie co tu robisz? -Zapytałam zdziwiona. A on tylko wzruszył ramionami.

-Patroluje miasto. Zobaczyłem cię z daleka i wydawałaś się smutna dlatego chciałem sprawdzić czy nie będziesz pożywką dla kolejnej Akumy.

-Oh rozumiem. -Mruknęłam pod nosem.

-Co się stało moja pani? -Zapytał a ja westchnęłam. Czyli nie tylko do Biedronki się tak zwraca.

-Pokłóciłam się z przyjacielem.

-Ehh to tak jak ja. Też pokłóciłem się z przyjaciółką. -Powiedział smutno.

-Z Biedronką? -Zapytałam udając głupią.

-Tak.

-Co ty w niej widzisz Kocie? Bez stroju jest pewnie nikim. -Powiedziałam smutno.

-Sam nie wiem. Po prostu wydaje się taka inna od wszystkich dziewczyn.

-Inna? -Zapytałam nie wiedząc co ma na myśli.

-Jest inteligentna, zabawna, zawsze niesie pomoc nie ważne, że bez stroju może być nikim. Nie ważne kto skrywa się pod maską bo bez niej jest przecież tą samą osobą. Osobą w której się zakochałem. -Powiedział a ja czułam jak moje policzki robią się gorące.

-Może po prostu jest już z kimś związana? Pomyślałeś o tym?

-To niech mi to powie do cholery wprost. Niech mnie nie zwodzi bo ja tak dłużej nie wytrzymam. -Powiedział cicho a mi się ścisnęło serce widząc jak po jego policzku płynie łza.

-Przepraszam. -Powiedziałam nie bardzo zdając sobie sprawy ze swoich słów.

-Za co Marinett mnie przepraszasz... To przecież nie twoja wina.

-S..sama nie wiem. Po prostu mi przykro. Nie przejmuj się tak Biedronką na pewno niedługo się to jakoś wyjaśni.

-Ehh... A ty? O co się pokłóciłaś z przyjacielem? -Zapytał a ja się spięłam. Przecież nie mogę mu powiedzieć bo się z orientuje, że to ja jestem Biedronką.

-Eee... Ja.. Yyy... Znaczy... To głupoty nie ma o czym gadać. Hehe. -Zaczęłam się jąkać. Kot tylko westchnął i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

-Co byś zrobił gdybyś ją poznał? -Zapytałam niepewnie trochę bojąc się odpowiedzi.

-Ale ja ją znam Marinett. Wiem jaki jest jej ulubiony kolor, gdzie kupuje bułki na śniadanie, jakie filmy lubi, znam jej wszystkie ulubione miejsca wiem nawet że chodziła do tej samej szkoły co ja. Wiem o niej prawie wszystko. Jedyne czego nie wiem to jak ma ma imię. -Westchnął smutno a ja nie wiedziałam co robić.

Znamy się tak długo nigdy mnie nie zawiódł. Czy to odpowiedni czas żeby mu powiedzieć? Zagryzłam wargę zastanawiając się.

-Chciałbym ją zabrać do kina, na kolacje, ale nie mogę bo nasze przemiany mają limity, a ona nie chce żebyśmy wiedzieli kim jesteśmy pod maskami.

-Ja... Kocie poczekasz chwilę? Muszę wejść do środka, ale zaraz wrócę... -Zapytałam wiedząc już co powinnam zrobić i nim mi odpowiedział zniknęłam w swoim pokoju.

-Tikki gdzie jesteś? -Zapytałam cicho.

-Co się stało Mari? -Kwami w sekundę znalazło się przy mnie.

-Myślę że to najwyższy czas wyjawić Kotu prawdę.

-Ale jesteś tego pewna?

-Jestem. Tikki kropkuj. -Poczułam jak przez moje ciało przechodzi przyjemne ciepło a już po chwili stałam w swoim stroju. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam znów na dach niestety nie było na nim Kota. Podbiegłam szybko do barierki i zobaczyłam jak znika w ciemności.

-Kocie! -Krzyknęłam za nim jednak się nie odwrócił. Uderzyłam pięścią w barierkę i wyskoczyłam przez nią kierując się tam gdzie przed chwilą zniknął. Niestety nie udało mi się go dogonić. Szukałam go jeszcze przez jakiś czas, ale na nic się to zdało bo jakby rozpłynął się w powietrzu. Westchnęłam smutno i wróciłam do swojego pokoju obiecując sobie, że przy najbliższej okazji wyjawię mu prawdę.

Siedziałem na kanapie przed telewizorem oglądając wiadomości i słuchając jęków Plagga.

-Adrien musimy tam iść. Ona tym razem bez ciebie sobie nie poradzi. -Marudził mi przy uchu.

-Poradzi sobie. Zawsze ze wszystkim sobie radzi. -Warknąłem zły.

Poczułem uścisk w żołądku gdy złoczyńca rzucił Biedronką o ścianę. Zacisnąłem pięści przerażony. Nagle biedronkę osłoniła zielona skorupa Żółwia a Lisicy udało się wytrącić przeciwnikowi z ręki przedmiot z którego po rozdeptaniu wyleciała akuma. Żółw pomógł wstać biedronce a ta zarzuciła swoim jojem i złapała motyla a kamera skierowała się na Nadję która prowadziła wiadomości.

-Dziś po raz kolejny Biedronka z ledwością pokonała kolejną ofiarę akumy. Jak długo jeszcze dziewczynie uda się ratować nasze miasto przed złoczyńcami bez pomocy Czarnego Kota? -Powiedziała do kamery po czym znów obraz przeniósł się na trójkę bohaterów.

-Biedronko gdzie się podział Czarny Kot? -Zapytała przysuwając Kropce mikrofon do twarzy, ale ona ledwo stała podtrzymywana przez Żółwia i Lisice.

-Nie mamy pojęcia co się dzieje z Kotem, ale jeśli nas słyszysz sierściuchu lepiej skończ z tymi wakacjami bo zaczyna się robić nie ciekawie. -Lisica powiedziała odsuwając mikrofon od biedronki. Kolczyki Biedronki zaczęły pikać.

-Kitka musimy spadać. -Powiedział Żółw poważnie a ta tylko skinęła głową i odbili się od ziemi dalej trzymając ledwo przytomną Biedronkę a Nadja znów skierowała swoje słowa do widzów.

-Czy Czarny Kot wróci po trzy miesięcznym zniknięciu, by pomóc Biedronce w pokonaniu Władcy Ciem? Czy to Władcy Ciem uda się któregoś dnia pokonać Biedronkę i zniszczyć Paryż? -Nadja zrobiła krótką pauzę.

-Przed państwem Nadja Chamack wiadomości. -Dodała a na ekranie pokazały się reklamy proszku do prania. Opadłem na kanapę zdając sobie sprawę, że od jakiegoś czasu stoję.

-Przestał byś się już dąsać jak dzieciak i pomógł byś jej. Któregoś dnia sobie nie poradzi. Sam widzisz, że moce Lisicy czy Żółwia nie zawsze wystarczają, ona potrzebuje twojej pomocy Adrien. -Mówił Plagg a ja wiedziałem, że ma rację.

-Niech cię szlag! Plagg wysuwaj pazury.

Od trzech miesięcy nie miałam kontaktu z Czarnym Kotem. Tak strasznie się bałam, że już go nie zobaczę, że dorwał go Władca Ciem. Na początku jakoś dawałam sobie radę z Lisicą i Żółwiem, ale z czasem złoczyńców było już coraz więcej i byli coraz silniejsi. Nie nadążaliśmy się regenerować a już musieliśmy iść pokonać kolejnego. Byłam wykończona a teraz jeszcze to. W momencie gdy moje ciało uderzyło o ścianę myślałam, że umrę, że to jest już koniec, a jedyne o czym pomyślałam to była zamaskowana twarz przyjaciela.

-Przepraszam Kocie. -Powiedziałam cicho czując jak Lisica i Żółw sadzają mnie pod jakimś drzewem.

-Chyba majaczy... -Powiedział skorupiak.

-Nie wiem, chyba trzeba ją zabrać do szpitala. -Odpowiedziała Lisica.

-Wiesz, że nie możemy. Nie możemy poznać swoich tożsamości. -Powiedział znów Żółw.

-Ale ona zginie jak jej nie pomożemy. -Powiedziała Kitka.

-Alia... -Wyszeptałam cicho.

-Czekaj coś mówi. -Powiedział Żółw a Lisica się pochyliła nade mną.

-Przeproś ode mnie kota. Powiedz, że chciałam mu wszystko wyznać gdy był ostatnio ze mną na dachu, ale uciekł. -Szepnęłam czując jak ulatują ze mnie siły.

-Biedronko nie zasypiaj. Co mamy robić? Co robić? -Słyszałam panikę w głosie przyjaciółki.

-Odsuńcie się od niej. -Ten głos.. Czy mam już omamy? Poczułam jak ktoś mnie unosi i gładzi mój policzek.

-Kropeczko otwórz oczy, spójrz na mnie proszę. -Usłyszałam błagający głos i piknięcie moich kolczyków. Z wielkim trudem podniosłam powieki i spojrzałam w kocie oczy.

-Musiałam być umierająca, żebyś do mnie wrócił? -Zapytałam cicho.

-Przepraszam Moja Pani, już nigdy cię nie zostawię, ale proszę wytrzymaj to, nie umieraj.

-Dlaczego wtedy uciekłeś?

-Kiedy Kropeczko?

-Ostatniego wieczora gdy ze mną walczyłeś... Byłeś na dachu piekarni.

-Byłaś tam? -Widziałam szok w jego oczach.

-Tak... Po tym co wtedy powiedziałeś... Chciałam ci wtedy wszystko powiedzieć. Powiedzieć kim jestem... -Syknęłam z bólu.

-No już Biedronsiu to nie ważne teraz. Wyciągnę cię z tego. -Mówił płaczliwym głosem. A przez moje ciało przeszedł ostry ból. Jęknęłam cicho przykładając dłoń do brzucha. Usłyszałam pikanie mirakulów tamtej dwójki o której zapomniałam.

-Uciekajcie, Kocurek się mną zajmie. -Szepnęłam a oni rozeszli się jedno w jedną stronę, drugie w drugą.

-Zaniesiesz mnie do szpitala? -Zapytałam niepewnie.

-Oczywiście Kropeczko, ale co z twoją przemianą? -Zapytał a moje kolczyki jak na zawołanie zapikały przed ostatni raz.

-Gdy zniknie... Gdy będę sobą. Powiesz, że spadłam ze schodów...

-Ale Kropeczko...

-Cii już dobrze i tak chciałam powiedzieć ci to trzy miesiące temu tam na dachu piekarni. Nie mogę już tego dłużej ukrywać. Nie chcę... -Powiedziałam a on niepewnie tylko skinął głową.

-Tikki odkropkuj. -Powiedziałam cicho a po moim ciele przeszło ciepło a już po chwili leżałam w ramionach kota jako prawdziwa ja. Zobaczyłam w Kocich oczach łzy.

-Matko jaki ja byłem głupi. Przez cały ten czas to byłaś ty... ja... Niech to szlag! Plagg chowaj pazury. -Błysnęło zielone światło a ja zobaczyłam przed sobą Adriena. Uśmiechnęłam się do siebie nie do końca wierząc w to co widzę.

-Adrien... Ja... Przepraszam...

-Za co Moja Pani. -Po jego policzkach leciały łzy a ja znów poczułam przeszywający ból.

-Odtrącałam Kota bo jestem zakochana w tobie... Ale to już nie ważne nie mam już siły. -Powiedziałam cicho, zamykając oczy.

Byłem przerażony. Czułem że ledwo oddychała. Idiota! Jak mogłem ją zostawić? Jak na swoje dwadzieścia lat byłem kompletnym kretynem. Myślałem biegnąc uliczką z moją ukochaną na rękach.

-Nie umieraj księżniczko, wytrzymaj jeszcze chwilkę zaraz się tobą zajmą. -Szepnąłem przytulając ją do siebie i wbiegłem do szpitala.

-Pomocy! -Krzyknąłem już w drzwiach a koło mnie pojawił się jakiś lekarz.

-Matko boska co się stało? -Zapytał przerażony patrząc na nią.

-Ona... Spadła ze chodów błagam niech ją pan ratuje. Ja nie przeżyje gdy coś jej się stanie. -Powiedziałem czując łzy cieknące po policzkach.

-Nosze! Przynieście nosze! -Krzyknął lekarz a już po chwili szedłem krok za lekarzami.

-Zrobimy co w naszej mocy żeby z tego wyszła, ale pan musi zostać tutaj. -Powiedział jeden z lekarzy zatrzymując się przed salą.

-Musi pan ją uratować... Bez niej... Paryż będzie stracony. -Powiedziałem patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

Lekarz zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie później spojrzał na dziewczynę i znów na mnie.

-Nie martw się. Wyciągnę ją z tego. -Powiedział po czym zniknął za drzwiami.

Nie wiedziałem co mam robić. Potwornie się o nią bałem. Siadłem na krześle i czekałem aż drzwi sali się otworzą, aż lekarz powie, że ona z tego wyjdzie, że nic jej nie będzie. Poczułem w kieszeni wibracje. Wyjąłem telefon i odebrałem połączenie od Nino.

-Halo?

-Hej gościu co jest? Byliśmy umówieni na kino nie? -Usłyszałem w słuchawce głos przyjaciela.

-Odebrał? Daj mi telefon. -W tle usłyszałem Alyę.

-Adrien!? Gdzie ty jesteś!? Czy wszyscy musicie się spóźniać!?

-Spokojnie Alya zdążymy. -Usłyszałem jak przyjaciel ją uspokaja.

-Jakie spokojnie? Jakie spokojnie za piętnaście minut się zaczyna film na który czekam od pół roku a oni się spóźniają. A Mari nawet nie odbiera telefonu. -Krzyczała do słuchawki.

-Idźcie sami.

-Żartujesz sobie ze mnie prawda? -Zapytała nieźle wkurzona, ale nie zwróciłem na to uwagi.

-Jestem w szpitalu. -Powiedziałem załamany.

-Co on powiedział? Nie słyszałem go. -Zapytał Nino.

-Jak w szpitalu co się stało? -Zapytała zmartwiona a w jej głosie nie było już ani odrobiny złości.

-Marinett... Miała wypadek przyniosłem ją a teraz czekam aż lekarz skończy...

-Zaraz będziemy. -Usłyszałem jej poważny głos i dźwięk przerwanego połączenia. Westchnąłem cicho i zamknąłem oczy modląc się, żeby moja księżniczka wyzdrowiała.

Nie wiem jak długo siedziałem na szpitalnym krześle, wydawało mi się to ciągnąć latami. Gdy lekarze w końcu wyszli z sali w której zamknęli się z Marinett, zerwałem się z krzesła i podszedłem do niego.

-Co z nią? -Zapytałem zdenerwowany. Lekarz na mnie spojrzał zmęczonym wzrokiem.

-Chodźmy gdzieś w ustronniejsze miejsce. -Powiedział ruszając przed siebie.

-Chcę ją zobaczyć. -Powiedziałem błagalnie. Lekarz spojrzał ma mnie i westchnął.

-Spokojnie. Wszystko będzie w porządku. Proszę chodź teraz ze mną. -Powiedział siląc się na uśmiech a na korytarz właśnie wpadła Alya z Ninem.

-Adrien! Co się stało!? Gdzie ona jest!?

-Mari... Ona... spadła ze schodów... -Powiedziałem spuszczając głowę. Było mi wstyd. Dobrze wiedziałem, że jej stan jest moją winą.

-Pana proszę ze mną. -Powiedział lekarz przerywając nam rozmowę. Bez żadnego więcej słowa ruszyłem za nim.

Lekarz wszedł do gabinetu na końcu korytarza, a ja zamknąłem za nami drzwi. Patrzyłem jak siada i przeciera dłonią twarz.

-Panie doktorze? -Zapytałem niepewnie. Mężczyzna na mnie spojrzał.

-Chłopcze... Po pierwsze musisz bardziej uważać na to co mówisz. -Powiedział nabierając poważnego wyrazu twarzy a ja zrobiłem zdziwioną minę nie wiedząc o co mu chodzi.

-Wystarczyło jedno wypowiedziane przez ciebie zdanie, wasz wygląd i jej obrażenia żebym się zorientował kim jesteście. -Powiedział a ja przełknąłem ślinę przerażony.

-Oczywiście wiem co tak na prawdę się stało, ale dla dobra całego Paryża utrzymam to w tajemnicy i przyjmę twoją wersję ze schodami, chociaż musiało by być ich na prawdę dużo żeby doprowadzić ją do takiego stanu. -Westchnął.

-Rozumiem. -Powiedziałem smutno.

-Druga sprawa jest taka, że będzie długo z tego wychodzić bo najprawdopodobniej jej organizm już przed dzisiejszą walką był mocno nadwyrężony i potrzebuje na prawdę dużo czasu żeby się wyleczyć.

-Ale wyjdzie z tego prawda? -Zapytałem błagając w duchu by potwierdził.

-Wyjdzie ale przez tydzień, albo dwa zostanie w szpitalu. A przez miesiąc lepiej, żeby się nie nadwyrężała...

-Rozumiem nie pozwolę jej walczyć coś wymyślę. -Powiedziałem poważnie a lekarz tylko skinął głową.

-Co do jej obrażeń to ma pęknięte kilka żeber i zwichnięty lewy nadgarstek, pomijając te wszystkie rany cięte, ale jeśli będzie odpoczywać to do dwóch, trzech tygodni jej się polepszy.

-Rozumiem. I dziękuję za wszystko doktorze. -Powiedziałem a on się uśmiechnął, ale po chwili znów zrobił poważną minę.

-Mogę zadać ci pytanie chłopcze?

-Oczywiście proszę pytać.

-Dlaczego ją zostawiłeś na tak długo? Nie widziałeś, że ledwo dawała radę? -Zapytał a ja spuściłem głowę zmieszany.

-Ja... Wiem, że zachowałem się jak dzieciak. Pokłóciliśmy się, ale naprawię to wszystko bo ją kocham.

-Rozumiem. Więc idź do niej. -Powiedział wskazując mi drzwi a ja skinąłem tylko głową i wyszedłem. Na korytarzu od razu zaatakowała mnie Alya.

-Adrien! Co się stało gdzie Marinett!?

-Mari spadła ze schodów. Ma pęknięte kilka żeber i zwichnięty nadgarstek, ale niedługo dojdzie do siebie.

-Jak to się stało? Przecież chyba nie da się tak załatwić spadając ze schodów... -Mówiła idąc za mną.

-Alya proszę cię, chcę do niej iść i zobaczyć jak się czuje. -Powiedziałem zmęczonym głosem.

-No to chodźmy. -Powiedziała a ja niepewnie ruszyłem do jej sali.

Gdy weszliśmy do środka stanąłem przy jej łóżku powstrzymując łzy. Leżała nieprzytomna. Na jej twarzy i odsłoniętych ramionach widać było liczne otarcia i zadrapania. Zacisnąłem pięści zły na siebie, bo to przeze mnie jest w takim stanie.

-O matko... -Szepnęła przerażona Alya a gdy spojrzałem na nią zobaczyłem łzy na jej policzkach.

-Zaraz... Alya czy ona z tymi zadrapaniami nie przypomina ci kogoś? -Zapytał nagle Nino.

-O matko! -Powtórzyła Alya i wyciągnęła telefon. Kontem oka zobaczyłem, że włącza biedrobloga i przegląda zdjęcia.

-O cholera... Marinett jest... -Powiedziała totalnie zaskoczona.

-Ale czekaj skoro Mari jest Biedrą... -Spojrzała na mnie a ja się spiąłem.

-Przyniosłeś ją tu. To ty jesteś kotem!

-Alya ciszej, ktoś może usłyszeć. -Powiedział Nino, ale widać było, że też jest zszokowany.

-Coś ci się ubzdurało. Mari po prostu spadła ze schodów. -Powiedziałem niepewnie bojąc się konsekwencji. Przecież Alya prowadzi bloga o Biedronce jeśli się dowie prawdy i wrzuci na bloga kto jest super bohaterami będą mieli problem.

-Nie rób ze mnie idiotki Adrien wiem jakie rany odniosła Bierda i widzę jak wygląda Marinett.

-Czekaj... Skąd wiesz jakie rany odniosła nie widziałem cię tam... -Odezwał się Nino i zapadła chwila ciszy. Cała trójka mierzyła się wzrokiem do momentu w którym po pomieszczeniu rozniósł się cichy jęk. Wszyscy spojrzeliśmy na Marinett.

-To chyba odpowiednia chwila Kotku. -Powiedziała słabym głosem uśmiechając się do mnie. Skinąłem głową i powiedziałem.

-Okej. Macie rację jesteśmy Biedronką i Czarnym Kotem. -Westchnąłem.

-Alya twoja kolej. -Powiedziała Mari cicho a ja zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi.

-Ale jesteś pewna, że to dobry pomysł? -Zapytała a Mari tylko skinęła głową.

-Jestem Lisicą.

-Co!? -Krzyknąłem zdziwiony w tym samym czasie co Nino.

-Nino? -Znów odezwała się Marinett.

-Ehh... Okej jestem Żółwiem.

-Co!? -Tym razem krzyknąłem to z Alyą.

-Skoro już wszystko jasne przepraszam was, ale wszystko mnie boli. Chciałabym odpocząć. -Powiedziała Marinett. Skinęliśmy głowami i zaczęliśmy wychodzić.

-Adrien... -Usłyszałem jej cichy głos więc się odwróciłem.

-Zostaniesz chwilkę, ja... Chciałam porozmawiać...

-Spotkamy się później. -Powiedziałem do Nina i Alyi. Skinęli głowami i wyszli zamykając drzwi. Podszedłem do niej i delikatnie usiadłem na brzegu łóżka.

-Ja... Przepraszam Kropeczko byłem idiotą zostawiając cię z akumami samą.

-Nie. To ja przepraszam. Gdyby nie to odtrącanie cie nic takiego by się nie stało.

-Jestem superbohaterem... Powinienem przełknąć dumę i ratować świat a strzeliłem focha jak dzieciak. -Westchnąłem a w pokoju zapanowała chwila ciszy.

-Twoje uczucia do Biedronki pewnie się zmieniły przez te trzy miesiące nie obecności? -Powiedziała odwracając wzrok.

-Tak zmieniły się.

-Tak zmieniły się. Nasiliły się jeszcze bardziej. -Powiedział a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

-Kocham cię jeszcze bardziej i fakt, że pod maską jesteś nikim innym jak Marinett sprawia, że jeszcze bardziej chcę żebyś była ze mną, ale wiem, że to raczej nie możliwe po tym jak cię opuściłem. -Powiedział smutniejąc a w moim brzuchu rozszalały się motyle.

-Kocie... Przez ten czas gdy cię nie było zdałam sobie sprawę, że jesteś dla mnie kimś ważnym... Bardzo ważnym. Nawet nie wiesz jak się bałam, że to Władca Ciem cię dorwał i nie mogłam pozbyć się myśli, że to z mojej winy. Zdałam sobie sprawę, że cię Kocham Kocie... -Powiedziałam zaciskając dłonie na szpitalnej pościeli bojąc się jego reakcji.

Poczułam jak się do mnie przysuwa. Podniosłam głowę trochę do góry spoglądają na niego niepewnie. Spojrzał mi w oczy kładąc dłoń na policzku i pomału złączył nasze wargi razem. Oddałam pocałunek czując w brzuchu motyle.

-Marinett Dupain-Cheng czy zostaniesz moją dziewczyną? -Zapytał gdy odsunął ode mnie swoje wargi a ja, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa, skinęłam tylko głową po czym znów złączyliśmy nasze usta razem tym razem jednak na trochę dłużej.

Witam ^^

Pod poprzednim shotem pisałam, że pewnie będzie jedyny z Miraculum, ale tak mnie jakoś naszło żeby coś jeszcze napisać i jest.

Zmieniłam więc okładkę tytuł 'książki' na One-Shoty i dodałam kolejnego a co XD

Od dość długiego czasu mam problem z pisaniem i nie wiem czy to tylko o Naruto chodzi czy ogolnie o pisanie, a to co dziś wrzucam to pojedyńcza akcja po której znowu na profilu zapadnie cisza, czy może uda mi się coś jeszcze wymyślić.

Nie wiem, zobaczymy z czasem.

W każdym razie życzę wam miłego dnia/wieczora/nocy
(niepotrzebne wykreśl)
i do zobaczenia następnym razem robaczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro