Arbre De Vie
Dawno dawno temu, w dalekich zakątkach krainy Frescot pewna wojowniczka przemierzała pole walki na swoim białym jak śnieg rumaku z grzywą jak u roszpunki.
Czarnowlosa bowiem wracała z walki pomiędzy dwoma krolestwami, w tym i jej. Bitwa okazała się sukcesem dla młodej wojowniczki i jej wierzchowca, iż wyszli z niej bez szwanku.
Dziewczyna westchnęła z ulgą spoglądając na Arisę (bowiem tak nazywała sie klacz). Klaczka parsknęła dumnie z wysoko uniesioną głową.
Wtedy usłyszały głuchy stukot kopyt, który z każdą chwilą był bliżej i bliżej. Potem usłyszały świst i nim dziewczyna się spostrzegła jej klacz leżała na trawie ze strzałą wbitą w klatkę piersiową, a ona sama upadła na trawę całkowicie oszołomiona.
Przez chwilę nie zdawała sobie sprawy co się stało, ale jak zobaczyła zbliżającego się mężczyznę z bronią, chwyciła za swoją szablę i ruszyła do walki.
Wściekła dziewczyna z ogromną siłą wbiła szablę w serce przeciwnika tym samym nokautując go.
Oddychała ciężko patrząc na swojego rumaka.
-Trzeba go pochować - jak powiedziała tak zrobila. Tylko gdzie pochować konia w miejscu śmierci tysiąca ludzi. Rozejrzała się w około i spostrzegla starą wierzbę.
Od razu ruszyła w jej kierunku starając się chociaż trochę zmienić miejsce położenia jej wierzchowca.
W końcu szczęśliwa i dumna z siebie szatynka pochowała Arisę tak jak trzeba.
Usiadła pod wierzbą i zapadła w głęboki sen. Obudziło ją rżenie, więc postanowiła otworzyć oczy.
Zobaczyła ją. Klaczka, którą niedawno pochowała biegała po łące w około drzewa. Sama roślina miała aurę niczym anioł.
Czy to możliwe? Żeby drzewo uleczyć mojego konia?
Poruszyła zdretwialymi nogami i poszła do rumaka. Dotknęła chrap zwierzęcia patrząc czy to napewno nie sen.
Zwierzę parsknęło szczęśliwie i przytuliło dziewczynę, na tyle ile pozwalała mu jego zwierzęca natura i budowa ciała.
Po zebraniu rzeczy wciąż nie wierząc w możliwość zmartwychwstania ruszyła w stronę domu ponownie do siadając swojego wierzchowca.
Po powrocie opowiedziała swojej wiosce co wydarzyło się pod wierzbą.
Część ludzi, która uwierzyła słowom dziewczyny pognała do magicznego drzewa budując w okół jego miasto istniejące aż do dziś (nie istnieje więc nawet nie szukajcie, stworzyłam takie tylko za potrzebą książki dop.aut) noszące dumny tytuł ,,Arbre De Vie". Z francuskiego oznacza to ,,drzewo zycia"
Drzewo stanęło w centrum miasta, nigdy nie umierając. Niektórzy składali hołt roślinie, z przekonaniem, iż naprawdę uzdrawiało ono życie.
Odnotowano inne przypadki nadnaturalnego wyzdrowienia, a nawet i zmartwychwstania, za które ludzie czcili wierzbę.
Koń, który jako jeden z pierwszych (nie wiemy ile ludzi i zwierząt przed tym drzewo uzdrowiło) doświadczył niesamowitej mocy stanął na czele armii u boku czarnowłosej piękności.
Taki przedpremierowy rozdział XD. Złapała mnie wena i postanowiłam przelać ją na elektroniczne kartki.
Mam nadzieje ze wam się podoba.
Kocham was:** Rey
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro